Rozdział 12
Rhiannon
Następnego dnia miałam upragnione wolne. Czekała mnie tylko jeszcze jedna sesja do katalogu sukien ślubnych, bankiet z Deanem i w końcu będę mogła polecieć do rodziców. Dzięki przyjaciółce, miałam już kupiony prezent dla rodziców. Postanowiłyśmy razem z Charlotte, zrobić sobie babski dzień. Wiedziałam, że ostatnio się mijałyśmy i to mnie martwiło. Była moją najlepszą i jedyną przyjaciółką, którą kochałam, jak siostrę. Czasami służyłam jej jako manekin, aby mogła dopracować sukienki, a czasami byłam, jak terapeutka, gdy zrywała z następnych facetem.
– Więc, jaki mamy plan działania? – zapytałam się, wchodząc do jej pokoju w lekkim różowym dresie i czapce z daszkiem. Wolałam ubierać się tak, aby nikt mnie nie rozpoznał.
– Najpierw idziemy do galerii wydać trochę pieniędzy, później do kawiarni, a wieczorem lecimy do klubu. Dziewczyny już wczoraj poinformowałam, więc nie musisz się już niczym przejmować – skończyła się malować i popatrzyła na mnie. – Chyba, że chcesz uprzedzić swojego faceta, że idziesz do klubu i zapytać o pozwolenie.
– Lottie, przestań – przekręciłam oczami. – To udawane.
– Z jego strony może tak, ale z twojej? – podeszła bliżej i dotknęła mojego ramienia. – Coś mi się wydaje, że góra lodowa, będzie trzecim i ostatnim narzeczonym – uśmiechnęła się blado.
– Tak myślisz?
– Ja to widzę, Rhiannon – pogłaskała mnie po ramieniu. – No, dobra! Jedźmy już do galerii! – chwyciła mnie pod ramię i wyszłyśmy najpierw z jej pokoju, a później z apartamentu.
Przeważnie, gdy chciałam ukryć się przed światem, ubierałam się właśnie tak, jak dzisiaj. Miałam przy sobie jedynie klucze od samochodu i kartę kredytową. Chwilami brakowało mi właśnie tej normalności. Tak na prawdę, nawet nigdy jej nie zaznałam, ale nie byłam na siebie przez to zła. Każdy ma plan na swoje życie. Ja, miałam właśnie taki. Zawsze celowałam wysoko i tak było do dzisiaj. W swojej własnej mierze, musiałam być najlepsza.
Pojechałyśmy do galerii handlowej, która znajdowała się na drugim krańcu miasta. Zawsze do niej jeździłyśmy, gdy chciałyśmy mieć dzień dla siebie. Zaparkowałam na wolnym miejscu i wysiadłyśmy razem z Charlottą z samochodu. Jak zawsze wzięła mnie pod ramię i poszłyśmy na piętro.
Chodziłyśmy od jednego sklepu do drugiego, kupując, albo mierząc kolejne ciuchy. Lubiłyśmy obie dużo kupować. Byłyśmy trochę zakupoholiczkami, jeśli chodziło o nowe sukienki, albo buty. Będąc w sklepie Alexandra McQueena, przyjaciółka wybrała sobie dwie sukienki i poszła z nimi do przymierzalni. Ja za to zaczęłam się szwendać po sklepie. Widziałam, jak ekspedientka posyłała mi chwilami spojrzenie, jakby bała się, że coś ukradnę. Przekręciłam oczami na jej zachowanie. Stanęłam przy pięknej i obcisłej czarnej sukience, która miała dość spory dekolt.
– Będzie idealna na dzisiejszy wieczór – pojawiła się obok mnie, Charlotta w cienkiej różowej sukience, którą zabrała do przymierzalni.
– Tak myślisz? – popatrzyłam na nią, a później na sukienkę.
– Jasne – położyła dłoń na moim ramieniu i się nachyliła. – Parkerowi, też się spodoba – pocałowała mnie w policzek i wróciła z powrotem do pomieszczenia.
Jeszcze raz spojrzałam na sukienkę i po dłuższym namyśleniu, wzięłam ją ze sobą. Zdjęłam dres i położyłam go obok na małej ławie do siedzenia. Zdjęłam sukienkę z wieszaka, a później ubrałam na siebie. Stanęłam na palcach, żeby choć trochę imitowały mi szpilki. Wyglądałam w niej bardzo seksownie. Podkreślała moją egzotyczną urodę. Dekolt, wydawał się jeszcze większy, niż na wieszaku. Drzwi do przymierzalni otworzyły się i stanęła w nich przyjaciółka. Gwizdnęła w uznaniu.
– Górze lodowej to, aż kutas stanie z wrażenia. Bierzemy ją – poruszyła brwiami dwuznacznie.
– Charlotta – westchnęłam. – Wiesz, że to jest udawane.
– Czyli wasz seks też? Sorry Rhiannon, ale nie kupuję tego. Widać po tobie, że jakby wszedł tutaj Dean, to byś jeszcze przed nim nogi rozłożyła.
– Charlotta, nie mów tak! Nie jesteśmy same – pokazałam głową w stronę ekspedientki.
– A myślisz, że mnie to obchodzi? – zaplotła ręce na piersi. – Ale powiedz, nie zrobiła byś tego?
– Oczywiście, że bym zrobiła – ułożyłam usta w grymasie.
– No właśnie, czarnulko – dodała ze śmiechem i zamknęła drzwi.
Uśmiechnęłam się do siebie. Charlotta, umiała poprawić humor. Przeglądnęłam się jeszcze raz w lustrze i doszłam do wniosku, że muszę wziąć tą sukienkę. Może nie dla Deana, ale dla siebie. Zdjęłam ją i ubrałam swoje rzeczy. Poczekałam na przyjaciółkę, aż wyjdzie z przymierzalni i poszłyśmy do kasy. Ta sama ekspedientka dalej patrzyła na mnie, jakbym była uboga i nie byłoby mnie stać na żadną z rzeczy w tym sklepie.
– Dwa tysiące funtów – powiedziała, gdy w końcu skasowała sukienkę. Podałam jej złotą kartę, a jej oczy rozszerzyły się w zdziwieniu i popatrzyła jeszcze raz na mnie.
– Proszę mnie szybciej skasować, bo nam się śpieszy – pokazałam na Charlotte.
– Już, oczywiście – odezwała się zmieszana.
– Jesteś suką – nachyliła się do mnie przyjaciółka i powiedziała na ucho.
– Czasami muszę – zaśmiałam się i odwróciłam do kobiety za ladą.
– Proszę – podała mi torbę z moim zakupem oraz kartę. – Do widzenia.
– Do widzenia – posłałam jej sztuczny uśmiech i odsunęłam się, żeby mogła obsłużyć Charlotte.
Kiedy to zrobiła, wyszłyśmy ze sklepu. Wzięła mnie pod ramię i poszłyśmy dalej. Po prawie dwugodzinnym chodzeniu i wydawaniu pieniędzy, postanowiłyśmy pójść do strefy restauracyjnej. Bez zbędnych pytań, podeszłyśmy do McDonalda i zamówiłyśmy po porządnym zestawie. Dziękowałam Bogu, że ktoś wymyślił takie coś, jak siłownie. Dzięki czemu mogłam jeść fast food i szybko to zrzucić. Pamiętałam, jak któregoś roku poszłam na casting i powiedzieli mi, że na modelkę wybiegową byłam za gruba, ale na komercyjną już nie. Wtedy się podłamałam, schudłam, ale już zostałam przy komercyjnej. Nie chciałam przypadkiem usłyszeć, że dalej byłam za gruba.
– O czym myślisz? – uderzyła mnie w kostkę Charlotta, gryząc hamburgera.
– O niczym – ugryzłam frytkę. Patrzyła się na mnie takim wzrokiem, że wiedziałam, iż mi nie uwierzyła. – O moich początkach w modelingu – wzruszyłam ramionami. – Jak mi powiedzieli, że byłam za gruba.
– Za gruba chyba w uszach – przewróciła oczami. – Na prawdę nie wiem, co za idiotów tam przyjmują.
– Sama chciałabym wiedzieć – wzięłam kilka łyków Sprite. Charlotta, zmrużyła powieki przypatrywała się czemuś za mną. Chciałam się odwrócić, ale chwyciła mnie za rękę.
– Nie chcesz tego robić – pokręciła głową.
– Charlotta, co tobie się stało? – podniosłam brew, a i tak się odwróciłam. Zobaczyłam, jak Dean szedł z jakąś dziewczyną i zawzięcie rozmawiali.
– Nawet tego nie rób – przytrzymała mocniej moją dłoń.
– Ale czego? Nie wypada się nie przywitać – posłałam jej uśmiech.
Wytarłam dłonie w serwetkę i wstałam z miejsca. Aby ich dogonić, musiałam przyśpieszyć kroku, gdyż szli dość szybko. Poprawiłam jeszcze rękami włosy i starałam się dojść do nich najbliżej, jak mogłam. Gdy przystanęli przy jednej z witryn uśmiechnęłam się do siebie. Odwróciłam się, żeby spojrzeć na Charlotte, ale ta kręciła głową, abym się wróciła do stołu. Pokazałam jej palcem, że nie wrócę i odwróciłam się do Deana i dziewczyny. Podeszłam do nich i stanęłam na przeciwko.
– Cześć, Dean – powiedziałam może ze zbyt szerokim uśmiechem, który nawet dla mnie był sztuczny.
– O cześć, Rhiannon – popatrzył na mnie zaskoczony i szybko spojrzał na dziewczynę obok. – Nie spodziewałem się ciebie tutaj zobaczyć.
– Niespodzianka – odwróciłam się do dziewczyny i podałam jej rękę. – Rhiannon. Dziewczyna, Deana – blondyn, aż zaczął kaszleć, kiedy przedstawiłam się, jako jego dziewczyna.
– Emma. Dużo o tobie słyszałam – posłałam zaskoczone spojrzenie, Deanowi. – Jestem dziewczyną Samuela. Przyjechaliśmy wybrać mu prezent na imieniny.
– Nie jestem w tym dobra, więc nawet wam nie pomogę – chciałam się stąd jak najszybciej ewakuować. – Nie będę was zatrzymywać – chciałam odejść, ale zatrzymał mnie jego głos.
– A ty, co tutaj robisz? – przekrzywił głowę i czekał na odpowiedź.
– Przyjechałam z Charlotte na zakupy – pokazałam w stronę stolika, który zajmowałyśmy. Przyjaciółka podniosła dłoń i nią pomachała, ale zaraz ją opuściła i wróciła spojrzeniem na telefon. – No, nic. Będę szła. Miło było cię poznać – popatrzyłam na Emmę.
– Widzimy się dzisiaj? – zapytał Dean, gdy odchodziłam już od nich.
– Hmm.... tak – odpowiedziałam, nie za bardzo wiedząc, o co mogło mu chodzić.
Odeszłam od nich jeszcze szybciej, niż do nich podeszłam. Oglądnęłam się przez ramię i zobaczyłam, że Dean za mną patrzył, więc szybko się odwróciłam. Usiadłam przy stoliku i ukryłam twarz w dłoniach. Charlotta, nic nie mówiła, tylko mi się przyglądała. Nawet nie musiała mówić, bo wiedziałam, co sobie myślała.
Idiotka!
Byłam idiotką. Zachowałam się, jak zazdrosna dziewczyna, a nawet nią nie byłam. Byłam tylko kimś, kogo stworzył dla swojego chorego celu, Dean Parker. Pieprzona góra lodowa, przez którą zaczynałam coś podobnego czuć, co do moich narzeczonych, tylko, że tym razem to było dużo mocniejsze.
– Jesteś, zazdrosną idiotką – powiedziała, biorąc moje ręce z twarzy.
– Jestem – musiałam niestety się z nią zgodzić. – Potrzebuje tego klubu bardziej, niż przedtem.
– Domyślam się – wstała z miejsca, więc zrobiłam to samo. – Czyli, co? Oficjalnie mogę powiedzieć, że zakochałaś się w górze lodowej, która jest największym playboyem Londynu?
– Możesz – westchnęłam już o wiele ciszej.
Złamałam zasadę, którą mi postawił; Nie zakochuj się we mnie. Cóż, musiałam teraz bardzo dobrze udawać obojętność do niego, bo inaczej wiedziałam, że go stracę. Wolałam być koło niego, jako dziewczyna do pieprzenia, niż nie być przy nim w ogóle. Musiałam zacząć z tym żyć, choć na te parę tygodni, które nam zostały. Ja dałam jemu słowo, on dał mi. Bardzo jego pragnęłam i bałam się, że w którymś momencie mogę nad tym nie zapanować i nagle się wydać. Po eventach musiałam to, jak najszybciej skończyć. Zostały trzy. Trzy spotkania, które miałam nadzieję będą ostatnimi.
Kurwa, kogo ja okłamywałam?
Oczywiście, że będzie więcej. To był Dean, którego ciągnęło do mnie tak, jak mnie do niego. Musiałam się dzisiaj napić i zapomnieć o nim. Sesję miałam jutro dość późno, więc spokojnie wystarczyło mi czasu na wytrzeźwienie.
***
Po pięciu godzinach, stałam przed lustrem ubrana w sukienkę, którą dzisiaj kupiłam. Na nogach miałam klasyczne czarne szpilki od Gianvito Rossi. Mój strój uzupełniała czarna ramonaska. Do pokoju zaglądnęła Charlotta, która miała na sobie różową sukienkę, którą dzisiaj kupiła. Wyglądała dziewczęco, ale seksowni.
– No, laska... Wyglądasz, jakbyś szła na podryw.
– A może idę – mrugnęłam do niej okiem. – Pamiętaj, że sama namówiłaś mnie na tą sukienkę – sięgnęłam po kopertówkę. – Jestem gotowa.
– Ja tak samo. Taksówka już czeka, a dziewczyny są przed klubem.
– Super.
Wyszłam z pokoju, nałożyłam jeszcze jedną warstwę czerwonej szminki i oceniłam ostatni raz mój strój. Przyjaciółka miała rację. Wyglądałam, jak chętna dziewczyna. Trudno. Zamknęłam apartament i wyszłyśmy przed budynek. Wsiadłyśmy do taksówki, która czekała i Charlotta podała nazwę klubu. Będąc na miejscu dopiero do mnie doszło, że to był klub przyjaciela Deana.
– Czemu ten klub? – zapytałam się, rozglądając się za koleżankami.
– Najlepszy w mieście i podobno właściciel jest niezły – poruszyła dwuznacznie brwiami.
– Jest – musiałam się z nią zgodzić.
– Skąd, to wiesz? – popatrzyła na mnie szybko.
– To kolega, Deana.
– Poważnie? – otworzyła szerzej oczy. – Stara! Musisz mnie z nim poznać. Przecież to oczywiste, że jeżeli Parker jest przystojny, to ma i przystojnych kolegów.
– Wejdźmy już proszę – powiedziałam niemal błagalnie. Pociągnęłam Charlotte za sobą, a ona dziewczyny, które były bardziej jej koleżankami, niż moimi. Tak na prawdę, nawet nie pamiętałam dobrze ich imion, dlatego przeważnie mówiłam do nich bez używania imion.
– Rhiannon! – usłyszałam swoje imię i popatrzyłam w stronę wejścia. Przy dwóch ochroniarzach stał Greg, który machnął do mnie ręką.
– Cześć – przywitałam się z nim, będąc koło niego.
– Nie ma, Deana? – zaczął się za nim rozglądać.
– Dzisiaj mamy babskie wyjście – wcięła się, Charlotta. Po błysku w jej oczach poznałam, że Greg wpadł jej w oko. – Charlotte – podała mu dłoń.
– Greg – pocałował ją w wierzch dłoni. – Wejdźcie do środka – powiedział coś ochroniarzowi, a ten kiwnął głową i zrobił nam wolne miejsce obok siebie.
– Nie musiałeś – odezwałam się, bo głupio mi tak było.
– Przestań, Rhiannon. Jestem właścicielem – mrugnął do mnie. – Zajmijcie ostatnią loże, a za chwilę podejdzie do was kelnerka.
Odszedł od nas, ale zanim to zrobił, posłał Lottie takie spojrzenie, od którego robiło się gorąco. Zajęłyśmy miejsce, które nam wskazał i dosłownie po paru sekundach pojawiła się kelnerka, która przyniosła nam wiaderko wypełnione lodem razem z szampanem. Popatrzyłam na mężczyznę, a on podniósł szklankę w geście toastu. Kiwnęłam mu głową w podziękowaniu, a kelnerka w tym samym czasie otworzyła alkohol i nam nalała. W sumie siedziało nas cztery. Ja, Charlotta, Diana oraz – o ile dobrze pamiętałam – Viola. Stuknęłyśmy się kieliszkami i tak zaczęła się nasza przygoda z piciem dzisiejszej nocy.
Po paru godzinach, nie pamiętałam, którą butelkę już piłyśmy tequilli. Wypiłyśmy na pewno dwa szampany, a później ja z Charlottą przerzuciłyśmy się na tequille, a dziewczyny na drinki. Wszystkie byłyśmy już dość wstawione. A jak wiadomo, człowiekowi po pijaku różne pomysły przychodziły do głowy. Wzięłam przyjaciółkę za rękę i pociągnęłam na parkiet. Akurat leciał remix Royksopp – Here She Comes Again. Tańczyłyśmy razem z Charlotte, ocierając się o siebie w seksowny sposób. Nie raz czułam, że moja sukienka unosiła się wyżej, niż powinna, ale to był tylko taniec. W połowie piosenki poczułam, jak kogoś dłonie dotykają moich bioder. Spojrzałam przez ramię na mężczyznę. Był wyższy ode mnie, ale za to bardzo przystojny. Nie tak, jak Dean, ale...
Stop!
Moje myśli zaczęły iść w złym kierunku. Musiałam się jeszcze napić, aby przestał wdzierać się do moich myśli pewien przystojny blondyn. Gdy piosenka się skończyła, lekko zakołysałam się na obcasach i poszłam w stronę stolika sama, bo Charlotte skierowała się do łazienki. Stanęłam, jak wryta przed naszym stolikiem. Na środku loży siedział Dean i miarowo zaciskał oraz rozluźniał szczękę. Nie wyglądał na zadowolonego. Jego zawsze niebieskie oczy w kolorze lodu zmieniły barwę na granatowy i patrzyły wprost na mnie. Przełknęłam nerwowo ślinę i tylko mierzyliśmy się spojrzeniami. Ta wizyta nie mogła skończyć się dobrze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro