Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

— Mia, udało nam się — zaczęła mówić blondynka, kiedy tylko usiadła obok łóżka, na którym leżała młoda Stark. — Razem z Bellamym, twoim przyjacielem, udało nam się wykonać twój plan zemsty na Flashu. Mam wszystko nagrane, nie zdążyłam jeszcze tego zmontować, ale i tak z opublikowaniem poczekam, aż się obudzisz. W końcu to był twój pomysł, więc ty musisz dokończyć nasze dzieło.

Na twarz nastolatki wkradł się uśmiech na myśl, jak jej przyjaciółka może zareagować na fakt, że nie mogła wziąć udziału w zemście.  

Przyszła odwiedzić swoją jeszcze śpiącą przyjaciółkę od razu po tym jak skończyła lekcje. Nie kłopotała się powiadomieniem kogokolwiek, że już wróciła, ani tym bardziej odwiedzeniem Thora, by zdać mu relacje z przebiegu zemsty, tak jak mu obiecała, że zrobi. Po ostatnich wydarzeniach stwierdziła, że potrzebuje czasu na przemyślenie wszystkiego. Jednak nie myślała zbyt dużo nad tym, co się wydarzyło. Głównie dlatego, że kiedy tylko zaczynała, przypominało jej się, że to się naprawdę wydarzyło, zawstydzenie ją opanowywało całą i nie mogła logicznie myśleć. Dlatego też postanowiła, że poczeka na moment, w którym jej przyjaciółka się obudzi i będzie na siłach, by z nią o tym porozmawiać i jej doradzić. Była pewna, że kiedy ona sama weźmie się za przemyślenia, może wymyślić coś, co nie jest prawdą, a następnie wierzyć w to i nie móc normalnie funkcjonować przez czarne myśli. Najczęściej tak miała, kiedy opanowywał ją większy stres związany z relacjami międzyludzkimi. 

Blondynka westchnęła. Chciała posiedzieć jeszcze jakiś czas przy młodej Stark, ale szkoła nie jest taka łatwa do przejścia, jak się wydaje. Musiała zrobić lekcje na następny dzień. Przeciągnęła się, z jej ust wydobyło się ziewnięcie i cichy pomruk, na wyraźne uczucia rozciągania w mięśniach. Wstała ze stołka, na którym siedziała i z ciężkim sercem odwróciła się w stronę wyjścia, ostatni raz zaglądając przez swoje ramię na swoją przyjaciółkę, po czym ruszyła do wyjścia.

Nie wiedziała, że wszystkie jej słowa słyszał, leżący w tym samym pomieszczeniu, Peter.

Słyszał wszystko i nie dowierzał, że jego najbliższa przyjaciółka wymyśliła plan zemsty na Flashu, a jego nowa przyjaciółka go zrealizowała. I to z powodu głupiego siniaka. On sam nie uważał, żeby to było warte całego ich zachodu, ale było mu miło, że obie jego przyjaciółki i do tego przyjaciel Mii zaangażowali się, by zemścić się na Flashu. Wbrew pozorom, w głębi siebie twierdził, że Flash na to jak najbardziej zasłużył, jednak nigdy tego nie przyzna na głos.

***

— Dowiedziałeś się czegoś Bucky? — zapytał Rogers

— Nie do końca. Wiem tylko tyle, że znaleźli coś i eksperymentują na tym — odparł Barnes. Po jego głosie łatwo można było stwierdzić, że nie chce o tym rozmawiać i jest zmęczony samym myśleniem o tej organizacji.

— Wybacz, że tak cię o to wypytuje Bucky, ale rozumiesz powagę sytuacji. Peter prawie umarł przez to, cokolwiek to było — powiedział blondyn, a na jego twarzy wymalowane było zmartwienie.

— Wiem Steve, wiem. Możliwe, że chcieli pochwycić młodego przez jego pajęcze moce. Może ma to coś wspólnego z tym co znaleźli — zastanawiał się brunet. Mimo że nie chciał mieć już nic wspólnego z Hydrą, chciał pomóc w dowiedzeniu się, co takiego wstrzyknięto młodemu pająkowi. Doskonale wiedział, że eksperymenty Hydry nie są czymś, co można łatwo zapomnieć, ani tym bardziej nie są czymś bezpiecznym. Nie chciał, by więcej ludzi cierpiało przez nich, dlatego chciał pomóc.

— No nic. Może jak poczekamy, to sami do nas przyjdą, by odzyskać to, co stracili — stwierdził z grymasem na twarzy Steve. Nie lubił czekać w takich sytuacjach. Nie, kiedy zagrożone było życie ludzi. Najpierw Peter, a potem może być ktoś inny, słabszy, bezbronny, bez nikogo, kto mógłby go ochronić. Nie podobało mu się to, ale bez informacji nic nie zdziałają. 

— Żebyśmy tylko nie czekali zbyt długo, bo jeszcze coś się spierdoli — wymamrotał pod nosem Bucky, świadomy tego, że czułe uszy (wtf?) jego przyjaciela wyłapały jego słowa.

***

— Peter, co ty robisz poza łóżkiem? 

Nastolatek podskoczył na dźwięk głosu doktora Bannera. Szatyn siedział na krześle przy łóżku, na którym leżała jego przyjaciółka. Kiedy tylko się obudził i zobaczył, że jego przyjaciółka leży na łóżku obok, od razu wyskoczył ze swojego łóżka i usiadł przy dziewczynie, łapiąc ją za rękę. Ulga, jaką wtedy poczuł, kiedy wyczuł ciepło jej dłoni, sprawiła, że nie chciał jej puszczać, w obawie, że kiedy tylko to zrobi, ona zniknie lub co gorsze, umrze. Chciał być przy niej, aż ta się obudzi. Chciał znowu zobaczyć jej ciemne oczy, pełne blasku i determinacji.

On sam czuł się już bardzo dobrze. Gdyby miał opisać, jak się czuje, stwierdziłby, że czuje się jak nowo narodzony. Dyskomfort, który odczuwał w czasie swojej "choroby" zniknął całkowicie i nie czuł nawet najmniejszego głodu, mimo długiego czasu, kiedy nic nie jadł, tylko leżał nieprzytomny na łóżku szpitalnym. Czuł się wspaniale, dlatego też nie chciał marnować ani chwili, którą mógł wykorzystać na pilnowaniu młodej Stark.

— Oh, Pan Bruce...! — zawołał zaskoczony nagłym pojawieniem się bohatera. 

— Jak się czujesz Peter? Nie czujesz żadnych zawrotów głowy? Nudności? Nic cię nie boli? — wypytywał doktor, po czym zabrał się za oglądanie nastolatka.

Według niego chłopak powinien dalej leżeć w łóżku. Przecież dopiero pozbył się z organizmu nieznanej im substancji, która mogła wywołać poważne szkody w jego ciele. 

— Czuje się dobrze panie Banner. Nawet bardzo dobrze — oświadczył pewnym głosem Parker, wstając z krzesła, jednak dalej nie puszczając dłoni dziewczyny

— Jesteś pewny? Dalej nie wiemy, co wywołało u ciebie tak wysoką gorączkę, powinieneś odpoczywać — upierał się Bruce.

— Tak, jestem pewny. Nigdy nie czułem się lepiej, nawet głodny nie jestem.

— No dobrze, skoro tak twier... — w tym momencie w oczy bruneta rzuciły się złączone dłonie nastolatków. 

Peter zauważył, gdzie patrzy Avenger i jak poparzony puścił dłoń przyjaciółki, zawstydzony, że ktokolwiek to widział. Nie wiedział, dlaczego się zawstydził. Wydawało mu się to normalne, że przyjaciel trzyma dłoń przyjaciółki, która leży nieprzytomna na łóżku szpitalnym. Jednak palące wręcz spojrzenie Bruce'a zmusiło go do natychmiastowego puszczenia dłoni dziewczyny.

Zapadła niezręczna cisza, która dobijała zarówno nastolatka jak i doktora. Żaden z nich się nie ruszył ze swojego miejsca. Dorosły mężczyzna obserwował nastoletniego pacjenta swoimi brązowymi oczami, czym wprawiał szatyna w dyskomfort. W pomieszczeniu wyraźnie można było usłyszeć oddech obojga, co dodawało tylko niezręczności do całej sytuacji. Żadne z nich nie wiedziało, co zrobić, nie znalazłszy się nigdy wcześniej w takiej sytuacji. Peter nigdy nie miał odwagi, złapać dziewczyny z rękę w podobny sposób, natomiast Bruce nigdy nie był świadkiem tak czułego gestu względem córki jego przyjaciela ze strony również jego podopiecznego.

Bruce uważał, że to dobrze, że chłopak troszczy się o dziewczynę, jednak nie chciał, by ta w przyszłości została zraniona, przypadkiem ani tym bardziej specjalnie. Znał ją, od kiedy była mała, mimo jego drugiej natury, byli ze sobą dosyć blisko. Był dla niej niczym wujek, który zawsze miał dla niej coś dobrego.

Nie mogąc już dłużej wytrzymać dobijającej go ciszy, Parker zapytał:
— Umm... Kiedy będę mógł już stąd wyjść?

Bruce wpatrywał się jeszcze przez chwilę w chłopaka, po czym potrząsnął głową, skupiając się na pytaniu nastolatka.

— Prawdopodobnie jutro rano będziesz mógł opuścić skrzydło szpitalne. Wszystko wskazuje na to, że cokolwiek zaatakowało twój organizm, już zniknęło i choć niepokoi mnie fakt, że wciąż nie wiemy, co to było, nie mogę trzymać cię tu wbrew twojej woli — odpowiedział Bruce. Dobrze wiedział, że mimo tragicznego stanu nastolatka jeszcze kilka dni wcześniej, teraz już mu nic nie było, więc trzymanie go w wieży wbrew jego woli, byłoby nieodpowiednie. Nie chciał pozbawiać nastolatka należytej mu wolności.

— Szczerze wolałbym wrócić do cioci, nie chcę, żeby się niepotrzebnie martwiła. Będę oczywiście regularnie odwiedzał Mię aż się obudzi. Nie chcę jej zostawiać samej, ale ciocia na mnie czeka w domu — wyjaśnił szatyn. Brunet nic nie powiedział, jedynie pokiwał głową. Rozumiał potrzebę nastolatka, jak i również to, że jego ciocia mogła się zamartwiać.

Peter, wyczuwając, że doktor nie odpowie, posłał swojej przyjaciółce ostatnie spojrzenie pełne zmartwienia i tęsknoty, po czym zwrócił się do wyjścia. Przy drzwiach zawahał się, jednak ostatecznie potrząsnął tylko głową, popchnął drzwi i wyszedł z pomieszczenia. Z kłującym bólem w sercu udał się do windy, po czym zjechał nią na parter i nie kłopocząc się informowaniem Starka o tym fakcie, udał się do swojego domu, do May.

***

Tony wszedł do skrzydła szpitalnego z miską owoców w rękach. Podniósł wzrok, by spojrzeć na swoją córkę, w dalszym ciągu leżącą na łóżku szpitalnym, jednak w oczy rzuciło mu się puste łóżko zaraz za jego córką. Łóżko, w którym powinien leżeć Peter. Peter, którego tam nie było. 

Serce miliardera przyśpieszyło w panice. Nastolatek miał przecież odpoczywać. Dlaczego go nie było tam, gdzie powinien być? Czemu nikt mu nie powiedział, że zniknął? Czy ktoś w ogóle o tym wie?

Miliarder miał już zacząć biegać w panice dookoła, wołając imię chłopaka, kiedy przypomniał sobie o istnieniu kamer i jego własnoręcznie stworzonej sztucznej inteligencji.

— Jarvis! — zawołał Tony.

Sztuczna inteligencja odpowiedziała mu natychmiastowo, bez chwili zwłoki.

— Tak, Panie Stark?

— Jarvis, gdzie jest Peter? Dlaczego nie ma go w łóżku? I czemu nikt mnie nie poinformował, że zniknął? — pytał zmartwiony Tony.

— Pan Peter obudził się dzisiaj wcześnie. Siedział przy łóżku pana córki, aż przyszedł pan Banner. Pan Parker stwierdził, że czuje się już dobrze oraz, że musi wrócić do swojej cioci, a pan Banner po upewnieniu się, że wszystko z nim w porządku, zgodził się go wypuścić — wyjaśnił Jarvis. Nie podawał zbędnych szczegółów, wiedząc, że jego twórca chce się jak najszybciej dowiedzieć, co się stało z nastolatkiem.

Jego odpowiedź częściowo uspokoiła mężczyznę, jednak dalej był zmartwiony, czy aby na pewno Peter już wyzdrowiał na tyle, by wyjść samemu z wieży. Mimo wszystko uważał, że powinien zostać poinformowany o zamiarach szatyna. Gdyby wiedział, osobiście odwiózł by go pod sam blok oraz odprowadził pod same drzwi jego mieszkania. Peter był dla niego jak syn, którego nigdy nie miał; o którym nigdy się nie dowiedział. Chciał, by był bezpieczny, nie chciał, żeby stała mu się krzywda, zwłaszcza, kiedy jest w stanie temu zapobiec.

Wiedząc, że nastolatkowi nic nie jest i nikt go nie porwał, postanowił skupić się na swojej córce, która dalej tkwiła w głębokim śnie. Teoretycznie powinna się niedługo obudzić i móc funkcjonować normalnie, jak gdyby miała zwykłą gorączkę. Jej temperatura spadła i nie wyglądała więcej na chorą. Tony był zaskoczony, że mimo tego, że Mia prawdopodobnie zachorowała na to samo, co Peter, to jednak nie znalazła się ani razu w stanie poważnego zagrożenia życia i jej choroba nie trwała tak długo, jak choroba chłopaka. Cieszył się, że jego córka nie musi długo cierpieć, jednak dalej był zdziwiony, że przy takiej samej "chorobie", była między nimi taka różnica. Tłumaczył to sobie jednak tym, że chłopak posiada moce, których nie posiada dziewczyna. Wiedział, że jego moce walczyły z czymkolwiek dostało się do jego organizmu.

Im dłużej o tym myślał, tym bardziej skonfundowany się stawał. Dlatego też postanowił o tym nie myśleć przez najbliższy czas i sprawdzić stan córki.

***

👀 Witam. Umm... Tak. Przepraszam za tak dluga przerwe, ale (wiem, ze nie bede oryginalna) szkola troche dojebala i nie czulam sie na silach żeby pisac NF. Mam nadzieję, że taka długa przerwa się zbyt szybko nie powtórzy i że następny rozdział szybko powstanie ( ╹▽╹ )

Słowa: 1773


Nie zeby cos, ale w trakcie pisania tej dokladnie tej teraz co czytacie (lub nie czytacie) notki, mam juz polowe kolejnego rozdzialu, pozdrawiam

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro