Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Rhiannon

Następnego dnia, po długiej i bardzo męczącej sesji do katalogu z różnego rodzaju ubraniami, umówiłam się z Charlotte na kawę do naszej ulubionej kawiarni niedaleko apartamentu. Przez mój tryb pracy, bywało tak, że widziałyśmy się tylko rano i wieczorem przed spaniem. Choć to był trudny dzień to i tak nie chciałam odwoływać naszego spotkania. Mogłyśmy to samo zrobić w domu, ale straciłoby to swój urok.

Przechodząc obok biura pani Sophii, akurat otworzyły się drzwi i wyszła z nich ona oraz Joanna Witt. Obie spojrzały najpierw na siebie, a później na mnie. Pani Joanna, tylko się uśmiechnęła do mnie, powiedziała coś na ucho do Sophii i odeszła. Patrzyłam się za oddalającą się kobietą, która w świecie modelingu znaczyła bardzo dużo.

– Wejdź na chwilę do mojego gabinetu – weszła pierwsza, zostawiając otwarte drzwi.

Byłam ciekawa, o co mogło jej chodzić, dlatego weszłam zaraz za nią. Usiadłam na krześle przed biurkiem i czekałam, aż pani Sophia zacznie temat. Jednak kobieta usiadła w swoim fotelu i wyciągnęła coś z szuflady biurka. Była to koperta formatu A4, która była zaklejona. Położyła ją na blacie i przesunęła w moją stronę. Wzięłam ją do rąk i dopiero wtedy Sophia się odezwała.

– To twój kontrakt do Mediolanu – podniosłam na nią zszokowany wzrok. – Joanna, chce ciebie tam. Ma też znajomego, który jak ciebie zobaczył, od razu powiedział, że musisz być w jego szeregach modelek. Twoje marzenia mogą się spełnić, Rhiannon. Wiem, że masz razem z Deanem zobowiązania wobec Teodora, dlatego dopiero po nich możesz wylecieć.

– Nie spodziewałam się tego – powiedziałam, przyswajając informacje, jakie przed chwilą usłyszałam. – Skąd pani Joanna, wiedziała, że to jest moje marzenie?

– Joanna, jest moją wieloletnią przyjaciółką. Jesteś najlepsza Rhiannon w mojej agencji i nie chciałabym ciebie stracić, ale wiem, że takimi prawami właśnie rządzi się kariera.

– Ile mam czasu na odpowiedź?

– Dwa tygodnie. Ja na ciebie nie naciskam, bo wiem, że jest to trudna decyzja.

– Dziękuje, pani – uśmiechnęłam się do niej i wstałam z miejsca.

– Sophio – upomniała mnie. – Rhiannon, jak poważny jest twój związek z moim synem? – nerwowo przełknęłam ślinę i spojrzałam na nią.

– Dean i ja... To skomplikowane.

– Rozumiem. Przemyśl też właśnie to – dotknęła mojej dłoni. – Jak wyjedziesz, będziesz musiała zacząć wszystko od nowa.

– Wiem o tym – westchnęłam i odwróciłam od niej wzrok. – Jeszcze raz dziękuje, Sophio – wyszłam z jej biura i nie wiedziałam, co miałam myśleć.

Mediolan, był moim marzeniem od dziecka... Był, dopóki nie zaczęłam zakochiwać się w Deanie. Teraz nie wiedziałam, co miałam zrobić. Każda modelka marzy, żeby ktoś ze stolicy mody ją dostrzegł. Moja kariera trwała już kilkanaście lat, aż w końcu sobie na to zasłużyłam. Gdyby ta oferta padła miesiąc temu, nie zastanawiałabym się nad decyzją. Już pakowałabym walizki do Włoch. A teraz nie wiedziałam, w którą stronę iść. To była ciężka decyzja. Miałam dwa tygodnie, aby złożyć podpis na moim kontrakcie z nową agencją. Musiałam porozmawiać o tym z Charlotte. Zawsze każdy problem, lepiej było omówić z kimś drugim.

Kiedy doszłam do naszej kawiarni, przyjaciółka siedziała już na naszym stałym miejscu. Poderwała się z krzesła, gdy mnie zobaczyła. Jej mina szybko zrzedła, gdy zobaczyła moją. Popatrzyłam na stolik, na którym były już dwie herbaty oraz po kawałku ciasta.

– Czy, góra lodowa tobie coś zrobiła? – zapytała od razu, gdy zdjęłam kurtkę i powiesiłam ją na oparciu krzesła.

– Może najpierw usiądź – pokazałam na krzesło. Przewróciła oczami, ale spełniła moją prośbę. – To nie sprawka Deana, ale za to jego matki.

– Coś ci powiedziała?

– Nie – pokręciłam głową. – Joanna Witt, przyniosła dzisiaj do jej biura kontrakt. Do Mediolanu.

– Laska! To gratulacje – chwyciła mnie za dłonie i niemal piszczała.

– Ciszej. Nikt nie musi wiedzieć dookoła – uciszyłam ją gestem ręki. – Dzięki...

– Ale nie jesteś już pewna wyjazdu? To przez Parkera?

– Niestety. Wiesz, gdyby to było kilka miesięcy temu już bym się pakowała, ale teraz nie wiem, co mam robić. Dostałam dwa tygodnie czasu na odpowiedź. To moja życiowa szansa.

– Rozumiem cię doskonale, Rhiannon. Nie doradzę tobie, bo to musi być twoja decyzja. Z jednej strony miłość, a z drugiej marzenia.

– Mówisz, że już wpadłam po uszy? – napiłam się kilka łyków herbaty. – Mam dwa tygodnie. Wszystko się może zdarzyć, akurat nasz układ, czy co tam mamy się skończy.

– Dokładnie. Jeszcze mamy po środku święta.

– Nareszcie. Tyle się z rodzicami nie widziałam, że mnie mama chyba nie wypuści z powrotem do Anglii.

– To ja po ciebie przyjadę – zaśmiała się. – Wiesz, że Greg zna przyjaciela kogoś tam, co potrzebują projektanta mody? Miał się zapytać, czy mają dalej wolne miejsce, a jeśli tak to mam przyjść z moimi rysunkami.

– I dopiero mi teraz mówisz?! Mogłaś od tego zacząć. Gratulacje, Lottie! – wstałam z miejsca i ją przytuliłam. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę! Moja przyjaciółka jeszcze stanie się sławną projektantką mody!

– Nie zapeszajmy – wzięła kęs swojego ciasta. – A teraz opowiadaj, kto cię jeszcze wkurzył na sesji.

W kawiarni siedziałyśmy ponad godzinę. Ludzie koło nas, co chwilę się zmieniali, ale my nawet nie zwracałyśmy na nich uwagi. Kiedy w końcu po dwóch kawach oraz cieście postanowiłyśmy wyjść z kawiarni do środka wszedł mój były narzeczony. Stanęliśmy na wprost siebie i nie wiedzieliśmy, co zrobić. To ja skończyłam nasz związek, bo nie czułam tego czegoś do niego. Bill, był fajnym facetem, ale tylko jako znajomy. Po raz ostatni widziałam jego w dniu, kiedy wyprowadzałam się z jego mieszkania. Patrzyliśmy na siebie przez cały czas. Teraz, poprzez pryzmat czasu, widziałam w nim tylko kolegę. Nie miał tego czegoś, co miał Dean. Blondyn, potrafił to idealnie wykorzystywać. W końcu przeszedł jak huragan przez większość łóżek modelek z mojej agencji. Nikt i nic nie mogło równać się właśnie z nim.

– Cholera! Czemu się zatrzymałaś! – krzyknęła za moimi plecami, Charlotte. – Już rozumiem – powiedziała po chwili, patrząc przede mnie.

Bill, spojrzał na nią, ale szybko wrócił wzrokiem do mnie. Patrzyliśmy się na siebie, jak dwójka nieznajomych. Widząc go przed sobą po tak długim czasie, nie wiedziałam, dlaczego się w nim zakochałam. Czy to, co do niego czułam w ogóle można było to nazwać zakochaniem.

– Rhiannon? – zapytał się cicho, ale ja na to nie zareagowałam, tylko stałam dalej w szoku. – Ile to czasu minęło od naszego ostatniego spotkania? Rok, czy może więcej?

– Cześć, Bill – mruknęłam. – Przepraszam, ale nie pamiętam. Co tu robisz?

– Przyjechałem w sprawach zawodowych – przez cały czas patrzył na mnie intensywnie, przez co zaczynałam się czuć dziwnie. – Słyszałem, że w twoim życiu osobistym dużo się dzieje.

– Jeśli tak mówią, to prawda – wzruszyłam ramionami. – W końcu znalazłam kogoś, do kogo czuje to coś.

– Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa – gdy to usłyszałam, niemal czułam, jak w moim gardle rośnie gula.

– Owszem jestem – posłałam mu uśmiech, który miał wyglądać na szczery.

– Miło się gawędziło, ale musimy już iść – Charlotte, chwyciła mnie za dłoń i wyszłyśmy z kawiarni.

Będąc na zewnątrz, spojrzałam jeszcze raz za siebie. Spotkałam wzrok Billa, który przez cały czas był utkwiony we mnie. Odwróciłam się szybko i zaczęłam iść przed siebie. Przyjaciółka podbiegła do mnie i chciała o coś zapytać, ale widząc mój wzrok podniosła ręce w geście obronnym i odwróciła się. Dobrze wiedziała, że nie jest teraz czas na rozmowy ze mną. Musiałam sama dojść do siebie po spotkaniu Billa. To nie tak, że czułam coś jeszcze do niego, ale spotkanie go w Stanach po tak długim okresie było dla mnie szokiem. Idąc zastanawiałam się, jak mogłam być w nim zakochana. W ogóle nie widziałam w nim tego czegoś. Było to brutalne, ale prawdziwe.

– No pytaj, bo widzę, że już dłużej nie wytrzymasz – popatrzyłam na Charlotte.

– To był narzeczony numer...?

– Dwa. Bill. Facet sobie nie wiadomo, co ubzdurał, a że mi było przykro mu odmówić zgodziłam się za niego wyjść.

– Złamałaś mu serce – zaśmiała się.

– Trudno się nie zgodzić. Ciekawe, czy bardzo cierpiał... Jak myślisz? – popatrzyłam na nią.

– Nie wiem, ale wiem, kto za chwilę będzie cierpiał.

– Kto? – popatrzyłam na nią, gdyż nie wiedziałam, o co może jej chodzić.

– Ty, Rhiannon. Co zrobisz, gdy wasz związek z Deanem się skończy?

– Chciałabym tobie przypomnieć, że my nie jesteśmy w żadnym związku – nad ostatnim słowem zrobiłam cudzysłów. – Wiesz, że to tylko gra, w którą wciągnął mnie Dean.

– Fajnie, a czy twoje serce o tym wie? – popatrzyłam na nią, ale nic się nie odezwałam. – Rhiannon... – chciała coś powiedzieć, ale jej przerwałam.

– Zostawmy ten temat w spokoju.

– Jak chcesz – machnęła ręką.

Dalszą część naszej przechadzki spędziłyśmy w ciszy. Przez cały czas zastanawiałam się nad tym, co mówiła. To zawsze ja byłam tą, która zostawiała facetów. To ja zostawiałam ich ze złamanym sercem, a nie oni mnie. Nie mogłam pozwolić, aby to nagle e relacji z Deanem się zmieniło. Choć chyba część mnie wiedziała, że na to już za późno. Kuźwa, a miałam się nie zakochiwać. To nie było w planie. Wiedziałam, że kocha inną, dlatego na mnie nie było miejsca w jego sercu. Nigdy nie chciałam być tą drugą. W tej relacji również. Na pewno była ode mnie lepsza we wszystkim i ładniejsza. Dean, przyciągał do siebie tylko piękne dziewczyny. Byłam modelką, ale to nie znaczyło, że mogłam się z nią równać. Chciałam ją poznać i przekonać się w czym ona była lepsza.

Nagle z moich myśli wyrwało mnie mocne szarpnięcie za rękę. Charlotte, pociągnęła mnie na bok i ukryła za najbliższym budynkiem. Popatrzyłam na nią, jak na wariatkę, bo nie wiedziałam, o co mogło jej chodzić. Czekałam na jakąkolwiek reakcję z jej strony, ale była zapatrzona na coś za budynkiem. Kiedy otwierałam usta, żeby się odezwać, uciszyła mnie gestem dłoni. Zamknęłam usta i zrobiłam dziwne gesty dłońmi, żeby mi w końcu coś wyjaśniła. Kiedy jednak w dalszym ciągu tego nie robiła, odezwałam się, bo miałam tego dość. Czułam się, jakbym kogoś śledziła i nie mogła się wychylać.

– Charlotte, co ty odpierdalasz? – dotknęłam ją w ramię, aby na mnie popatrzyła.

– Tam jest twój chłopak – pokazała palcem na sąsiedni budynek.

– Jaki chłopak? – zmrużyłam powieki, gdyż nie wiedziałam, o co kogo mogło jej chodzić.

– Naprawdę, Rhiannon? – popatrzyła się na mnie, jak na idiotkę.

– Dean? Mówiłam, że nie jest moim chłopakiem – starałam upierać się przy swoim.

– A seks też uprawialiście na niby – przekręciła oczami. – On się tam wprowadza.

– Kuźwa, nawet nie żartuj – przybliżyłam się do niej i popatrzyłam w to samo miejsce.

Przyjaciółka, nie żartowała. Przed wejściem do apartamentowca stał Dean z kartonami na rękach. Patrzyłam chwilę na niego, jak chodziłam tam i z powrotem. Ten budynek znajdował się niespełna przecznicę od mojego mieszkania. Zacisnęłam szczękę, starając się nie wybuchnąć gniewem, który tylko zaczął przybierać na sile. Kiedy Dean pożegnał się z innymi facetami, którzy mu pomagali przenosić kartony z samochodu, kierowana swoim gniewem, wyszłam zza rogu budynku i skierowałam się w jego stronę.

– Kurwa, Rhiannon! – krzyknęła za mną Charlotte, ale nie zatrzymałam się, tylko szłam przed siebie. Stanęłam dopiero przed Deanem, na którego twarzy wystąpił najpierw szok, a później jego uwodzicielski uśmiech.

– Cześć, czarnulko – dotknął delikatnie moich włosów, ale szybko odgarnęłam jego rękę.

– Możesz mi powiedzieć, co tutaj robisz? – położyłam dłonie na biodrach.

– A co mogę robić? – prychnął i wyciągnął z kieszeni kurtki paczkę papierosów. – Mieszkam. Kupiłem tutaj apartament – odpalił papierosa i wydmuchał dym prosto w moją stronę.

– Mam w to uwierzyć? Przecież mieszkasz zaledwie parę minut ode mnie! Specjalnie to zrobiłeś?

– Rhiannon, nie wygaduj głupot. Najpierw kupiłem ten apartament, a później dowiedziałem się, że mieszkasz niedaleko. Czysty zbieg okoliczności – wzruszył ramionami, zaciągając się papierosem.

– Taki sam zbieg okoliczności, jak nasze pierwsze spotkanie, a później kolejne? Dean, proszę cię – westchnęłam. – To nie jest śmieszne.

– I nie jest, kochanie – dodał uszczypliwie. – Może oprowadzić cię po apartamencie? – przybliżył się do mnie. – A szczególnie po sypialni, która ma bardzo wielkie i wygodne łóżko? – wolną dłonią przejechał po moim policzku.

– Nie, dziękuje – odepchnęłam go. – Lepiej sam je sprawdź. Tutaj masz wolną dłoń i wiesz, co należy z nią zrobić – uśmiechnęłam się do niego zbyt słodko. – Muszę już iść. Do zobaczenia, kiedyś tam – machnęłam dłonią i wróciłam do przyjaciółki, która stała dokładnie w tym samym miejscu, w którym ją zostawiłam.

Widziałam, że chciała się odezwać, ale posłałam jej takie spojrzenie, że pokręciła tylko głową ze śmiechem i zaczęła iść obok mnie. Przez całą drogę do apartamentowca zastanawiałam się, czy te nasze spotkania z Deanem, to naprawdę były zbiegi okoliczności. Nie chciało mi się za bardzo w nie wierzyć. Za pierwszym razem mogło tak być, ale każdy kolejny napawał mnie niepewnością. Przecież nie można było mieć, aż takiego pecha i spotykać daną osobę przez cały czas. Jeszcze cholerne dziesięć minut drogi dzieliło nas od siebie. To nie było dla mnie śmieszne, choć dla idącej obok mnie Charlotte musiało być, bo przez cały czas uśmiechała się pod nosem. Miałam ochotę ją za to udusić, ale wolałam choć trochę się opanować i nie pozbawić się jedynej, prawdziwej przyjaciółki.

– Cholera jasna! Jak on może tak blisko mnie mieszkać?! – krzyknęłam, gdy weszłyśmy do apartamentu.

– Wiesz, to normalne, że ludzie, a szczególnie tacy z kasą jak on, kupują apartamenty w centrum Londynu.

– Ty go jeszcze bronisz? – odwróciłam się w jej stronę?

– Nie bronię, ale przedstawiam tobie fakty – wzruszyła ramionami i usiadła na kanapie w salonie. – Szkoda, że siebie nie widzieliście – zaczęła się śmiać. – Wyglądaliście, jak stare małżeństwo kłócące się parę skarpetek.

– Charlotte, to nie jest śmieszne! – rzuciłam w nią poduszką, którą miałam pod ręką i zaczęłam się śmiać razem z nią.

– Uwierz mi, że było, czarnulko – dodała z głupim uśmiechem. – I co? Ciągle myślisz, że nie jesteś w nim zakochana? Bo patrząc na twoje oczy, mogę powiedzieć coś całkiem innego – zaczęła się głupio szczerzyć.

– Nie jestem – sama nie wiedziałam kogo bardziej przekonywałam tym stwierdzeniem. – Jak dobrze, że ciebie mam – usiadłam obok niej i się przytuliłam.

– Wiem, Rhiannon. Też ciebie kocham – przytuliła mnie jeszcze mocniej do siebie.

Właśnie takiej przyjaciółki potrzebowałam przez całe swoje życie. Charlotte, była taka osobą, której nie dało się nie lubić. Zdarzały nam się drobne kłótnie, jak w każdej przyjaźni, ale szybko się godziłyśmy. Nie potrzebowałyśmy innych dodatkowych osób, aby podzielić się tajemnicą. Z nią mogłam porozmawiać na poważne tematy, jak i wypłakać się w ramię, co robiłam nieraz. Rzadko się zdarza prawdziwa damsko–damska przyjaźń, ale nasza właśnie taka była. Czasami wystarczały nam tylko gesty, aby się ze sobą porozumieć.

***

– Ja pierdole! Jak ty wyglądasz?! – z takimi słowami weszła Charlotte do mojego pokoju kilka dni później.

– Jak? Normalnie. Mam dzisiaj event, jakbyś zapomniała. Za dwadzieścia....minut....wychodzę – mój taniec w deszczu dał się we znaki kilka dni później. Od paru dni miałam okropny kaszel i katar, który niczym nie umiałam pohamować.

– Ta, wychodzisz....Chyba do kuchni na herbatę. Nawet nie myśl, że w tym stanie ciebie, gdzieś wypuszczę. Wyglądasz, jak trzy dni do śmierci.

– Charlotte, nie przesadzaj... – chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale złapał mnie atak kaszlu.

– Ja mam nie przesadzać? – prychnęła. – Ściągaj tą sukienkę, bo zostajesz w domu.

– Nigdzie nie zostaje – upierałam się przy swoim.

– Zostajesz. Jak nie, to możesz pożegnać się z wyjazdem do Stanów, bo zadzwonię do twojej mamy.

– Straszysz mnie moją mamą? – otworzyłam szerzej oczy. Nie mogłam sobie na to pozwolić, żeby to zrobiła. Za bardzo tęskniłam za rodzicami, których nie widziałam od kilku miesięcy.

– Wybieraj – machnęła dłonią ręką. Kiedy zobaczyła, że zaczynam ściągać sukienkę, posłała mi uśmiech zwycięstwa. – Idę zadzwonić do Sophii, że ciebie nie będzie i zrobię herbatę – dała mi buziaka w powietrzu i wyszła z pokoju.

Westchnęłam zirytowana, ale spełniłam jej prośbę. Nie mogłam sobie pozwolić na takie coś. Nie teraz, gdy ważyły się losy mojego wyjazdu do Mediolanu. Ściągnęłam sukienkę i założyłam moją piżamę w Myszkę Mini i położyłam się do łóżka. Włosy spięłam w byle jakiego kucyka i oparłam się o wezgłowie łóżka. Spojrzałam w lustro, które było zamontowane obok łóżka i niestety musiałam zgodzić się z przyjaciółką. Wyglądałam tragicznie. Choć miałam zrobiony mocny makijaż, to i tak nie przykrywał cieni pod oczami i wyglądałam na zmęczoną. Oparłam głowę o wezgłowie i czekałam, aż Charlotte wróci do mojego pokoju. Zaczęłam kaszleć, na zmianę kichając. Miałam dość już tej choroby, a nie mogłam się poddać, bo chciałam jechać do rodziców. Przyjaciółka wróciła po chwili do pokoju z telefonem i kubkiem herbaty w drugiej ręce.

– Sophia, poinformowana. Herbata, zrobiona – odłożyła kubek na stolik nocny obok łóżka. – Chciałabym z tobą zostać, ale umówiłam się już z Gregiem – westchnęła. – Chyba, że chcesz, to odwołam tamto spotkanie.

– Niczego nie odwołuj. Pójdź i dobrze się baw. Nie jestem małą dziewczynką, żebyś musiała być przy mnie cały czas – chwyciłam ją za dłoń.

– Na pewno? – wyglądała na mało przekonaną.

– Na pewno. No leć już, bo twój książę zacznie się martwić – zaśmiałam się i machnęłam w stronę drzwi.

– Jakby coś się działo, masz od razu dzwonić i nawet przestanę się z nim bzykać, aby biec do ciebie – posłała mi buziaka w powietrzu i wyszła z pokoju.

Wzięłam do rąk kubek i pomału piłam gorący napój, który mi przygotowała. Miałam nadzieję, że Sophia zrozumiała, dlaczego mnie dzisiaj nie było. Powinnam być na każdym takim evencie, szczególnie przez moje ukochane Włochy, ale przez Charlotte, zostałam w domu. Po wypiciu całej herbaty, puste naczynie odłożyłam na szafkę i położyłam się, przykrywając kołdrą. Chciałam jak najszybciej wyzdrowieć, a spanie zawsze mi pomagało. I tak na noc najprawdopodobniej zostawałam sama, więc mogłam spędzić w łóżku resztę dnia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro