8.2. Heroine II
Yoongi
Długi czas myślałem, jak powinienem to wszystko zorganizować. Nie chciałem okłamywać Hoseoka, nigdy tego nie robiłem, jednak wychodziło na to, że będę musiał ten jeden raz się do tego posunąć i uciszać swoje sumienie frazesami, że robię to w dobrej wierze, albo innymi tego typu duperelami. Rozwiązanie przyszło jednak w ostatniej chwili. Nie mogę powiedzieć, że się cieszyłem, ale fakt faktem... po raz pierwszy na dobre wyszło to, że moja matka trafiła do szpitala przez swój słaby żołądek. Poprzedniego dnia ojciec zabrał ją do restauracji, widocznie musieli podać jej coś marnej jakości, bo kilka godzin później już jechali na pogotowie. Dowiedziałem się o tym dopiero rano, więc nie czekając na nic, zadzwoniłem do Hoseoka i opowiedziałem mu wszystko, w głębi duszy czując ulgę, że nie musiałem go okłamywać. Odwiedziny i tak trwały krócej, niż zamierzałem, bo wygonili mnie razem z ojcem z sali, mówiąc, że mama musi teraz odpoczywać. Wypis miał nastąpić jutro z rana, więc odwiozłem go do domu, podczas drogi odbyliśmy jednak kolejną rozmowę, tyczącą się w dużej mierze mojego związku z Hoseokiem. Nie lubiłem z nimi o tym rozmawiać, jednak starałem się słuchać i odpowiadać ze spokojem, przez co trudno mi było skupić się na drodze i przez przypadek ominąłem znak stopu oraz wymusiłem pierwszeństwo.
- Tato, proszę... Obiecałem, że wam go przedstawię, ale dajcie mi czas. - powiedziałem, kiedy kolejny już raz zaproponował, abym przyprowadził go w niedzielę na obiad. - Jeżeli mama będzie się dobrze czuć... Pomyślę nad tym. - dodałem, zakańczając ten temat. Resztę drogi się nie odzywaliśmy, co było mi bardzo na rękę, jemu chyba z resztą też. Czasami czułem, że robi to na siłę, chcąc mi pokazać, że mimo wszystko mnie kocha jako swoje dziecko, niestety przez to miałem jeszcze większe wątpliwości co do tego pomysłu.
Dzień dłużył mi się niemiłosiernie. Chciałem zadzwonić do Hobiego, jednak kończył zajęcia dopiero o szesnastej, nie chciałem więc mu przeszkadzać. Po odstawieniu ojca do domu pojechałem od razu pod salę, aby dopilnować przygotowań. Na poprzednim koncercie nie było źle, jednak zauważyłem kilka niedociągnięć i nie chciałem, aby to się powtórzyło. Powinienem mniej ufać ekipom i lepiej pilnować wszystkich spraw związanych z organizacją. Fani byliby zawiedzeni, gdybym kolejny raz popełnił tak głupie błędy, a do tego dopuścić nie mogłem, jeżeli chciałem zachować ich przy sobie.
Na ten koncert planowałem pewną... niespodziankę. Pierwszy raz wpadła mi ona do głowy już podczas naszego pierwszego spotkania z Hoseokiem, jednak wtedy szybko zrezygnowałem z tego pomysłu. I chociaż kilka dni później zacząłem pracować nad piosenką, nadal nie byłem pewny czy ta idea w ogóle wypali i będzie dobra. Wszystko, co tworzyłem, tworzyłem dla siebie, jednak w głównej mierze dla moich fanów. Nie chciałem ich zawieść, zawsze dawałem z siebie tysiąc procent, nie pozwalając na żadne niedociągnięcia. W szufladzie miałem dziesiątki tekstów, które nigdy nie ujrzały światła dziennego, bo choć dobre, nie figurowały w moim rankingu jako p e r f e k c y j n e, a nie pozwoliłbym sobie na wypuszczenie jakiegoś chłamu, stawiając zawsze na jakość, a nie na ilość. Tym razem jednak po raz pierwszy nie stworzyłem utworu dla siebie, ani dla ludzi, którzy słuchali mojej muzyki. Był on całkowicie poświęcony Hoseokowi i naszemu związkowi. Miał w sobie pełno słów i wyrażeń, których ja sam nie potrafiłem zrozumieć, jednak zdecydowałem się na jego publikację, wierząc, że on pojmie go lepiej niż ja, choć zazwyczaj miał spore problemy z rozumieniem rapowych tekstów i kwestii. Ufałem, że tym razem nie będzie z tym większych komplikacji.
Około szesnastej wróciłem do domu, aby szybko się ogarnąć. Prysznic, przypominanie sobie tekstów, wybranie jakichś ciuchów, pakowanie się- to, co zwykle przed koncertem. Zanim wyszedłem sprawdziłem jeszcze czy wszystko nadal jest na swoim miejscu, tak jak poukładałem to wczoraj wieczorem, czy na szafkach nie ma kurzu i czy każda z zaplanowanych przeze mnie rzeczy jest dopięta na ostatni guzik. Było już dobrze po piątej, kiedy wróciłem z powrotem na salę, wkraczając do niej ze słuchawkami na uszach, tym razem nie zwracając jednak na nikogo większej uwagi. To nie tak, że miałem ich w dupie, taka była już moja tradycja, a oni nie mieli z tym żadnych problemów. W ten sposób się odstresowywałem, a nie byłem w stanie sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz tak denerwowałem się przed koncertem. Prawdopodobnie było to za pierwszym razem, zanim jeszcze zdążyłem przyjąć do siebie myśl, że tak, naprawdę występuję, tak, naprawdę mam własny koncert, tak, najprawdopodobniej przyjdzie na niego zaledwie kilka osób i tak, nikt mnie nie zna i na pewno nie zostanę rozpoznany. Wtedy tak bardzo się o to martwiłem... A teraz? Teraz miałem wyjść na scenę i pokazać wszystkim, kim jestem. Min Yoongi, lat dwadzieścia, raper z Daegu, który przez dwa i pół roku bał się pokazać swoją twarz. Wystarczył jedynie jeden koncert i trzy miesiące znajomości z niejakim Jung Hoseokiem, abym zmienił nastawienie nie tylko do sceny, ale większości detali, które składały się na moje życie, teraz prawie w całości podporządkowane jemu. Wszystko, co robiłem, robiłem z myślą o nim. Wstawałem, a on był moją pierwszą myślą, kładłem się spać, mając go w głowie, jadłem, chcąc być silnym dla niego, odpoczywałem tylko wtedy, kiedy mogłem o nim myśleć, pisałem tylko o nim, chciałem dotykać tylko jego i spędzić swoje życie tylko z nim. To on był odpowiedzią na każde pytanie, które zadawałem sam sobie, bądź inni zadawali mi. Ulubiony kolor? Odcień skóry Hoseoka i jego głębokich oczu. Ulubiony dźwięk? Jego głos. Ulubione jedzenie? Zrobione przez Hoseoka. Ulubiony przedmiot w szkole? Studiowanie, interpretacja i rozkładanie na czynniki pierwsze każdej części jego ciała. Byłem chory, jednak była to przypadłość, z której nie chciałem się leczyć, a zapadać w coraz bardziej zaawansowane stadia.
- Yoongi? - spojrzałem na Jina, który stał przede mną z zatroskaną miną. Nawet nie zauważyłem, że muzyka w moich słuchawkach przestała grać; musiała mi się skończyć playlista, jednak byłem zbyt pochłonięty swoimi myślami. - Powiedziałeś, że przed rozpoczęciem musisz gdzieś iść... Zostało dziesięć minut, chciałem sprawdzić czy jeszcze kontaktujesz.
Odłożyłem szybko słuchawki na blat stolika, na którym siedziałem, wsunąłem telefon do kieszeni i rzuciwszy mu krótkie "Dzięki.", wybiegłem tyłami budynku, chcąc szybko dojść na salę, gdzie ktoś ważny najprawdopodobniej już na mnie czekał. W środku na szczęście paliło się jeszcze światło, więc szybko znalazłem jego czuprynę i dobrze już z znaną mi kurtkę, szczególnie że Namjoon wysłał mi SMS z informacją, gdzie stoją, więc miałem ułatwione zadanie.
- Cześć, kwiatuszku. Jestem. - powiedziałem, kładąc dłoń na jego ramieniu. Chłopak szybko odwrócił się, a jego rozpromieniona twarz utwierdziła mnie w fakcie, że podjąłem dobrą decyzję odnośnie tego koncertu.
- Yoongi! Czekałem na ciebie. - odpowiedział mi, oplatając mnie na chwilę ramionami, jednak szybko zmienił decyzję i je zdjął je z mojej szyi. Sam z chęcią bym przycisnął go teraz mocno do siebie, jednak miejsce, w którym się znajdowaliśmy, nie było do tego zbyt odpowiednie. Wiedziałem jednak, że gdyby sam mnie nie puścił, nie byłbym w stanie tak po prostu go odepchnąć.
- Też nie mogłem się doczekać, aż cię zobaczę, kochanie. - powiedziałem, obejmując go na chwilę w talii, jednak nie miałem zbyt dużo czasu. Gdybym ocknął się chociaż pięć minut wcześniej... Na szczęście miałem już ułożony w głowie plan, jak się zachować. Co prawda wiązało się to z kłamstwem, którego tak usilnie się jeszcze niedawno wystrzegałem, jednak teraz nie miałem czasu dłużej się nad tym zastanawiać. - Przed przyjściem tu nie skorzystałem z toalety. Kolejki są dość długie, ale postaram się wrócić szybko, nie martw się, jak coś. Trafię do was bez problemu. - powiedziałem, robiąc najbardziej pewną minę, na jaką było mnie w tym momencie stać. Nie byłem jednak przygotowany na to, że może chcieć iść tam ze mną. Zrobiłem więc pierwsze, co wpadło mi do głowy- pocałowałem go i rzucając jakieś słabe wytłumaczenia, uciekłem w tłum, zanim zdążył mi cokolwiek odpowiedzieć. Chamsko, Yoongi. Wisisz mu przeprosiny. A teraz módl się, aby nie pobiegł za tobą, albo nie zrezygnował z koncertu.
To wszystko mogło mu się wydać nieco podejrzane... poprawka. To wszystko na pewno wydawało mu się cholernie podejrzane, jednak miałem nadzieję, że za kilkanaście minut wszystko zrozumie i puści to w niepamięć. Szybko wpadłem na back stage, gdzie zaraz zagadał mnie jeden z chłopaków.
- Yoongi, nie stresuj się tak... Wszystko będzie ok. Co cię tak nagle wzięło?
Machnąłem ręką, nawet nie patrząc, kto to powiedział. Zarzuciłem na siebie kurtkę, włożyłem maskę i czapkę, po czym standardowo zakryłem wszystko kapturem. Po co? Sam nie wiedziałem, skoro zaraz i tak miałem to wszystko zdjąć. Mogłem po prostu wejść na scenę i na wstępie wszystkich rozjebać... ale podjąłem taką, a nie inną decyzję i na ostatnią chwilę nie chciałem już niczego zmieniać. Przybiłem z chłopakami piątki, po czym wszedłem na scenę, kiedy tylko usłyszałem intro, a zaraz po nim poleciał instrumental "Agusta D". Całe widowisko się rozpoczęło, a mnie już całkiem opuścił stres. Musi być dobrze. Nie robisz tego dla siebie, pamiętaj.
- Huh, chyba pierwszy raz jest was u mnie tak dużo. - po skończonej piosence nadszedł moment powitania. Tłum pod sceną zaczął krzyczeć, chcąc udowodnić swoją liczbę, jednak nie było to nieprzyjemne uczucie. Na początku może i tak, z czasem jednak zacząłem się przyzwyczajać do hałasu, w końcu był on nieodłączną częścią koncertów. Wzrokiem szukałem Hoseoka, chodząc po scenie w tę i z powrotem. Zaraz wszystko miało się wydarzyć, miałem odkryć swoją ostatnią tajemnicę i pokazać mu, jak cholernie mocno go kocham. Udowodnić, nie tylko jemu, ale i samemu sobie, że ten chłopak stał się dla mnie wszystkim. W końcu go odnalazłem, stał całkiem niedaleko, wpatrując się we mnie nieco zmartwionym wzrokiem, który tak dobrze znałem. Słowa jakby same napłynęły mi do ust, prowadzone niezrozumiałą w tej chwili dla mnie pewnością. - Tak w sumie myślałem ostatnio, po chuj się ukrywam tyle czasu. Zaczęło się od tego, że byłem małym, złamanym przez życie dzieckiem, którego teraz nie przypominam i bałem się, że ludzie z liceum mnie rozpoznają. Później... Jakoś mi, cholera, to po prostu nie przeszkadzało, przyzwyczaiłem się. Wy nie znacie mnie, ja nie znam was. W sumie zawsze było mi to na rękę. Czasami jednak niektóre momenty w życiu sprawiają, że chcemy się nad czymś bardziej zastanowić. Nie sądzę, aby moje życie jakoś strasznie się po tym wszystkim zmieniło. Może co najwyżej kilka osób na mieście będzie mi czasem przybijać piątkę, mówiąc "siema". Nie chodzę już do liceum, aby się tego bać. Nie muszę nawet wychodzić z domu, aby pracować. Żyć i kurwa, nie umierać.
Słowa same wypływały z moich ust. Chciałem, aby Hoseok na mnie spojrzał. Aby spojrzał na Agusta D i ujrzał w nim Yoongiego. Tego samego Yoongiego, którego poznał trzy miesiące temu po koncercie. Tego samego Yoongiego, któremu wyznał miłość w planetarium. Tego samego Yoongiego, dla którego był całym światem.
- Ostatnio napisałem nową piosenkę. Siedziałem nad nią trzy miesiące i nadal nie jest tak idealna, jak chciałem, aby była. Sądzę jednak, że lepiej nigdy nie dam rady jej napisać. To nie tak, że wciskam wam chłam, za bardzo was cenię, aby to zrobić. Zresztą... bez pierdolenia. Jej tytuł to "New Heroin". Autorem jest Min Yoongi, lat dwadzieścia, pierdolony D-boy, który przez dwa i pół roku srał się z pokazaniem swojej twarzy. Chyba w końcu dorosłem.
Nie myśląc już więcej, ściągnąłem z głowy kaptur i wszystko inne, co przez ten czas sprawiało, że czułem się anonimowo i bezpiecznie. Nie dbałem o to, w pewnym sensie nawet chciałem się już tego pozbyć, mając nadzieję, że po dokonaniu tego będzie mi lżej i uda mi się poczuć jakąś magiczną ulgę, która zdejmie ze mnie większą część balastu, który niepotrzebnie nosiłem ze sobą przez ostatnie lata.
Min Yoongi odrodził się.
Wskrzesiłem go. *
A raczej zrobiła to osoba, która teraz wpatrywała się we mnie swoimi wielkimi oczami, nie chcąc jednak odwzajemnić mojego wzroku. Poleciała muzyka, poleciały słowa, poleciały łzy. Czułem na policzku jedną kroplę, której jednak nikt nie mógł zobaczyć. Nigdy nie płakałem a scenie, nigdy nie pozwoliłem sobie na taką słabość. Teraz jednak... teraz było inaczej. Wstrzymywałem to z całych sił, jednak spoglądając na Hoseoka, który stał gdzieś w tłumie z twarzą ukrytą w dłoniach, ciężko było mi utrzymać emocje w standardowej równowadze.
Było dobrze.
Ten utwór był jednym z krótszych, jaki kiedykolwiek stworzyłem, około piętnaście sekund krótszy od "Give it to me". Mogłem napisać więcej. Mogłem sprawić, że z tych marnych dwóch minut i dwudziestu sekund zrobiłoby się sześcio-minutowy cypher, jednak nie chciałem. "New Heroin" nie miało być próbą udowodnienia mojego talentu. Nie chciałem pokazać tym utworem publice, jak szybko potrafię rapować, łączyć style, albo przez kilka minut nie czerpać tchu bez pomocy Ventolinu. Utwór był skierowany tylko do jednej osoby i miał być pełnym odzwierciedleniem moich uczuć, których ja sam czasami nie potrafiłem zrozumieć. Był o miłości, która stała się dla mnie niczym muzyka. Był o jego ciele, które było dla mnie najpiękniejszą i najbardziej skomplikowaną sztuką, która kiedykolwiek powstała. Był o nim samym, o Hoseoku, który stał się moim narkotykiem. Był całkiem nową heroiną, nieznaną substancją, stworzoną tylko dla mnie, którą odurzałem się każdego dnia, każdego dnia ją przedawkowując, lecąc na złotym strzale, który palił mnie od środka, dzięki czemu mogłem odradzać się na nowo, codziennie będą lepszym.
Ciągle obserwowałem go ze sceny, co kilka sekund sprawdzając, co się z nim dzieje, jednak jeszcze przez dwa czy trzy utwory nie podnosił głowy, ciągle płacząc. Z jednej strony domyślałem się, że to wszystko przez wzruszenie i radość, z drugiej jednak chciałem chociaż przez sekundę móc zatopić się w jego orzechowych oczach, które dodałyby mi sił i motywacji do zakończenia tego koncertu najlepiej, jak tylko potrafiłem. Jakby czytając mi w myślach, tuż przed drugą zwrotką podniósł głowę, obdarowując mnie uśmiechem, którego nigdy nie będę w stanie zapomnieć. Jego czerwona twarz i napuchnięte od łez, jeszcze wilgotne i lśniące oczy, upewniły mnie już kolejny raz w tym, że postąpiłem dobrze. Uszczęśliwiłem go. Spełniłem swój życiowy cel, a raczej małą jego cząstkę- w głowie miałem jeszcze miliardy pomysłów na to, jak mogę sprawić mu radość.
Zatopiwszy się w jego oczach, nie zdążyłem wejść w odpowiedniej chwili w zwrotkę, jednak szybko nadrobiłem tę lukę. Widok Hoseoka bawiącego się na moim koncercie... bezcenny. Czułem się szczęśliwy, jak jeszcze nigdy dotąd, a co najlepsze, miałem pewność, że to uczucie nie opuści mnie jeszcze przez długi czas, ciągle rosnąc i coraz potężniej wypełniając moje serce.
***
- Yoongi, nie rób tego. To dla ciebie zbyt wiele.
Westchnąłem, siadając na krześle za sceną, czekając aż właściciel sali znajdzie umowę, na mocy której wszystkimi sprawami finansowymi tego koncertu miał się zająć Seokjin. Aktualnie różowo włosy był zajęty przekonywaniem mnie do tego, że nie powinienem tak od razu wychodzić do fanów, bo mogłoby to skończyć się kolejnym atakiem paniki. Z jednej strony wiedziałem, że miał rację, ale z drugiej... w jakiś sposób tego chciałem. Nie mogłem ich przecież zawieść, w końcu dałem im siebie rozpoznać i może niektórzy z nich mieli ochotę porozmawiać, albo po prostu stanąć obok, aby zobaczyć czy jestem prawdziwy. Nie byłem aż taki narcystyczny, aby tak wysoko się stawiać, jednak doskonale znałem to uczucie, jakim jest spotkanie swojego idola z autopsji. Nie mogłem też ukryć tego, że byłem po prostu ciekawy czy naprawdę sobie z tym nie poradzę. Może nie będzie tak źle?
- Tylko na dziesięć minut. - odpowiedziałem chłopakowi, czytając szybko podany mi przez właściciela papierek i podpisując go. - Jesteś pewny, że dacie radę wszystko załatwić sami? - zapytałem jeszcze, na co ten twierdząco pokiwał głową, nie wracając już do poprzedniego tematu.
- Tak, nie musisz się o to martwić. Przecież to nie pierwszy raz. - upewnił mnie, na co posłałem mu pełen wdzięczności uśmiech. - Leć na salę, pokaż się im, tylko nie pozwól, aby cię zjedli żywcem. No i nie zapomnij zalecieć do apteki, zanim...
- Ach, zamknij się, hyung. - przerwałem mu, przewracając oczami. - Obleciałem wszystkie potrzebne sklepy, łącznie z kwiaciarnią, nie martw się. - dodałem jeszcze, kiedy ten zaczął się ze mnie śmiać. Sam pomógł mi to wszystko zorganizować, więc teraz niech milczy, jeżeli nie chce, aby to był ostatni raz, kiedy proszę go o pomoc. Nie czekając dłużej, oddaliłem się, wchodząc z powrotem na scenę, z której pracownicy wynosili już sprzęt. Hałas przy stoisku wzmógł się, co trochę mnie otrzeźwiło. Może Seokjin miał rację? Może to za dużo? Przez głowę przeleciało mi mnóstwo wątpliwości, jednak były to tylko durne myśli, które nie powstrzymały mnie przed zeskoczeniem na dół. Uda mi się.
Podszedłem do metalowych barierek, które były ustawione półtora metra od sceny. Nie nalegałem na to, jednak podobno takie były wymogi BHP, a tutaj miałem jednak niewiele do gadania. Oparłem się o nie, a zaraz zebrała się wokół chmara fanów, przekrzykujących się nawzajem, którzy natychmiast zapomnieli o płytach, dając Kookiemu i Jiminowi chwilę odetchnąć. Zdawali mnóstwo pytań, jednak odpowiedziałem krótko jedynie na kilka z nich. Kiedy następny koncert? Jak się czuję? Czy pamiętam taką i taką osobę?
- Yoongi-oppa, o czym jest "New Heroin"?
- Szczerze... sam nie do końca wiem. - powiedziałem uśmiechnięty. - O muzyce, sztuce i uzależnieniu. - dodałem jeszcze po chwili milczenia, odrywając się od barierki. Usłyszenie swojego imienia z usta fana było dla mnie dużą nowością, jednak nie było to złe uczucie.
- Zrób sobie z nami zdjęcie, oppa!
Spojrzałem na nich lekko zdziwiony, jednak ich entuzjastyczne uśmiechy skłoniły mnie do wyjęcia telefonu. Ustawiłem się z boku, około metra od nich, podniosłem urządzenie do góry i nacisnąłem migawkę.
- Wstawię jutro na fanpage! - obiecałem, śmiejąc się, na co znów zaczęli krzyczeć. Machając im, wspiąłem się po drewnianych schodach na scenę i zniknąłem, nadal odprowadzany ich entuzjastycznymi krzykami. Nie sądziłem, że rozmowa z nimi przyjdzie mi tak łatwo i że może być to tak przyjemne doświadczenie. Nie zapomniałem jednak o tym, co dopiero miało mnie czekać.
Ubrałem swoją jeansową czapkę, po czym pożegnałem się z chłopakami. Koleś od sali gdzieś zniknął, więc nie miałem jak z nim pogadać, ale nie było to istotne. Wszystko zostawiłem w rękach Seokjina będąc pewnym, że zajmie się tym wszystkim nawet lepiej, niż ja sam. Idąc w stronę samochodu, wysłałem jeszcze SMS Hoseokowi. Byłem ciekawy jego reakcji. Chociaż fizycznie czułem zmęczenie, w środku cały rwałem się wysoko, nie mogąc się doczekać reszty dzisiejszego wieczoru i tego, co powie na temat koncertu. Prawdziwe nerwy zaczynały się dopiero teraz, jednak przyćmiewała je radość, więc byłem w stanie nad wszystkim panować. Próbowałem sobie przypomnieć, czy o niczym nie zapomniałem, czy przed wyjściem nie zostawiłem nigdzie bałaganu, czy wszystko było idealnie przygotowane i leżało na swoich miejscach. Jeżeli pamięć mnie nie myliła, nie miałem o co się martwić, jednak rozum nie chciał mnie słuchać. Otrzeźwiło mnie dopiero pukanie w boczną szybę od strony pasażera. Hobi machał mi, stojąc na zewnątrz i wskazując na pstryczek otwierający drzwi. Z nerwów musiałem się oprzeć o ten po stronie kierowcy i zamknąć cały samochód. Przekląłem cicho pod nosem i wpuściłem go do środka
- Przepraszam, musiałem przez przyp...
Nie zdążyłem nawet dokończyć, kiedy wbił się mocno w moje usta, nie pozwalając mi wypowiedzieć ani słowa więcej. Odsunął się dopiero po dłuższej chwili, patrząc na mnie wzrokiem, którego nie potrafiłem dokładnie opisać, bo wszystkie znane mi przymiotniki były zbyt słabo nacechowane pozytywnymi wydźwiękami. Szczęście, euforia, radość, rozbawienie... wszystkie one przy jego uśmiechu wydawały się być blade.
- Cofam wszystko, co powiedziałem trzy miesiące temu. - oznajmił nagle, obejmując mnie ramionami i ściskając mocno. - Agust D ma najpiękniejszy głos na świecie.
____________________________________
*Oryginalnie Agust D (w The Last) mówi o tym, że Min Yoongi już nie żyje, a on sam go (siebie) zabił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro