Rozdział 28
Dean
Chwyciłem Rhiannon za uda, aby nie spadła. Nie spodziewałem jej się tutaj. Przynajmniej nie teraz, ale była tu. W Londynie. W moim mieszkaniu. I w moich ramionach. Przeszedłem z nią na rękach na kanapę. Usiadłem na niej i przytuliłem do siebie mocniej Rhiannon, zaciągając się jej perfumami. Tak bardzo za nią tęskniłem, ale gdy tuliła się do mnie, dopiero to do mnie doszło. Wiedziałem, że to ona była moją jedyna przyszłością. Nie chciałem ją już nigdy wypuszczać z ramion.
– Też tęskniłem – przyznałem cicho i zacząłem bawić się jej włosami.
Odchyliła się i spojrzała na mnie nieco inaczej, niż zwykle. Wtedy dojrzałem w jej oczach to, co widziałem wtedy w kuchni. Miłość. Przeniosłem dłonie na jej biodra i zaczepiłem palce o szlufki w spodniach.
– Co z twoim kontraktem? Marzeniami? Czy nie powinnaś być teraz w Mediolanie i pozować z następnym Włoszkiem?
– Twoja mama ma wszystko załatwić. Mediolan od zawsze był moim wielkim marzeniem, które chciałam spełnić, ale gdy już tam byłam, nie czułam się szczęśliwa – położyła dłonie na mojej piersi i spojrzała głęboko w oczy. – Ciebie mi w tych marzeniach brakowało. Gdybyś był razem ze mną wszystko byłby by inaczej, bo czułabym się spełniona.
– Te quiero – powiedziałem w jej ojczystym języku.
Popatrzyła się na mnie szczęśliwa i nachyliła się, łącząc nasze usta razem. Przeniosłem dłonie na jej uda i delikatnie je dotykałem. Od czasu do czasu przejechałem dłonią po wewnętrznej stronie jej uda, co spotykało się z mruczeniem w moje usta. Było to kurewsko seksowne. Rhiannon, wsadziła dłonie pod mój podkoszulek i zaczęła paznokciami lekko drapać moją skórę. Mięśnie spinały się pod jej dotykiem. Jedną dłoń wziąłem z jej uda i wplątałem we włosy, przyciągając ją bliżej, żeby pogłębić pocałunek.
Cholernie mnie nakręcała.
Mój kutas zaczął twardnieć i napierać na materiał dresów. Przerwałem na krótką chwilę nasz pocałunek, aby zdjąć bluzkę i rzucić ją gdzieś obok łóżka. Zbliżyłem usta, błądząc po jej szyi. Zsunąłem ramiączka jej bluzki i delikatnie całowałem jej ramiona, schodząc coraz niżej. Opuściłem całkiem ramiączka, a moim oczom ukazały się jej gołe piersi. Przełknąłem ślinę, a później przejechałem opuszkiem palca po jej sutkach, które od razu stwardniały.
– Kurwa, nie wytrzymam dłużej – warknąłem przez zęby.
– Nie powstrzymuj się – spojrzała na mnie z pożądaniem w oczach.
Chwyciłem ją za tyłek i wstałem z kanapy. Nasze wargi zderzyły się w połowie drogi i całowaliśmy się gorączkowo. Rhiannon, wbiła paznokcie w moje ramiona, drapiąc je. Rzuciłem ją na łóżko i kazałem się rozbierać. Nie mogłem wytrzymać choćby minuty dłużej, nie będąc w niej. Gdy oboje byliśmy nadzy, wszedłem na materac i chwyciłem w dłoń penisa, wykonując kilka ruchów. Czarnulka, rozłożyła szerzej nogi, zapraszając mnie do jej cipki. Dotknąłem jej kobiecości, aby upewnić się, że była wystarczająco gotowa na mnie.
– Jesteś taka mokra... – mruknąłem i nachyliłem się do niej. – Wiesz, że jesteś moja?
– Dean... – jęknęła, gdy włożyłem do jej wnętrza palce.
– Rhiannon, odpowiedz.
– Wiem – westchnęła. – A teraz pieprz mnie.
Spełniłem jej prośbę, dając tym samym ulgę sobie oraz jej. Wszedłem w nią do końca, aż po same jądra. Chwyciłem w swoje dłonie jej i przytrzymałem koło głowy, aby nimi nie ruszała. Oboje lubiliśmy taki rodzaj zabawy, dlatego była dla mnie idealna. Trzymałem ją za nadgarstki, a biodrami wykonywałem coraz szybsze ruchy. W całej sypialni było tylko słychać odgłos obijanych o siebie ciał.
Schyliłem się i zassałem skórę na jej szyi. Miałem już te pieprzone dwadzieścia sześć lat, ale musiałem to zrobić, żeby każdy inny frajer wiedział, że panna Roderick była już zajęta. Z nadgarstków przeniosłem dłonie na jej piersi, ściskając je i pociągając, co spotykało się z jękami aprobaty ze strony dziewczyny. Zaplotła nogi wokół moich bioder i zaczęła nimi ruszać na boki. Wiedziałem, o co jej chodziło więc spełniłem jej prośbę. Przekręciłem nas tak, że to tym razem ona była na górze. Oboje lubiliśmy mieć władzę w seksie, ale też i czerpać z tego przyjemność.
Chwyciłem ją za pośladki i nadawałem tempa naszym ruchom. Jej piersi idealnie podskakiwały mi przed twarzą, więc podniosłem głowę i zacząłem je ssać oraz podgryzać. Z jej ust były coraz to głośniejsze jęki, które tylko jeszcze bardziej mnie podniecały.
– Dean! – krzyknęła, gdy poczułem, jak pierwsze fale orgazmu przechodzą przez jej ciało.
– Kurwa – podniosłem ją i zacząłem ją jeszcze szybciej pieprzyć.
Wkrótce doszliśmy niemal razem. Gdy moje nasienie w końcu znalazło uwolnienie, opadłem na poduszkę, a Rhiannon na moją klatkę piersiową. Zacząłem delikatnie głaskać ją po włosach. Dzięki niej również poczułem, gdzie jest mój dom. Z ojcem nie miałem kontaktu od tej nieszczęśliwej kolacji. Nie wiedziałem, czy naprawdę mnie wydziedziczył, a nawet jeśli, to i tak miałem to w dupie. Nie chciałem mieć z takim człowiekiem nic wspólnego. Miałem przyjaciół, mamę oraz dziewczynę, którą kochałem.
Wyszedłem z jej wnętrza, a czarnulka położyła się obok mnie i kreśliła niewidzialne znaczki na moim ciele. Było to bardzo przyjemne. Z nikim nigdy nie doświadczyłem tyle czułości, co z nią. Miałem dwie nie udane miłości. Najpierw o jedną pokłóciłem się z Willem, a następną odebrał mi ojciec. Jakby policzył Rose, to trzy, ale teraz byłem pewien, że ona była tylko zauroczeniem. Rhiannon, była tym, co od zawsze poszukiwałem u kobiet, a nie umiałem znaleźć, dlatego przez kilka lat miałem jedno nocne przygody.
– Pojedziemy w podróż poślubną do Mediolanu – powiedziałem nagle, przerywając ciszę.
– Co?! – uniosła się i spojrzała na mnie wielkimi czarnymi oczami. – Dean, ale skąd ci to przyszło do głowy? Miałam już narzeczonych i....
– Nie chcesz ślubu? – wciąłem się jej w zdanie.
– Chcę, ale ty też musisz być tego pewien.
– Przecież nie mówię, że teraz idziemy do kościoła. Może za kilka lat – wzruszyłem ramionami.
– Poczekajmy, aż skończę karierę.
– Z dzieckiem tak samo?
– Dzieckiem? – zaczęła się krztusić.
– Powiedziałem mamie, że przywiozę synową z powrotem i synowa sama wróciła. Chcę dać jej i nam też coś, co będziemy wszyscy kochać.
– Dean, posłuchaj. Widziałeś moje nastawienie do Cassidy. To nie tak, że nie lubię dzieci, ale... Cholera... Dajmy sobie z tym czas, dobra?
– Co tylko zechcesz, kochanie – nachyliłem się do niej i pocałowałem.
***
– Musisz poznać moich rodziców – wypaliła Rhiannon, gdy jedliśmy pizzę, którą zamówiliśmy.
Zacząłem się krztusić. Rzuciłem kawałek, który miałem w rękach z powrotem do pudełka i poszedłem do kuchni po wodę. Odkręciłem butelkę i zacząłem brać wielkie hausty. Dopiero, gdy butelka była w połowie pusta, wróciłem do salonu. Rhiannon, wyglądała jakby miała udusić się ze śmiechu.
– Spokojnie, nie zjedzą cię – dodała z uśmiechem na twarzy.
– Wiem, że mnie nie zjedzą i tak wypada, ale kurwa.... Czy to nie za szybko? Wiesz, dopiero co jesteśmy razem.
– Czy ty się boisz? – zaczęła od nowa się śmiać. – Wielki pan Parker, boi się rodziców swojej dziewczyny? Nie no trzymajcie mnie, jak to Charlotte powiem, to padnie ze śmiechu.
– Nie boję... – zacisnąłem szczękę. – I nic nie powiesz, Charlotte.
– Zabronisz mi? – wysunęła buntowniczo podbródek do przodu.
– A chcesz się przekonać? – wstałem od stołu i zacząłem przechodzić w jej kierunku, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. – Udało ci się – wycelowałem w nią palec. – Ktoś wie, że tutaj jesteś?
– Nikt – wzruszyła ramionami. – Idź otwórz.
– Zobaczysz, jeszcze się doigrasz – poszedłem do drzwi. – Zapłacisz mi za to – popatrzyłem na Rhiannon i otworzyłem drzwi.
– Za co mam ci zapłacić, synku? – odwróciłem szybko głowę. Zobaczyłem przed sobą mamę. Czułem się, jakby mnie nakryła z dziewczyną jak nastolatka.
– Mama? Co ty tutaj robisz?
– Nawet matki już nie wpuścisz do środka? A powiedz mi, co ja mogę robić przed drzwiami do mieszkania swojego syna? Chyba nie przyszłam tutaj kupić chleba, ani posprzątać tobie. Po prostu stałam za drzwiami i czekałam, aż mój kochany syn raczy podnieść swój tyłek i mi otworzy. Jezu, jak ja ciebie wychowałam. Za chwilę to nawet nie zadzwonisz i nie spytasz się, czy żyję – przepchała się obok mnie i weszła do środka. – Rhiannon! Ty moja piękna synowo, którą zawsze chciałam mieć! – usłyszałem głośny krzyk mamy.
Szybko zamknąłem drzwi i wróciłem do kuchni. Moja mama tuliła do siebie Rhiannon, jakby były bliskimi przyjaciółkami. Wzrok dziewczyny nie mówił nic innego, niż tylko; pomocy. Za to ja zaplotłem ramiona na piersi i przyglądałem im się. To chyba jedyny taki przypadek, żeby teściowa i synowa nie rzuciły się na siebie z nożami.
– Pani Sophia – wydusiła ledwo, Rhiannon.
– Wiedziałam, że ciebie tutaj spotkam. Wypiękniałaś – oddaliła ją od siebie. – Mówiłeś prawdę, Deanku. Przywiozłeś ją z powrotem.
– Sprostowując, to Rhiannon sama siebie przywiozła.
– Ale, gdyby nie ty, to dalej by siedziała we Włoszech. A! Zapomniałabym – zwróciła się z powrotem do dziewczyny. – Wszystko z Joanną załatwione. Dalszą część kontraktu będziesz dokańczała tutaj.
– Na prawdę? Nawet nie wiem, jak pani podziękować.
– Nie musisz. Wystarczy, że sprawiłaś, iż Deanek znalazł w końcu żonę.
– Mamo! – odezwałem się w końcu. – Zostaw już Rhiannon w spokoju. Jest zmęczona po podróży.
– W to nie wątpię. Pudła będą za jakieś trzy dni. Podałam ten adres, bo myślę, że tutaj będziesz mieszkać – chciała potwierdzenia swoich słów, więc popatrzyła na dziewczynę.
– Tak – odezwałem się. Obie spojrzały na mnie zaskoczone. – No chyba nie myślałaś, że będzie inaczej?
– W ogóle nie myślałam – powiedziała zdezorientowana.
– A właśnie, Dean. Ojciec do mnie dzwonił i powiedział, że będziesz miał siostrę.
– Super. Po prostu skaczę z radości – przekręciłem oczami.
– On jest dalej twoim ojcem. Narobił świństwa, ale jednak to on pomógł w poczęciu ciebie. A teraz liczę na to, że ty razem z moją synową dacie mi piękne wnuczki, które później przejmą interes po babci.
Rhiannon, zaczęła się krztusić śliną, a ja patrzyłem w osłupieniu na mamę. Wiedziałem, że taka jest Sophia Campbell, ale nie wiedziałem, że już od razu wypali o wnukach. Jeszcze brakowało, żeby nagle wspomniała o ślubie.
– Oczywiście jeszcze wcześniej ślub! – dodała.
No i wykrakałem.
Usłyszałem tym razem dzwonek do drzwi. Kurwa, kto tym razem? Westchnąłem ciężko i znów poszedłem do nich. Tym razem przed otworzeniem zobaczyłem Willa z Rose oraz wózek. Nie wiedziałem, co oni chcieli, ale wybrali zajebisty moment.
– Lepszego momentu nie mogliście wybrać – powiedziałem, otwierając drzwi.
– A co się stało? – zapytał, przyjaciel.
– Wejdź do kuchni, a się dowiesz – pokazałem ręką w stronę pomieszczenia. – Blondyneczka śpi? – zapytałam, gdy Rose stanęła obok mnie.
– Śpi, ale znając nasze szczęście za chwilę się obudzi – przekręciła oczami. – Miło cię widzieć – wspięła się na palce i pocałowała mój policzek.
– Ciebie również.
Weszliśmy do kuchni i tym razem moja mama tuliła Willa. Cholera, chciałem tylko pobyć z Rhiannon, a tutaj zrobił się ruch, jak na pieprzonym dworcu. Rose, stanęła trochę dalej i patrzyła się na nich lekko zawstydzona, jakby nie wiedziała, co ma zrobić.
– Will! Jak długo ciebie nie widziałam. Mięśnie pięknie zbudowane i przystojniejszy od mojego syna, jak zawsze – posłała mu szeroki uśmiech. – A kim jest ta piękna pani?
– To moja narzeczona, Rose oraz córeczka Julia.
– Miło mi panią poznać – odezwała się niepewnie blondynka.
– Mi ciebie również – podała jej dłoń. – Sophia, mama Deana.
– Widzisz, Dean? Bierz przykłada z przyjaciela i też zróbcie mi wnuka.
– Mamo! – Will, spojrzał na mnie ze śmiechem w oczach.
– Sophio, spokojnie. Na wszystko przyjdzie czas – odpowiedziała jej spokojnie moja dziewczyna.
Podszedłem do Rhiannon i przytuliłem ją do siebie. Położyłem głowę na ramieniu i uśmiechałem się sam do siebie. Wiedziałem, że w końcu jestem tam, gdzie powinienem. Tak naprawdę od zawsze to miałem, tylko po drodze musiałem się pogubić i odnaleźć w ten sposób Rhiannon. Moją piękną i seksowną czarnulkę.
Rhiannon
Siedzieliśmy już dobrą godzinę w salonie i rozmawialiśmy ze sobą, jakbyśmy znali się od wieków. Czułam się tam, jak w rodzinie, którą do tej pory w Londynie stanowiła tylko Charlotte. Poznawałam Deana takiego, jakiego oni znali już od zawsze. Co prawda lubiłam, gdy był władczy, ale taki przyjacielski też był kochany. Włączałam się do rozmowy, gdy pytanie było skierowane typowo do mnie.
– Rhiannon, możemy porozmawiać? – Rose, popatrzyła się na mnie z pewną rezerwą.
– Oczywiście – wstałam z kanapy, a zaraz za mną Rose z małą Julią na rękach.
– Idźcie do sypialni – odezwał się Dean.
Odwróciłam się i kiwnęłam głową. Zaprowadziłam dziewczynę do sypialni. Ona usiadła na łóżku, a ja stanęłam naprzeciwko niej i zaplotłam ramiona na piersi. Czułam się, jakby to miała być rozmowa typu obecna dziewczyna i była. Posadziła córeczkę na kolanach i zaczęła bawić się jej rączkami.
– Wiem, że wszystko sobie wyjaśniliście, ale chciałam, żebyś to ode mnie też usłyszała. Przynajmniej moją wersję.
– Rose, ale naprawdę....
– Przestań – przerwała mi. – Nie muszę, ale chcę. Rok temu, gdy tu przyjechałam nie myślałam, że się zakocham. Ba! Nawet nie myślałam, że uwikłam się w trójkąt miłosny. Wiedziałam, że Dean coś do mnie czuł, ale ja do niego nic, oprócz przyjaźni. Zakochałam w się w tym dupku – uśmiechnęła się na swoje wspomnienia. – Dean, powiedział, że mnie kocha. Później wydarzyło się kilka rzeczy przez co rozstałam się z Willem. Dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Przyleciał za mną, aż do Polski, aby mnie odzyskać. Między nimi nie było dobrze, dopóki sobie nie wybaczyli. Ja go nigdy nie kochałam, Rhiannon – biła od niej szczerość wypowiadanych słów. – Dean, zakochał się w tobie. W którymś momencie zobaczyłam, że nie patrzył na mnie tak, jak wcześniej. Odbyliśmy szczerą rozmowę, dokładnie szóstego stycznia, bo później odwiózł mnie do szpitala, gdyż zaczęłam rodzić.
– Przyjechał do mnie, ale ja już się pakowałam do Mediolanu. Dobrze nam obojgu zrobiła ta przerwa, ale gdy wyjechał zrozumiałam, że nie mogę bez niego żyć. Bardzo go kocham, Rose. Chociaż miałam dwóch narzeczonych, to jednak jego pokochałam najmocniej.
– Dwóch? – rozszerzyła oczy. – Zapewniam cię, że po ostatnim zostanie ci już nazwisko Parker – zaśmiała się, a mała jej zawtórowała. – Widzisz? Nawet Julia zgadza się z mamą.
– Jest bardzo podobna do ciebie.
– Wiele osób nam to mówi, prawda? – wzięła córeczkę na ręce i zaczęła ją całować. – Mogę ją nakarmić?
– Pewnie. To ja wyjdę – chciałam dać jej trochę prywatności.
– Zostań. Mamy jeszcze parę tematów do pogadania. W końcu też jesteś kobietą i nie ma czego się wstydzić.
– Jak tak wolisz – zamknęłam tylko drzwi na klucz i wróciłam na swoje miejsce.
– Wiesz, że Julia miała być chłopczykiem? – pokręciłam głową. – Nasza pani ginekolog źle zobaczyła na USG. Ja nie wiem, jak można nie rozróżnić, czy dziecko ma penisa, czy nie. Musieliśmy jedynie zmienić imię, bo pokój mieliśmy w kolorach szarości, a ciuszki uniwersalne.
– Kto wpadł na to imię?
– Ja. Chciałam, żeby moim rodzicom się dobrze je wymawiało i pisało jednakowo w obu językach. Mała od początku poznaje dwa języki.
– Ile masz lat? – zapytałam przyglądając się jej, bo wyglądała naprawdę młodo.
– Dwadzieścia trzy, ale urodziłam małą, gdy miałam jeszcze dwadzieścia dwa.
– Jesteś ode mnie o cztery lata młodsza, jeśli liczymy od dnia urodzin.
– Czyli jesteś w wieku Deana – skończyła ja karmić i wstała z łóżka. – Chcesz ją na chwilę?
– Nigdy nie miałam, aż tak małego dziecka na rękach. Jeszcze zrobię jej krzywdę.
– Nie zrobisz – dała mi małą i położyła pieluchę na ramię. – Wasze dziecko będzie jeszcze piękniejsze. Jezu ręce mi odpadają – zaśmiała się i zaczęła nimi machać. – Chodźmy do nich. A i jeszcze jedno! – odwróciła się do mnie. – Witamy kolejną członkinię WAGs.
Dziewczynka patrzyła na mnie wielkimi brązowymi oczami. Chyba obie sobie nie ufałyśmy w tym momencie. Miałam prostą misję, aby dostarczyć ją do salonu w jednym kawałku. Zaczęłam iść za blondynką, starając się nie zrobić krzywdy małej. Gdy weszłam do salonu, zauważyłam, że Sophii już nie było tylko Will razem z Deanem o czymś bardzo zaciekle rozmawiali. Ich głowy obróciły się, gdy usłyszeli nasze kroki. Spojrzenie Deana zatrzymało się na mnie i dziewczynce, którą miałam na rękach. Posłałam mu uspokajający uśmiech i włożyłam Julię do wózka, który stał obok Willa.
– Wszystko w porządku? – nachylił się do mnie Dean.
– W jak najlepszym – uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro