Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25

— Kim lub czym ty kurwa jesteś?! Co zrobiłeś z moją córką?! — wykrzyczał Tony, celując repulsorem z obu rękawic jego zbroi w stwora, który według niego, zjadł mu córkę. Był bliski oddania strzału, jednak miał w głowie myśl, że pod tą grubą warstwą mazi, wciąż jest jego córka, której nie chciał zranić, za żadne skarby świata.

— Głuchy jesteś?! Ja jestem Venom! — krzyknął stwór odwracając się szybko w stronę miliardera. Każdy w pomieszczeniu na ten ruch natychmiastowo skierował swoją broń w jego stronę, bardziej niż gotowi, by zaatakować.

— Czym ty jesteś? — zapytała na pozór spokojnie Natasha. Jej mięśnie były napięte, ona sama była gotowa w każdej chwili wykonać atak, jednak w dalszym ciągu próbowała zachować względny spokój w nadziei, że pomoże to w komunikacji ze stworem nazywającym siebie Venomem.

— Czym?! Nie obrażaj mnie! Wasz nędzny robacki mały mózg nie byłby w stanie pojąć mojego pochodzenia! — wykrzyczał Venom wyraźnie oburzony.

Nim ktokolwiek zdołał choćby zaczerpnąć oddechu, stwór odezwał się ponownie.

— Matko, ten poprzedni dzieciak był okropnym nosicielem! Jakiś pająk czy inna glizda! Najgorszy typ! Nie dość, że ciężko je przejąć z natury to jeszcze walczą z nami! No żyć się nie da — narzekał.

W pomieszczeniu między Avengerami zapanowała cisza, której towarzyszyły narzekania obcego. Każdy usiłował zrozumieć, co się dzieje. Nie wiedzieli, co mogą zrobić, żeby pomóc młodej Stark i przy okazji jej nie zrobić krzywdy.

Każdy w pomieszczeniu mógł usłyszeć, jak ktoś nagle głośno wciąga powietrze. Nie minęła nawet sekunda, a na podłodze zaczęła tworzyć się ścieżka z lodu. Lodowe kolce pokrywały podłogę i zmierzały w stronę Venoma. Dźwięk kruszącego się lodu zdawał się kłuć każdego z obecnych w uszy, jednak nie zwracali na to szczególnej uwagi, zbyt skupieni tym, co się działo przed ich oczami. Lód tworzył się do momentu aż dosięgnął kosmitę. Zaczął piąć się w górę po kończynach stwora unieruchamiając mu skutecznie nogi, poprzez utworzenie stosunkowo grubej warstwy lodu na i wokół niego. W momencie kiedy lód przestał się tworzyć, repulsory zbroi Iron Mana zaczęły kumulować energię, tworząc głośny, piskliwy dźwięk.

W tym momencie Venom złapał się za głowę i zajęknął z bólu. Ten piskliwy dźwięk wydobywający się ze zbroi bohatera przyprawiał go o potworny ból głowy. Cieszył się jedynie, że częstotliwość dźwięku nie była zbyt wysoka. 

– Wyłącz to ustrojstwo nędzniku! – wykrzyczał symbiont, nim Iron Man zdążył wystrzelić pocisk energii. 

Słysząc to, Tony poczuł narastającą w nim złość. Sprawnie przełączył rodzaj pocisku z energii na dźwięk i ostrzegając wcześniej swoich towarzyszy, wypuścił ze swojej zbroi długi dźwięk o wysokiej częstotliwości, który mimo wcześniejszego ostrzeżenia, dalej rozrywał uszy Avengerom. W pomieszczeniu rozległ się mrożący krew w żyłach głośny krzyk. Nie brzmiał on ani trochę ludzko, więc obecni w pomieszczeniu od razu wiedzieli do kogo on należał. Patrzyli na nieznanego im stwora z oniemieniem, kiedy jego ciało zaczęło niekontrolowanie zmieniać kształt. Venom rzucał się dookoła, nie mogąc wytrzymać z bólu. Czarna maź zaczęła odrywać się od ciała dziewczyny, dzięki czemu, wszyscy mogli usłyszeć głośny krzyk bólu Mii. Tony słysząc, jak jego córka cierpi, natychmiastowo zaprzestał wypuszczania ogłuszającego dźwięku. Wszyscy, łącznie z Venomem, który wrócił do poprzedniej postaci, odetchnęli z ulgą. 

– Dzięki Bogu, już myślałem, że tu zdechnę, jak ten pies – odezwał się symbiont. Po tych słowach, wszyscy ponownie zwrócili swoją uwagę ku niemu, jednak nie byli już przygotowani do ataku. Tym razem patrzyli z zaciekawieniem i jednocześnie strachem o zdrowie dziewczyny. 

– Słuchaj Venom – rozpoczął Bruce, z zawahaniem używając jego imienia. – wiemy już, że głośne dźwięki o wysokiej częstotliwości cię krzywdzą. Nie zrobimy ci więcej krzywdy, jeśli oddasz nam Mię całą i zdrową. 

Wszyscy w pomieszczeniu spojrzeli się na doktora z determinacją w oczach. Kosmita patrzył na niego swoimi dużymi białymi oczami pełnymi drobnych czarnych żyłek. Wyglądało to tak, jakby zastanawiał się nad tym, co powiedział naukowiec. Minęło kilka chwil, w trakcie których Tony zaczął się poważnie niecierpliwić, chcąc wreszcie zobaczyć i przytulić swoją córkę. 

W momencie, kiedy Stark miał dość czekania na odpowiedź i chciał wybuchnąć, Venom odpowiedział im:

– Czyli ta mała, co jest moją nosicielką nazywa się Mia, tak? Hmm dobrze wiedzieć, bo nie do końca miałem okazję z nią pogadać, mimo że siedzę w jej ciele już dobre kilka dni, może tygodni, sam już nie wiem, straciłem rachubę czasu – sfrustrowany Venom usiadł na łóżku szpitalnym, na którym wcześniej leżała Mia i kontynuował swój wywód. – Wiecie, jak ciężko jest leżeć wiecznie w jednym miejscu, czekając aż twój nosiciel się obudzi, żebyś mógł z nim pogadać? Nie zdążyłem nawet nic zjeść zanim ta mała padła! Ten poprzedni mały pająk był o tyle lepszy, że przynajmniej zdążyłem coś zjeść, ale i tak jestem szczęśliwy, że już nie jest moim nosicielem, nienawidzę pająków – mówił cały czas kosmita. 

Każdy z obecnych w pomieszczeniu nie wiedział, co ma o tym myśleć. Spodziewali się naprawdę wielu scenariuszy, ale w żadnym z nich nie był zawarty Venom mamroczący swój własny długi monolog o tym, jak bardzo mu się nudziło w ostatnim czasie i jak bardzo głodny był. 

– Czekaj, czekaj... – odezwał się nagle Peter. – Czy jeśli damy ci jeść, oddasz nam Mię? – zapytał, na co Tony spojrzał na niego z niedowierzaniem w oczach. 

– Czy ty właśnie zaproponowałeś mu jedzenie?! Peter, ten kosmita mi dopiero cholera wie co zro... – zdenerwowany Tony zaczął krzyczeć na nastolatka, jednak przerwał mu Venom. 

– Zgoda! To gdzie jedzenie? – rozochocony na myśl o jedzeniu symbiont zeskoczył z łózka w trybie natychmiastowym, gotowy wyjść na miasto i zjeść kilka głów przechodniów. 

Peter spojrzał na swojego mentora wzrokiem, mówiącym 'Widzisz? Podziałało.', po czym ponownie zwrócił się do kosmity.

– Co byś chciał zjeść? Mogę ci przyrządzić na szybko jakieś kanapki, a jeśli dasz radę poczekać dłuższą chwilę to może dam radę ci usmażyć kurczaka albo schab, może wołowinę – powiedział szatyn, podchodząc spokojnie do kosmity. 

– Tak! Tak! Kurczak! Kurczaki są najlepsze na surowo, ich mózgi się wtedy tak rozpływają, a ich krew sprawia, że są takie soczyste, mm tak, najlepsze – delektował się Venom samą myślą o zwierzęciu.

Jego wypowiedź wprawiła w zakłopotanie nastolatka, który nie to miał na myśli, mówiąc, że przyrządzi mu coś do jedzenia. W końcu, skąd miał tak nagle wziąć surowego, najprawdopodobniej żywego kurczaka? Nie mógł przecież od tak pójść do jakiejś hodowli i go ukraść, to byłoby złe i do tego nielegalne. 

– Umm... tak bardzo jak bym chciał ci pomóc, chyba nie możemy ci załatwić kurczaka z... uh... głową – odpowiedział niepewnie Peter, nie wiedząc jakiej reakcji się spodziewać. – Może jest coś innego, na co miałbyś ochotę?

Venom zamyślił się na chwilę. Widać było, że był niezadowolony z powodu, że nie mógł dostać tego, czego chciał. 

– Jeśli możesz mi załatwić jakiegoś człowieka, którego mogę zjeść, to ja bardzo chętnie. Ludzkie mózgi są najpyszniejsze, nawet lepsze od kurczaków – rozmarzył się ponownie. 

Słysząc jego słowa, wszyscy w pomieszczeniu poza Peterem, znowu stanęli w pozycji gotowości, by się obronić w razie, gdyby zostali zaatakowani przez kosmitę.

– Nie damy ci nikogo pożreć – rzekła twardo Natasha, zaciskając dłonie w pięści.

– Szlag by to! Wiedziałem! – westchnął symbiont. – No coż, skoro nawet tutaj nie znajdziecie żadnego bezwartościowego śmiecia do pozbycia się, to na start mogą być te kanapki. Później sam sobie coś znajdę – stwierdził, ostatnie zdanie mamrocząc do siebie, by inni go nie usłyszeli. 

– Super! W takim razie, zapraszam za mną – Peter złapał go za ramię, odwracając się w stronę właściciela wieży. – Panie Stark, nie obrazi się pan, jeśli użyjemy Pańskiej kuchni, prawda? Super! Jest Pan wielki! 

Nie czekając na odpowiedź, Peter popchnął kosmitę w stronę drzwi. Wyszli na korytarz, następnie do winy, którą pojechali na piętro mieszkalne, na którym mieściła się kuchnia. Nikt za nimi nie poszedł. Każdy był zbyt zdziwiony zaistniałą sytuacją oraz podejściem nastolatka. Nie wiedzieli, co w niego wstąpiło, że nagle postanowił współpracować z kosmitą, który nie wiadomo, co zrobił z Mią. 

Minęło dobrych kilka minut, nim ktokolwiek postanowił się poruszyć. Kiedy tylko szok minął, Tony jako pierwszy wybiegł ze skrzydła szpitalnego i ruszył w stronę windy. Ellie, Natasha i Bruce praktycznie deptali mu po piętach, nie chcąc zostać w tyle oraz chcąc jak najszybciej dostać się do Petera i symbionta. Nie spodziewali się zastać w kuchni wesoło rozmawiającego Petera ze śmiejącym się Venomem. Kosmita pochłaniał wszystko, co nastolatek podawał mu pod nos. Wyglądało to co najmniej dziwnie, a jakby tego było mało, wszystkiemu przyglądali się Steve, Sam, Bucky i Wanda, którzy mimo że nie mieli pojęcia, co się dzieje, byli gotowi zaatakować w razie potrzeby. Wszyscy teraz przyglądali się poczynaniom Parkera w ciszy, którą przerwał właśnie on.

– Mógłby ktoś skoczyć do sklepu po chleb i jakieś mięso? 

*** 

– Smakowało? – zapytał ze złością w głosie Tony.

Był zły, że ciało jego córki zostało pochłonięte przez czarny glut nieznanego mu pochodzenia, który wyjadł mu wszystko co miał w kuchni. 

– Ujdzie – odparł zadowolony Venom. – Nie było to tak dobre jak kurczak czy ludzki mózg, ale da się przeżyć. 

– Nie myśl sobie, że pozwolimy ci teraz stąd wyjść, żebyś mógł sobie kogoś zabić – rzekł Steven, stojąc nad obcym z rękoma założonymi na klatce piersiowej, co tylko bardziej prezentowało jego wyrobione przez serum mięśnie.

– Już się tak nie wpieniaj panie sztuczne mięśnie! Nie mam ochoty na zabijanie – powiedział kosmita. 

Słysząc, jak obcy nazwał jego kolegę z branży, Tony chciał się zaśmiać. Sam często mówił, że Steve ma ciało jakie ma tylko dzięki serum jego ojca, Howarda. Lubił go tak denerwować, jednak ten nigdy temu nie przeczył.

– Oddasz nam teraz Mię? – zapytała z nadzieją w głosie Ellie. 

Venom westchnął, jednak nie chciało mu się kłócić i wszczynać bójek. Był na to zbyt leniwy przez ostatni czas, kiedy się nie pokazywał światu.

– Umowa to umowa – rzekł i zaczął znikać. 

Czarna maź zaczęła miarowo zmieniać swój kształt, by po chwili wchłonąć się w ciało nastolatki, które od razu się pokazało. Wszyscy po kolei odetchnęli z ulgą, kiedy zobaczyli, że dziewczynie nic nie jest. Tony jako pierwszy ruszył w jej stronę i pochwycił ją w ramiona. Młoda Stark nie wiedziała, co się dzieje. Nie pamiętała, co się stało po tym, jak ostatni raz wyszła z wieży. Pamiętała jedynie niski, chrapliwy głos, mówiący do niej, oraz imię. Czuła się zmęczona, jakby przebiegła maraton. Nogi pod nią wydawały się być z waty, niezdolne do utrzymania jej wagi. Opadła bezwładnie w ramiona ojca, który trzymał ją ciasno w swoich objęciach. 

– Hej tato – wymamrotała. – Kim jest Venom? 

Na twarze wszystkich obecnych wpłynął uśmiech. Pod uśmiechem jednak kryło się zmartwienie. Nie wiedzieli, czy to dobrze, że dziewczyna nie pamięta kosmity, który ją pochłonął, czy jednak źle, bo powinna coś takiego pamiętać, w końcu takie rzeczy nie dzieją się na co dzień. 

Nim ktokolwiek zdążył się odezwać, usłyszeć można było ten sam głos, co kilka chwil temu, obrażał Kapitana Amerykę i jego mięśnie.

– Ja jestem Venom, MY jesteśmy Venom... – z pleców dziewczyny zaczęła wyłaniać się ta sama czarna maź, która ją chwilę wcześniej pokrywała całą, jednak tym razem, zamiast pochłonąć jej całe ciało, zmaterializowała się tylko głowa, która lewitowała przyczepiona do skóry dziewczyny. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro