Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Dean

Byłem zdezorientowany zachowaniem Rhiannon w galerii. Wydawała się zaznaczać swój teren, którego nie miała. Powinna pamiętać, że nie chciałem od niej nic innego, oprócz pieprzenia. Jedyną dziewczyną, która zajęła moje całe serce była Rose. To ją pokochałem najmocniej na świecie i nic się w tym kierunku nie zmieniło. Piękna blondynka zawładnęła moim sercem, a później rozbiła go na kawałki, ale nie umiałem z niej zrezygnować. Ciągle ją widziałem i czułem. Rhiannon, była całkiem inna. Też mnie pociągała, ale w fizycznym tego słowa znaczeniu. Dobrze nam się razem pieprzyło i to wszystko. Nie chciałem, żeby dawała sobie fałszywych nadziei, których nigdy nie będzie.

– Wydaje się być miła – powiedziała Emma, gdy wracaliśmy do domu.

– I jest – westchnąłem ciężko. – Jest, aż za miła.

– Coś do niej zaczynasz czuć – popatrzyła się na mnie z uśmiechem.

– Nie bądź śmieszna. To tylko moja udawana dziewczyna.

– Udawana, czy nie, ale dziewczyna. Ma ładną egzotyczną karnację.

– Jest z Wenezueli – odpowiedziałem i skręciłem pod dom Emmy.

– O, proszę – powiedziała zagadkowo.

– Co to ma znaczyć? – popatrzyłem na nią, gdy zaparkowałem.

– Nic. Kompletnie, nic – miała wysiadać, ale zatrzymałem ją za ramię.

– Co z tobą i Samuelem – cała się spięła na to pytanie. – To już drugi raz, gdy od siebie odchodzicie na przestrzeni dwóch miesięcy.

– To skomplikowane, Dean. Nie zrozumiesz tego, dopóki kogoś nie pokochasz. Niektóre zachowania przypominają mi te sprzed dwóch lat. Ciężko jest mi wrócić do normalności, w której jest Samuel. Dla Cassidy na prawdę się staram, aby miała prawdziwy dom, ale chyba nie umiem – westchnęła, a gdy na mnie popatrzyła zobaczyłem w jej oczach łzy.

– Jesteś wspaniałą mamą, Em – przytuliłem ją do siebie. – Na pewno wszystko między wami się ułoży – odsunąłem ją od siebie. – A teraz wytrzyj łzy i leć ucałować Cassidy od wujka.

– Dobrze – zaśmiała się i wysiadła z samochodu. – Dean – nachyliła się do wnętrza. – Dziękuję za wszystko – posłał mi ostatni uśmiech i poszła do domu.

Gdy weszła do środka odjechałem, kierując się w stronę domu, w którym jeszcze mieszkałem z przyjaciółmi. Kilka mebli jeszcze nie zdążyło dojechać, dlatego to wszystko się przedłużało. Tak już od kilku dni powinienem mieszkać w swoim nowym apartamencie z widokiem na Tamizę i daleko od Rose z Willem. Jednak do tego dnia zostały mi niespełna dwa tygodnie.

Ścisnąłem mocniej kierownicę, gdy zobaczyłem na podjeździe Audi, Willa. Nie mieli tak w czas wrócić. Mieli dzisiaj przez cały dzień meblować dom. Do porodu Rose, było coraz bliżej, a na tą myśl coś mnie ściskało w żołądku. Musiałem sobie z tym poradzić, ale nie wiedziałem, jak.

Wysiadłem w końcu z samochodu i powolnym krokiem wszedłem do domu. Zdjąłem buty oraz kurtkę i poszedłem do kuchni. Znalazłem w niej Rose, która miała prawie puste pudełko lodów przed sobą. Podniosła do na mnie wzrok i uśmiechnęła się szeroko.

– Cześć. Siadaj – pokazała łyżeczką na krzesło obok siebie.

– Nie, dzięki. Będę szedł do siebie – pokazałem ruchem głowy w stronę schodów.

– Na pewno? – wykrzywiła usta.

– Na pewno – uciekłem wzrokiem od jej oczu, które mi się przypatrywały. – Smacznego – byłem za progiem, gdy usłyszałem jej głos.

– Dean? – spojrzałem na nią. – Jeszcze raz przepraszam.

– Nie masz za co – odpowiedziałem cicho i zacząłem wchodzić po schodach.

Rose, taka nie powinna być. Była za miła dla mnie. Nie chciałem ją lubić, a co dopiero kochać. To było najgłupsze zachowanie z mojej strony. Zakochać się w dziewczynie przyjaciela. Dawała mi złudne nadzieję, którymi ja niestety się nakarmiłem i chciałem ich więcej.

Popchnąłem ciężko drzwi do swojego – jeszcze – pokoju i wszedłem do środka. Rzuciłem telefon na łóżko, od którego się odbił i poleciał jeszcze dalej. Machnąłem tylko ręką i poszedłem do łazienki, po drodze zrzucając z siebie ciuchy. Będąc w pomieszczeniu, odkręciłem kurek z ciepłą wodą. Wszedłem pod strumień wody, przymknąłem oczy i pozwoliłem jej płynąć swobodnie po moim ciele. W moich myślach, pojawiły się obie dziewczyny. Rose i Rhiannon. Były całkiem różne. Ale, kurwa, to do Rose czułem coś całkiem innego. Rhiannon, sprawdzała się jako przyjaciółka. Bardzo seksowna przyjaciółka...

Mój kutas, niebezpiecznie stwardniał na wspomnienie pięknej i seksownej, czarnulki. Zastanawiałem się, czemu nie zareagowałem tak na Rose. Przecież to ją kochałem, a do Rhiannon jedynie czułem sympatię. Chwyciłem twardego penisa w dłoń i zacząłem ją po nim poruszać. Położyłem jedną dłoń na zimnych płytkach, żeby mieć podparcie. Przed oczami miałem obraz nagiej Rhiannon. Jej cudowną figurę, nagie piersi i mokrą cipkę.

Kurwa!

Na ten obraz jeszcze bardziej stwardniałem. Ściskałem kutasa ręką i poruszałem po nim coraz szybciej. Chwilami zahaczałem dłonią o ciężkie jądra. Przypominałem sobie seksowne jęki, jakie wydaje czarnulka, gdy dochodzi na moim penisie. Członek wydłużył się i zaczął pulsować mi w ręce. Poderwałem biodra do przodu i wystrzeliłem nasieniem na płytki przede mną. Położyłem drugą dłoń na płytkach i zacząłem ciężko oddychać. Rhiannon, działa na mnie pobudzająco. Bałem się tej myśli, że po tych wszystkich pieprzonych bankietach, ona przestanie być już moją Rhiannon.

Szlag.

Jakie moją? Ona nigdy nie będzie moja. To tylko kolejna dziewczyna, którą dobrze mi się pieprzyło i ze wzajemnością. Przejechałem ręką po mokrych włosach i zacząłem się myć. Spojrzałem na penisa, który był na pół twardy i westchnąłem. Będzie bardzo ciężko o niej zapomnieć.

***

Kilka godzin później, gdy leżałem na łózko i oglądałem telewizję, zadzwonił mój telefon. Nie ruszyłem się z miejsca, bo nie chciało mi się z nikim gadać. Nawet, gdyby to sama Królowa Elżbieta do mnie zadzwoniła. Na parter też nie schodziłem, bo nie chciałem widzieć szczęśliwej rodzinki. Kiedy usłyszałem kolejny raz dzwonek telefonu, zacisnąłem mocniej dłoń na pilocie od telewizora. W końcu wstałem i popatrzyłem na telefon. Greg.

– Obyś miał coś, kurwa ważnego do powiedzenia – rzuciłem, zaraz po odebraniu.

– Ciebie też miło słyszeć, przyjacielu. Twoja zguba tutaj jest.

– Jaka moja zguba? – usiadłem na łóżku i zacząłem oglądać powtórkę jakiegoś meczu.

– Ale ty jesteś tępy – westchnął. Usłyszałem, jak wychodzi skądś, a później głośną muzykę. – Rhiannon, twoja dziewczyna.

– Ona nie jest moją dziewczyną.

– To dobrze, bo akurat jakiś gościu podszedł do ich stolika. No... Facetowi nic nie brakuje.

– Za chwilę będę – powiedziałem do słuchawki. Zanim się rozłączyłem, usłyszałem jeszcze jego śmiech.

Ciśnienie mi wzrosło, gdy usłyszałem o Rhiannon z innym facetem. Znając ją to pewnie była już wstawiona. W szybkim tempie ubrałem jeansy, lekki czarny sweter i wyszedłem z pokoju. Spojrzałem jeszcze na zegarek i zobaczyłem, że było już grubo po drugiej w nocy. Ubrałem jeszcze buty oraz kurtkę i szybkim krokiem udałem się do samochodu. Odpaliłem go i z piskiem opon, ruszyłem do klubu mojego przyjaciela.

– Gdzie ona jest? – zapytałem Grega, który stał przy barze. Jego postawa pokazywała, że czekał na mój przyjazd.

– Tam – pokazał szklanka w stronę parkietu. Odwróciłem się w jego stronę i zobaczyłem, jak Rhiannon, tańczyła z jakimś kolesiem. Zacisnąłem szczękę oraz dłonie w pięści i ruszyłem w jej stronę. – Tylko nie rozpierdol mi klubu! – krzyknął za mną przyjaciel.

Pokazałem mu środkowego palca i zacząłem przedzierać się przez tłum osób. Przechodząc obok rzędu lóż, zobaczyłem na jednym ze stolików butelkę tequili. Nie trzeba było być detektywem, aby domyślić się, że to miejsce zajmowała Rhiannon. Przy stoliku nie było nikogo. Usiadłem na środku półokrągłej sofy i rozparłem się w niej wygodnie. Czekałem, aż dziewczyna odejdzie od tego skurwysyna i przyjdzie wprost w moje sidła.

Nie musiałem czekać długo. Już po krótkiej chwili przed stolikiem pojawiła się Rhiannon. Na mój widok stanęła, jak wryta. Mierzyliśmy się przez pewien czas na spojrzenia. Moje wkurwienie z każdą sekundą przybierało na sile, gdy pomyślałem sobie, że jeszcze przed chwilą jakiś goguś miał na niej swoje łapska. Przygryzłem wnętrze policzka, gdy zobaczyłem, co miała na sobie ubrane.

Kurwa.

Wyglądała, jak chodzący seks. Sukienka miała wielki dekolt niemal do pępka, a przy tym odsłaniał zaokrąglenia piersi. Mój kutas, zaczął niebezpiecznie twardnieć i napierać na zamek jeansów. Widziałem w jej oczach strach.

– Co tutaj robisz? – zapytała, stojąc po drugiej stronie stolika. Bała się. I bardzo dobrze.

– Przyszedłem po swoją dziewczynę, która prawie, kurwa, pieprzyła się z innym facetem na parkiecie – wstałem z kanapy. – Zbieraj swoje rzeczy. Wychodzimy.

– A może ja nie chcę? – zaplotła buntowniczo ręce na piersi.

– Uwierz mi, że chcesz – obszedłem stolik i stanąłem blisko niej. Czułem wanilię oraz tanie perfumy tamtego faceta. – Lepiej będzie, jak zaczniesz się sama zbierać, bo za chwilę przestanie być miło.

– Do prawdy? – prychnęła.

– Tak, czarnulko – musnąłem ustami płatek jej ucha. Rhiannon, zadrżała, co było dla mnie dobrym znakiem.

– Jestem tutaj z dziewczynami, więc nigdzie nie idę.

Gdy przechodziła obok mnie, chwyciłem ja za talię, a później przysunąłem do siebie bardzo blisko. Na pewno poczuła na swoich plecach mojego twardego kutasa, bo jęknęła.

– Wychodzimy. Teraz – warknąłem do jej ucha.

Odwróciłem ją ku sobie, schyliłem się i przerzuciłem przez ramię. Biła mnie pięściami po plecach i krzyczała, żebym ją puścił, ale nie zwracałem na nią uwagi. Wziąłem jej rzeczy i poszedłem do wyjścia. Przy barze, kiwnął głową Greg w geście pożegnania. Koło niego stała, Charlotte. Podniosłem brew w zaskoczeniu, ale nie zaczynałem tematu. Wyszedłem z klubu i posadziłem ją na miejscu pasażera.

– Nie. Waż. Się. Wychodzić – akcentowałem każde słowo, żeby wzięła mnie na poważnie.

Obszedłem samochód i zająłem miejsce kierowcy. Spojrzałem na Rhiannon, ale miała zwróconą twarz do szyby. Przyjęła postawę naburmuszonej dziewczynki. Westchnąłem i odjechałem pod jej apartament. Jedną dłonią trzymałem kierownicę, a drugą wplątałem we włosy. Co mi odbiło, żeby po nią jechać? Nie była moją prawdziwą dziewczyną, ale gdy pomyślę sobie o tym facecie i jego rękach na Rhiannon, moje ciśnienie się podnosi. Popatrzyłem na nią, ale dalej była zwrócona ku szybie.

– Zatrzymaj się – powiedziała, gdy byliśmy na środku mostu nad Tamizą.

– Tutaj? – dopytałem. Spojrzałem we wsteczne lusterko, żeby się upewnić, że nikogo za mną nie było i stanąłem przy krawędzi. Rhiannon, wybiegła z samochodu w stronę mostu. – Kurwa! – rzuciłem i szybko wysiadłem za nią.

Zatrzymała się przy jego barierce i patrzyła w dół. Stanąłem zaraz za nią i objąłem ręką w pasie. Odwróciła na mnie wzrok, ale szybko znów wróciła spojrzeniem na rzekę pod nami. Nie wiedziałem, co było w jej głowie, ale chciałem się tego dowiedzieć. Oparła się o mój tors i delikatnie zaciągnęła się zapachem moich perfum.

– Lubię twój zapach – powiedziała bardzo cicho. Nie byłem pewien, czy dobrze dosłyszałem. – Pachniesz drogimi perfumami i papierosami.

– Będzie tobie zimno – zmieniłem temat, przytulając ją do siebie.

– Nie będzie.

Nagle zaczął padać deszcz. Deszcz w połowie grudnia, był marznący. Szybko odszedłem od dziewczyny i poszedłem w stronę samochodu. Odwróciłem się, żeby zobaczyć, gdzie była Rhiannon, ale ona w ogóle nie kierowała się w stronę samochodu, tylko kręciła się w koło na środku chodnika z rozłożonymi na boki rękoma. Miała twarz zwróconą do nieba i szeroki uśmiech na ustach. Wyglądała bardzo dziewczęco. Stałem tam i gapiłem się na nią. Podszedłem do niej i stanąłem na przeciw.

– Nie bądź taka – powiedziałem, wpatrując się w nią.

– Jaka? – zapytała z uśmiechem, tak szerokim, że coś w moim sercu się ścisnęło.

– Właśnie taka... – mruknąłem o wiele ciszej.

Bo trudniej będzie mi ciebie opuścić.

Pomyślałem, ale tego nie powiedziałem. Byliśmy cały mokrzy, ale jej to nie przeszkadzało. Dalej uśmiechała się do mnie szeroko. Ta dziewczyna, zaczęła naruszać moją strefę bezpieczeństwa, którą wybudowałem. Przez nią, przedarła się tylko Rose, co skończyło się dla mnie strasznie.

– Chodźmy, bo będziesz chora – chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem do BMW.

– Ty się o mnie troszczysz – powiedziała, gdy usiadłem na swoim miejscu.

– Jak przyjaciel i udawany chłopak.

– Oczywiście, jak przyjaciel – spojrzałem w jej oczy, które nie wyrażały już tej radości, co jeszcze kilka minut temu. – Jedźmy już – machnęła ręka i znów odwróciła się w stronę szyby.

Westchnąłem, ale nic już nie powiedziałem. Rhiannon, zaczęła zachowywać się bardzo dziwnie. Bałem się, że może jej chodzić o coś więcej, albo to tylko przyzwyczajenie. Po prostu byłem kolejnym facetem, którego poznała. Oboje nie byliśmy fanami związku, więc to mi odpowiadało.

Po kilkunastu minutach, dojechaliśmy pod jej apartamentowiec. Wysiadła bez słowa, zabierając wszystkie swoje rzeczy. Obserwowałem ją, dopóki nie weszła za przeszklone drzwi. Przywitała się z portierem i poszła do siebie. Patrzyłem w jej okna, aż się zaświeci. Ale gdy wyszła po chwili znów przed budynek i podeszła do mojego auta, nie wiedziałem, o co może jej chodzić. Wsiadła do środka i zaniosła się histerycznym śmiechem.

– Dzisiaj klucze wzięła, Charlotte – mówiła przez śmiech. – Nie mam, gdzie spać. Zawsze wymieniamy się, która ma wziąć klucze i dzisiaj padło na nią – popatrzyła na mnie. – Nikt chyba nie ma większego pieprzonego pecha ode mnie – jej histeryczny śmiech zamieniał się na płaczliwy.

– Ludzie mają większego pecha – odezwałem się.

– Ciekawe jakiego? – popatrzyła na mnie.

– Na przykład zakochują się w dziewczynie przyjaciela – wzruszyłem ramionami. – Wezmę ciebie do siebie.

Ruszyłem spod apartamentowca do domu, który zajmowałem z przyjaciółmi. Rhiannon, siedziała bokiem i patrzyła się na mnie przez cały czas, gdy jechałem. Sprawę nie ułatwiał mi nie jej wzrok, tylko pierś, która praktycznie uciekła z sukienki. Ścisnąłem mocniej kierownicę i starałem się, jak najszybciej dojechać do swojego celu.

Kiedy zaparkowałem na podjeździe, dziewczyna wysiadła ze swoimi rzeczami i poszła do wejścia. Pobiegłem za nią, wyciągnąłem klucze z kieszeni kurtki, a później otworzyłem drzwi przed nią. Zaraz po przekroczeniu progu, zdjęła szpilki i wzięła je do ręki. Znając drogę pokierowała się od razu do mojego pokoju. Gdy do niego weszła rzuciła mokrą kurtkę na fotel, a szpilki koło niego. Jej sukienka przylegała do każdego zaokrąglenia jej ciała. Przygryzłem wnętrze policzka, żeby nie rzucić się na nią, jak wygłodniałe zwierzę.

– Dasz mi swój podkoszulek? – przekrzywiłem głowę, bo nie wiedziałem do czego zmierzała. – Żebym mogła w czymś spać – przewróciła oczami.

– Już tobie dam – podszedłem do szafki i dałem jej pierwszą z brzegu koszulkę.

Wzięła ją w ręce i poszła do łazienki. Chciałem wejść za nią, ale się powstrzymałem i usiadłem na łóżku. Oparłem łokcie na nogach i patrzyłem się na drzwi, za którymi zniknęła, Czarnulka. Kochałem bardzo mocno Rose, ale gdy zobaczyłem uśmiech Rhiannon, coś się we mnie poruszyło całkiem innego, niż do tej pory czułem. Patrzyłem na drzwi i myślałem o niej przez cały czas...

Nawet nie wiedziałem, w którym momencie drzwi się otworzyły i stanęła w drzwiach Rhiannon, ubrana w mój podkoszulek, który sięgał jej do połowy uda. Nic nie odzywaliśmy się, tylko patrzyliśmy na siebie. W końcu ruszyła w moją stronę i przeszła obok mnie. Nie wiedziałem czemu to zrobiłem, ale chwyciłem ja za rękę i zatrzymałem w miejscu.

– Dean? – zapytała się i zmarszczyła brwi.

Nie odzywając się, wstałem z łóżka, przysunąłem ją bliżej siebie i pocałowałem. Rhiannon, oddawała każdy mój pocałunek. Chwyciłem w dłonie jej twarz i pocałowałem jeszcze głębiej. Dopiero jej cichy jęk, przywrócił mnie do teraźniejszości. Odsunąłem się od niej i popatrzyłem w niemal czarne oczy, a później opuchnięte wargi od pocałunków.

– Dobranoc – odwróciłem się i odszedłem od niej.

Kurwa, co się ze mną dzieje?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro