Rozdział 10
Dean
Patrzyłem się za odchodzącą, czarnulką przez cały czas, dopóki nie zniknęła mi za drzwiami do apartamentowca. Nie byłem, aż tak wstawiony, jak ona. Bardziej kontrolowałem sytuację. Westchnąłem i oparłem głowę o zagłówek. Czułem, że gdy tam pójdę zakończy się ten dzień zajebistym seksem. Nie, żebym miał coś przeciwko pieprzeniu, ale sytuacja z Rhiannon, coraz bardziej mnie przerażała. Wróciłem pamięcią do zdarzenia z przed kilku godzin. Paparazzi, odszedł zaraz po tym, gdy pocałowałem Rhiannon. Zdobył to, co chciał, ale ja nie umiałem puścić jej z moich ramion. Jej waniliowy zapach, był dla mnie, jak afrodyzjak. Mogłem go wąchać i wąchać. Popatrzyłem na drzwi, za którymi zniknęła.
- Stary, nie bądź na mnie zły, ale laska jest gorąca. Widać, że ciebie wzięło - odezwał się, Greg.
- Nic mnie nie wzięło. To tylko seks, a poza tym, to ma trwać dopóki jesteśmy uwikłani w promowanie tej kampanii - odpowiedziałem mu najbardziej neutralnym tonem.
- Jak tylko seks, to idź na górę i korzystaj. Dziewczyna dała tobie wyraźny znak, że chce się z tobą pieprzyć. Parker, w końcu zawsze bierzesz to, co chcesz.
- Masz rację. Zostaw samochód tutaj.
- Jasne, brachu - poklepał mnie po ramieniu i wszedłem do budynku za Rhiannon.
Przywitałem się z ochroniarzem kiwnięciem głowy i poszedłem na górę za czarnulką. Ona nie była Rose. Nie mogła nią być. W Rhiannon było coś innego, czego nie było w Rose. Dalej kochałem Rose, ale musiałem to ukryć głęboko w sobie. Żadna kobieta już nie zajmie miejsca, które zajęła Rose w moim sercu.
Wszedłem na piętro Rhiannon i zobaczyłem, że drzwi były otwarte. Wiedziała, że przyjdę. Przestąpiłem próg i od razu zobaczyłem ją, siedzącą na stole w salonie. Miała założoną nogę na nogę i oparta na dłoniach, przez co jej piersi były wypchane do przodu. Mój kutas w momencie stwardniał i zaczął napierać na rozporek. Zamknąłem drzwi i zacząłem się do niej bardzo wolnym krokiem zbliżać. Popatrzyłem w stronę pokoju, który zajmowała jej koleżanka.
- Nie ma, Charlotty - powiedziała zmysłowym tonem na moje myśli.
Wróciłem wzrokiem do niej. Powolnym ruchem ściągała buty oraz kurtkę, rzucając je na podłogę. Również ściągnąłem kurtkę i pozwoliłem jej opaść na środek salonu. Podszedłem do Rhiannon i położyłem jej dłonie na policzkach, sunąc powolnym ruchem wzdłuż jej rąk, a później talii, aż dotarłem na ud, które rozszerzyłem i wszedłem pomiędzy nie. Podniosłem jej głowę, chwytając za brodę. Poczekałem, aż jej oczy spotkają moje. Miała zniewalające czarne oczy. Teraz wiedziałem, że to dzięki wenezuelskiej krwi. Obniżyłem głowę i gwałtownie ją pocałowałem. Przeniosła swoje dłonie na moje ramiona, a później wplotła palce w końcówki moich włosów, pociągając je. Warknąłem cicho w jej usta, nie przerywając pocałunku. Jej wargi były dla mnie uzależnieniem. Całowałem ją coraz bardziej natarczywie i głęboko. Chwyciłem za jej włosy i pociągnąłem do tyłu. Rozdzieliłem nasze usta. Zniżyłem głowę i zacząłem ssać oraz na zmianę podgryzać jej skórę na szyi. Wydawała przy tym zajebiście seksowne dźwięki.
- Dean - jęknęła, gdy zacisnąłem wolną dłoń na jej piersi.
- Słucham, czarnulko - podniosłem twarz i mruknąłem do jej ucha.
- Proszę - to słowo praktycznie wyjęczała.
- O, co mnie prosisz, Rhiannon? - droczyłem się z nią, bo dobrze wiedziałem, czego pragnęła.
- Pieprz mnie - obróciła głowę i połączyła nasze wargi razem.
Nie musiała mi dwa razy powtarzać. Sięgnąłem do końca jej bluzki i ściągnąłem przez głowę. Pod spodem miała tylko czarny, bardzo seksowny koronkowy stanik. Zsunąłem jej najpierw jedno ramiączko, a później drugie. Nie ściągając stanika, wyciągnąłem jej piersi na wierzch i zacząłem drażnić kciukami jej brodawki, które były już twarde. Rhiannon, odchyliła głowę do tyłu i zaczęła cicho pojękiwać. Przygryzłem delikatnie jedną pierś, a drugą ugniatałem dłonią. Dziewczyna, wplotła palce w moje włosy i pociągnęła mnie do góry. Jej ruchy stały się gorączkowe. Włożyła ręce pod moją bluzkę i zdjęła ją, dotykając od razu moich mięśni na brzuchu. Spiąłem się na chwilę, ale szybko się odprężyłem. Sięgnąłem do zapięcia jej spodni i zdjąłem je razem z bardzo skąpymi majtkami. Zaczęła odpinać najpierw pasek u moich spodni, a później zsunęła je na tyle, aby wyjąć twardego kutasa. Poruszała dłonią coraz szybciej, aż musiałem się odsunąć, bo bym doszedł. Przysunąłem ją bliżej krańca stołu i kazałem się położyć na jego blacie. Przejechałem ręką po jej cipce.
- Jesteś mokra - mruknął z chrypą. - Bardzo mokra - dodałem i wsadziłem w nią jeden palec, którym zacząłem poruszać.
- Dean - wyjęczała moje imię. - Chcę ciebie.
- Liczyłem na takie słowa.
Wyciągnąłem z niej palca i rozsmarowałem jej wilgoć na wargach, łącząc je ze sobą. Mruknęła cicho w moje usta i złączyła nasze języki razem. Jedną dłonią dotknąłem jej szyi, delikatnie zaciskając na niej dłoń, a drugą położyłem na penisie, wchodząc w nią. Przygryzła mi wargę, aż poczułem smak krwi. Oderwałem wargi od jej i spojrzałem w czarne oczy. Widziałem w nich czyste pożądanie i żądzę. Chciała więcej i ja to więcej - w sferze seksu - mogłem jej dać. Najpierw moje ruchy wolne i delektowałem się uczuciem bycia w niej. Była najlepsza i jeszcze lubiliśmy te same rzeczy. Położyłem rękę na jej kobiecości i zacząłem stymulować łechtaczkę. Zaplotła nogi wokół moich bioder, dzięki czemu mogłem w nią wchodzić jeszcze głębiej. Nachyliłem się nad nią i zaplotłem nasze palce razem, przyśpieszając ruchy. Moje jądra obijały się o nią w stałym tempie.
- Kurwa! - krzyknąłem, gdy poczułem, że raz dojdę.
Wystarczyło mi jedno spojrzenie na wyraz twarzy Rhiannon, aby wiedzieć, że też jest blisko osiągnięcia orgazmu. Schyliłem się i połączyłem nasze usta. Całowałem ją głęboko, chcąc w ten sposób uczynić ją moją, choć na te kilka spotkań, które były przed nami.
- Parker! - krzyknęła, ale moje usta stłumiły ten dźwięk.
Odchyliła głowę i głęboko oddychała. Położyłem się na jej piersiach, żeby się uspokoić. Dopiero po chwili zorientowałem się, że nie założyłem prezerwatywy. Kurwa, nie chciałem wpaść i zrobić komuś dzieciaka. Szczególnie Rhiannon, która miała plany i marzenia.
- Rhiannon, nie założyłem prezerwatywy - podniosłem głowę i odgarnąłem jej włosy z twarzy. Miała dalej nieco rozbiegany wzrok, ale odnalazła mój.
- Jestem na zastrzykach. Spokojnie - pogładziła mnie po ramieniu.
- To dobrze - wysunąłem się z niej i pomogłem jej usiąść.
Zeszła ze stołu i stanęła zaraz przede mną, nie osłaniając się nawet niczym. Uśmiechnęła się do mnie seksownie i schyliła się po swoje rzeczy, wypinając tyłek w moją stronę. Instynktownie uderzyłem ją lekko w niego, a Rhiannon poskoczyła w miejscu i zaśmiała się lekko. Zaczęła iść w stronę swojego pokoju, poruszając przy tym biodrami bardziej, niż trzeba. Będąc przy drzwiach, oparła się o nie i popatrzyła na mnie spod rzęs.
- Zostaniesz dzisiaj na noc, guapo?
- Nie mogę odrzucić twojego zaproszenia, czarnulko.
Podniosłem swoje rzeczy i poszedłem za nią do jej pokoju. Rzuciła swoje ubranie na fotel i odwróciła się do mnie przodem. Nie wiedziałem, co ode mnie chciała, jednak wzrok, jakim na mnie patrzyła mi to wynagradzał. Popatrzyła na mojego penisa, który znów był twardy.
- Będziemy teraz się tak na siebie patrzeć? - zapytałem i położyłem ciuchy na drugim fotelu.
- Nie - oblizała wargi. - Teraz idę się umyć i spać - zaczęła iść w kierunku łazienki. - W końcu zaproponowałam tobie, tylko zostanie na noc.
Weszła do łazienki i zamknęła za sobą drzwi. Poczekałem, aż woda zacznie się lać i podszedłem do nich, naciskając za klamkę. Próbowałem parę razy, ale były zamknięte. Uśmiechnąłem się do siebie i odszedłem od nich. Dziwnie się czułem, zostając u niej na noc. Prawie nigdy nie zostawałem u dziewczyny na noc, tylko zawsze brałem je do siebie. Rozglądnąłem się po jej pokoju i poszedłem się położyć na wielkim łożu. Dałem ręce pod głowę, aby lepiej widzieć, jak będzie wychodzić z pomieszczenia. Jej pokój w niczym nie przypominał dziewczyny, która była tak dobrze opłacalną modelką. Myślałem, że będzie mieszkać sama, a ona miała współlokatorkę, która była jednocześnie jej przyjaciółką.
Nawet nie wiedziałem po jakim czasie drzwi do łazienki się otworzyły i wyszła z niej Rhiannon, ubrana w krótką czarną koszulę nocną z elementami koronki. Przygryzłem wnętrze policzka i tylko ją obserwowałem. Obeszła łóżko i położyła się obok mnie. Odwróciłem się w jej stronę i wodziłem wzrokiem po jej twarzy. Teraz dopiero dostrzegłem jej bardziej delikatne rysy. Miałem ochotę dotknąć jej policzka, ale tego nie zrobiłem. Rhiannon, westchnęła i odwróciła się do mnie tyłem. Po chwili usłyszałem jej miarowy oddech. Chciałem wstać i pójść do siebie, bo dziwnie czułem się zostając u niej na noc.
- Parker, wracaj - usłyszałem jej głos, a później odwróciła się w moją stronę.
- Lepiej pójdę - usiadłem, ale wtedy złapała mnie za rękę.
- Parker, siad! - podniosła głos. - Mierna, albo wracasz do łóżka, albo koniec z naszym udawanym związkiem.
- Grozisz mi brakiem seksu?
- Zrozum to sobie, jak chcesz, ale ja teraz chcę spać.
Patrzyłem na nią, aż w końcu się poddałem i położyłem. Czarnulka, posłała mi zwycięski uśmiech i położyła na moim torsie głowę, a nogi zaplotła z moimi. Nachyliłem w jej kierunku głowę i zaciągnąłem się zapachem wanilii. Oplotłem ją ramieniem i zasnąłem.
***
Gdy się obudziłem, Rhiannon nie było już przy mnie, ale jej część była jeszcze ciepła. Rozciągnąłem się, pozwalając mięśniom się odprężyć i wstałem z łóżka. Ubrałem wczorajsze bokserki, wziąłem z kurtki paczkę papierosów i wyszedłem z jej pokoju. Przeszedłem przez salon na wielki balkon, na którym były krzesła do siedzenia oraz stolik. Wziąłem z paczki jednego papierosa oraz zapalniczkę i odpaliłem go. Mój każdy dzień zaczynał się od papierosa. To już była rutyna, której nie umiałem się pozbyć. Paliłem pomału, zaciągając się nikotyną. Podszedłem do barierki i obserwowałem życie w Londynie. Miała piękny widok z okna, mój był prawie taki sam, ale jednak ten był inny. Poczułem ramiona, oplatające mój pas, a później ten zapach.
- Czy sportowcy mogą palić?
- Jeśli masz dobrą kondycję, to tak - odwróciłem się do niej przodem. - Dzień dobry, czarnulko - przewróciła oczami na to określenie.
- Dzień dobry, góro lodowa - odpowiedziała z uśmiechem i weszła do apartamentu.
Góro lodowa?
- Czemu tak mnie nazwałaś? - zapytałem się, idąc zaraz za nią. - Charlotta, też na mnie tak powiedziała, gdy do was przyszedłem.
- Na prawdę? - spojrzała przez ramię. - I tak nigdy nie poznasz tego znaczenia, guapo. Siadaj, zrobię nam śniadanie - pokazała na stołki obok wyspy kuchennej.
Zająłem jeden z nich i przypatrywałem jej się, gdy chodziła po kuchni. Wyciągała poszczególne produkty z szafek, albo lodówki. Od czasu do czasu rzuciła w moją stronę szeroki uśmiech. Oparłem głowę na ręce i obserwowałem ją. Od bardzo dawna nikt nie przyrządzał mi śniadania. Tak na prawdę od rozwodu rodziców i wyprowadzenia się do domu Willa. Archie, jedynie coś dla nas przygotowywał, gdy mu się chciało. Był z nas najspokojniejszy i chwilami to mnie przerażało. Umiał wszystko załatwić rozmową, a nie czynami. Odróżniał się od nas pod każdym względem. Byłem go ciekaw, ale nie chciałem wypytywać się o jego prywatne życie.
- Patrzyłem na twojego Instagrama i Facebooka, ale bardzo rzadko się tam pojawiasz - rzuciłem po dłuższej chwili ciszy.
- Nie zajmuje się tym. Moja menadżerka, Patty dodaje tam zdjęcia - machnęła ręką. - Ona sprawuje nad tym wszystkim władzę.
- Ciekawe. Jesteś tak znaną modelką, a nie mieszkasz sama w tym wielkim penthousie.
- Czy to jest jakaś gra; zagrajmy w dwadzieścia pytań? - przestała mieszać coś w misce i popatrzyła na mnie spod uniesionej brwi. - Nie lubię samotności - wzruszyła ramionami.
- I dlatego mieszkasz z Charlottą?
- Tak na prawdę spotkałam ją po przylocie do Londynu. Wydawała się być miła i zwariowana - uśmiechnęła się na to wspomnienie. - I taka też właśnie jest.
- Nie jesteś stąd? - zapytałem, ale usłyszałem dzwonek telefonu. - To chyba mój pójdę zobaczyć.
Wstałem ze stołka i wróciłem do jej pokoju. Chwilę zajęło mi zlokalizowanie melodii, która przez cały czas grała. Spojrzałem na swój telefon, ale to nie był on. Na biurku zobaczyłem, że to telefon Rhiannon. Wziąłem go do rąk, żeby jej zanieść, ale gdy zauważyłem numer mojej mamy odebrałem.
- Cześć, mamo - powolnym krokiem zacząłem wracać do kuchni.
- Dean, synku? - w jej głosie było słychać zdziwienie. - Jeśli jesteś u Rhiannon, to wasz związek zaczyna się robić poważny? Wiedziałam, że ta dziewczyna ciebie zmieni. Wyglądanie prześlicznie razem.
- Mamo... - westchnąłem, chcąc sprowadzić ją na ziemię. Niestety moje serce należało tylko do Rose.
- Już dobrze. Przepraszam. Przekaż Rhiannon, że w poniedziałek macie następny i event oraz w drugi dzień świąt. Ty też o tym nie zapomnij. O szczegóły musisz już zadzwonić do Teodora.
- Przekaże - powiedziałem, wchodząc do kuchni. Dziewczyna, popatrzyła się na mnie, a później gdy dostrzegła, że rozmawiam przez jej telefon zmarszczyła brwi. Bezgłośnie powiedziałem; mama, a ona tylko kiwnęła głową i odwróciła się z powrotem do piekarnika. - Coś jeszcze?
- Nie, synku. Opiekuj się moją Rhiannon i na siebie oczywiście też uważaj. Buziaki.
- Pa - rozłączyłem się i położyłem telefon na marmurowy blat.
- Co chciała, pani Sophia? - spojrzała na mnie przez ramię.
- W poniedziałek i drugi dzień świąt mamy jakiś bankiet - wzruszyłem ramionami, chociaż wiedziałem, że i tak tego nie zobaczy. Rhiannon, zamarła na moje słowa i gwałtownie odwróciła się w moją stronę.
- Ale ja nie mogę w drugi dzień świąt! - wyrzuciła ręce w powietrze i zaczęła chodzić wkoło. - Ja będę wtedy w Chicago! Puta! Puta! Puta! - zaczęła wykrzykiwać.
- Co będziesz robiła w Chicago? - zmarszczyłem brwi.
- Jadę na święta do rodziny. Ma też przyjechać dalsza rodzina z Wenezueli! Nie widziałam się z rodzicami od miesięcy! Nie mogę iść na ten drugi bankiet - usiadła i zakryła twarz rękami.
- Rhiannon, uspokój się - podszedłem do niej. - Zawsze możesz pojechać wcześniej i wrócić w pierwszy dzień w nocy. Taki bankiet, czy jak to się to w twoim świecie nazywa, jest i tak dopiero nocą.
- Masz rację. Muszę się uspokoić - odchyliła głowę i patrzyła wprost na mnie.
- Co?
- Nic, nic. Jednak potrafisz myśleć, Parker - uśmiechnęła się, a mi ścisnęło coś serce.
Nie chciałem, żeby uśmiechała się do mnie w ten sposób. Nie ona. To wszystko zaczynało być coraz cięższe dla mnie, a na karku miałem również Rose, z którą jeszcze w dalszym ciągu mieszkałem. Mieli dopiero wyprowadzić się na święta do swojego domu, więc został mi jeszcze tydzień. Cieszyłem się, że mój apartament znajdował się dalej od nich. Musiałem dokonać jeszcze ostatnich poprawek, więc wprowadzę się do niego po nowym roku. Wróciłem wzrokiem na Rhiannon i zacisnąłem szczękę. Byłem ciekaw, kto będzie bardziej cierpiał, gdy to się skończy. Ja, czy ona.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro