2. Amphetamine
Yoongi
Wstałem dość późno, jak zazwyczaj po koncertach. Razem z chłopakami po zakończeniu udaliśmy się "na piwo" do ulubionego baru, jednak skończyło się na czterech i doprawieniu się razem z Jinem u niego w domu, zaraz po odprowadzeniu najmłodszych. Do siebie wróciłem gdzieś około trzeciej, musiałem jednak zamówić taksówkę, której notabene wcale nie spieszyło się z przyjazdem. Rano, a przynajmniej tak myślałem, że rano, obudziłem się z cholernym bólem głowy, co jednak nie było dla mnie żadnym zaskoczeniem. Zaraz przypomniałem sobie koncert i Hoseoka, nie zważając więc na swoje ogromne cierpienie, chwyciłem telefon w dłoń, naciskając boczny przycisk, jednak ekran nie raczył się zaświecić. Wpatrywałem się w urządzenie w otępieniu przez długą chwilę, aż w umyśle nie zaczęło mi jaśnieć.
- Nosz kurwa mać!
Opadłem z powrotem na łóżko, uświadamiając sobie, że podczas koncertu padła mi przecież bateria, dlatego nie miałem jak wziąć numeru od ciemnowłosego i musiałem mu podać swój, ryzykujący tym samym, że kontakt jednak może nam się urwać. Wczoraj wydawało mi się, że chyba jest zainteresowany spotkaniem, jednak nie mogłem być tak do końca pewny, bo nie wiedziałem, co siedzi mu w głowie. Patrzyłem przez chwilę w sufit, chcąc poukładać myśli, jednak szumy w uszach sprawnie mi to uniemożliwiały. W końcu jednak niecierpliwość i ciekawość wygrały ze wszystkim, więc podniosłem się i zacząłem zmierzać w stronę biurka, gdzie w jednej z szuflad miałem pochowane kable, słuchawki, ładowarki, przedłużacze i akumulatory, jakie były mi potrzebne do użytkowania tych wszystkich umilających życie przedmiotów. Znalazłem w końcu powerbank i mając nadzieję, że tli się w nim jeszcze minimalny ślad energii, podłączyłem go do telefonu, po czym ruszyłem w stronę kuchni, aby zaatakować szafkę z lekami w poszukiwaniu czegoś na kaca.
Odkąd zacząłem sam zarabiać, wyprowadziłem się z naszego małego mieszkanka, wynajmując jeszcze mniejszą kawalerkę, jednak najważniejsze, że byłem w niej sam, miałem gwarancję ciszy, spokoju i w końcu byłem w stu procentach decyzyjny za samego siebie. Mimo wszystko, moi rodzice pomagali mi, czasami wysyłali pieniądze, kiedy miałem cięższe okresy, mama często robiła mi zakupy, bywałem też w rodzinnym domu na obiadach, jeździłem z rodzicami w odwiedziny do dziadków czy na wycieczki. Nie chciałem się od nich odcinać, po prostu byłem już dorosły, miałem swoje potrzeby i mały pokój 4x4 oraz dostosowywanie się do pory snu czy pracy domowników było coraz bardziej uciążliwe. Rodzice mnie kochali, jednak sam widziałem, że wiadomość o mojej przeprowadzce im także bardzo przypadła do gustu, więc tym bardziej nie mieli nic przeciwko i nie robili mi z tego powodu problemów.
W kartonie po butach, w którym trzymałem wszystkie leki, wsuniętym na jedną z górnych półek w kuchennej szafce, znalazłem coś typowo na swoją przypadłość, więc szybko zarzyłem dwie kapsułki, popijając je dużą ilością mineralnej wody. Usiadłem w końcu do mikroskopijnych rozmiarów stołu, na jednym z dwóch krzeseł, jakie posiadałem, po czym włączyłem telefon. Moja niecierpliwość zaczęła sięgać zenitu; chciałem już sprawdzić skrzynkę odbiorczą w poszukiwaniu wiadomości od jakiegoś niezapisanego numeru. Kiedy tylko wcisnąłem PIN, pokazało mi się pięć kopert na pasku narzędzi i kilka słuchawek telefonicznych, oznaczających nieodebrane połączenia, które w tym momencie nie bardzo mnie obchodziły. Zanim przeczytałem najbardziej pożądaną wiadomość, której widziałem tylko początek, brzmiący "Hej, tu Hoseo...", zapisałem w pamięci karty SIM numer jako "Hoseokkie", następnie otwierając okienko z wiadomością. Nie dane mi było jednak jej przeczytać, ponieważ chwilę później cały ekran został przykryty czarnym tłem ze zdjęciem mojej mamy i dwoma klawiszami- zielonym i czerwonym. Naprawdę mnie korciło, aby nacisnąć ten drugi, jednak zacisnąłem zęby i odebrałem, przykładając telefon do ucha. Nie byłbym w stanie zachować się wobec niej tak chamsko, przez całą noc nie miała ze mną kontaktu, więc musiała się bardzo martwić. Zawsze starałem się ją rozumieć- była moją matką i dbała o mnie najlepiej, jak potrafiła, czasami była nieco nadopiekuńcza i kiedy byłem młodszy cholernie mnie to irytowało, teraz jednak byłem jej za to wszystko wdzięczny. Większość takich jak ja, schodzących do undergroundu, kończyła jako wyrzutki społeczeństwa, ćpuny, alkoholicy- a ja trzymałem się dalej na powierzchni, chociaż regularnie bywałem w podziemiach. Gdyby mnie nie pilnowała, nie wydawała milionów nakazów, zakazów, nie troszczyła się o mnie tak bardzo, a przede wszystkim nie ufała mi, skończył bym pewnie tak, jak większość.
- Cześć, kochanie, jak się czujesz? Jak na i po koncercie? Wszystko poszło zgodnie z planem? - usłyszałem głos mojej mamy, po pierwszych jej słowach jednak mocno ściszając telefon, bo poczułem okropny ból w skroniach.
- Wszystko poszło dobrze, mamuś. Mam kaca, ale jestem szczęśliwy - odpowiedziałem jej krótko, mając nadzieję, że przez tę informację nie będzie mnie zbyt długo męczyć rozmową. Na szczęście, chyba to wyczuła, bo po kilku standardowych pytaniach typu czy wziąłem leki, czy czegoś potrzebuję i czy przypadkiem nie przymieram brudem i głodem, rozłączyła się, życząc mi z wzajemnością miłego dnia. W końcu mogłem przeczytać wiadomość. Znowu wszedłem w skrzynkę odbiorczą, jednak po przeczytaniu SMS'a cały mój entuzjazm i podniecenie wyparowało.
Hoseokkie: Hej, tu Hoseok, z wczorajszego koncertu. Bardzo chciałbym się z Tobą spotkać, jednak na jakiś czas muszę wrócić do rodzinnego miasta, bo moja babcia złamała dziś rano nogę i jadę jej pomóc. Nie będzie mnie do około jedenastego września. Pozdrawiam i mam nadzieję, że się nie gniewasz.
Kilka dobrych minut siedziałem, ściskając telefon w dłoni i walcząc z chęcią rzucenia nim o ścianę. Opcje były dwie: albo zmądrzał i próbował się jakoś wyplątać z wczorajszej propozycji, albo jego babcia naprawdę złamała tę cholerną nogę. Ale po co miałby do mnie pisać, jeżeli kłamał? Przecież nie miałem jego numeru i praktycznie się nie znaliśmy, Daegu było duże i żył tu nie jeden Yoongi i Hoseok, więc szansa, że znowu się spotkamy, była niewielka... Przynajmniej on powinien tak myśleć, bo wczoraj dowiedziałem się, że trzyma z Namjoonem i Taehyungiem, więc nasze kolejne spotkanie było tak naprawdę jedynie kwestią czasu, o czym wiedzieć nie mógł. Najbardziej logicznym wyjściem było więc zaufanie mu i uwierzenie w jego słowa. Kliknąłem więc szybko w okno wiadomości tekstowej i wystukałem na ekranie odpowiedź:
Ja: Cześć, Hoseokkie, cieszę się, że jednak napisałeś. Nie ma problemu, ja się z Daegu nigdzie nie wybieram, więc spotkamy się, kiedy wrócisz, o ile tylko będziesz chciał. Pozdrów babcię i życz jej szybkiego powrotu do zdrowia. Yoongi.
Odpowiedź przyszła zaskakująco szybko, nie zdążyłem nawet przez ten czas nastawić wody na herbatę. Odłożyłem czajnik na miejsce i wcisnąłem przycisk, po czym ponownie złapałem za telefon.
Hoseokkie: Jak ładnie i miło do mnie mówisz, haha. Oczywiście, że będę chciał, Yoongi. Przekażę życzenia, babcia na pewno się ucieszy! A tak w ogóle... ile masz lat?
Ja: Do ładnych i miłych osób mówi się tylko ładne i miłe rzeczy. Mam 20 lat. To jak, jestem twoim hyungiem?
Hoseokkie: Nie mów tak, hyung, widziałeś mnie tylko raz, na dodatek było ciemno!
Ja: Czyli jednak jestem, haha. Czuję się jak zwycięzca. Nie przesadzaj, nie było tak ciemno, widziałem cię doskonale. Masz bardzo ciemne oczy.
28.08, 09:44
Ja: Witaj Hoseokkie, miłego dnia! Jakieś plany na dzisiaj? Jak się spało?
Hoseokkie: Dzień dobry, hyung, miłego dnia. Spałem dobrze, chociaż śnił mi się dziwny sen. Ale opowiem później, teraz muszę iść do sklepu i apteki, zrobić dla babci zakupy.
Ja: Oczywiście, dbaj o babcię! Cieszę się, że dobrze spałeś i czekam na opowieść :)
11:57
Hoseokkie: Byłem w pustej sali koncertowej. Zdawało mi się, że była pusta, ale kiedy wysiliłem wzrok, zauważyłem półprzeźroczystą postać siedzącą na scenie, jednak nie pamiętam żadnej z jej cech szczególnych. Wyciągnęła do mnie obie dłonie, trzymała w nich prawdziwe, ludzkie serca. Jedno było duże i biło powoli, a drugie było dużo mniejsze i bijące dużo szybciej. Sięgnąłem po oba, jednak mogłem wybrać tylko jedno i nie wiedziałem, które. Masz jakiś pomysł, co to mogło oznaczać, hyung?
Ja: Sądzę, że te serca symbolizują przyjaźń i miłość. Przyjaźń to małe serce, bije bardzo szybko, za to miłość, to te duże, które bije wolno i spokojnie. Bo przyjaźń i miłość tworzą się z tych samych uczuć, tylko rozwijają się w innym tempie.
Hoseokkie: Więc które serce powinienem wybrać? I dlaczego nie mogę wybrać obu?
Ja: Nie wiem, które powinieneś wybrać, Hoseok. Może nie możesz wybrać obu, bo z jednej strony miłość jest też przyjaźnią, a z drugiej, zaczyna się od przyjaźni. Więc czego byś nie wybrał, tak naprawdę gdybyś chciał, zyskasz oba... Pytanie tylko, na czym bardziej ci zależy.
21:04
Hoseokkie: Dziękuję, hyung, chyba zaczynam rozumieć ten sen. Jestem zmęczony, dzisiaj dużo latałem. Dobranoc, napiszę jutro. :)
Ja: Dobranoc, Hoseookie. Życzę Ci mniej zagadkowych snów. :)
31.08, 15:17
Hoseokkie: Yoongi hyung, umiesz gotować? Muszę zrobić zupę, a babcia śpi i nie wiem, jakie warzywa powinienem dodać...
Ja: A ugotowałeś już mięso?
Hoseokkie: Tak.
Ja: Obierz ze dwie-trzy marchewki i pietruszki, jedną cebulę, kawałki selera, dodaj kilka kulek ziela angielskiego, liść laurowy, sól, pieprz i jakieś zielsko typu pietruszka. Powinno wystarczyć. Potem nie zapomnij ugotować makaronu.*
Hoseokkie: Dziękuję, hyung, ratujesz mi życie. Kiedyś ci za to zrobię jadalną zupę, przysięgam.
22:10
Hoseokkie: Zupa wyszła całkiem dobra, babci smakowała. Zobaczymy się już za 11 dni, nie mogę się doczekać.
Ja: To praktycznie sama baza, ale najważniejsze, że zjadliwa i sycąca. Przepraszam, że nie pisałem, byłem u znajomego. Też się nie mogę doczekać, Hoseokkie. Dobrej nocy.
Hoseokkie: Dobranoc, Yoongi hyung.
01.10, 07:34
Hoseokkie: Śniłeś mi się, hyung.
10:25
Ja: Naprawdę? A co takiego ci się śniło?
Hoseokkie: Grałeś w kosza, ale zawsze, kiedy trafiałeś i piłka przelatywała przez obręcz, zmieniała się w pustą butelkę po wodzie, jak wtedy po koncercie, haha.
Ja: Nie wiem co bierzesz, Hoseokkie, ale zmniejsz dawkę. Przynajmniej tym razem nie musisz się trudzić nad interpretacją, tyle wygrać. I skąd wiedziłeś, że uwielbiam koszykówkę? Ty cholerny jasnowidzu, masz tak prorocze sny, że zaczynam się ciebie bać.
Hoseokkie: No nie wiem... A może ten sen miał głębsze znaczenie? Skoro nazywasz mnie jasnowidzem, to coś jednak musi w tym być!
Ja: Jakie znaczenie na przykład?
Hoseokkie: Może po spotkaniu cię będzie mi się strasznie chciało pić.
Ja: Wyczuwam kaca...
Hoseokkie: Bardzo możliwe, po powrocie mój kumpel ma urodziny i robi imprezę. Szkoda, że ciebie nie będzie, hyung...
Ja: Fakt, szkoda... A co to za kumpel?
Hoseokkie: Namjoon. Ma urodziny 12 września, jest dwa lata młodszy od Ciebie, hyung.
Ja: Rozumiem... Ale spotkamy się dzień wcześniej, na pewno też będziemy się dobrze bawić. Zabiorę cię w jakieś ciekawe miejsce.
Hoseokkie: Oczywiście, że będziemy się dobrze bawić, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Możesz mnie zabrać wszędzie, byleby nie na horror ani do domu strachów.
Ja: Nie, nie zabiorę cię tam, spokojnie. Ale nawet jakby, trzymałbym cię za rękę i nie musiałbyś się bać.
Hoseokkie: Obroniłbyś mnie przed wszystkim, hyung?
Ja: Poprawka, ja obronię cię przed wszystkim.
04.09, 10:09
Hoseokkie: Yoongi hyung, wracam dopiero 12 po południu, więc nie dam rady się z Tobą wcześniej spotkać... Przepraszam naprawdę, kuzynka, która miała się ze mną zamienić, dostała urlop dopiero od tego dnia...
Ja: Nic się nie stało, Hoseokkie. Nie smuć się, ja poczekam. Spotkamy się 13tego.
Hoseokkie: Gniewasz się, hyung? Naprawdę mi przykro...
Ja: Nie gniewam się, tylko też mi przykro. Ale to przecież nie twoja wina, oczywiście, że wszystko rozumiem i nie mam za co się na ciebie gniewać. Nie martw się, jestem cierpliwy (tylko w stosunku do ciebie, haha).
Hoseokkie: Czuję się zaszczycony, proszę Pana. Podobno długo nierozpakowywany prezent cieszy najbardziej, wiesz?
06.10, 17:58
Ja: Hoseokkie, skończyłeś już sprzątać? Chcę ci powiedzieć coś ważnego.
Hoseokkie: Jeszcze nie skończyłem, ale co się stało, hyung?
Ja: Tęsknię za tobą, wiesz?
Hoseokkie: To było to "coś ważnego" o czym niezwłocznie musiałeś mi powiedzieć, hyung? Ale mnie nastraszyłeś!
Ja: Dla mnie to było ważne, dzieciaku. Pff.
Hoseokkie: Dla mnie też, hyung. Dziękuję. Ja też za tobą tęsknię. A teraz odkładam telefon i idę dalej myć podłogi, haha.
09.10, 13:21
Ja: Hoseokkie, wyślij mi swoje zdjęcie.
Hoseokkie: Od rana sprzątam i gotuję, nie wyglądam teraz zbyt przystojnie.
Ja: I bardzo dobrze. Wyślij.
Hoseokkie: Ty mi wyślij pierwszy, hyung.
Ja:
Hoseokkie: .
Hoseokkie: .
Hoseokkie: .
Hoseokkie: Teraz to dopiero się wstydzę.
Ja: Hoseok! Była umowa!
Hoseokkie: Niech ci będzie, hyung... Ale po jaką cholerę Ci moje zdjęcie?
Hoseokkie:
Ja: A po co Ci moje? Teraz Ty pierwszy odpowiadasz. I nie przeklinaj, dzieciaku.
Hoseokkie: Ustawię je sobie na tapetę, hyung. I jestem już pełnoletni! Zobacz, mamy identyczne fryzury, haha.
Ja: Ja też. Będę się budzić w dobrym humorze, kiedy zobaczę twój uśmiech na wyświetlaczu. Faktycznie! To przeznaczenie, haha.
10.10, 17:43
Ja: Hej, Hoseokkie, co porabiasz?
23:46
Hoseokkie: Pewnie już śpisz, ale rozmawiałem z babcią do późna i nie wypadało mi korzystać z komórki. Miłych snów, Yoongi hyung.
Ja: Nie śpię, czekałem, aż odpiszesz. Dobranoc, Hoseokkie.
11.10, 09:52
Hoseokkie: Cześć, hyung. Śpisz jeszcze? Wiesz, że pojutrze już się zobaczymy?
Ja: Hej, hej. Oczywiście, że wiem, od początku odliczam dni. Jak, żadne plany się nie przesuwają, ani nic?
Hoseokkie: Nie, hyung. To była jednorazowa sytuacja. Kuzynka dzisiaj szykuje się do drogi, wyjedzie po południu. Jutro o tej porze będę już w drodze do Daegu.
Ja: Szkoda, że nie możemy się zobaczyć już jutro, ale mam nadzieję, że impreza za to się uda i następnego dnia będziesz mieć świetny humor.
Hoseokkie: Na pewno. Nie mogę się już doczekać, hyung. Czekaj na mnie i nie ruszaj się z miasta!
Ja: Gdzież bym śmiał!
16:36
Hoseokkie: Ja chcę już do Daegu, hyung. Te dwa tygodnie były strasznie ciężkie.
Ja: Wiem, Hoseokkie, jeszcze tylko jeden dzień. Jutro już będziesz w domu, a pojutrze się spotkamy. Wytrzymasz?
Hoseokkie: Nie mam wyjścia, hyung. Ale chcę za to dobrą kawę i wielki kawełek ciasta upieczonego od serca.
Ja: Specjalnie dla Ciebie na zamówienie, zaraz się zbiorę do sklepu po składniki.
Hoseokkie: Mówisz na serio czy żartujesz, hyung?
Ja: Oczywiście, że na serio, Hoseokkie. Lubisz czekoladę?
Hoseok
- Leki babci masz w barku, razem ze spisem które są od czego, gdzieś tam też leżą dodatkowe recepty na nadciśnienie. Ostatnio przechodziłem obok przychodni, to wybrałem, za jakiś tydzień będzie trzeba je wykupić. Babcia nie lubi tłustych zup, więc rób tylko na drobiu. Ścieraj codziennie kurze i wszystko odkładaj na miejsce, robi się nerwowa i nie do zniesienia, kiedy widzi nieporządek. - instruowałem Hyeori, która wczoraj wieczorem przyjechała, aby zastąpić mnie w opiece nad babcią. Nie chciałem niczego pominąć, aby jej było lżej i aby babcia nie musiała się denerwować, bo jej chore serce nie lubiło stresu. Na szczęście, miała tu być trochę krócej ode mnie. - Mierz jej ciśnienie o dziewiątej i osiemnastej, wszystko zapisuj do zeszyciku. Masz tam zakreślony na różowo odpowiedni przedział, gdyby było choć odrobinę wyższe lub niższe, każ jej się położyć i mierz co dziesięć minut. Jeżeli przez pół godziny się unormuje, możesz ją zostawić, aby się przespała, jeżeli nie, podaj jej leki i zrób ciepłą herbatę. Aha, babcia codziennie o ósmej chodzi po chleb i bułki do sklepu, więc teraz to spada na ciebie. Później jeszcze możesz się położyć, jeżeli będzie miała dobry dzień, to nawet zrobi Ci śniadanie i poczeka, aż wstaniesz.
- Hoseok... Jak ty sobie z tym wszystkim radziłeś? Ile ty w ogóle masz lat? -zapytała, a ja zaśmiałem się z jej nieco przerażonej miny.
- Nie było wyboru, to w końcu nasza babcia, prawda? -powiedziałem, przeczesując palcami włosy. Fakt faktem, było... ciężko. Czasami naprawdę ciężko. Zajmowanie się straszą, schorowaną osobą, która na dodatek miała złamaną nogę, a to nie przelewki. Trzeba wszędzie za nią chodzić, wszystko robić powoli, dogadzać jej i pilnować wszystkiego... Ale ta sama osoba pomagała się mną opiekować, kiedy byłem małym, wrednym bachorem, zmieniała mi wtedy pieluszki, kładła spać, dawała jeść i smażyła naleśniki pięć razy dziennie. Teraz role się odwróciły i nie miałem zamiaru narzekać. Od tego w końcu są dzieci i wnuki. - Mam 19 lat.
W odpowiedzi pokiwała głową, nieco zaszokowana. Chyba bała się tego wszystkiego, co ją tutaj czeka, ale szczerze mówiąc... Myślałem tylko o odpoczynku, powrocie do Daegu, imprezie u Namjoona... Może i było to trochę egoistyczne, kochałem swoją babcię i zrobiłbym dla niej wszystko, zostanie dłużej nie byłoby dla mnie problemem i zrezygnowałbym dla niej ze wszystkiego... ale jednak myśl o tym, że w końcu ta ciężka praca się skończy i będę mógł znów wrócić do swojej wygodnej codzienności (która i tak z pierwszym października miała się skończyć), bardzo mnie cieszyła. I w końcu będę mógł spotkać się z Yoongim... Od tamtego cholernego koncertu marzyłem o tym każdego dnia i każdej nocy, prawie usychając już z niecierpliwości. Jednak teraz, kiedy w końcu od spotkania z nim dzieliło mnie tylko kilkanaście godzin, ta niecierpliwość dochodziła już do swojego apogeum. Siedząc w pociągu, nie mogłem nawet myśleć o wieczornej imprezie i spotkaniu z przyjaciółmi, zaaprobowany tym, że już jutro będę się z nim widział. Ostatnie kilka dni preegzystowałem, lawirując między obowiązkami i codziennym pisaniem z nim. Czułem, że przez ten czas, pisząc jedynie SMS-y, przemierzyliśmy dłuższą trasę, niż przyjaciele w świecie realnym przez co najmniej pół roku. Nie wyobrażałem sobie już dnia bez pisania z nim, a teraz mieliśmy znowu się spotkać. Z jednej strony było to magiczne, a z drugiej przerażające jak diabli.
W pociągu odsypiałem. Kiedy dojechałem do Daegu, dochodziła trzynasta, lecz dotarcie do domu, zdanie raportu rodzicom i rozpakowanie się zajęło mi dwie i pół godziny- wybiło już wpół do czwartej. Napisałem do Yoongiego, że przepraszam za dzisiejsze zamieszanie, ale zawaliły mnie obowiązki i zmęczenie, więc nie miałem jak pisać, po czym zacząłem przygotowywać ubrania, wziąłem długi prysznic i zrobiwszy z siebie człowieka, byłem już gotowy do wyjścia. Telefon nadal milczał, jednak tłumaczyłem to sobie tym, że była sobota i przecież każdy ma u siebie jakieś obowiązki, nie tylko ja.
O umówionej dziewiętnastej, ubrany w wygodne, ale modne i odpowiednie do okazji ciuchy, byłem już w domu Namjoona. Otworzył mi Jin, co wcale mnie nie zdziwiło, a kiedy wkroczyłem do środka, poczułem zapach niezdrowego żarcia i męskich perfum. W salonie było już sporo ludzi, głównie facetów, przywitałem się ze wszystkimi, po czym usiadłem na kolana Taehyungowi, który objął mnie w pasie. Jego dziewczyna zrobiła naburmuszoną minę, co tylko mnie rozśmieszyło. O co ona była zazdrosna? O moją przyjaźń z V? W sumie ta laska nienawidziła każdego, kto zbliżał się do Tae, więc nawet nie zwracałem już na to szczególnej uwagi, jak większość osób, które ją znały. Nie wiedziałem, co ten idiota w niej widział.
- Ktoś jeszcze ma przyjść? - zapytałem przyjaciela, na co ten pokiwał głową.
- Tak, jeszcze jedna osoba. Nie znasz go, ale pewnie i tak zaraz owiniesz go sobie wokół palca.
- Nie wydurniaj się, nie bawię się ludźmi. - odpowiedziałem zdegustowany. Wiedziałem, że nie to miał na myśli, ale zabrzmiało to dwuznacznie. Powinien bardziej uważać na to, co mówi, powtarzałem mu to już kilka dobrych lat, ale on nadal nie potrafił się tego nauczyć.
- Chodziło mi o to, że na pewno się mu spodobasz i cię polubi. Jest dość zamknięty w sobie, zdaje mi się że będziesz umiał go jakoś rozruszać...
Kiedy chłopak zaczął snuć jakieś teorie spiskowe i filozofować, przestałem go słuchać. Na moje szczęście, niedługo potem zadzwonił dzwonek, więc poinformowałem go, że pójdę otworzyć, myśląc tylko o tym, żeby uwolnić się od jego pseudo-mądrych wywodów. Po drodze sprawdziłem jeszcze telefon, z zadowoleniem zauważając, że w końcu dostałem odpowiedź, na którą czekałem, więc szybko ją otworzyłem.
Yoongi: Wybacz, szykowałem się. Jesteś już na imprezie?
Ja: Gdzie się szykowałeś, hyung? Wychodzisz gdzieś? Tak, już jestem.
Schowałem telefon z powrotem do kieszeni, aby nowy przybysz nie uznał mnie za niekulturalnego. Skoro miał takie problemu z adaptacją... Chyba powinienem wziąć go pod swoje skrzydła, tak jak mówił V. Zależało mi na tym, aby te urodziny były jak najbardziej udane, więc każda osoba musiała się dobrze bawić, szczególnie, że była to ostatnia impreza niepełnoletniego, a zarazem pierwsza impreza pełnoletniego Namjoona. Chwyciłem za klamkę i otworzyłem drzwi wejściowe, od razu szczerząc się miło i zapraszając przybysza do środka.
- Cześć, czekaliśmy na cie...
W jednej chwili zamarłem. Przede mną stał tak dobrze mi znany chłopak, w prawie białych już włosach, z miłym uśmiechem na ustach i o radosnych oczach. Wcale nie przypominał tego odludka z opisu Tae, całkiem nie tego się spodziewałem.
- Cześć, Hoseokkie. MIło cię znów widzieć.
Yoongi wszedł do środka, uśmiechając się do mnie tak samo, jak przy naszym pierwszym spotkaniu, a ja stałem przed nim z rozdziawioną gębą, patrząc się na niego zaszokowany. Dopiero po chwili zrozumiałem całą tę sytuację i niewiele myśląc, rzuciłem się na chłopaka, wieszając mu się nas szyję i prawię łamiąc wpół. Dawno nie czułem takiej euforii, co w tamtej chwili. Dawno...? Nie, raczej nigdy.
___________________________________________________________________
* Jako iż autorka nie zna się na kuchni, a tym bardziej na azjatyckiej kuchni, podała przepis na rosół.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro