Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

-Musimy porozmawiać. - powiedział stanowczym głosem...

-O czym? Jeżeli można spytać? - spojrzałam na niego zdziwionym wzrokiem. O czym może ze mną rozmawiać?

-Na początek, jestem Thor Odinson, syn Odyna. Bóg piorunów i takie tam... - machnął lekceważąco ręką. - Chodzi o to, że... Widziałem, jak tworzyłaś lód. Wiem, że masz moce lodu. Jeszcze nikomu nie powiedziałem. Chcę tylko wiedzieć, czy masz tak od urodzenia. - zbladłam na wieść, że mnie wtedy widział. Nikt nie powinien wiedzieć o moich zdolnościach. Zastygłam przez chwilę w bezruchu. Bóg piorunów cierpliwie czekał na odpowiedź. Opanował mnie strach. Mimo bólu odsunęłam się jak najdalej od Syna Odyna. - Boisz się? - zapytał zdziwiony. Ja natomiast bałam się, co ze mną zrobią, jak się dowiedzą... Zamkną? Zabiją? Wypiorą mózg?

-C-co ze mną b-będzie? - mój głos drżał z przerażenia. - Zamknięcie mnie? Zabijecie? Proszę nie, ja nic złego nie zrobiłam...

-Na razie chcę wiedzieć, od kiedy masz te zdolności. Powiesz mi? - jego twarz złagodniała. Usta uformowały się w uśmiech pocieszenia.

-Mam tak, od kiedy skończyłam dwa miesiące... - oznajmiłam. Nastała głucha cisza, pośród której, nasze oddechy wydawały się głośniejsze niż zawsze. Asgardczyk, wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał. Patrzył wprost w moje niebieskie oczy. Po kilku sekundach głuche ciszy Thor odezwał się.

-Można wiedzieć, w jakich okolicznościach zdobyłaś moce? - opuściłam głowę w dół. Nie chcę do tego wracać... To był dla mnie trudniejszy czas...

-Nigdy nie użyłam mocy do złego... Nikogo nie skrzywdziłam... Wypuśćcie mnie, proszę was... - w moich oczach pojawiły się łzy bezsilności. - Przetransportujcie mnie do szpitala...

-Nie chcemy Cię więzić. Poprosiłem Tony'ego byś mogła odpocząć tutaj, zamiast w innym szpitalu. Nie wie dlaczego. - wyjaśnił. - Prędzej czy później inni się dowiedzą. Robili ci badania. Powiedz im sama, bo jak dowiedzą się poprzez badania, nie będzie już miło... Przyjdą osoby, które nie będą miłe. Wezmą cię siłą i będą próbowali wyciągnąć od ciebie jak najwięcej. Będą chcieli wiedzieć, kim jesteś! - podniósł głos.

-Ale ja nic złego nie robię! Zrobię wszystko, tylko proszę! Nie zamykajcie mnie! - nie wiedziałam co robić. Jeszcze nigdy nie byłam tak przerażona... Przecież, nie mogą mnie zamknąć za coś, czego nie zrobiłam, prawda?

-Przemyśl proszę, to wszystko. Jak będziesz gotowa wyznać swoją tajemnicę innym, powiedz Jarvisowi, by zawołał wszystkich, lub mnie. - złapał mnie za rękę i ścisnął, jakby chciał mi w ten sposób dodać otuchy. Następnie uśmiechnął się do mnie przyjaźnie i wstał. Odszedł w stronę drzwi, lecz nim wyszedł z pomieszczenia, odwrócił się do mnie i pomachał mi. Gdy nie było go już w pobliżu, położyłam się normalnie na łóżku. Zdrową ręką złapałam się za głowę, ponieważ złapał mnie dziwny i nagły ból głowy. Ignorując ból, postanowiłam przemyśleć, to o czym mówił Thor. Z jednej strony, lepiej będzie im powiedzieć i porozmawiać na spokojnie, niż żeby sami się dowiedzieli i próbowali wyciągać informacje ze mnie siłą... Nie wiem... Muszę to przemyśleć... Najlepiej będzie, jak w tej chwili się prześpię, decyzję podejmę rano. Ułożyłam się wygodnie na łóżku, na tyle, na ile pozwalał mi ból, zamknęłam oczy i czekałam, aż Morfeusz weźmie mnie w swoje objęcia.

~~ 5 godzin później

Z przyjemnego i spokojnego snu, wybudziło mnie szturchanie w ramię. Otworzyłam zaspana oczy i zobaczyłam twarz Pana Bannera. Na jego twarzy widniał przyjazny uśmiech. Usiadłam powoli na łóżku i patrzyłam, co robi. Najpierw podwinął moją bluzkę, by zmienić opatrunek na brzuchu. Wszystko robił bardzo delikatnie, jakbym była z porcelany. Gdy skończył z pierwszą raną, zajął się drugą, na ramieniu. Szybko się uwinął. Po skończeniu z bandażami podszedł do blatu, na którym leżały różne strzykawki. A jakby tak teraz powiedzieć o moich zdolnościach? Lepszego momentu nie będzie, a nie chcę, by sami się dowiedzieli...

-Panie Banner?-odezwałam się, doktor na dźwięk mojego głosu odwrócił się w moją stronę.

-Mów mi Bruce. - uśmiechnął się przyjaźnie. Zaczęłam się denerwować. A co jeśli uznają mnie za niebezpieczną dla cywili?

-Dobrze... Jest taka sprawa. Bo... Tak jakby, prawdopodobnie nie wiecie o mnie wszystkiego. Bo ja... Jeju, jak to powiedzieć? - zestresowałam się jeszcze bardziej i nawet nie zauważyłam, jak wokół moich dłoni mimowolnie latały malutkie śnieżynki. Bruce, widząc to, podszedł bliżej, wziął moje dłonie w swoje i zaczął się im przyglądać. Spojrzałam na niego i zarumieniłam się. - No, to właśnie o to mi chodziło... Heh...

-Niesamowite. Jak to zyskałaś? - zapytał, na co spuściłam wzrok. Nie chce o tym mówić, ale skoro muszę...

-Mam tak, od kiedy skończyłam dwa miesiące... Nie wiem, skąd się to wzięło. Rodzice mi opowiadali, że jak się śmiałam, pomiędzy palcami pojawiały mi się malusie śnieżynki, zupełnie jak te teraz. Nigdy nie myślałam, żeby używać tego do jakichkolwiek innych celów, niż mrożenie lub schładzanie ciepłych/gorących rzeczy. - na wzmiankę o rodzicach, na mojej twarzy pojawił się błogi uśmiech. - To były piękne czasy... - westchnęłam.

-Jeżeli można spytać... Gdzie są twoi rodzice? - posmutniałam, co najwyraźniej zauważył Bruce, bo po chwili dodał. - Wszystko w porządku?

-Tak, wszystko dobrze. Tylko, po prostu moi rodzice nie żyją. Zginęli 5 miesięcy temu. Utopili się na rejsie kajakiem*... - w moich oczach pojawiły się łzy. Może brzmi to komicznie, ale prawda jest smutna.

-Przykro mi... Naprawdę. Wiem, jak to jest stracić kogoś bliskiego... - przytulił mnie delikatnie. - Coś mi mówi, że za dwa tygodnie będziesz zdrowa jak ryba. - na jego słowa jęknęłam. Aż dwa tygodnie? - Jeżeli nie chcesz czekać, to możemy użyć maszyny Tony'ego. - oderwał się ode mnie i uśmiechnął się chytrze. Widząc to, przewróciła oczami.

-Jaka jest gwarancja, że wszystko pójdzie jak najlepiej, bez żadnych efektów ubocznych, bez komplikacji? - podniosłam lewą brew i spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.

-Sto procent. Każdy z nas tego używa przy poważniejszych urazach jak zwichnięta kończyna, czy też postrzał. Zajmie to najdłużej kilka godzin. W twoim przypadku od 2 do 4 godzin. Po ranach nie będzie najmniejszego śladu. - w jego oczach widziałam podekscytowanie. Ja natomiast dalej pochodziłam do tego dosyć sceptycznie.

-Powiedzmy, że się zgadzam. Co będę robić w tym czasie? - przecież nie będę siedzieć te 2-4 godziny bezczynnie.

-Co jakiś czas ktoś będzie przychodził sprawdzić postępowanie. Będę to albo ja, albo Tony, albo Doktor Cho. W przerwach możesz się przespać. Byle żebyś się zbytnio nie ruszała. - szybciutko przeanalizowałem sobie wszystko w głowie i podjęłam decyzję.

__________________

* - pomysł mojej ibff -Little_Ivi- wszelakie pretensje, proszę składać do niej ;*

Rozdział ma równo 1000 słów, natomiast ta notka ma 23 słowa. Bayo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro