Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. Codeine

Hoseok

Obudziły mnie pierwsze, ciepłe promienie Słońca, wpadające przez uchylone okno do mojego pokoju. Otworzyłem oczy i usiadłem na łóżku, otoczony miękką, pachnącą pościelą. Przeciągnąłem się, rozciągając sztywne po długim śnie mięśnie i uśmiechem powitałem nowy dzień...

Ha. Ha. Ha.

Chciałbym. Tak naprawdę, obudził mnie ból. Cholerny ból, promieniujący od czoła, aż do kolan, jednak wiedziałem, że kiedy wstanę, będzie tylko gorzej, więc próbowałem się w ten sposób pocieszać. Spoko, Hoseok. Jeszcze nie jest tak źle. Ciesz się.

Przetarłem zaropiałe oczy, wyczuwając w pokoju odór potu, alkoholu i czegoś jeszcze, jednak nie miałem głowy do sprecyzowania tego zapachu. Mógł być dość ładny, jednak w połączeniu ze smrodem, który czułem od samego siebie, wydawał się być ohydny. Dodatkowo w pomieszczeniu było straszliwie gorąco i ciemno. Masywne, bordowe zasłony z grubego materiału, ciężko opadały na panele, uniemożliwiając dopływ jakiegokolwiek światła, przez co w pokoju było ciemno, choć byłem pewny, że jest już ranek. Ziewnąłem, przeciągając się ociężale, po czym przewróciłem się na plecy i wbiłem wzrok w sufit.

Nie byłem u siebie, tyle byłem w stanie stwierdzić, więc zapewne nadal tkwiłem w domu Namjoona. Wspomnienie wczorajszej imprezy było mgliste, jednak kiedy próbowałem się skupić, co do łatwych zadań nie należało, powoli wszystko zaczęło wracać. Obok mnie nie było nikogo, choć mogłem się założyć, że jeszcze chwilę temu ktoś tu leżał, o czym świadczyło powoli znikające wgniecenie w poduszce i rozkopana kołdra. Z trudem i niechęcią, jednak w końcu usiadłem na łóżku, odkrywając się przy tym nieco. Zanim jednak zdążyłem pomyśleć o czymkolwiek innym, w moją głowę wbił się milion igieł powodujących nieznośny ból. Zajęczałem bezgłośnie, dotykając czoła i znów opadając na poduszkę. Dałbym sobie wyciąć teraz nerkę za chociażby miligram aspiryny, nie sądziłem jednak, że te marne życzenie spełni się tak szybko.

Drzwi sypialni otworzyły się, wpuszczając doń odrobinę światła, po chwili jednak znów zostały zamknięte, na powrót zatapiając pokój w ciemnościach. Mimo to, doskonale widziałem posturę i blond włosy chłopaka, który podszedł do łóżka i usiadł na materacu tuż obok mnie.

- Dzień dobry, śpiochu. - powiedział miło, a ja momentalnie zapomniałem o bólu, który czułem. Jego ciepły, choć nieco zachrypnięty, głos, był moim lekarstwem na wszystko. W tym stanie każdy, nawet najcichszy, dźwięk, mógłby zaszkodzić mojej skacowanej głowie, jednak ten wywołał u mnie tylko radosny uśmiech, którego nie mogłem pohamować, choć czułem, jak moje usta prawie pękają z wysuszenia.

- Dzień dobry, hyung. - odpowiedziałem, dając mu zmierzwić swoje włosy, choć nie było to zbyt komfortowe uczucie, bo czułem, że potrzebują kontaktu z wodą i szamponem. Z moich włosów jego palce zjechały po moim czole i policzku, aż dotarły do ust. Rozchylił je lekko palcem, po czym włożył w nie małą, obrzydliwą w smaku pastylkę i podał mi szklankę z wodą. Bez słowa popiłem lekarstwo, za chwilę łapiąc go za dłoń, którą położyłem na swojej piersi i delikatnie zacząłem bawić się każdym palcem z osoba i głaskać ją, nie odzywając się przy tym ani słowem. W tej chwili nie potrzebowałem żadnych słów, wystarczyła mi sama jego obecność, chociaż w mojej głowie kłębiło się kilka pytań, na które chciałem poznać odpowiedzi. To mogło jednak poczekać te parę minut. Przez ten czas moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności i mogłem widzieć go już dokładnie, więc kiedy położył się obok, twarzą zwrócony w moją stronę, doskonale widziałem ten czuły wzrok, którym na mnie patrzył.

- Która jest godzina? - zapytałem w końcu, kiedy moja cierpliwość i umiejętność leżenia w ciszy i spokoju zaczęły być na wyczerpaniu.

- Gdzieś tak wpół do trzeciej.

Pokręciłem głową, nie dowierzając. Aż tak długo spałem? Czemu nikt mnie nie obudził? I w ogóle to czemu nadal byłem tutaj, kiedy wyraźnie pamiętałem, że w nocy miałem zostać obudzony, aby pojechać do siebie? Nie zawahałem się zadać mu tych pytań, oczywiście wszystkich na raz, jakby to miało spowodować, że szybciej wszystkiego się dowiem. Usłyszałem jego cichy śmiech, który był reakcją na mój słowotok, zaraz potem jednak zabrał się za odpowiadanie.

- Sam mówiłeś, że byłeś zmęczony i wcześnie musiałeś wstać, więc to nic złego, że tyle pospałeś. Zresztą, nie tylko ty. Nam z Jinem też jeszcze śpią, nie wiem jednak jak z resztą, bo po szóstej zaczęli zbierać się do domu. Zostaliśmy tylko my i Jeon, z tego co mi wiadomo, bo po trzeciej zgonował przez dwie godziny i położyli go w którymś pokoju. Sam wiesz, że nie bawił się zbyt dobrze, więc nie będę się czepiał. - powiedział, jakby było to oczywistością, ja jednak nie miałem pojęcia, o co może chodzić. Postanowiłem się jednak zapytać o to później, aby mu nie przerywać. Mimo iż czas zdawał się nas gonić, nie chciałem jeszcze wstawać, więc dałem mu się zamknąć w delikatnym uścisku, kiedy przybliżył się do mnie i objął mnie jedną ręką. - Nam powiedział, że ma dużo wolnych pokoi i mam cię nie budzić, więc dałem ci spać. Zresztą po czwartej i ja odpadłem, więc położyłem się obok i jakoś tak wyszło, że zasnąłem... trochę się przebudziłeś, gdy przyszedłem, ale nie wyglądałeś, jakbyś miał coś przeciwko, więc wziąłem to za pozwolenie.

Jego ostatnie słowa lekko mnie speszyły. Nie pamiętałem tego, musiałem być mocno zaspany, ale też nie chciałem dopytywać, nie wiedząc, czego powinienem się spodziewać. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz- ta zasada zawsze działała i korzystałem z niej nad wyraz często.

***

- Hoseok! Ktoś do ciebie przyszedł!

Poniedziałkowe popołudnie było idealną okazją do krótkiej drzemki, tak bezlitośnie przerwanej krzykiem mojej matki. Podniosłem się ociężale z łóżka, rozciągając się przez chwilę, aby się dobudzić, zastanawiając się przy tym, kto mógł do mnie przyjść. Namjoon? Nie, z tego, co pamiętałem, miał dzisiaj na drugą zmianę, więc o tej godzinie powinien być już w pracy. Taehyung? Znając życie, niedawno się obudził i właśnie jadł śniadanie, więc jego też odhaczyłem z listy potencjalnych gości. Oprócz nich, znałem tutaj zaledwie garstkę osób, jednak tylko jedna spośród nich wiedziała, gdzie mieszkam, odprowadzając mnie wczoraj wieczorem z męczącego sprzątania po imprezie. Uśmiech sam cisnął mi się na usta, kiedy do mojego mózgu doszła informacja, że kilka kroków dalej czeka na mnie mój prywatny anioł. Nie czekając dłużej, wyszedłem z pokoju i skierowałem się w stronę korytarza, gdzie miałem nadzieję go zastać.

- Yoongi-hyung! - zawołałem, dostrzegając go i kiedy tylko znalazłem się obok, przytuliłem mocno do siebie, jakbyśmy nie widzieli się co najmniej kilka dni, kiedy jeszcze wczoraj o dwudziestej wymieniliśmy kilka szybkich pocałunków w mroku mojej klatki schodowej, a dziś rano znów esemesowaliśmy, dopóki chłopak nie musiał wyjść, tłumacząc się, że obiecał odwiedzić swoich rodziców.

- Cześć, Hoseokkie. Masz dziś czas? - zapytał od razu, nieco mnie tym zbijając z tropu, jednak zaraz zacząłem grzebać w pamięci, aby móc mu odpowiedzieć. Chciałem znów spędzić z nim trochę czasu, jednak obawiałem się, że to nie wypali, szczególnie, kiedy upewnił mnie w fakcie, że dzisiaj jest czternasty.

- Przepraszam, hyung... Idziemy na obiad do rodziny, moja ciocia i wujek mają rocznicę ślubu i rozumiesz... - odpowiedziałem nieco przygaszony, na co on pokiwał głową w zrozumieniu. - Coś się stało, hyung? Potrzebujesz może czegoś? Chcesz porozmawiać? - zaraz po tym zapytałem zmartwiony. Nie spodziewałem się jego wizyty i nie sądziłem, aby przyszedł tu tak po prostu, bez żadnego powodu, chciałem więc poznać przyczynę jego odwiedzin.

- Szkoda, ale to jeszcze nic straconego. Następnym razem się uda. - powiedział, jednak dla mnie jego słowa nadal niewiele mówiły. - Nie, nic się nie stało, Hoseokkie. Chciałem cię po prostu zabrać na spacer... wycieczkę, albo randkę, jakkolwiek by tego nie nazwać. Po prostu spędzić z tobą czas.

Momentalnie zaschło mi w gardle, kiedy usłyszałem dalszą część jego wypowiedzi. Mnie? Na randkę? Spędzić ze mną czas? Rozejrzałem się wokół, nieco niespokojnie, aby upewnić się, że nie ma w pobliżu nikogo, kto mógłby usłyszeć naszą wymianę zdań, po czym sam zapytałem, nieco przyciszonym tonem, nie ukrywając swojego zaskoczenia:

- Naprawdę?

Chłopak zaśmiał się, widocznie rozbawiony moim pytaniem, po czym skinął mi głową na potwierdzenie. Nie myśląc długo, dałem mu znak, aby poczekał na mnie chwilę, po czym skierowałem się w głąb mieszkania, w celu znalezienia mamy. Wyproszenie jej o to, aby wcisnęła cioci jakiś kit o tym, że dostałem gorączki czy innego cholerstwa, nie zajęło mi wiele czasu, oczywiście po uprzednim odpowiedzeniu jej na milion pytań, odnośnie tego, kim jest ten kolega, który przyszedł, ile ma lat, gdzie idziemy, jak się poznaliśmy, o której zamierzam wrócić... W sumie to wtedy dopiero zorientowałem się, jak mało o nim wiem i zrozumiałem, że muszę to nadrobić. Najważniejsze jednak, że mogłem z nim wyjść. Moja matka była naprawdę kochaną kobietą i kiedy tylko mogła mi sprawić radość, zawsze wykorzystywała okazję. Wystarczył jeden uśmiech, aby nie potrafiła mi odmówić. Nie wykorzystywałem tego... no, tylko czasami i w wyższych celach. A wyjście z Yoongim było właśnie rzeczą wyższego sortu, której przepuścić po prostu nie mogłem.

Wróciłem do chłopaka i bez słowa złapałem go za rękę, ciągnąc go do swojego pokoju, nie zwracając uwagi na to, że ma na sobie jeszcze buty i zostawia mokre ślady na podłodze. Byłem zbyt bardzo podniecony myślą o tym, iż chłopak, który tak mocno zawrócił mi w głowie, chce ze mną wyjść, spędzić ze mną czas, że wszystkie inne szczegóły tego dnia przestały się już liczyć. Zamknąłęm za nami drzwi i stanąłem przed nim, szczerząc się niczym ostatni debil.

- Załatwiłem wszystko. Jestem cały dla Ciebie, mogę iść, gdzie tylko chcesz. - oznajmiłem mu, uradowany, w odpowiedzi dostając najpierw krótki pocałunek. Nawet nie byliśmy razem, a wymieniliśmy ich ze sobą tak wiele, że nie potrafiłem wszystkich zliczyć, choć każdy z osobna pamiętałem doskonale i mogłem bez problemu przywołać go w swojej pamięci. No właśnie... nie byliśmy razem, ale zaczynało nas łączyć coraz więcej... Byłem ciekaw, w jaki sposób Yoongi traktuje tę relację. Nie wiedzieć czemu ufałem mu i byłem pewny, że nie pozwoli na to, abym żałował żadnej z chwil spędzonych z nim.

- To cudownie. - blondyn złapał mnie za dłonie, patrząc mi w oczy, a ja starałem się zrozumieć jedną kwestię, która nie dawała mi spokoju, odkąd tylko zobaczyłem go u siebie w domu.

- Tylko... dlaczego najpierw nie napisałeś? Jeżeli nie udałoby mi się tego odkręcić, przeszedłbyś taki kawał drogi na marne.

- Wiem, ale potrzebowałem cię zobaczyć. - odpowiedział, przy okazji rozbijając tym tekstem cały mój rozsądek. Byłem w stanie zrobić chyba wszystko, byleby móc codziennie słyszeć takie słowa z jego ust. Czy był tego świadomy? Nie wiem. W tamtej chwili chyba nawet ja sam nie byłem świadomy, jak bardzo w to wszystko wpadłem. - Miałem wrażenie, że masz jakieś plany, rozmawiając z Taehyungiem w sobotę chyba coś o tym wspominałeś, ale nie byłem pewny i chciałem się przekonać. - kontynuował, a ja słuchałem uważnie, karmiąc się jego słowami. - Gdybym napisał, nie miałbym pretekstu aby przyjść, a tak... nawet jeżeli by się nie udało, mógłbym chociaż cię zobaczyć. - swoimi ostatnimi słowami roztopił moje serce już do reszty. Sam nie wpadłbym na nic podobnego... Nie miałem pojęcia, że spotkam kiedykolwiek kogoś tak kochanego. Nie wiedząc, jak skomentować jego wyznania, tylko stałem, nie spuszczając z niego wzroku. Jeszcze chwila, jeszcze jedno słowo, a przysięgam, rozpłakałbym się jak dziecko. Yoongi był moim ideałem i coraz bardziej się w tym upewniałem.

-Więc, Hoseok... wiem, że nie mieszkasz tu długo, może masz jakieś miejsce, które chciałbyś szczególnie odwiedzić? Mam w planach pokazanie ci kilku ciekawych, jednak najpierw pójdziemy tam, gdzie sam chciałbyś. - zapytał, znów zmuszając mnie do myślenia, co okazało się być naprawdę trudne, po tym, jak przed chwilą wywołał u mnie cukrzycę mózgu.

Czy było coś, co chciałbym tu odwiedzić? Co prawda, przyjeżdżałem tu rokrocznie, a chłopaki dbali o to, abym się nie nudził, jednak nasze wyjścia zazwyczaj ograniczały się do barów, klubów, koncertów, kina, i ogólnie- imprezowania. Nie miałem nigdy okazji zwiedzania innych ciekawych przybytków Daegu.

- Podobno macie tu planetarium. - spojrzałem na niego pytająco, chcąc się upewnić, na co pokiwał głową. - Nigdy nie zwiedzałem czegoś podobnego. Moglibyśmy się w sumie wybrać...

- Więc pójdziemy tam w pierwszej kolejności. - odparł bez wahania, od razu wywołując u mnie radony uśmiech. Cieszyłem się z każdej drobnostki, a wyjście z Yoongim do drobnostek akurat nie należało; sam nie potrafiłem tego opisać. - Jest jeszcze jakieś miejsce, które chciałbyś odwiedzić? Jest dopiero trzecia, więc mamy dużo czasu do wieczora.

Kiedy mówił, wpadł mi do głowy jeszcze jeden pomysł, jednak musiałem się dłużej zastanowić nad wysunięciem takiej propozycji. Nie chciałem zostać źle zrozumiany, ale...

- Może pokażesz mi po drodze, gdzie mieszkasz? - zapytałem. Yoongi stał przez chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy, jakby przetwarzał w głowie moją propozycję, przez co od razu zacząłem żałować, że nie ugryzłem się w język, wpadając tym samym w stan wewnętrznej paniki, którą zaraz opanował jego uśmiech. Odetchnąłem.

- Oczywiście. Nawet z wielką chęcią zaproszę cię na kawę. - odpowiedział, śmiejąc się. Nie byłem w stanie opisać, jak bardzo mi wtedy ulżyło.

A propozycję oczywiście przyjąłem.

***

Yoongi

Obudziłem się wcześnie, a pierwszym, co zrobiłem, było zadzwonienie do rodziców i zapytanie się ich czy mogę niedługo przyjść. Nie dałbym rady spędzić całego dnia w domu sam, za bardzo roznosiła mnie dziś energia, a na samą myśl o tym, co krążyło po mojej głowie od wczorajszego wieczora, kiedy wróciłem od Namjoona, uprzednio odprowadzając Hoseoka praktycznie pod same drzwi i żegnając się z nim na jeden z najbardziej przyjemnych sposobów, miałem ochotę skakać po ścianach, aby rozładować emocje, które we mnie siedziały. Całą noc planowałem dzisiejszy dzień, jednak myśl, że moje plany mogą nie wypalić, nieco mnie demotywowała. Z samego rana dostałem SMS od młodszego, w którym życzył mi miłego dnia. Zdążyliśmy wymienić niestety jedynie kilka wiadomości, bo musiałem zacząć się zbierać na umówioną wizytę u rodziców. Obiecałem, że napiszę później, jednak poniekąd było to kłamstwo, bo plany miałem całkiem inne.

Około dziesiątej wyszedłem z domu, kierując się w stronę przystanku autobusowego. Tak się złożyło, że od Hoseoka dzieliła mnie zaledwie ulica, od rodziców jednak kilkanaście przystanków tramwajowych, całe szczęście, że chociaż bez przesiadek. Zdziwiło mnie, że ojciec został w domu, bo zazwyczaj o tej godzinie pracował i nie opuszczał żadnego dnia w pracy. Dawno się nie widzieliśmy wszyscy razem, ostatnio cała nasza trójka była trochę zapracowana, więc pewnie po prostu stęsknili się za mną, tak jak ja za nimi, a jego obecność w domu sprawiła mi tym samym jeszcze większą przyjemność. Mimo wszystko, byliśmy bardzo zżytą rodziną.

Stół był zastawiony do śniadania, co wywołało szeroki uśmiech na mojej twarzy, choć dotychczas i tak uśmiechałem się szeroko. Ten dzień zapowiadał się naprawdę świetnie. Zasiedliśmy do posiłku, życząc sobie nawzajem smacznego i zabierając się za konsumowanie zrobionych przez mamę potraw. Ani ja, ani też tata, nie zapominaliśmy co chwila ich chwalić, wiedząc, jaką przyjemność jej to sprawia. Tematy rozmów krążyły głównie wokół pracy, rodziny i moich studiów, które po rocznym wstrzymaniu miałem zacząć. Poprzednio się na nie nie dostałem, w tym roku jednak było nieco mniej chętnych, więc bez problemu przyjęli mnie na wymarzony kierunek, jakim była biotechnologia. Podstawowe pytanie, jakie dostałem, wiązało się z tym, czy wymyśliłem już, w jaki sposób połączę muzykę z nauką, jednak szybko zmieniłem temat, opowiadając o przedmiotach, na które będę uczęszczał już za niecały miesiąc.

Prawda była taka, że bałem się nawet o tym wszystkim myśleć. Wiedziałem, że jeżeli nie będę sobie radził, pierwszym, z czego zrezygnuję, będzie nauka, jednak nie mogłem im tego powiedzieć. Rodzice spodziewali się po mnie całkiem innej odpowiedzi, to było równie logiczne, jak fakt, że muzyka jest dla mnie dużo ważniejsza niż studia, które będę mógł zrobić w każdej chwili swojego życia. Na razie nie chciałem jednak o tym myśleć, wierząc, że ze wszystkim sobie poradzę. W końcu byłem już "dużym chłopcem".

- Yoongi, jesteś taki radosny... może zdradzisz nam powód?

Zamrugałem kilka razy, od razu poważniejąc, dopiero teraz orientując się, że przez całą rozmowę miałem na ustach przylepiony szeroki uśmiech, nawet, jeżeli rozmawialiśmy o nieco trudniejszych tematach. Nie był to częsty widok, zresztą wcale nie starałem się ukryć swojego szczęścia, więc zauważenie go nie było trudne. Mimo to, to pytanie trochę wybiło mnie z rytmu i przez chwilę nie wiedziałem, co powiedzieć. Za niecałe pół roku miałem obchodzić dwudzieste pierwsze urodziny, a mimo to zarumieniłem się jak dziecko, kiedy pomyślałem nad szczerą odpowiedzią na zadane pytanie. Szybko jednak doprowadziłem się do porządku, upijając łyka kawy z mojego ulubionego, wielkiego kubka, miętowego, w czarne grochy.

- Poznałem kogoś. - powiedziałem w końcu, z braku większych możliwości sięgając po ciasteczko zbożowe, które leżało w miseczce niedaleko. Musiałem zająć czymś ręce, aby nie pokazywać po sobie nerwów, chociaż nie łudziłem się, że tego nie wyłapali. Moi rodzice byli mistrzami w odgadywaniu emocji, zresztą do pewnego momentu mojego życia byli jedynymi osobami, przed którymi nie bałem się, a nawet lubiłem pokazywać tę drugą, dużo milszą, grzeczną i naprawdę znośną stronę siebie, o której wiedzieli tylko nieliczni i tak doświadczając jej niezmiernie rzadko.

- I jest to...- dopytała mama, przez co tylko poczułem się jeszcze bardziej zdenerwowany, mimo wszystko jednak starałem się zachować otwartość i nie zamykać się w tej chwili przed nimi, aby niepotrzebnie nie psuć naszych relacji nawet na kilka chwil. Kiedy byłem młodszy, było to naprawdę częste. Nie potrafiłem panować nad emocjami i kiedy coś mi nie pasowało, albo ktoś próbował zbyt mocno ingerować w moją osobę, przerywałem wszystko i wychodziłem, nie dając do siebie najmniejszego dostępu i zamykając się w swoim bezpiecznym świecie. Teraz byłem dorosły i pracowałem nad tym, chociaż czasami nadal było ciężko walczyć z samym sobą. Duży udział mieli w tym moi rodzice, którzy zaczęli spędzać ze mną więcej czasu i rozmawiać ze mną. Bardziej niż terapie, na które mnie prowadzali, pomógł sam fakt, że się tym zajęli. Wziąłem głęboki wdech, przełamując kruche ciastko na pół. To, a także dźwięk, które wydało przy pękaniu, pomogło mi się pozbyć spięcia i nieco się rozluźnić.

- Chłopak. Nazywa się Hoseok i poznałem go po koncercie. - powiedziałem na wydechu, wstrzymując na chwilę powietrze. Kiedy byłem młodszy, jakieś cztery lata temu, byłem przez dwa lata w związku z nieco starszym od siebie chłopakiem, jednak zerwaliśmy ze sobą, kiedy musiał wyjechać na studia. Rodzice wiedzieli, że jestem bi, jednak był to dość cichy temat, na który nie lubiliśmy rozmawiać. Zresztą, od tamtej pory miałem jedynie dwie dziewczyny, a aktualnie od jakiegoś czasu dość długo żyłem jako singiel, więc byłem pewny, że oboje o tym zapomnieli i wzięli to za skutek okresu buntu i mojej słabej psychiki. Chyba nawet ja sam zacząłem już myśleć w ten sposób, dopóki pierwszy raz nie pocałowałem Hoseoka i cały świat nagle stał się jeszcze bardziej jasny. Cisza między nami panowała aż nazbyt długo, jednak w końcu przerwała ją osoba, którą najmniej bym o to podejrzewał- mój ojciec.

- Wolałbym, abyś założył normalną rodzinę, Yoongi. - powiedział. Cieszyłem się, że odłożyłem to biedne ciastko na stół, bo w tamtej chwili zgniótłbym je w pięści na drobny mak. Jeśli znowu zamierza... - Jednak jeżeli w końcu się ustatkujesz i będziesz szczęśliwy, jestem w stanie zaakceptować naprawdę wiele. Jesteś już dorosły i nie możemy ci nic zabronić. Proszę tylko, abyś wstrzymał się przed obnoszeniem z tym wśród rodziny.

Starałem się zachowywać spokój, widząc, że i on się stara. Byłem mu za to naprawdę wdzięczny i próbowałem zrozumieć jego sytuację. Było to trudne, ale jak się okazało- wykonalne. Moja matka siedziała cicho, udając, iż spokojnie dopija swoją herbatę, jednak wiedziałem, że była gotowa wkroczyć w rozmowę w każdym momencie, jeżeli byłoby to potrzebne. Na szczęście, nie było.

- Wiem, tato. Jestem ci wdzięczny, że mnie akceptujesz. - powiedziałem, przy ostatnich słowach czując, jak głos mi się łamie. Nie sądziłem, że ta chwila kiedyś nadejdzie i choć nadal było mi przykro za poprzednie lata, to, co stało się teraz, było dla mnie wielkim krokiem naprzód. Między mną a ojcem nie było nigdy żadnych kłótni, po prostu zawsze ignorował ten temat, jakby coś podobnego nigdy nie miało miejsca, jakbym nigdy nie miał chłopaka i był całkowicie prosty, a każdą najmniejszą wzmiankę o tym zbywał, raniąc mnie tym mocniej, niż gdyby powiedział mi prosto w twarz, że nie chce takiego syna. Mimo to, starałem się go rozumieć i myśleć, że się stara i mnie kocha, bo nie wyparł się mnie przecież nawet wtedy, kiedy zacząłem potrzebować pomocy psychologa i zacząłem brać leki. Podjęcie tego tematu przez niego było więc dla mnie wielkim krokiem naprzód, a kiedy powiedział, że to akceptuje...

- Mam nadzieję, że kiedyś nam go przedstawisz.

Tymi słowami złamał mnie całkowicie. Rzadko pozwalałem sobie na łzy, w obecności osób trzecich chyba nawet nigdy, ale tym razem nie byłem w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Ja, Min Yoongi, płakałem. Świat stanął na głowie, a mimo to moje łzy nadal skapywały w dół, po moich policzkach, wsiąkając w biały obrus.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro