Cześć 6
Uśmiechnełam się szatańsko i złapałam za spust mojego pistoletu. Strzeliłam prosto najpierw mu w brzuch, a potem w głowę między oczami. Upadł na ziemię z hukiem.
Odwróciłam się w stronę mojego męża i pobiegłam do niego. Szybko go odwiązałam z tych cholernych sznurów. A Andy wstał z krzesła na którym siedział. Podszedł do mnie, mnie przytulił i namiętnie pocałował w usta.
-Och kochanie, czemu to zrobiłaś? To było niebezpieczne. Mogło coś ci się stać lub naszemu maleństwu...
-Oj nie martw się już tak~machnełam lekceważąco ręką ~ Nic mi ani naszemu dziecku się nie stało i to jest najważniejsze. Ja jak się dowiedziałam o tym to byłam bardzo przerażona, zdenerwowana i wściekła. A teraz choć jedziemy do mnie i ci opatrzone rany.
Andy tylko kiwną głową i trzymając się za ręce wyszliśmy z tego budynku. Poszliśmy do mojego samochodu, wysiedliśmy do środka i ruszyliśmy z tąd, z piskiem opon. Po paru godzinach byliśmy na miejscu. Weszliśmy do domu mojego brata, a kiedy weszliśmy to w salonie byli wszyscy domownicy i się dziwnie patrzyli na nas.
-Eee... kto to jest siostra? ~zapytał się mnie mój brat.
-To jest mój mąż i ojciec mojego maleństwa ~powiedziałam i uśmiechnięta pogłaskałam się po brzuchu.
-ŻE CO KURWA? JAKI MĄŻ, JAKIE DZIECKO?! TY MASZ DOPIERO 16 LAT! ~zaczął krzyczeć Steven.
-To kurwa, mój mąż i moje dziecko. I ja nie mam 16 lat tylko 18 Steven! ~wargłam na niego wściekła.
-No i co z tego, że masz 18 lat! Jesteś jeszcze gupim bahorem i powinnaś się bawić lalkami, a nie wskakiwać do łóżka jakimś obcym, starym facetom! Masz usunąć tego b...~przerwałam mu wściekła.
-NIE JESTEM GUPIM BAHOREM, NIE USUNE MOJEGO DZIECKA I GO NIE NAZYWAJ BAHOREM CHUJU!!!
NIE MASZ PRAWA TEGO ROBIĆ...A myślałam, że chcesz się zmienić, zacząć od nowa...ale jak widać wogule się nie zmieniłeś JESTEŚ PIEPRZONYM SKURWYSYNEM i nic więcej~powiedziałam i wziełam dłoń Andyego.
Steven i jego kumple coś jeszcze gadali do mnie, ale ja nie słuchałam ich. Poszliśmy na górę do mojego pokoju i zamknełam drzwi na klucz, aby się nikt nie dostał tutaj. Andy'emu kazałam usiąść na łóżku i chwile poczekać na mnie. Poszłam szybko do łazienki i wziełam apteczke i waciki do demakijażu. Wróciłam do pokoju po dwóch minutach i usiadłam koło mojego męża.
-Daj Andy opatrze ci te rany~powiedziałam do niego.
-Ok Lilly~powiedział.
Wziełam jeden wacik i polałam na niego trochę wody utlenionej. Przyłożyłam do rany na łuku brwiowym z lewej strony i ją oczyściłam , a Andy lekko sykną przez pieczenie spowodowane tym, że dotknełam wacikiem namoczonym wodą utlenioną do rany. Z jego wargą zrobiłam to samo co z łukiem brwiowym. Brudne waciki położyłam obok siebie i odezwałam się do mojego męża, aby zdjął zakrwawioną i pociętą podkoszulke. Oczywiście mu z tym pomogłam, bo miał mały problem przez rany cięte na swoim ciele. Wstałam z łóżka i podeszłam do Andy'ego z przodu. Ukucłam przed nim i wziełam wodę utlenioną lekko ją trząsając.
-Andy połóż się na plecach, będzie mi łatwiej opatrzyć ci te rany ~powiedziałam do niego.
On nic nie mówiąc wykonał moją prośbę i się położył na plecach. Weszłam na łóżko i usiadłam na swoich kolanach koło Andyego. Odkręciłam wodę utlenioną i ostrożnie polałam ją na wszystkie jego rany na brzuchu i klatce piersiowej. Wcześniej mówiąc "Uwaga". Sykną z dużego bólu i zacisnął mocno zęby. Z wszystkich ran po chwili zaczęło wypływać piana oznaczająca , że rany zostają odkarzane z brudu, potu i różnych bakterii. Po dziesięciu minutach znów polałam tym samym środkiem odkarzającym rany i poczekałam chwile, aby się popieniło. Kiedy już przestało się pienić wytarłam rany z zaschniętej krwi i założyłam mu opatrunki na rany. Zużyte waciki, papierki po plastrach, gazach i po bandarzu wyrzucałam do kosza na śmieci. Wodę utlenioną schowałam do mojej małej apteczki. Zaniosłam nią i waciki do łazienki, schowałam to do szafki i wyszłam z łazienki. Podeszłam do mojej garderoby i wziełam czystą bieliznę i podkoszulke Andy'ego. A Andy wstał tym czasie zdjął swoje spodnie i się położył na łóżku pod kołdrą. Poszłam szybko do łazienki, ściągnełam moje ubrania, które miałam na sobie i biżuterię. Weszłam do środka prysznica i szybko się umyłam żelem o zapachu różanym, a włosy szamponem o zapachu jabłkowym. Spłukałam powstałom pianę z mojego ciała i włosów . Wyszłam z pod prysznica, owinełam się moim czarnym ręcznikiem i podeszłam do umywalki. Wziełam moją szczoteczkę do zębów i pastę. Umyłam szybko zęby i wysuszyłam włosy. Wytarłam się do sucha i założyłam prowizoryczną piżame. Wyszłam z łazienki gasząc światło po drodze. Szybko w skoczyłam do mojego łóżka. Przykryłam się kołdrą i przytuliłam ostrożnie do mojego męża. Andy delikatnie mnie przytulił do swojej klatki piersiowej i szeptem powiedział dobranoc koteczku, a ja mu odpowiedziałam dobranoc kotku. Pocałowałeśmy się ostatni raz przed snem. Po paru minutach myśląc o Andym, naszym maleństwie i o dzisiejszym dniu, odpłynełam do krainy Morfeusza.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro