Rozdział 19
Rhiannon
Gdy się obudziłam, nie było już w łóżku, Deana. Usiadłam i zaczęłam się rozglądać, ale nie zobaczyłam, ani jednej jego rzeczy, ani nie usłyszałam szumu wody. Zagryzłam wargę i wstałam z łóżka. Poszłam do łazienki i odkręciłam wodę pod prysznicem. Weszłam pod strumień wody i pozwoliłam jej płynąć swobodnie po moim ciele. Musiałam przestać kochać, lecz to było zbyt trudne. Choć, Dean powiedział w pewnym stopniu deklarację w nocy, to jednak nie wierzyłam w to za bardzo. Nie chciałam robić sobie zgubnych nadziei.
Wyszłam spod prysznica i opatuliłam się ciepłym ręcznikiem. Przeszłam do garderoby i z komody wyciągnęłam bieliznę, a później krótkie spodenki oraz podkoszulek na jedno ramię. Spięłam włosy w koka i wyszłam z pokoju. Poszłam w stronę kuchni, z której dochodziły dziwne dźwięki. Weszłam do niej z pewnością, że zobaczę w niej Charlotte, ale zostałam mile zaskoczona, gdy zobaczyłam, Deana. Miał ubraną na sobie wczorajszą koszulę, a jej rękawy podwinął do łokci. Mieszał coś na patelni. Mimowolnie się uśmiechnęłam na ten widok. Był tutaj, a nie uciekł zaraz po obudzeniu.
– Nie chciałem ciebie obudzić – powiedział, nie odwracając się.
– Nie obudziłeś – podeszłam do niego. – Byłam pewna, że już ciebie nie będzie, gdy się obudzę.
– Czemu miałaś takie wrażenie?
– Dean, naprawdę? – spojrzałam na niego. – Przecież, to ty. Wiem o tobie dużo więcej, niż ty pewnie o sobie.
– Wszystko możliwe – zacisnął szczękę i dokończył mieszanie jajek na patelni.
Gotowe danie, podał kilka minut później. Zrobił jajecznicę. Było to najprostsze danie, ale zyskał dużego plusa, że się starał. Usiadłam do stołu, a Dean zrobił to samo po przeciwnej stronie. Wzięłam widelec i nabrałam dania. Zaczęłam go rzuć, ale co chwilę mi coś chrupało. Próbowałam przerzuć na jeszcze drobniejsze kawałki, ale to nic nie dawało. Chwyciłam serwetkę i wyplułam do niej, to coś.
– Umiesz gotować? – spytałam, prosto z mostu.
– To jajecznica. Tego nie da się zepsuć – wzruszył ramionami.
– A te skorupki z jajka, co robią w środku? Wiesz, że daje się samo jajko bez jego otoczki, którą jest skorupka?
– Oczywiście, że wiem – popatrzyłam na niego spod uniesionych brwi. – Kurwa, nawet i to spierdoliłem – wstał od stołu i zabrał patelnie, wkładając ją do zlewu.
– Dean, przecież nic się nie stało – starałam się załagodzić sytuację. Jego telefon zaczął dzwonić, więc nawet bez patrzenia na wyświetlacz odebrał.
– Mów... Jestem u Rhiannon... A Archie?... Kurwa... Dobra, przywieź. Podam ci adres – byłam nieco zdziwiona faktem, że to mój adres podał, a nie swój.
– O, co chodzi? – zapytałam, gdy się rozłączył.
– Samuel, ten, którego poznałaś, nie ma z kim zostawić córki, więc jako dobry wujek wziąłem małą do siebie. Mają tutaj przyjechać za chwilę.
– Nie umiem opiekować się dziećmi – zaprzeczyłam szybko. To, że byłam chrzestną, nie znaczyło, że umiem z nimi obcować.
– Spokojnie, ja wiem, bo już miałem z małą do czynienia.
Kiwnęłam głową w zrozumieniu i poszłam do salonu. Byłam ciekawa, czy faktycznie był tak dobry, jak mówił. Włączyłam telewizor, który bardzo rzadko oglądałam i zaczęłam przeglądać, czy było coś ciekawego. Albo ja byłam tak wybredna, albo po prostu nic ciekawego nie było. Dean, usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem. Nie byłam zła, że pozwolił, aby zostawił tutaj jego przyjaciel córkę, ale mógł się chociaż zapytać. Przynajmniej każdy normalny człowiek by tak postąpił, gdyby nie był, górą lodową. Po pół godziny, usłyszałam dzwonek do drzwi. Dean, który siedział obok, wstał z sofy.
– Twoi goście przyszli – mruknęłam.
– Mogłabyś być milsza – odburknął, zanim otworzył drzwi.
– Przepraszam, że tak nagle, ale chciałbym wziąć Emmę na romantyczny wypad we dwoje – do apartamentu wszedł brunet, który na rękach miał małą brunetkę.
– O osiemnastej musimy wyjść na przyjęcie, więc fajnie, jakbyście do tego czasu wrócili – wstałam z sofy i podeszłam do mężczyzny. Zaraz za nim stała niska brunetka, która wyglądała bardzo niewinnie i dziewczęco. Była to ta sama dziewczyna, co ostatnio.
– Wrócimy – zapewniła, dziewczyna. – Emma, teraz możemy się lepiej poznać – podała mi dłoń.
– Rhiannon – odwzajemniłam gest i uśmiechnęłam się do niej.
– Chodź do wujka, księżniczko – wystawił ręce do małej o wziął ją od ojca. – Lećcie już, żebyście się później nie spóźnili.
Pożegnaliśmy się z nimi i spojrzałam na Deana, który wyglądał, jakby dla niego to nie byłoby nic strasznego, opieka nad dzieckiem przez najbliższe pięć godzin. Położył jej torbę na krześle i rozebrał. Mała, najpierw rozejrzała się nie pewnie po wnętrzu, a później kazała dać się na ziemię. Chodziła od okna do okna, rozglądając się i dotykając wszystkiego. Usiadłam na sofie i wodziłam za nią wzrokiem. Wolałam mieć ją na oku i uważać, żeby niczego nie zepsuła. Rozumiałam, że była malutka, ale to nie równało się z tym, że gdy czegoś dotknie i zrzuci, to nie obejdzie ją kara. Dean, chodził za dziewczynką i starał się jej pilnować. Odpowiadał na jej pytania i tłumaczył wszystko. W pewnym momencie podeszła do mnie i dotknęła mojego brzucha.
– Dzidzi? – otworzyłam szerzej oczy i popatrzyłam w strachu na Deana.
– Jakie; dzidzi?
– Ciocia, Osi ma dzidzi tutaj – dotknęła jeszcze raz mojego brzucha.
– Ja nie mam dzidzia – uśmiechnęłam się do niej.
– Ale będziesz mieć?
– Nie wiem, kochana – dotknęłam jej włosków. – Chcesz coś zjeść?
– Nie. Mami, dała mi am. Baje – pokazała na telewizor palcem. – Ksieznicki.
– Już poszukamy, czy ja w ogóle mam jakieś bajki – posadziłam ją obok mnie. Dean, usiadł obok dziewczynki i bawił się jej rączkami. – Mogą być takie? – zapytałam się, gdy znalazłam jakąś bajkę, w której były księżniczki.
Mała nie odpowiedziała, tylko kiwnęła głową. Oparłam rękę na podłokietniku, a później głowę na dłoni. Patrzyłam na bajki, które leciały oraz na dziewczynkę, która mówiła, niektóre słowa w swoim języku. Obserwowałam Deana, który bardzo swobodnie zachowywał się przy dziecku. Patrzyłam od czasu do czasu na zegarek, ale wskazówki jakby zamarły w miejscu i nie chciały się ruszyć. Wstałam z kanapy i poszłam do kuchni. Nalałam sobie wina do kieliszka i wypiłam je jednym haustem. Po chwili do kuchni wszedł Dean i spojrzał najpierw na mnie, a później na kieliszek.
– Nie za wcześnie?
– Nigdy nie ma złej pory, żeby się napić – westchnęłam. – Nie musisz jej pilnować? – pokazałam naczyniem w stronę salonu.
– Cassidy.
– Co? – pomrugałam parę razy i wróciłam do niego spojrzeniem.
– Mała ma na imię, Cassidy. Usnęła.
– Przeniesiemy ją do mojej sypialni, żeby tutaj nie spadła z sofy – odłożyłam naczynie i poszłam do salonu.
Cassidy, wyglądała bardzo słodko z cumelkiem, a rączki miała ściśnięte w piąstki. Była śliczna. Malutka, pulchniutka, po prostu śliczna brunetka. Wzięłam ją na ręce i zaczęłam z nią iść, gdy drzwi wejściowe się otworzyły i stanęła w nich, Charlotte. Na zmianę otwierała i zamykała usta w szoku. Przeskakiwała wzrokiem pomiędzy mną, a Parkerem. Pokręciłam głową i poszłam do mojego pokoju. Położyłam ją na środku łóżka i usiadłam po jednej jej stronie, obserwując małą dziewczynkę. Nie musiałam długo czekać, żeby Lottie, pojawiła się w mojej sypialni.
– Zostawiłam ciebie tylko na chwilę z górą lodową, a tu widzę, że nawet dziecko już sobie zrobiliście – zaśmiała się.
– Cicho, bo ją obudzisz – upomniałam ją, na co zrobiła zdziwioną minę. – Przyjaciel Deana, ją dał mu do opieki. Mają po nią przyjść za kilka godzin.
– Rozumiem, rozumiem – starała się ukryć uśmiech, ale jej to nie wychodziło. – Dzisiaj ostatnie wyjście – bardziej stwierdziła, niż zapytała. Kiwnęłam głową.
– Zgadza się. Za kilka godzin już więcej nie spotkam się z kimś takim, jak Dean Parker. Będziemy żyć oboje, jak do tej pory.
– Ale ty go kochasz, dziewczyno! Jak mogłaś mu tego nie powiedzieć? Przecież wiesz, że teraz i tak to nie jest ważne.
– Co nie jest ważne? – zapytał się Dean, wchodząc do pokoju.
– Nic. Nasze sprawy z Charlotte – posłałam mu niepewny uśmiech. – Popilnuj młodej, a ja pójdę coś szukać na wyjście – wstałam z łóżka. – Aha – zatrzymałam się w pół kroku. – Tylko streszczaj się szybko z przebraniem. Nie chcę zostać sama, gdy przyjdą po swoją córkę.
– To moi przyjaciele i nie zjedzą ciebie – przekręcił oczami.
– Ale ja mogę zjeść ich – posłałam mu całusa w powietrzu i weszłam do garderoby.
Usiadłam na ziemi i patrzyłam się po sukienkach, jakie miałam. Oparłam się i ukryłam twarz w dłoniach. Nie chciałam, żeby to wszystko tak szybko się skończyło. Nie tego chciałam. Byłam po raz pierwszy w życiu, tak naprawdę zakochana, ale musiałam odpuścić, bo inaczej nic dobrego by z tego nie wyszło. Kochałam, ale musiałam przestać kochać. Poczułam, jak łzy zaczynają płynąć mi po policzku. Tak bardzo byłam w nim zakochana... Lepiej kochać z daleka, niż sprawić tym ból drugiej osobie.
***
Kilka godzin później, Dean pojechał już do siebie, aby się przebrać, Charlotte zajmowała się Cassidy, a ja modliłam się, aby Samuel z Emmą już wrócili. Mieliśmy do wyjścia pół godziny, ale już zaczynałam się denerwować. Chodziłam po całym mieszkaniu, sprawdzając, czy wszystko już spakowałam dla Cassidy. Po raz kolejny wygładzałam swoją srebrną sukienkę, która miała rozcięcie do poły uda oraz bardzo głęboki dekolt na plecach. Zaczęłam bawić się bransoletką na nadgarstku, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. O mało nie wywróciłam się na ziemi, tak szybko doszłam do drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam za nimi zapłakaną Emmę.
– Co się stało? – zapytałam i chwyciłam ją za rękę.
– Nic. Wezmę już Cassidy – widziałam, jak powstrzymywała płacz.
– Samuel? – zaczęłam się za nim rozglądać.
– Proszę, Rhiannon. Daj już mi córkę – po jej policzku zaczęła płynąć łza.
– Może chcesz zostać u mnie? – zapytałam się, a Charlotte podała Emmie, córkę.
– Lepiej będzie, jak już pójdę do siebie. Dziękuję za opiekę – dotknęła mojej dłoni, a później odeszła.
Było mi jej żal. Chciałam się dowiedzieć, co się stało, ale nie znałam jej, aby ingerować w jej życie. Wiedziałam jednak po tym, co zobaczyłam, że trudno im będzie być razem. Emma, była dziewczyną, którą w tej chwili ja się stałam. Zakochaną, lecz nie umiejącą sobie z tym poradzić. Zamknęłam drzwi i wróciłam do mieszkania. Dokonałam ostatnich poprawek i czekałam teraz tylko na przyjście, Parkera.
– Co z twoim wyjazdem do Włoch? – stanęła obok mnie, przyjaciółka.
– Nie wiem – westchnęłam. – Ale chyba nie pojadę. Za bardzo go kocham, abym mogła wyjechać z tego miasta. Może on też coś do mnie czuje? – popatrzyłam na nią. – Wiem, głupie myśli.
– Nie, głupie. Być może tak już nawet jest – wzruszyła ramionami.
– Charlotte – popatrzyłam na nią wzrokiem, mówiącym, aby nie żartowała. – Ale znowu z drugiej strony, ten wyjazd pomógłby mi o nim zapomnieć. Wiem, że kocha kogoś innego, więc mnie na pewno nie pokocha – usłyszałam dzwonek do drzwi. – O, widzisz! Góra lodowa, wiedziała, kiedy ma przyjść.
Wyszłam z salonu i poszłam otworzyć mu drzwi. Gdy go zobaczyłam, moje serce przestało bić. Wyglądał zniewalająco w czarnym smokingu. Widać było, że szyty był na miarę i to od Armaniego. Moją uwagę przykuła muszka, którą miał zawiązaną przy szyi. Po raz pierwszy widziałam go w takim wydaniu. Żałowałam, że to nasz ostatni raz. Siniak, którego miał jako pamiątka po wczorajszej bójce w barze był już o wiele mniej widoczny. Miałam ochotę przejechać po nim palcami, ale się powstrzymałam.
– Chodźmy, bo się spóźnimy – jego głos wyrwał mnie z dziwnego transu, w którym byłam.
– Już idę – cofnęłam się po torebkę oraz płaszcz. – Do zobaczenia – pocałowałam przyjaciółkę w policzek i wyszłam z domu.
Dean, podał mi swoje ramię. Spojrzałam na niego, ale ten tylko to skwitował uniesieniem kącika ust. Uśmiechnęłam się pod nosem i popatrzyłam pod nogi, aby nie spaść ze schodów. Jak na dżentelmena przystało, otworzył drzwi po mojej stronie i poczekał, aż wsiądę. Gdy to zrobiłam, obszedł samochód i usiadł po swojej stronie. Odpalił i ruszył z piskiem opon, jak to miał w zwyczaju. Podczas jazdy, wyciągnął papierosa i go odpalił. Nigdy nie lubiłam ludzi, którzy palili, ale w jego przypadku mi to nie przeszkadzało.
– Chcesz? – poruszał dłonią, w której był papieros.
– Wiesz, że nie pale – przekręciłam oczami.
– Wiem, ale tak się na mnie patrzysz, jakbyś jednak chciała zapalić.
– Nie patrzyłam na ciebie – westchnęłam i odwróciłam od niego głowę.
Wolałam patrzeć za okno, niż na niego. Dziś i tak był nasz ostatni wieczór, jako twarzy reklamy i udawanej pary. Wystarczyło, abym przetrwała kilka godzin i będzie po kolejnym etapie w moim życiu, nazywającym się „Dean".
Kiedy w końcu dojechaliśmy do restauracji, w której odbywał się event, zostawiliśmy swoje nakrycia wierzchnie w szatni. Wchodząc do głównej sali, kelner podał nam po kieliszku szampana. Przyjęłam go z uśmiechem na twarzy. To było coś, czego potrzebowałam. Z daleka zobaczyłam pana Teodora oraz kilka innych osób, dla których robiłam kampanie. Przywitałam się z nimi skinieniem głowy, a później zostaliśmy zaprowadzeni do naszego stolika.
– Czy ty znasz tutaj wszystkich? – zapytał się blondyn, gdy zajęliśmy swoje miejsca.
– Nie wszystkich, ale większość – upiłam łyk szampana. – Tak, jak ty znasz większość dziewczyn z mojej agencji.
– Co to ma znaczyć? – spojrzał na mnie spod zmarszczonych brwi.
– Nic – dopiłam szampana jednym haustem i odstawiłam na tackę kelnera, który przechodził obok. – Widzę tam kogoś znajomego – wstałam z krzesła i poszłam na środek parkietu, na którym były prowadzone rozmowy. – Christa! – podeszłam do koleżanki.
– O mój Boże! Rhiannon! – przytuliła mnie do siebie. – Ile to już lat minęło?
– Trzy. O trzy za dużo – przytuliłam ją jeszcze raz do siebie. – Co tutaj robisz? Czy nie powinnaś teraz być w Chicago?
– Byłam, ale już nie jestem – wzruszyła ramionami. – Nie mogę uwierzyć, że się tutaj spotkałyśmy. Połowa ludzi tutaj wymieniała nazwisko Roderick, ale nie zorientowałam się, że to o ciebie chodzi. Pamiętam dopiero, co twoje podekscytowanie, jak dowiedziałaś się, że ciebie przyjmą do Londynu..
– A teraz być może nawet i do Mediolanu! – uśmiechnęłam się do niej.
– Nie pieprz! Zgodziłaś się?
– Jeszcze się waham... – westchnęłam. – Sama nie wiem, co robić.
– Pewnie to ma związek z twoim chłopakiem – uśmiechnęła się dwuznacznie. – Spełniaj marzenia. Faceta zawsze można wymienić, a marzenia uciekają. Kochana, muszę już lecieć – pocałowała mnie w policzki.
– Musimy się spotkać, jak będziemy w jednym mieście i miały czas.
– Koniecznie! – posłała mi buziaka w powietrzu i po chwili już jej nie było.
Uśmiechnęłam się do siebie i wzięłam następny kieliszek od kelnera. Wróciłam na swoje miejsce przy stoliku. Piłam pomału trunek, uważając, aby nie zrobić sobie i Deanowi wstydu. Zauważyłam kątem oka, jak chciał o coś zapytać, ale się powstrzymał. Cieszyłam się z tego powodu.
Moja przyjaźń z Christa, była dość wybuchowa. Obie byłyśmy w jednej z agencji modelek w Chicago. Ona dostała się na modelkę wybiegową, a ja zostałam komercyjną. Nie wiedziałam, która z nas miała gorzej. Ja musiałam pozować do reklam, albo w nich grać, a ona chodzić po wybiegu.
Przez następne trzy godziny, chodziliśmy z Deanem pod rękę i odpowiadali na różne pytania. Nie były tylko one związane z branżą modową, ale również ze sportem. Widziałam po jego zachowaniu, że sprawiało mu to radość. Uśmiechałam się w odpowiednich momentach, chociaż moje serce krwawiło. To były ostatnie nasze wspólne chwile. Na początku nie chciałam ich w ogóle, a teraz żałowałam, że tak szybko się skończyły. Patrzyłam na niego z uwielbieniem w oczach. Bezwiednie położył mi dłoń na biodrze i docisnął do siebie. Przełknęłam nerwowo ślinę i chciałam się oddalić, ale gdy obaczyłam idącego w naszą stronę pana Teodora, przestałam się ruszać.
– Mogę was prosić? – pokazał na wyjście z sali. Kiwnęliśmy głowami oboje i poszliśmy za nim. Wiedziałam, że to właśnie nasz koniec. – Bardzo wam dziękuję, że zgodziliście się na to, a szczególnie ty Dean. Już jesteście wolni, a Sophia przeleje wam pieniądze na konta.
– To my dziękujemy, że mogliśmy uczestniczyć w tej kampanii – dotknęłam jego dłoni.
– Nie ma za co, panno Rhiannon.
– Ja również dziękuję – podał mu dłoń, Dean.
– Z mojej strony to tyle. Wracajcie już do swoich obowiązków. Przepraszam, że zabrałem was od rodzin, ale niestety ten termin mi najbardziej odpowiadał.
– Nic się nie stało.
– Do zobaczenia – mrugnął do nas okiem i wrócił na salę.
– Możemy już wracać – mruknął cicho, Dean i poszedł w stronę szatni.
Przełknęłam gulę w gardle i poszłam za nim. Podał mi mój płaszcz, który pomógł ubrać i wyszliśmy przed restaurację. Między nami była głucha cisza. Oboje byliśmy daleko myślami, lecz nie wiedziałam w jaką stronę poszły jego. Ja miałam ochotę się rozpłakać, że to koniec. Już nie będę miała żadnego pretekstu, aby się z nim zobaczyć. On, mógł wreszcie ode mnie odpocząć. Nie będzie musiał już być w udawanym związku, a nocne życie Londynu o niego się upomniało. Odwróciłam, ku niemu twarz, aby zobaczyć, jakiekolwiek emocje, ale ich nie zobaczyłam.
Odwróciłam się do niego również ciałem i wyciągnęłam przed siebie dłoń. Blondyn, spojrzał na nią, a później na mnie. Przekrzywił głowę i czekał na wytłumaczenie mojego ruchu. Przełknęłam ślinę, wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić.
– Miło było być twoją udawaną dziewczyną. Tutaj kończy się nasza przygoda – dopiero wtedy uścisnął moją dłoń. – Muszę przyznać, że gdy choć trochę się z tobą pobędzie, nie jesteś takim dupkiem, Parker. Patty, zajmie się wszystkim, co związane z naszym rozejściem się w mediach. Powodzenia.
– Rhiannon... – miał coś dodać, ale jednak zamilknął. – Tobie również. I zakochaj się w końcu w kimś.
W tobie się zakochałam...
– Zrobię to. Żegnam – wzięłam rękę z jego uścisku i odeszłam.
Wtedy pozwoliłam dopiero płynąć łzą. Miałam nadzieję, że mnie zatrzyma, ale nic takiego się nie stało. Wiedziałam, że się we mnie nie zakochał, ale miałam głupią nadzieję, że nie jednak zatrzyma. Chciałam tego, jak niczego więcej. Wzięłam dół sukienki w dłoń i zaczęłam biec. Obraz przede mną był rozmazany przez łzy, które nie chciały przestać płynąć. Jeszcze nigdy nie bolało mnie serce tak, jak w tamtym momencie. Zakochałam się w nim naprawdę. Zakochałam się w kimś, w kim nie powinnam. Złożył deklarację, abym była tylko jego, lecz jej nie wypełnił. Gdyby chciał, zatrzymałby mnie.
Wbiegłam do apartamentowca, a później do mieszkania. Charlotte, siedziała na sofie w salonie. Nic nie mówiła, tylko rozłożyła szeroko ręce. Podbiegłam do niej i rzuciłam się w jej ramiona, zanosząc się większym płaczem.
– Charlotte...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro