Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. LSD

Yoongi

Zanim ruszyliśmy, musiałem znieść wybuch jego czułości, jednak jak można było się domyślić, nie miałem nic przeciwko temu, każdy gest z jego strony starając się odwzajemniać. Cieszyłem się, że niespodzianka... o ile można było to tak nazwać, została przez niego aż tak dobrze przyjęta. Wydawał się być szczęśliwy, o niebo szczęśliwszy niż przed koncertem i dokładnie o taki efekt mi chodziło, kiedy to planowałem. Byłem z siebie w jakiś sposób dumny... Dumny, że potrafię sprawiać mu radość, mimo iż byliśmy razem już trzy miesiące. Nie chciałem zapeszać, ale w moim mniemaniu wychodziło mi to nawet coraz lepiej.

- Jedziemy do ciebie? - zapytał, kiedy w końcu odpaliłem silnik. Położył dłoń na moim udzie, którą zaraz przykryłem swoją, po czym pokiwałem twierdząco głową. Kątem oka zobaczyłem, jak się uśmiecha, opierając się wygodnie o fotel pasażera. Jazda samochodem kojarzyła mi się dobrze, bo z nim. Wszystko, co nawet w najmniejszym stopniu miało z nim jakiś związek, było w moim mniemaniu dobre i przyjemne. To nielogiczne, jak w ciągu tak krótkiego czasu jedna osoba zdołała aż tak namieszać mi w głowie, nie używając w tym celu żadnych intryg, sztuczek, nie uwodząc na siłę, nie wymuszając nic na mnie... Po prostu był. Tak po prostu był przy mnie, a mi z tego powodu odwalało, jakbym był w gimnazjum i przeżywał swoją pierwszą miłość.

Trasa minęła nam w ciszy, jednak nie była ona ani krępująca, ani przytłaczająca. Czasami spędzaliśmy w ten sposób czas- nic nie mówiąc i nic nie robiąc, po prostu ciesząc się swoją obecnością, z której zawsze staraliśmy się wyciągać jak najwięcej. Jego studia, nauka i praca zabierały dużo czasu, jednak mimo to spotykaliśmy się prawie codziennie, nawet jeżeli polegało to jedynie na obserwowaniu go podczas ćwiczeń czy powtarzania notatek, w czym nigdy mu nie przeszkadzałem. Dbałem o to, aby miał wystarczająco czasu by złapać dobre oceny i skończyć wymarzony kierunek na przyzwoitym poziomie, czasem sam motywując go do nauki, kiedy miał lenia i zrzucał wszystko z łóżka na podłogę, twierdząc, że więcej nie da rady i woli poleżeć ze mną. Zawsze w niego wierzyłem, nie wątpiłem ani przez chwilę w jego możliwości i wiedziałem, że stać go na więcej, niż on sam jest tego świadomy. Nigdy jednak nie zmuszałem go do wysiłku, którego sam nie chciał podjąć, jedynie po cichu wspierając go w tym co robi, z przerwami na przyjemny odpoczynek, jak subtelne pocałunki, oglądanie czegoś razem czy masaż. Czytałem nawet w Internecie o różnych technikach, aby od czasu do czasu pomóc mu się zrelaksować, na co nigdy nie protestował.

Tym razem musiałem zaparkować dalej, niż zazwyczaj, bo moje stałe miejsce ktoś zdążył już zająć, nie stanowiło to jednak dla mnie większej różnicy. Ot, zwykłe przyzwyczajenie. Wysiedliśmy z samochodu i trzymając się za ręce poszliśmy w stronę bloku, gdzie winda zawiozła nas na dziesiąte piętro, na którym mieszkałem. Zanim jednak weszliśmy do mieszkania, wyciągnąłem czarną, nieco wygniecioną opaskę z kieszeni, która przeleżała w niej cały koncert, a ja aż do teraz zastanawiałem się czy na pewno jest to dobry pomysł. Hoseok spojrzał się na mnie zdziwiony, ale bez zbędnych pytań dał mi zakryć sobie oczy. Czułem, jak ręce pocą mi się z nerwów, jednak starałem się to ukrywać, aby nie zepsuć ani jednej naszej wspólnej chwili, którą tak skrupulatnie planowałem przez ostatni czas.

- Tak będzie bardziej romantycznie. - szepnąłem, otwierając drzwi i wprowadzając go do środka mieszkania. Jeszcze w progu zdjąłem mu kurtkę, odwieszając ją, z butami jednak poradził sobie sam. Zaraz później i ja się rozebrałem, po czym chwyciłem go za ręce i podprowadziłem do kuchni, pomagając mu usiąść na krześle. Zapaliłem jeszcze tylko świeczki na moim niewielkim stole, po czym stanąłem za nim, przez chwilę bawiąc się jego miękkimi włosami. - Tak sobie pomyślałem... Jutro mamy trzecią miesięcznicę, prawda? Chciałem to jakoś wyjątkowo obejść. Lubisz romantyczne rzeczy, więc mam nadzieję, że to ci się spodoba. - powiedziałem, odwiązując materiał i pozwalając, aby opadł mu swobodnie na kolana. Nie widziałem jego twarzy, ale po cichym westchnieniu, które opuściło jego usta, stwierdziłem, że chyba zrobiłem na nim dobre wrażenie. Nie przestałem bawić się jego włosami, po chwili dopiero zjeżdżając na kark, z uśmiechem wyczekując jakichś słów z jego strony. Nie musiał mówić dużo, chciałem tylko usłyszeć, że trafiłem z prezentem i wszystko jest tak, jakby tego chciał.

- Yoongi... to najwspanialsze, co mogłem dostać. - po chwili milczenia zaczął, a ja wsłuchiwałem się w jego słowa, karmiąc nimi w nieco egoistyczny sposób swoją dumę. - Nie spodziewałem się, że takie coś... I jeszcze ten koncert... jak to możliwe? Ja sądziłem, że po prostu będziemy się tam bawić... Nawet nie wiesz, jak się cieszyłem... ja też mam coś dla ciebie, ale to... to nie jest do porównania. Głupio mi teraz, mogłem się bardziej postarać. - mówiąc to, sięgnął do kieszeni spodni, z której wyjął płaskie, małe pudełeczko z kokardką i położył na stole. - Ja wiem, że to jest nic, ale jakbyś to czasem chociaż nosił... tak na co dzień, nie do ludzi...

Przez ten cały czas stałem za nim, głaszcząc go po szyi i słuchając jego rozedrganego głosu. Kiedy jednak pod koniec swojej wypowiedzi schował twarz w dłoniach, uklęknąłem obok, łapiąc go za nadgarstki i odciągając je od jego oblicza, zaraz później splatając nasze palce. Miał mokre wnętrza dłoni, więc chociaż nie dawał mi spojrzeć sobie w twarz, wiedziałem, że znów płakał. To było urocze. Był bardzo wrażliwą osobą, chyba najbardziej delikatną, jaką znałem, jednak do tej pory ani razu nie uronił łzy. Dopiero dzisiaj na koncercie po raz pierwszy widziałem go w takim stanie i choć wiedziałem, że to z radości, nie mogłem długo na to patrzeć.

- Hoseok... Hoseok, spójrz na mnie. - zacząłem go nakłaniać, aż w końcu spełnił moją prośbę. W kącikach oczu miał jeszcze resztki rozmazanego czarnego eyelinera, więc wyplątałem jedną dłoń z naszego uścisku i wytarłem plamy z obu stron, po czym przetarłem mu policzki. - Nie płacz, kwiatuszku. Wszystko, co jest od ciebie mi się podoba. Bez względu co to jest, nigdy tego nie zdejmę, przysięgam. - powiedziałem, uśmiechając się do niego pocieszająco. Nie potrzebowałem od niego prezentów... Ba, miałem nawet małą nadzieję na to, że zapomniał i będzie to dla niego całkowita niespodzianka, jednak teraz mimo wszystko było jeszcze idealniej, niż mógłbym przypuszczać. Wziąłem z w dłonie małe pudełeczko i otworzyłem je. W środku, na białym, pofałdowanym materiale, leżały dwa malutkie, naprawdę małe, złote kolczyki w kształcie skrzydeł. Delikatnie, aby nie zgubić ani nie zniszczyć, chwyciłem jeden z nich i przybliżyłem do twarzy, chcąc przyjrzeć się mu dokładniej. Ścisnęło mnie w gardle i przez chwilę nie wiedziałem, co powinienem mu powiedzieć. Skrzydła... Wings. Tak nazywał się klub, w którym miałem koncert trzy miesiące temu.

- Nie wiedziałem co kupić, a chciałem dać ci coś symbolicznego. U jubilera zobaczyłem te kolczyki i skojarzyły mi się z nazwą klubu, pod którym się poznaliśmy, a że widziałem, że masz dziurki w uszach... Nie wiedziałem tylko czy nie masz jakiegoś uczulenia, więc kupiłem złote. Jeżeli nie lubisz nosić biżuterii, przepraszam. Może chociaż... - zaczął mówić, podczas gdy ja założyłem trzymany w rękach kolczyk, po czym przerwałem mu wypowiedź.

- Mam dziurkę tylko w lewym uchu. - chwytając drugi kolczyk odgarnąłem jego włosy z prawej strony. - Zresztą i tak chcę, abyś ty nosił jeden z nich. Są cudowne, Hoseok. Akurat w moim stylu. Idealne. - dodałem jeszcze, chcąc go trochę uspokoić, po czym włożyłem ozdobę do dziurki w jego uchu. Już wcześniej zauważyłem, że miał kilka pamiątek po kolczykach w uszach, jednak rzadko kiedy coś nakładał, zapewne ze względu na swój aktywny tryb życia. Ten mały element chyba nie będzie mu przeszkadzał. - Zawsze o tobie pamiętam, ale dzięki temu będę czuł, że ciągle mam cię przy sobie. - powiedziałem, głaszcząc jego policzek, na którym nie było już śladu po niedawno płynących łzach. Wstałem z klęczek, poprawiając mu przy tym włosy. - Może zacznijmy kolację? I tak pewnie już nie jest zbyt ciepła. - zaproponowałem, zajmując miejsce naprzeciw niego.

Zawsze przeklinałem swój mały, kwadratowy stolik, teraz jednak wychwalałem go ponad niebiosa, bo dzięki niemu nie musieliśmy siedzieć daleko od siebie. Pomiędzy nami stał mały szampan w równie małym wiaderku, wypełnionym lodem, obok niego zaś stały trzy świeczki, ustawione od najmniejszej, do największej. Stół był przykryty bordowym obrusem, na którym stało jedzenie i naczynia, a wolne miejsca, choć nie było ich zbyt wiele, były obsypane płatkami różowych róż. W lodówce chłodził się deser i jeszcze jeden mini-szampan, w razie, gdybyśmy mieli ochotę na więcej, w szafce znalazłbym też jakieś wino i wódkę, jednak tolerancja alkoholu w organizmie Hoseoka była dość niska, a ja nie chciałem go upijać, by ten wieczór nie skończył się zbyt szybko. Nie czekając dłużej, rozlałem napój do wysokich kieliszków.

- Jak tego dokonałeś, że wszystko jest jeszcze ciepłe? - zapytał Hoseok, nadal patrząc na stół niczym w piękny obrazek. Teraz rozumiałem, że mój stres przed przyprowadzeniem go tutaj był całkiem niepotrzebny, jednak w sprawach dotyczących Hoseoka wszystko musiało być idealne, a chociaż sprawdzałem po kilka razy czy każdy z punktów jest dokładnie odhaczony z mojej listy, nadal bałem się, że o czymś zapomniałem, bądź w ostatniej chwili coś zepsuję.

- To już moja mała tajemnica. Smacznego. - powiedziałem, mrugając do niego okiem i delikatnie podnosząc kieliszek w górę. - Więc... za nas? - zaproponowałem, nie potrafiąc wymyślić czegoś bardziej twórczego, jednak zdawało mi się, że nic bardziej odpowiedniego i tak nie istnieje.

- Za nas.

***

Opróżniliśmy dwie małe butelki szampana, przez co musiałem otworzyć okno, bo nawet zimny deser nie poradził sobie z temperaturą w kuchni. Stół był już prawie zupełnie pusty, wszystkie naczynia stały w zlewie, jedynie wiaderko z lodem dogorywało gdzieś z boku razem ze świeczkami. Nie miałem pojęcia, która jest godzina, telefon zostawiłem w kurtce, która wisiała w przedpokoju, a najbliższy zegarek, który zarazem był jedynym w całym domu, stał w sypialni i był to mój stary budzik. Trzymałem dłonie Hoseoka, leżące na stole i bawiłem się jego długimi palcami, co chwila wymieniając z nim rozmarzone spojrzenia, aż w końcu nie wytrzymałem. Długość stołu, która nas dzielił, była dla mnie zbyt wielkim dystansem.

- Przyjdziesz do mnie? - poprosiłem, na co jego oczy zaświeciły się, jakby tylko na to czekał. Sekundę później siedział na moich kolanach, przodem do mnie, całując mnie delikatnie po twarzy i co chwilę szepcząc słowo "dziękuję". Napawałem się tymi czułościami, dopóki nie złapał moich dłoni i nie położył sobie na uda. Miał zamknięte oczy, więc nie mógł zauważyć, jak moje własne zapłonęły. Po omacku, z drobną pomocą, znalazł moje usta i zaczął bawić się nimi, co chwila zahaczając o nie lub delikatnie chwytając zębami. Pozwalałem mu na wszystko, nie pośpieszając go. Czułem mocne bicie jego serca... a może było to moje własne? Nie miałem pojęcia, bo oba od trzech miesięcy zdawały się bić tym samym rytmem- przyśpieszać i uspokajać się w tych samych momentach, jakby pochodziły z jednego organizmu. Jeżeli miałem wierzyć w jakąś koncepcję miłości... byłaby to właśnie ta, która traktowała o rozdzieleniu jednego organizmu na dwie połówki. Czy nie byliśmy tego idealnym przykładem? Jeżeli kiedyś udało mi się stworzyć coś perfekcyjnego, było to właśnie uczucie, które do niego żywiłem.

Po jakimś czasie uchyliłem wargi, z czego szybko skorzystał, wsuwając między nie swój język. Dawałem mu chwilę przewodzić w tym pocałunku, powoli się do niego przyłączając. Mimo szalejącego serca i pompowanej przez nie krwi, czułem niewyobrażalny spokój, dzięki czemu byłem w stanie jasno myśleć, nawet jeżeli wypiliśmy prawie litr szampana. Nasze usta ocierały się o siebie, a kiedy pogłębialiśmy pocałunek jeszcze mocniej, wyczuwałem też jego zęby szorujące o moje. Żaden alkohol nie działał na mnie tak, jak jego bliskość i jeszcze nic na świecie nie pragnąłem mocniej, niż tego, aby po prostu był przy mnie. Nawet kiedy taniec naszych języków znacznie przyśpieszył, nadal potrafiłem zachować jasny umysł i kontrolować siebie. Przez te trzy miesiące opanowałem samokontrolę na tyle, aby móc sobie ufać ze spokojem. Przesunąłem dłonie na jego plecy, głaszcząc je delikatnie, wsłuchując się przy tym w ciszę przerywaną naszymi przyśpieszonymi oddechami i cichym mlaskaniem naszych ust. Szybko znaleźliśmy wspólny rytm, który mieliśmy chyba już opanowany do perfekcji, po tylu pocałunkach, które przez ten czas wymieniliśmy. Nasze oddechy, którymi co chwila się wymienialiśmy, zsynchronizowały się ze sobą, pozwalając nam na zrezygnowanie z jakichkolwiek przerw. Jego pełne, miękkie usta idealnie komponowały się z nieskazitelnością pocałunków, którymi mnie obdarowywał. Nie do końca wyłapałem moment, kiedy z moich warg przeniósł się na szczękę, obcałowując ją skrupulatnie, od brody, aż po same ucho, do którego wyszeptał mi moje imię.

Moje dłonie zadrżały, a ciało buchnęło niewyobrażalnym żarem, kiedy powtórzył to jeszcze dwa razy. Oczami wyobraźni widziałem, jak oblizuje usta pomiędzy wypowiadaniem tych fraz; jak zwykle czułem się niesamowicie. Składałem w głowie myśli, chcąc w końcu przekazać mu to, co chodziło mi po głowie już od dłuższego czasu. Nie wiedziałem, czy nie zepsuję tym samym tej idealnej chwili, jednak... czy kiedykolwiek nastąpi jakaś bardziej odpowiednia? Byliśmy spragnieni siebie, a alkohol dodawał nam nieco odwagi, świętowaliśmy właśnie bardzo ważny dla nas dzień i...

- Hoseok, pragnę cię. - powiedziałem, starając się brzmieć łagodnie. Dłuższe zastanawianie się nad tym nie miało sensu. Jeżeli nie teraz, będzie przecież mnóstwo następnych okazji. Zjechałem dłońmi na jego pośladki, ściskając je nieznacznie, na co zareagował cichym jękiem. Wydawał się on jednak być całkiem kontrolowany, jakby w końcu sam pozwolił sobie na wydobycie z gardła tego dźwięku. - Chcę się z tobą kochać, Hoseokkie. - dodałem, jednak nie udało mi się utrzymać stabilnego tonu głosu. Musiałem zrobić pauzę i na końcu nieco go ściszyć, kiedy bez żadnego ostrzeżenia zassał się na kawałku skóry na mojej szyi. Byłem pewny, że zostanie na niej ślad, jednak aktualnie o to nie dbałem.

- Zróbmy to, Yoongi.

Zszedł z moich kolan, uprzednio łapiąc mnie za rękę, jednak puściłem ją na rzecz podniesienia go. Poprosiłem, aby zamknął oczy, na co oplótł ramionami moją szyję, chowając w niej twarz, wcześniej jednak szepnął jeszcze, że się złamię, choć jakby na przekór jego słowom, bez większych problemów przeniosłem go do swojego pokoju i położyłem na zaścielonym łóżku, obsypanym płatkami róż. W pokoju panował ciepły półmrok od blasku świec, które zapaliłem jakieś pół godziny temu, kiedy odwiedzałem łazienkę. Było ich dużo, jednak ustawiłem je na stabilnych świecznikach i w bezpiecznych odległościach od wszystkiego, co mogłyby przypadkiem podpalić. Mina Hoseoka, kiedy to zobaczył, była bezcenna.

- Yoongi, to jest... - zaczął, jednak zamknąłem mu usta nie nachalnym pocałunkiem.

- Nic nie mów, kwiatuszku. To wszystko jest dla ciebie.

Delikatnie, tak jak zawsze, nawet przez moment nie dotykając jego skóry, zacząłem zdejmować z niego golf. Uwielbiałem, kiedy go nosił. Białe paski były idealnym kontrastem jego karmelowej skóry, a czarne podkreślały ciemność oczu, którymi ciągle się we mnie wpatrywał. Przez te trzy miesiące zdołał do tego przywyknąć, chyba nie czując już w ogóle wstydu przed tym, co robiłem. Nie odwracał wzroku, nawet kiedy się rumienił; patrzył na mnie, kiedy szczytował; dawał mi podziwiać siebie w każdym, nawet najbardziej krępującym momencie, dzięki czemu czułem, jak wielkim zaufaniem mnie obdarzył. Nie dotknąłem go ani przez chwilę, dopóki nie pozbyłem się wszystkiego, co było przeszkodą naszej bliskości, tym razem jednak nie miałem wystarczająco dużo siły woli, aby każde z jego ubrań składać w kostkę, po prostu zrzucając je z łóżka. I on szybko doprowadził mnie do nagości, idąc za moim przykładem i nie muskając mnie nawet palcem. Idealnie... Jak tego dnia, kiedy zostaliśmy parą. Każde z naszych zbliżeń, nie ważne jaką ich granicę w danej chwili ustalaliśmy, było idealne. Dbałem o to, aby w jego wspomnieniach zachowały się one jako nieskazitelne i choć pełne pożądania i cielesnych doznań, nadal czyste- jak on sam. Powoli traciłem słowa, którymi mógłbym opisywać perfekcję, którą był w moich oczach. To nie wyobraźnia blokowała mi wymyślanie ich, one po prostu nie istniały. Żadne słowo, które było na świecie, żaden język, którym posługiwała się ludzkość, nie były w stanie opisać tego, co widziałem w tej chwili pod sobą.

Jung Hoseok. Jedyne dwa prawidłowe określenia na jego osobę. Imię i nazwisko, które wyryły się w moim sercu i na tym świecie, przedstawiające obiekt pozbawiony wszelkich wad, skaz i niedoskonałości.

Dotykanie jego ciała było przeżyciem, które nie miało sobie równych. Szerokie ramiona, które tak często mnie obejmowały, długa szyja, na której pojawiało się z chwili na chwilę coraz więcej ciemnych śladów, smukły tors, który kształtowały idealnie wyrzeźbione ciężką pracą mięśnie. Lekko wystające biodra, pępek, w którym nie raz zatapiałem swój język, piersi, pod którymi chowało się największe i najcieplejsze serce, które kiedykolwiek mogłem usłyszeć. Jego plecy, na których wyraźnie był wyczuwalny kręgosłup i które tak często wyginały się pod moim dotykiem, traktowane dreszczami, sprawiającymi, że z jego ust wydobywały się ciche westchnienia proszące o przyjemność, na którą zasługiwał całym sobą. Pod nimi dwa pośladki, idealnie gładkie, okraszone delikatnymi włoskami, które elektryzowały się za każdym razem, kiedy przejeżdżałem po nich swoimi dłońmi. Zaraz później uda, twarde, umięśnione, które dodawały mu tylko piękna greckiej rzeźby, oddanego z wręcz matematyczną proporcjonalnością, dodającego jego osobie dynamizmu i siły. Ugięte kolana, którymi mnie ściskał i piszczele, mocno napięte, jakby do skoku. Wszystkiego dopełniały stopy, długie, wąskie stopy, które uwielbiałem obsypywać pocałunkami, pokazując mu tym, jak wielką ma nade mną władzę. Nade mną, nad moim umysłem, duszą, ciałem i wszystkimi myślami, które opuszczały moją głowę.

Do stanu, w jakim się zatracaliśmy, nie potrafił doprowadzić żaden narkotyk, ani żadna substancja, która powstała na tym świecie. Nic nie wyzwalało tylu endorfin, co jego bliskość i wiedziałem, że nigdy z nikim nie podzielę się tym szczęściem, które teraz czułem. Bez względu na to, jakim egoistą byłem, zawsze potrafiłem oddać innym wszystko, co sprawiłoby im radość lub w jakiś sposób pomogło uporać się z problemami, nawet, jeżeli miała być to zwykła, pieprzona kanapka. Hoseok był istotą, której tajemnicy nigdy nie uchyliłbym nawet rąbka, nikomu na tym świecie i żadna siła nie była w stanie zmienić mojego zdania. Jeżeli miałbym określić Hoseoka w najbardziej trafny sposób, w jaki tylko bym zdołał, powiedziałbym, że jest mój. To było chyba najbardziej prawdziwe słowo, które sprawiało, że żadne poematy nie miały znaczenia. Hoseok był mój, czy to nie było wystarczające?

Sięgnąłem dłonią pod poduszkę, jednak nie mogąc nic znaleźć, po prostu odrzuciłem ją w bok. Nasz pocałunek na chwilę stał się nieco nieporadny, kiedy przeczesywałem dłonią prześcieradło, dopóki nie trafiłem na to, co chciałem. Mała, plastikowa tubka, której zawartość miała za zadanie sprawić, by czuł jak najmniej bólu, pozbawić go dyskomfortu i dać mi pewność, że żadna niechciana łza nie spłynie po jego twarzy i nie wsiąknie w prześcieradło. Przez chwilę patrzył w sufit, słuchając każdej mojej prośby i wykonując ją dokładnie, jednak ani jego twarz, ani ruchy nie ukazywały tego, że mógłby się bać. Jego pewność była w tej chwili dla mnie najważniejsza.

- Pachnie mandarynkami. - powiedział nagle, przenosząc na mnie wzrok, kiedy przygotowywałem go do aktu, który niedługo miał stać się rzeczywistością. Sam nie potrafiłem rozpoznać zapachu wydzielającego przez otwarte opakowanie leżące gdzieś obok, który ogarnął pomieszczenie.W tej chwili jednak był on mieszanką woni, która wydawała mi się być najsilniejszym afrodyzjakiem na całym świecie. - Yoongi...

Z zamyślenia wyprowadził mnie jego cichy głos, który automatycznie skierował mój wzrok na jego spokojną twarz, przez moment wykrzywioną w pięknym grymasie przyjemności. Wytarłem mokre palce o kołdrę, razem ze spoconymi dłońmi, które zaraz i tak znów stały się wilgotne przez temperaturę. Nie pamiętałem momentu, kiedy ostatnio były tak ciepłe. A może jeszcze nigdy takie nie były?

- Yoongi... będzie mocno boleć? - zapytał, a na jego twarzy po raz pierwszy wymalowała się niepewność. Pochylając się nad jego twarzą, ucałowałem delikatnie usta, mając nadzieję, że uda mi się w ten sposób wycałować z jego myśli strach, który właśnie go ogarnął.

- Nie mocno, ale będzie. - szepnąłem, patrząc na niego czule. Gładziłem przez chwilę jego włosy, w tym samym czasie doszukując się w ciemnych oczach oznak niechęci, jednak nie pojawiło się w nich nic, co kazałoby mi zakończyć wydarzenia na tym etapie. - Tylko chwilę, przysięgam. Będę...

- Wiem. Będziesz delikatny. Ufam ci. - przerwał mi wpół zdania, obdarzając uśmiechem, który był dla mnie niczym zbawienie w tej napiętej sytuacji. Przymknięcie się jego oczu potraktowałem jako zgodę na to, na co tyle czekaliśmy. Moje podniecenie nie spadło podczas tej krótkiej rozmowy ani odrobinę, jednak mimo wszystko czułem nad sobą kontrolę, którą coś kazało mi ciągle kurczowo trzymać. Choć sprawowałem ją sam nad sobą, wszystkim kierowały gesty i słowa Hoseoka, które dokładnie obserwowałem, aby nie przeoczyć żadnego z nich. Znów sięgnąłem ponad jego głowę, tym razem po małą, foliową paczuszkę. Rozerwanie jej spoconymi dłońmi chwilę mi zajęło, tak samo jak założenie kondoma, czego nigdy przedtem nie robiłem. Czy tak było poprawnie? Czy się nie zsunie? A jak się przerwie i tego nie poczuję? A rozmiar? Kupiłem dobry? Miałem w głowie milion pytań i niepewności, jednak wystarczyło, żeby złapał mnie za dłoń, abym zapomniał o nich wszystkich. On mi ufał, więc i ja musiałem ufać sobie.

Słyszałem, jak czerpał głębokie oddechy, kiedy zbliżyłem się do niego jeszcze bardziej. Powoli, bez pośpiechu wsuwając się w jego ciało obserwowałem, jak stara się utrzymać spokojny wyraz twarzy, nie dając mi tym samym odgadnąć, co tak naprawdę czuje, choć byłem pewny, że nie było to zbyt przyjemne. Dla mnie- wręcz przeciwnie. Czucie go pozbawiało mnie wszystkich innych zmysłów, przez chwilę pozwalając mi skupić się tylko na tym jednym- na dotyku, którego obaj tak krytycznie potrzebowaliśmy. Do pewnego momentu było gładko, jednak moje palce nie były wystarczająco długie, aby móc sięgnąć wszystkich zakamarków jego ciała. Czekałem na moment, aż uścisk zębów na jego dolnej wardze zelży, aby móc się poruszyć. W głowie nadal miałem jego słowa sprzed dwóch miesięcy, kiedy podczas prysznica dał mi zgodę na dotykanie jego skóry, która przypomianała swoją fakturą połączenie aksamitu i jedwabiu, twierdząc, że nie jest szklaną lalką. Zbyt bardzo się bałem go zranić i uszkodzić jego perfekcyjność, aby słuchać się swojego instynktu, tym razem jednak postanowiłem uchylić lekko drzwi swoim żądzom, aby poczuć ich lekki powiew i sprawić, że ten wieczór zakończy się równie pięknie, co się zaczął.

Samo poruszanie się w nim na początku sprawiało mi niewielką trudność, jednak jego organizm zaczął w końcu przyzwyczajać się do obecności mojego ciała, pozwalając mi wchodzić głębiej. Hoseok przez cały ten czas wydawał się być wyluzowany, jednak w którymś momencie jego mięśnie zacisnęły się na mnie nagle, sprawiając, że głośno wydusiłem z siebie całe powietrze.

- Przepraszam. - szepnął od razu, zamykając na chwilę oczy, w które spoglądałem, jednak po chwili znów je otworzył, przywołując jednocześnie na usta delikatny uśmiech, sprawiający, że pokój znów rozjaśniał. Odwzajemniłem ten grymas, czekając aż na powrót się rozluźni, a kiedy tego dokonał, ponownie czerpiąc kilka głębszych oddechów, zacząłem swoją powolną wędrówkę wewnątrz jego ukochanego ciała. Przymknąłem na chwilę oczy, skupiając się na przyjemności, którą mnie obdarowywał, jednak nadal starałem się być spokojny i opanowany. Dopiero ruchy jego bioder wychodzące mi na przeciw sprawiły, że znów na niego spojrzałem, jednak chyba nie byłem gotowy dostrzec tego widoku. Po jego czole spływało kilka kropelek potu, a anielską twarz zdobił wyraz, który trudno opisać prostymi słowami, zapisując mi się w umyśle jako piękny. Po prostu piękny, jego twarz w tym momencie była kwintesencją tego słowa. Jeżeli niebo Dantego miało dziewięć kręgów, on był dziesiątym, a ja właśnie się w nim znajdowałem.

- Yoongi... dlaczego nie wejdziesz do końca?

Patrzył się na mnie swoimi wielkimi oczami, oddychając szybko przez uchylone usta, które jeszcze nosiły na sobie ślady moich pocałunków. Ten widok sprawił, że temperatura w moim ciele jeszcze bardziej podskoczyła. Właśnie się kochaliśmy, byłem w nim, penetrowałem jego ciało, tak po prostu, a on nawet w tej chwili wyglądał jak anioł, niewinnie, jakby był to co najwyżej nasz pierwszy pocałunek. Jego zarumienione policzki i poskręcana od potu grzywka sprawiały, że moje serce chciało wyrwać się z piersi. Przełknąłem ślinę, wsuwając się nieznacznie głębiej, na co zareagował cichym westchnięciem. Zarzucił mi dłonie na szyję, drapiąc mnie paznokciami po karku.

- Jeszcze...

Przygryzłem wargę, zastanawiając się czy powinienem to zrobić. Nie to, żebym był ponadwymiarowy, jednak na tyle duży, abym mógł obawiać się, że mogę zrobić mu krzywdę- tak przynajmniej sądziłem. Hoseok był delikatny... tak o nim myślałem. Wystarczyło najmniejsze uderzenie, które było częstą oznaką jego niezdarności, abym słyszał , na widok krwi bladł, siniaki z jego ciała schodziły naprawdę długo... a jeżeli będzie później tego żałował? Nie mogłem przecież do tego dopuścić. Przyśpieszyłem nieco, co wywołało kolejne westchnięcia z jego ust, jednak pomiędzy nimi nadal szeptał co jakiś czas to jedno słowo, prosząc mnie o więcej. Zacisnąłem zęby, czując, jak cholernie trudno jest mi się powstrzymywać, a on wcale nie pomagał. Wbijał paznokcie w mój kark coraz głębiej, jednak nie przeszkadzało mi to, dopóki widziałem, że jest mu dobrze. Jeszcze nigdy w życiu nie pragnąłem go tak mocno. Jeszcze nigdy w życiu nikogo nie pragnąłem tak mocno. Hoseok był spełnieniem nie tylko moich marzeń, ale też wszystkich żądz, które nagromadziły się we mnie przez cały okres dojrzewania, który tłumiłem w sobie.

Kiedy nadal nie przestawał prosić, zebrawszy w sobie całą siłę woli, jaką jeszcze posiadałem, wyszedłem z niego, co szybko sprowadziło go na ziemię. Przez chwilę patrzył na mnie przestraszonym wzrokiem, jednak zanim zdążył kolejny raz przeprosić, dotknąłem jego ust swoimi. Wsunąłem jedną z dłoni pod jego plecy, pomagając mu się podnieć, przez cały ten czas patrząc mu w oczy najspokojniej, jak potrafiłem. Nie chciałem, aby się bał. Nie chciałem zepsuć nic z naszego pierwszego razu, nie tylko pod względem związku, ale też osobistym doświadczeniem, które było dla mnie oznaką jego ogromnej miłości i zaufania, jakim mnie obdarzył.

- Hoseokkie... Połóż się na brzuchu. Tak będzie wyg...

- Daj mi to zrobić.

Spojrzałem na niego niepewnie, jednak nie odmówiłem mu. Niby seks od tyłu był całkiem normalny, jednak zawsze w jakiś sposób mnie odpychał, przywołując w myślach bez emocjonalne, zwierzęce instynkty. Chciałem móc patrzeć w jego twarz, obserwować na niej przyjemność, którą sprawiałem mu sobą. Jego rozwiązanie wydawało się lepsze, nie byłem jednak do końca pewny czy to dobry pomysł. Mimo wszystko, tak jak jak on ufał mi, ja ufałem jemu i wiedziałem, że wie, co robi, albo co chce zrobić. Summa summarum, tak i mi byłoby o wiele łatwiej. W jakimś stopniu pozbawiłby mnie tym odpowiedzialności za to, co przez przypadek mogę mu zrobić, chociaż jeżeli zachowa się bezmyślnie i przeceni siebie, i tak oboje na tym stracimy. Ale przecież był dorosły, na dodatek znał swoje ciało lepiej, niż ja i wiedział, kiedy go boli, gdy ja mogłem się tego tylko domyślać. Pomogłem mu więc usiąść na swoich kolanach, a całą resztą zajął się sam. Robił to delikatnie, jednak pewnie, doskonale wiedząc, jak się zachować. Ja opierałem się z tyłu dłońmi o łóżko, patrząc się na jego piękną twarz, co chwilę wykrzywiającą się delikatnie, od rozkoszy po ból.

- Nie spiesz się, kwiatuszku. - powiedziałem cicho, jedną z dłoni kładąc na jego wystającej kości biodrowej. Nie był chudy, choć czasami było widać mu żebra, a kolana podczas tańca mocno mu się odznaczały. Wiedziałem, że o siebie dba i w moich oczach miał idealną wagę. Nic by się nie stało, gdyby trochę przytył, jednak przy jego trybie życia było to po prostu niemożliwe, z czym się pogodziłem. Najważniejsze było dla mnie to, że nie miał ze swoim ciałem żadnych kompleksów, dobrze się w nim czuł i kochał je, dzięki czemu i ja mogłem bez problemu je kochać.

Pierwsze jego ruchy były mozolne, badał nową sytuację i co chwilę zmieniał ułożenie ciała, szukając tej właściwej pozycji. Kiedy ją znalazł, poruszał się już zdecydowanie pewniej, aż w końcu był w stanie usiąść na mnie całkiem, co wynagrodziłem mu stęknięciem. Przez chwilę w jego przymrużonych oczach widziałem same białka, aż w końcu całkiem je zamknął, oddając się uczuciu, które przyprawiało nas oboje o dreszcze. Trzymając się moich ramion, unosił się i opadał, czasem do końca, a czasem jedynie do pewnego momentu, zacząłem więc mu pomagać. Pokój wypełnił się westchnięciami, których sobie nie szczędziliśmy, tak samo jak pełnych pożądania spojrzeń i czułych pocałunków, które średnio kontrolowaliśmy.

- Hoseok, zwolnij. - powiedziałem, kiedy jego tempo zaczęło coraz bardziej przybierać na sile. Już teraz czułem, że mógłbym bez problemu dojść, jednak nie chciałem tak szybko kończyć. Z jednej strony było to też skutkiem chęci dowartościowania samego siebie i pokazania Hoseokowi, że dam radę dłużej. Posłusznie zwolnił, znów się na mnie zaciskając- lżej i zdecydowanie bardziej kontrolowanie niż poprzednio, byłem więc pewny, że zrobił to umyślnie. Sądząc po zmarszczkach na jego czole, nie było to dla niego zbyt przyjemne, a dla mnie- wręcz odwrotnie. Z jednej strony byłem w stanie błagać, by zrobił to jeszcze kilka razy, z drugiej jednak, jeżeli miał to obkupić własnym cierpieniem, bez żadnego poczucia straty mogłem z tego zrezygnować. Przyssałem sę do jego szyi, całując ją tak, jak najbardziej lubił i przygryzając, kiedy zwalniał tempo i mogłem to zrobić bez myśli, że ugryzę go zbyt mocno. Nie byłem w stanie powiedzieć, ile czasu trwało to wszystko, w pewnym momencie jednak nasze ruchy stały się mniej przewidywalne, a skurcze jego mięśni były częstsze i przestał nad nimi panować. Wchodziłem w jego ciało szybko, podczas gdy on równym mi tempem nabijał się, pozwalając by z jego gardła wychodziły ciche, urywane jęki. Trzymałem jego biodra już dwiema dłońmi, pomagając mu w miarę możliwości utrzymać się w pionie. W którymś momencie jedną z nich chwyciłem jego członek, który przez cały czas ocierał się o mój brzuch. Jego ton podniósł się, a skurcze stały się na tyle regularne, że nie musiał mi mówić, co zaraz nastąpi. Dochodził, wstrzymując powietrze w płucach i zaciskając usta, dopiero po chwili pozwalając sobie na oddech, razem z kilkoma cichymi jękami. Wpatrywałem się w niego jak w zaczarowany obrazek, nie mogąc pojąć tego, co właśnie miało miejsce, bo mój własny orgazm wypełnił moje myśli, razem ze zduszonym jękiem opuszczając moje ciało. Poruszaliśmy jeszcze przez chwilę biodrami, chcąc dopełnić dzieła. Hoseok ledwo trzymał się na kolanach; uda i nadal mocno spięte pośladki wyczuwalnie drżały. Pomogłem mu się podnieść i położyć obok, zanim jednak zrobiłem to samo, rzuciłem na podłogę wypełnionego spermą kondoma i przetarłem czoło wierzchem dłoni.

Hobi leżał obok, wyciągając w moją stronę ramiona, więc nie zastanawiając się, szybko położyłem się przy nim, dając się objąć i przytulając go do siebie. Spoczywaliśmy tak długą chwilę, uspokajając się, żaden z nas jednak nie myślał o śnie. Byliśmy zbyt szczęśliwi, aby móc teraz zasnąć i korzystaliśmy z tego, że zmęczenie jeszcze nie zdążyło nas złapać. Przesunąłem dłonią po jego plecach, obcałowując jego powieki, które na chwilę spuścił w dół. Był piękny... Jeszcze piękniejszy, niż jeszcze kilka sekund temu. Z każdą chwilą piękniał, stawał się bardziej idealny, a ja kochałem go coraz mocniej. Przez te trudne trzy miesiące ani na sekundę nie zwątpiłem w nasze uczucie, ani na sekundę nie przestałem mu ufać. Jeżeli istniała na świecie osoba, która była mi przeznaczona, był to on i byłem tego stuprocentowo pewny.

- Kocham cię najmocniej na całym świecie, Hoseokkie. - powiedziałem w końcu, na co otworzył oczy i spojrzał na mnie wzrokiem, który tylko utwierdził mnie w tym, że powiedziałem prawdę. Dotknąłem wargami jego nosa, jednak zaraz uniósł głowę, aby złączyć nasze usta w krótkim, czułym pocałunku. Nie odpowiedział mi na moje słowa, jednak i bez tego wiedziałem, jak wielkim uczuciem mnie dażył. Pociągnąłem go w swoją stronę, co od razu wykorzystał, wdrapując się na moje ciało i kłądąc się na mnie, jak to miał w zwyczaju to robić, kiedy leżeliśmy nago. Mimo iż był ciężki, nie przeszkadzało mi to. Czułem wtedy jego serce tak blisko swojego, a kiedy jego oddech się uspokajał, ja czułem się przez to również dużo spokojniejszy. - Wiesz... nie wiem co bym zrobił, gdybyś się nie pojawił w moim świecie. Przez te trzy miesiące...

Tym razem znów mnie pocałował, jednak jego pocałunek przerwał mi moje głośne rozmyślania.

- Nie jest ważne to, co byś robił, gdyby mnie nie było. Liczy się to, że jestem. I zawsze będę.

***

Hoseok

Obudziły mnie pierwsze, ciepłe promienie Słońca, wpadające przez uchylone okno do mojego pokoju. Otworzyłem oczy i usiadłem na łóżku, otoczony miękką, pachnącą pościelą. Przeciągnąłem się, rozciągając sztywne po długim śnie mięśnie i uśmiechem powitałem nowy dzień...

Tym razem znów się tak nie stało, a mimo tego obecna sytuacja wydawała mi się dużo piękniejsza niż te wyobrażenia.

Żadnego bólu głowy, nieprzyjemnego skręcania w żołądku, smrodu alkoholu w powietrzu... Jakbym był w całkiem innej sytuacji; istotnie przecież w innej się znajdowałem, jednakże kolejny już raz przed oczami pojawiły mi się wspomnienia z naszej pierwszej wspólnie spędzonej nocy. Wtedy ledwo powstrzymaliśmy się przed daniem upustu naszym emocjom i pragnieniom, a teraz nie było to potrzebne. Nie mogłem uwierzyć, że wczorajszy wieczór wydarzył się naprawdę. Był jak piękny sen; sen, który chciałem powtarzać i odtwarzać w swojej pamięci w nieskończoność, jak film na kasecie. Przewijać, cofać, móc włączyć pałzę, aby nie przepuścić żadnego szczegółu, zapętlać... nie czułem ani grama zawstydzenia czy dyskomfortu, byłem wypoczęty, i chociaż się go spodziewałem, nie towarzyszył mi żaden ból. Może fala uderzeniowa dopiero za chwilę da o sobie znać, a może tak cudownie będzie przez cały czas... nie istotne.

- Dzień dobry, panie Min. - uśmiechnąłem się, kiedy chłopak otworzył w końcu oczy. Pierwszym, co zrobił, było spojrzenie na mnie, co sprawiło, że ten dzień stał się jeszcze piękniejszym, niż się zapowiadał. Uśmiech zaraz wpełzł na jego usta i nawet kiedy mnie pocałował, nie schodził z jego twarzy. - Jak się panu spało? - zapytałem, gdy oddalił się na odległość, z której mogłem na niego spokojnie patrzeć, aby obraz mi się nie rozmazywał. Przetarłem szybko oczy dłonią, jednak zaraz wróciłem do obejmowania go, nie chcąc marnować ani chwili z naszych czułości.

- Dzień dobry, przyszły panie Min. - powiedział, po chwili zaczynając się śmiać i całując mnie, tym razem w czoło. Nic na to nie powiedziałem, kiwając jedynie głową. Wiedziałem, że żartował, jednak przez chwilę w moich myślach pojawił się pewien widok. Nasz dom w przyszłości, z małym ogródkiem na niewielkim balkonie, białe ściany, a na nich kilka zdjęć. Nowoczesna kuchnia, klasyczna sypilnia i salon z dużym telewizorem oraz wieżą stereo, na której mógłbym słuchać jego muzyki. Dębowe, grube drzwi, a na nich złota tabliczka z wygrawerowanym napisem. Yoongi i Hoseok Min. - Spało mi się idealnie. O czym tak myślisz? - zapytał, na co pokręciłem szybko głową, pozbywając się swojego wyobrażenia sprzed oczu, wiedziałem jednak, że prędzej czy później znów mnie ono nawiedzi.

- O niczym poważnym. - odpowiedziałem, obdarowując go uśmiechem i wtulając nos między jego obojczyki. - Mamy jakieś szczególne plany na dzisiaj czy możemy trochę poleżeć? - tym razem to ja zadałem pytanie, ton mojego głosu jednak wyraźnie świadczył o tym, że nie chciałem wychodzić z łóżka i raczej żadna siła, nie licząc jego, by mnie stąd nie wyciągnęła.

- Dzisiaj nie zamierzam wychodzić z łóżka i wypuszczać cię z ramion. - powiedział, głaszcząc od spodu moje udo, które swobodnie spoczywało na jego biodrze, chociaż po nocy było już nieco odrętwiałe. Nie narzekałem jednak, dopóki byłem blisko niego, wszystko wydawało mi się być na swoim miejscu i w jak najlepszym porządku. - Jednak na jutro mam dla ciebie pewną... propozycję. - powiedział, na co zaciekawiony zmarszczyłem nos, nie przerywając mu wypowiedzi. Zastanawiał się dłuższą chwilę, jednak w końcu zdecydował się o tym powiedzieć. - Chciałbyś może... Odwiedzić w niedzielę moich rodziców? Wiesz, nie dają mi z tym spokoju, a nasz związek jest już chyba trochę bardziej niż oficjalny, więc...

- Więc co? - zapytałem z uśmiechem, który wywołały jego ostatnie słowa i propozycja, którą mi złożył.

Włosy myłem przedwczoraj wieczorem, jednak czułem, że znów przydałoby im się mycie, a Yooongi powoli zdobywał w tym fachu wprawę, więc moim następnym celem było namówienie go na kąpiel. Tym razem może nieco bardziej niezwykłą, niż zazwyczaj.

- Więc chciałem cię im przedstawić. - dodał, muskając moje ucho ustami.

Ja miałbym mu odmówić? Nie sądziłem, aby to było możliwe, a jeżeli tak, nie zdołałem opanować tej sztuki. I chyba nie zamierzałem się tego uczyć, bo wszystko było idealnie tak, jak było.

THE END

______________________________________________________

przepraszam, że musieliście tyle czekać na ostatni rozdział, jednakże... jest to mój pierwszy smut od chyba dwóch lat i dużo mnie kosztował

to pierwszy rozdział, który wstawiam, nie będąc pewna czy to dobry pomysł

to nie tak, że wciskam wam chłam, po prostu... nie wiem co po prostu

pewna osoba powiedziała, że nie należy pomijać czułości i seksu, bo są one w związku równie ważne i zmotywowała mnie do podjęcia się napisania tego rozdziału mimo moich wątpliwości, wspierając przez cały czas i jestem jej bardzo wdzięczna

mam nadzieję, że mimo wszystko podobał się wam chapterek, zresztą już ostatni

przed nami jeszcze tylko epilog, którego spodziewajcie się jutro

po nim pierdolnę jakąś lepszą mowę pożegnalną, przepraszam ;_;

ps. rozdział ostatni ma 5922 słów, jestem z siebie pretty dumna 
pps. widzę, że wiek z was nie doczytuje dwóch ostatnich wiadomość, więc napiszę jeszcze tutaj ❤new heroin doczekało się kontynuacji w postaci new world, po epilogu zapraszam na mój profil ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro