Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.2 Heroine I

Yoongi 

Żaden ze mnie profesjonalista, ale jednak byłem wdzięczny moim przyjaciołom, że te kilka godzin przed koncertem dali mi na wyciszenie. Potrzebowałam tego, chociaż byłem przyzwyczajony do występów i nie odczuwałem już czegoś takiego jak stres. Zawsze uważałem, że jestem dobry w tym, co robię, chociaż do perfekcji sporo mi brakowało, więc pierwszy raz na scenie nie sprawiał mi tylu problemów, jak większości ludzi. Ten jeden raz miał być jednak inny, potrzebowałem więc chwili dla siebie, czasu na wczucie się w odpowiedni klimat, w pewnym sensie nawet zepsucie sobie humoru, bo aktualnie czułem się wyjątkowo świetnie, a piosenki miały jednak nieco inną atmosferę. Tak... Mój "comeback" po prawie pół roku ciszy miał być wielki. Po dwóch i pół roku wyimaginowanej blokowej kariery miałem w końcu opowiedzieć swoją historię. Teraz, kiedy ludzie mnie polubili, mogłem sobie pozwolić na prawdziwą szczerość.

Młodzieżowy, klimatyczny i trafiający w żądne skandalu główki bełkot, którym od początku karmiłem swoich fanów, z czasem przestawał mi wystarczać- im chyba też. Zdawało mi się, że każdy nowy koncert wyglądał identycznie, jak ten poprzedni. Wszyscy potrzebowaliśmy zmiany. Oni dorośli, ja dorosłem, nie byłem już tym samym zbuntowanym prawie-siedemnastolatkiem, który nienawidził, kiedy rodzina mówiła, że jest słodki, więc chcąc zrobić im na przekór, nazwał się Agust D*. Coraz częściej czułem się po prostu Min Yoongim i choć nie mogłem nikomu tego zdradzić, czułem wewnętrzną potrzebę okazania na scenie chociaż cząstki prawdziwego siebie. Moje imię nie było ważne, liczyła się historia, którą miałem do przekazania.

Wśród znajomych byłem niczym Hannah Montana. Zajebiste porównanie, brakuje mi tylko blond peruki. Chociaż dla ciekawostki warto wspomnieć, że kiedy pojawiły się podejrzenia, kim jest Agust D, przefarbowałem się na blond i podczas koncertów ukrywałem włosy nie tylko pod kapturem, ale dodatkowo też pod czapką. Czemu tak bardzo nie chciałem, by ludzie mnie rozpoznawali? Potrzebowałem dystansu. Chwile na scenie były wyjątkowe, uwielbiałem przewodzić tłumowi ludzi, zawsze jednak między nami była odpowiednia przestrzeń, która dawała mi wymuszone przez odgórne zasady poczucie bezpieczeństwa. To samo było w życiu. Odgradzałem się od obcych ludzi grubym murem, tylko w ten sposób czując się spokojny.

Miałem kilku znajomych, którzy wiedzieli, kim jestem, jednak po ponad dziesięciu latach znajomości przekonałem się już, że mogę im ufać. To oni pomagali mi organizować większość koncertów, to oni bezinteresownie pomagali mi inwestować w wynajmowanie sali, wierząc we mnie tak bardzo, że byli pewni, że wszystko im się zwróci. Fakt, zwracało się i nigdy nie zostawiłem ich bez niczego, choć po kilku pierwszych koncertach nie chcieli przyjąć ani grosza więcej, niż mi dali. W końcu się jednak przyzwyczaili- pomagali mi naprawdę dużo, wynajmując salę, wpożyczając sprzęt, przygotowując go odpowiednio, nawet pomagali mi sprzątać, jeżeli była taka potrzeba. Mi zostawała praktycznie sama papierkologia, podpisywanie umów czy innego gówna. Z koncertu na koncert wszystko zaczęło przynosić jednak tak duży dochód, że opłata za wynajęcie sali i robienie tego wszystkiego po prostu nikomu się nie opłacała. Teraz dzwonili sami, podając procent, jaki chcieliby uzyskać ze sprzedaży biletów, z przygotowanymi już umowami na wszystko. Sami sprzątali i przygotowywali salę oraz sprzęt, obowiązki moje i moich znajomych ograniczały się już do ścisłego minimum, a mimo to nadal byli przy mnie, prowadząc dla mnie kanał na YouTube i stronę internetową, dorabiając na tym- nie byłem skąpy ani zachłanny, miałem pieniędzy więcej, niż przeciętny nastolatek z dobrego domu, więc nie chciałem nawet słowa sprzeciwu. To oni mi pomagali, oni poświęcali swój czas, oni pierdolili się z podatkami, więc im się po prostu należało. Jin, Jimin i JungKook, czasami też Namjoon, chłopak Jina- byłem im bardziej wdzięczy niż wszystkiemu na raz, co kiedykolwiek pomogło mi w życiu: psychologom, lekom, studiom, firmom, ćwiczeniom, konsultacjom i całej reszcie debilizmów zakończonym na -om.

- Yoongi, za pięć minut wchodzisz. - powiedział Jin, klepiąc mnie w ramię. Skinąłem głową i wyjąłem z uszu słuchawki. Nie pomylę tekstu za nic w świecie, zbyt bardzo zależy mi na tych piosenkach i na tym koncercie. W końcu, kiedy od wszystkich dostałem kopa w dupę, który miał mi przynieść szczęście,skierowałem się na scenę, naciągając daszek czapki mocniej na oczy. W razie jakiejś niespodziewanej sytuacji, miałem też naciągniętą na uszy maskę, która jednak spoczywała na mojej brodzie, gotowa do podciągnięcia.

Nieco odzwyczaiłem się od tego uczucia, ale nadal sprawiało mi tyle radości, co kiedyś. Wszystkie twarze zwróciły się w moim kierunku, cała sala ucichła, jakby na rozkaz, chociaż nie powiedziałem jeszcze ani jednego słowa. Czułem, że mam nad nimi wszystkimi władzę, której nie miał nikt nigdy. Nauczyciele, wychowawcy, rodzice, dyrektorzy... i ja. Nikt nie miał takiej kontroli nad każdą z tych jednostek jak ja i moja muzyka. Uwielbiałem to.

- Dawno tu nie stałem... Ale nadal kocham to miejsce równie mocno, co pięć miesięcy temu. - zacząłem, powoli, ale całkowicie pewien siebie i swoich słów. Ja tu przewodziłem. - Przez ten czas pracowałem nad najważniejszym dla mnie albumem... W sumie pracowałem nad nim jeszcze zanim trafiłem na scenę. Nie będę zdradzał, o czym jest, sami posłuchacie, ok? Krzyczcie, jeżeli będzie zjebany. - zaśmiałem się na końcu, cofając się nieco w miejsce, do którego nie dochodziła smuga reflektora. - Żartowałem. Nigdy nie słyszeliście bardziej perfekcyjnych tekstów. Jesteście perfekcyjni, jak ja. Wszystko, co mam, jest kurewsko perfekcyjne, wiecie to, right? - rzuciłem jeszcze, no co wszyscy zaczęli krzyczeć. Zaraz potem z głośników popłynęła muzyka, a ja odkryłem im swoje piekło.

"Bunt celebryty. Tylko silni mogą ze mną zadzierać. Niektórzy mówią, że zbyt łatwo to osiągnąłem. Pierdolcie się, jestem bólem waszych dup, które nie mają szans na sukces. [...] Nie obchodzą mnie idioci i kretyni, to ja będę tworzył tutaj historię. [...] Przepraszam, że nie umiesz rapować tak, jak ja." **

"Ja też czasami się siebie boję. To dzięki nienawiści do swojej osoby i depresji, która przejmuje nade mną kontrolę. Suga*** już nie żyje. (Zabiłem go) [...] Jeśli moje nieszczęście jest twoją radością, to w takim razie będę nieszczęśliwy. Jeśli celem twojej nienawiści jestem ja, to położę głowę na gilotynie. [...] Moi fani mogą dumnie trzymać wysoko głowy, bo kto inny umie robić to tak jak ja. [...] Tysiące głów kiwa się na ruch mojej ręki. [...] Ten świat ma cząstkę mojej kreatywności, a ja posmakowałem jego słodyczy, goryczy, a nawet gówna. [...] Wy tylko udajecie, że cierpicie." ****

"Nawet rodzina nie spodziewała się mojego sukcesu, nie ma o czym mówić, zaskoczył nawet mnie. [...] Nie znam tajemnicy sukcesu, ale chyba znam tajemnicę porażki. [...] Urodzony jako tygrys, nie zamierzam żyć jak pies." *****

Po ich mieszanych i czasami niezbyt pewnych reakcjach widziałem, że ten koncert był przełomem nie tylko dla mnie jednego. Był wyjątkowy, moje kawałki były wyjątkowe, jedyne w swoim rodzaju i wszyscy o tym wiedzieli, szczególnie teraz. Kiedy zszedłem ze sceny, na sali było wyjątkowo cicho. Jakieś szmery, szepty, ale nikt nie wrzeszczał, jak to zwykle bywa, nikt pijany nie próbował wbić się na scenę. Może to był zbyt duży szok? Pewnie spodziewali się ujrzeć we mnie boga towarzystwa, uwielbiającego imprezy, albo chociażby zwykłego chłopaka, zapominając o tym, że mam tak naprawdę cholerne 19 lat i nikt z nich nigdy mnie nie poznał i nie pozna. Czy jeżeli byłbym taki, jaki byłem w ich wyobrażeniach, oddzielałbym się wielkim kapturem albo chociażby brakiem jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego? Kolejny fakt o mnie: nigdy nikomu nie patrzyłem w oczy. Zazwyczaj, kiedy z kimś rozmawiałem, z grzeczności patrzyłem mu na nos lub usta, udając łapanie kontaktu wzrokowego, unikając w ten sposób sytuacji, kiedy ktoś osądzałby mnie o nieszczerość albo co gorsza, zmuszenia mnie do odwrócenia wzroku. Chyba nie istniał bardziej zjebany sposób zjebania rozmowy. I jeszcze ta niezręczna cisza, następująca zaraz po tym...

- Jin, pójdę po coś do żarcia. Poradzicie sobie? - zapytałem, a blondyn pokiwał twierdząco głową i skinął głową w kierunku tylnego wyjścia. Przednim byłoby ciężko wyjść, zresztą było to trochę mało bezpieczne. Zdjąłem tylko kurtkę i czapkę, zakładając luźną bluzkę i układając na szybko szczotką przyklapnięte od czapki włosy. Zrobiłem sobie jeszcze pieczątkę na wierzchu dłoni, w razie gdyby ktoś się pytał czemu jej nie mam, po czym skierowałem się w stronę sklepu. Kilka metrów dalej zauważyłem chłopaka, jedzącego z nietęgą miną jakiegoś batona, jednak nie zwrócił on na mnie żadnej uwagi. Zastanawiałem się czy też był na koncercie... Pewnie tak, jednak czemu nie siedział w środku i nie pchał się w kolejki o płytę? Nie podobało mu się? Nie wiedzieć czemu, zainteresowała mnie ta idiotyczna informacja, najpierw jednak wszedłem do sklepu po jakieś żarcie. Idąc za pomysłem wcześniej zauważonego chłopaka, chwyciłem cztery Snickersy i butelkę niegazowanej wody z lodówki, bo było mi cholernie gorąco. Zapłaciłem, batony schowałem do tylnej kieszeni spodni, a butelkę otworzyłem i od razu się napiłem, jeszcze w sklepie. Na zewnątrz chłopak na szczęście jeszcze siedział pod sklepem, więc skierowałem się w jego stronę.

- Czekasz na coś? - zapytałem, podchodząc bliżej, po chwili kucając obok, aby nie patrzeć na niego z góry, bo nie byłoby to przyjemne ani dla mnie, ani tym bardziej dla niego. Niedługo potem uśmiechnął się do mnie, a ja ucieszyłem się, że nie stoję, bo nogi pode mną by się ugięły. Dawno nie widziałem, ale ktoś obcy uśmiechał się do mnie czy do jakiejkolwiek innej obcej osoby tak szczerze, na dodatek mając tak piękny, wręcz idealny uśmiech. Od razu poszerzyłem też swój, nie wiedząc, jak inaczej zareagować na ten miły gest.

- Tak, na znajomych. - chłopak pokiwał głową na moje pytanie, kierując na chwilę wzrok w stronę drzwi wejściowych do budynku, w którym mieściła się sala. - Zostali w środku z kimś pogadać.

- A jak ci się podobał koncert? - zapytałem, uprzednio aby dodatkowo upewnić się czy na nim był, spoglądając najpierw na jego dłoń. Miał pieczątkę, więc... Ciekawiło mnie odrobinę to, co powie. Nie słyszałem jeszcze żadnej opinii o moich nowych piosenkach, nie licząc przyjaciół i Namjoona, chłopaka Jina, jednak chciałem też usłyszeć słowa kogoś obcego. Czułem, że ten chłopak może mi udzielić dość nieprzewidywalnej odpowiedzi. Usiadłem obok, łapiąc z nim kontakt wzrokowy. To, co mnie zdziwiło, to łatwość, z jaką to zrobiłem, nawet nie zastanawiając się nad możliwymi, przykrymi konsekwencjami. Wyszło to całkiem naturalnie, co było dla mnie zupełną nowością. W ciemnościach ulicy, którą oświetlały tylko słabe, żółte światła latarni, niezbyt mogłem dostrzec ich kolor, jednak wydawały się być mocno ciemne.

- Jeżeli mam być szczery, było dość przeciętnie, a nawet słabo. Nie trafiło to w mój gust muzyczny, głos tego całego Augusta też nie należał do najprzyjemniejszych... Ogólnie nie sprawiał wrażenia zbyt ciekawej osoby. Ludzie też byli dość... dziwni. Pierwszy raz byłem na takim koncercie i nie słucham muzyki w takim klimacie, więc to pewnie dlatego.

Szczerze mówiąc... Zdziwił mnie bardziej, niż się tego spodziewałem. Ostatnie zdanie dodał po krótkiej pauzie, jakby chciał wytłumaczyć swoją ostrą opinię, jednak... och kurwa no, skłamałbym, gdybym powiedział, że w ogóle mnie to nie ruszyło i nie zabolało. Mimo to, ceniłem szczerych ludzi, zresztą nie mogłem przecież się zdradzić, więc większego wyboru reakcji też nie miałem. Zawsze jednak myślałem, że mój głos na scenie jest całkiem klimatyczny i odpowiedni. Na co dzień takiego nie miałem, od dziecka bawiłem się w modulowanie głosu i nie raz słyszałem, że nadawałbym się na duubingera, więc też nie zdziwiło mnie to, że nie skojarzył mojego głosu z tym Agusta. To były dwa różne światy i bardzo rzadko zdarzało się, że ktoś mnie do niego porównywał. W oficjalnej, publicznej wersji, jak Min Yoongi nie potrafiłem rapować ani śpiewać, ale to ostatnie było już niestety prawdą.

- Rozumiem... Co więc robiłeś na takim koncercie? Znajomi cię wyciągnęli? - zapytałem jeszcze, chcąc się dowiedzieć o nim czegoś więcej. Agust był dość znany w mieście... więc nawet jeżeli nie przepadał za rapem, musiał o nim słyszeć. Co więc sprawiło, że przyszedł na ten koncert? Może nie był stąd? Jeszcze w sumie trwały wakacje, tym bardziej, jeżeli chodzi o studentów, a on wyglądał mniej więcej na mojego rówieśnika, więc możliwe, że był tu przejazdem i zgodził się w ciemno... Zresztą, lepiej będzie posłuchać, co ma do powiedzenia, niż snuć miliony teorii spiskowych i przegapić jego odpowiedź.

- Taaak. - przeciągnął pierwszą sylabę, śmiejąc się przy tym, aż ciemna grzywka opadła mu na oczy. Szybko zgarnął ją na boki dłonią, po czym podrapał się po idealnie skreślonym przez naturę, lekko zadartym nosie. Gdybym tylko miał w tej chwili przy sobie kartkę papieru, mógłbym napisać o tej części jego słodkiej twarzy piosenkę, która zapewne stałaby się bestsellerem. Takie piękno nie mogło się obejść bez echa, to oczywiste. Nie miałem co do tego najmniejszych wątpliwości. - Niedawno się przeprowadziłem i chcieli mi zapełnić jakoś czas. - w odpowiedzi pokiwałem mu głową, dopiłem szybko swoją wodę do końca i rzuciłem butelką w stronę najbliższego śmietnika, trafiając na szczęście prosto do niego, bo nie chciało mi sę wstawać jej wynieść, a co dopiero jej podnosić po nieudanym rzucie.

- Rozumiem doskonale. Szkoda tylko, ze nie trafili z wyborem. Może innym razem ci się spodoba? Jestem na każdym tego typu koncercie w mieście i fakt, bywają lepsze, ale gusta trzeba rozwijać i może kolejny będzie dla ciebie bardziej przystępny... Zamierzasz przyjść? - zapytałem, mimo wszystko dziwnie trzymając się nadziei, że następnym razem też przyjdzie... Nie tylko po to, aby spróbować się jeszcze raz przekonać do tego rodzaju muzyki, do mojej muzyki, ale po prostu... chciałem go jeszcze raz zobaczyć.

- Niestety raczej nie, próbowałem już kiedyś przekonać sie do rapu. - odparł po chwili, a mi nie zostało chyba nic, oprócz uszanowania jego wyboru. Nie lubiłem być nachalny, ale...

- Szkoda, fajnie byłoby cię jeszcze zobaczyć.

Sam dziwiłem się, nie tylko słowom sprzed chwili, ale ogólnie całemu temu fenomenowi, którym było zagadanie do całkiem obcej osoby i naturalna, otwarta rozmowa z nim. Czy to naprawdę byłem ja? Nikt z mojej paczki nie uwierzyłby mi. Patrząc w jego nieco zaszokowaną twarz, przez chwilę myślałem, że odsunie się ode mnie na kilka metrów, ewentualnie zaserwuje mi mordobicie lub chociaż jego mina zmieni się na taką, którą obdarza się kretynów, jednak nic takiego się nie stało. Ba, znów upewnił mnie w fakcie, że jest chyba najbardziej nieodgadnioną osobą, jaką spotkałem przez ostatnie lata swojego życia. Przez cały ten czas pielęgnowałem jednak na swojej twarzy miły uśmiech, nie za bardzo wiedząc też, jakie inne zagranie mi zostało.

- Więc może spotkamy się w tygodniu? Pokazałbyś mi jakąś fajną kafejkę, nie znam tu żadnej. - zaproponował nagle, a ja nie mogłem już ukryć swojego zdziwienia. Mógłbym dać sobie rękę odkroić, że moje oczy w tej chwili przypominały dwa wielkie ogniska, bo ogarnęła mnie taka ekscytacja, euforia i radość, że niemożliwym było, aby takie ich pokłady zatrzymały się w moim ciele. Nie dałoby się ich tam pomieścić, nie w takich ilościach. - Mógłbym Ci dać swój numer i...

- Z chęcią. Ale nie mam przy sobie telefonu, więc mogę Ci podać swój. - odpowiedziałem szybko, zanim zdołałby się rozmyślić. Skoro przydarzyła mi się taka okazja, nie miałem zamiaru jej zmarnować. Przez chwilę stał jak słup soli, patrząc się na mnie niezrozumiale, ale w końcu wyciągnął telefon i podyktowałem mu numer, aby mógł go wpisać w kontakty.

- Nie wiem, jak Cię zapisać. - powiedział nagle, wpatrując się to w swój telefon, to na mnie. - Znaczy, nie wiem, jak masz na imię.

W tamtej chwili zrobiłem mentalnego facepalma. Nawet się nie przedstawiłem, super! A gdybym tak nagle musiał pójść? Nawet nie miałbym jak go znaleźć ani on mnie. Bardzo inteligentnie, Yoongi. Zaśmiałem się ze swojej głupoty.

- Yoongi. Zapisz mnie jako Yoongi, to moje imię. Tylko... Napisz jutro rano, dobrze? Jestem trochę zmęczony, więc dzisiaj raczej już nie będę włączał telefonu. - poprosiłem, na co pokiwał szybko głową. Przez jego entuzjazm mogłem być praktycznie pewny, że na pewno napisze i mnie nie wystawi, a to mnie cieszyło. - Przepraszam, ale będę się już zbierał. Jest dość późno, a mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Do jutra,...

- Hoseok.

- Do jutra, Hoseok. Będę czekał na SMS. - pożegnałem się z nim, po czym wstałem z chodnika i skierowałem się w stronę pasów na skrzyżowaniu, nie mogąc sobie za Chiny Ludowe przypomnieć, skąd pamiętam to imię. Dojście do hali zajęło mi jedynie dwie minuty. W środku znów nałożyłem czapkę, bluzę i czarną maskę, po czym wyszedłem pomagać chłopakom, jednak kiedy zauważyłem, ile ludzi się tam kłębi, wycofałem się. Kiedyś już wydarzyła się sytuacja, że ktoś zerwał mi czapkę i próbował to samo zrobić z maską, jednak w porę zdołałem się cofnąć i zakryć twarz kapturem. Wolałem nie ryzykować tego drugi raz, chociaż wtedy były czasy, kiedy nie mogliśmy nawet marzyć o czymś takim jak ochrona czy kamery, więc nie sądzę, aby ktoś się teraz odważył zaryzykować. No i miałem na pewno dużo mniej fanów, więc niewiele osób mnie znało, nie tylko jako Agusta D, ale też jako Yoongi byłem dużo bardziej aspołeczny, niż teraz, kiedy uczęszczałem na prawie każdy koncert w mieście i czasami dawałem się wyciągać znajomym na imprezy.

Wyjąłem z kieszeni jednego batona, resztę odkładając na stolik, na którym usiadłem, bo kupiłem je dla chłopaków. Dość długo schodziła im sprzedaż, dłużej niż zazwyczaj, ale w sumie to dla nas dobrze, prawda? Głównie dla mnie. Powoli zaczęto znosić ze sceny sprzęt, więc skończywszy jeść, poszedłem pomagać przy tym, aby nie siedzieć jak pierdolona gwiazdeczka, chociaż pracownicy nie byli zbytnio zadowoleni faktem niesienia im pomocy, zapewne obawiając się przez to niższych kosztów, o czym oczywiście mowy nie było, bo nie byłem na tyle głupi i skąpy, zresztą umowa nie wspominała o niczym podobnym, więc nawet nie miałbym na to szans. Po jakimś czasie zauważyłem chłopaków i jednego z pomocników właściciela sali, który pomagał przy sprzedaży, idących na zaplecze, więc i ja tam poszedłem, chcąc chwilę z nimi porozmawiać. Wszyscy jednak byliśmy zmęczeni, więc nie męczyłem ich długo. Podliczyliśmy kasę ze sprzedaży płyt i biletów, wszystko dokładnie spisując na umowę. Kilka podpisów, przekazanie pieniędzy i praktycznie byliśmy już wolni.

- Wiesz, że Namjoon przyszedł? Razem z Taehyungiem. - Powiedział Jin, otwierając swój batonik i spojrzawszy znacząco na JungKooka, który siedział na jednym ze stolików i wymachiwał nogami w powietrzu. No tak. Ten dzieciak nadal wierzył w to, że V spojrzy kiedyś na niego tym samym wzrokiem, co na swoją dziewczynę. Nie powiem, że nie było mi go szkoda... Ale lepiej by było, gdyby dostał po prostu kosza, a nie ciągle żył marzeniami i cierpiał, widząc jak ten narwaniec liże się w każdej możliwej chwili ze swoją narwaną i zazdrosną o wszystko laską. Z całego serca życzyłem naszemu grupowemu maknae, aby to zauroczenie w końcu minęło i znalazł sobie kogoś porządnego. Nie, żeby Tae był zły, ale jednak żaden z niego gej, a dziewczyn nie traktował szczególnie serio, był po prostu orientacyjnym i uczuciowym przeciwieństwem Jeona.

- No, i chcieli zniżkę na płyty. - Prychnął Jimin, rzucając na ławkę opakowanie po Snickersie. Nawet nie zdążyłem zauważyć, kiedy go otworzył, a co dopiero zjadł. - A ten idiota dał im upust prawie 50%. - westchnął jeszcze, wskazując na najmłodszego. Wszyscy wiedzieli, że to żarty, bo chłopaki zawsze mieli u nas zniżkę, dostawali darmowe gadżety czy inne pierdoły, ale czasem jeden uśmiech niezbyt świadomego Taehyunga mógł mieć większą siłę destrukcyjną niż tornado lub Namjoon. JungKookowi wyłączał się wtedy mózg. - Dziwi mnie tylko, że wzięli trzy. Byli we dwójkę, ale mówili, że są z jakimś kumplem, który czeka na zewnątrz. No wiesz, ten, z którym zawsze znikali na wakacjach. Podobno się tu przeprowadził.

- Nie pamiętam. - odpowiedziałem, niezbyt zainteresowanym wzrokiem patrząc się na rudowłosego, który kontemplował okładkę mojej płyty, bo myślami nadal byłem przy chłopaku, poznanym kilka chwil temu. Tak na marginesie, zeszły niemal wszystkie albumy, które mieliśmy w zapasie, a ich liczba była prawie równa ilości sprzedanych biletów. Dopiero po chwili dotarły do mnie słowa Parka.

Przyszli z kumplem. Który niedawno się przeprowadził. Bywał tu na wakacjach...

- Jak się nazywa? - zapytałem, od razu się ożywiając.

- Chyba Hoseok. - rudzielec wzruszył ramionami, odkładając trzymaną w rękach płytę na niewielką, ale pedantycznie równą stertę obok.

__________________________________________________________________________

* Agust D, czytając od tyłu DT Suga (DT, skrót od Daegu Town)

** fragmenty piosenki "Agust D" Agusta D, w tłumaczeniu crushonyou2

*** słowo zmienione na rzecz opowiadania

**** fragmenty piosenki "The Last" Agusta D, w tłumaczeniu crushonyou2

***** fragmenty piosenki "Give it to me" Agusta D, w tłumaczeniu crushonyou2

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro