Rozdział 19
Czytanko na Śniadanko!
Hallo Leute! Pod rozdziałem dosyć ważna dla mnie notatka z pytaniem, na które proszę was ślicznie, byście odpowiedzieli <3 Love ya! Miłego czytania!
***
– Huff, w porządku. Zakupy zrobione, więc mogę wracać spokojnie do wieży – mówiła do siebie nastolatka, przeglądając zakupione przez nią rzeczy, znajdujące się w tej chwili w dużej torbie, przeznaczonej specjalnie na takie wyjścia do sklepów. Na plecach miała zarzucony średniej wielkości czarny plecak, w którym trzymała, również zakupione przez nią samą, energetyki. Kupiła kilka dla siebie, jak i dla swojej przyjaciółki, która tak samo, jak ona uwielbiała je pić.
Brunetka szła przed siebie, raz po raz przecierając czoło ręką, by zetrzeć ze skóry kropelki potu, który od pewnego już czasu pojawiał się na jej całym ciele. Odetchnęła i postawiła kolejne kroku ku wieży, która znajdowała się mniej więcej trzy kilometry dalej. Sama nie wiedziała, czemu poszła do tak oddalonego od jej domu sklepu, jednak miała wrażenie, jakby od jakiegoś jej mózg nie chciał z nią współpracować.
Mimo otaczających ją ludzi czuła się jakby była na zewnątrz zupełnie sama. Obraz rozmazywał jej się przed oczami. Widoczna tylko dla niej gęsta mgła zaczęła ją pochłaniać, odbierając zdolność wyraźnego widzenia. Było jej okrutnie gorąco, jakby słońce upatrzyło sobie właśnie ją i skupiło na niej większość swoich promieni, co było absurdalne. Dźwięki docierające do niej, zlewały się w jedno. Powstawało z tego jedno wielkie dźwięczenie, co przyprawiało dziewczynę tylko o dodatkowy ból głowy. Jakby tego było mało, żeby pogorszyć jej samopoczucie, życie postanowiło wysuszyć jej gardło z jamą ustną, przez co niezmiernie chciała się czegoś napić. Wiedziała, że mogłaby napić się zakupionych energetyków, jednak z niewiadomych przyczyn miała przeczucie, że po tym będzie czuła się jeszcze gorzej.
Sunęła dalej przed siebie, ledwo podnosząc nogi, w których z każdą chwilą coraz bardziej traciła czucie. Zastanawiała się, dlaczego jeszcze nie upadła, skoro siły praktycznie całkowicie ją opuściły, podobnie jak czucie w jej kończynach. Myślała, jakim cudem jest w stanie dalej nieść w dłoni ciężką torbę z zakupami, skoro mentalnie już dawno leżała na brudnej kostce chodnikowej. Jednak mimo takich myśli, nie zatrzymywała się, tylko szła dalej. Może i było to dla niej dziwne i niezrozumiałe, aczkolwiek była wdzięczna, że nie leży na brudnym chodniku, gdzie każdy mógłby ją zobaczyć i pewnie by nawet jej nie pomógł.
Odetchnęła głęboko i zamrugała kilka razy, by obraz rozmazujący jej się przed oczami, wyostrzył się. Szczerze nie chciała wpaść na kogoś lub coś, co równie dobrze mogło być śmietnikiem lub słupem. Parła przed siebie jeszcze przez kilka chwil, kiedy z jej lewej strony dobiegło ją wołanie. Ktoś wołał jej imię. Głos był ciężki do zidentyfikowania przez wszystkie inne zlewające się ze sobą, a jakby tego było mało, dźwięki były zagłuszone, jakby znajdowała się pod wodą. Rozejrzała się dookoła, starając się namierzyć właściciela głosu. Chciała sprawdzić, czy zna tę osobę i czy to właśnie ona była wołana. Była świadoma tego, że nie tylko ona ma na imię "Mia".
Przeskanowała otoczenie po jej lewej stronie, analizując twarze wszystkich osób, które były wystarczająco wyostrzone, aż dostrzegła trójkę nastolatków, stojących po drugiej stronie ulicy i machających żywo do niej. Nie poznała ich od razu. Musiała minąć chwila, by zorientowała się, że byli to jej przyjaciele, z którymi znała się od dziecka. Odmachała im, uśmiechając się przy tym delikatnie i korzystając z okazji, że samochody stały na ulicy w bezruchu przez korek, przeszła na drugą stronę do przyjaciół. W tamtej chwili dziękowała światłom, że tak długo zatrzymywały samochody, gdyż nie poruszała się zbyt szybko, a jednak nie chciałaby zostać rozjechana.
Kiedy znalazła się przy trójce nastolatków, odetchnęła ponownie. Była już wyczerpana tym dniem i nie marzyła o niczym innym, jak o położeniu się w jej wygodnym, ciepłym łóżku i oddaniu się w ręce krainy snów, które w jej głowie były bardzo... ciekawe.
– Cześć Mia! – zawołała chórem trójka, uśmiechając się od ucha do ucha. Byli wystarczająco głośni, by słowa dotarły do uszu młodej Stark niezniekształcone.
– A wy głośni jak zawsze – zauważyła brunetka, na co jej towarzysze zaśmiali się głośno. – Co tu robicie? – zapytała, spoglądając na wyższą od niej brązowowłosą młodą kobietę.
– Wracaliśmy właśnie z maka, byliśmy na szybkim cheeseburgerze i coli – oznajmiła druga nastolatka.
– A ty co tu robisz ślicznotko? – zadał pytanie figlarskim tonem, towarzyszący im chłopak.
– Wracam z zakupów, nie widzisz ślepa pało? – odpowiedziała, przezywając nastolatka, jak to mieli w zwyczaju. Chłopak jednak razem z przyjaciółkami zauważył, że z młodą Stark jest coś nie tak.
– Mia, dobrze się czujesz? – spytała rudowłosa, stojąca pomiędzy wysokim brązowowłosym chłopakiem i brązowowłosą dziewczyną.
– Tak, pewnie, czemu pytasz Rebecca? – odparła, mimo że wiedziała, że okłamuje swoich przyjaciół. Nie chciała ich okłamywać, ale nie chciała też, żeby niepotrzebnie się martwili. Była przekonana, że solidny sen jej pomoże i następnego dnia będzie czuła się, jak nowo narodzona.
– Marnie wyglądasz, wiesz? – stwierdziła brunetka, podchodząc bliżej osłabionej dziewczyny.
– Nie musisz się martwić Alishia, wystarczy, że się prześpię kilka godzin i zobaczysz, że jutro będę jak nowo narodzona – powiedziała cichym głosem, czując się coraz gorzej.
– Nie wydaje mi się, chodź, odwieziemy cię przynajmniej, niedaleko mamy samochód – wysoki brunet, nie przyjmując sprzeciwu, zabrał z rąk dziewczyny torbę z zakupami, Rebecca przejęła jej plecak, a Alishia wsparła Mię, zarzucając sobie jej lewe ramię na ramiona i obejmując jej talię swoją prawą ręką.
– Dzięki Bell, miałam już dość tego chodzenia – rzekła i nie próbując się nawet wykłócać, pozwoliła się prowadzić w stronę, gdzie powinien stać zaparkowany przez jej przyjaciela ciemny samochód.
***
– Bellamy zwolnij trochę, bo nam tu biedaczka zwymiotuje – odezwała się Alishia, kiedy po raz kolejny gwałtownie skręcili na skrzyżowaniu.
– Przecież jadę powoli! – krzyknął z uśmiechem na ustach nastolatek, wyraźnie popisując się przed dziewczynami swoimi umiejętnościami jeżdżenia samochodem.
– Pamiętaj kretynie, że prawko dostałeś stosunkowo niedawno, bo dwa miesiące temu! – przypomniała mu Rebecca, kiedy ten nie posłuchał się brunetki.
– Zamknijcie japy, głowa mnie boli – odezwała się pierwszy raz od kilku minut Mia, podnosząc rękę w górę i kładąc ją na czole.
– A mówiłaś, że nic ci nie jest! – oburzyła się Alishia, podnosząc przez przypadek głos, przez co została spiorunowana spojrzeniem młodej Stark. – Wybacz... – dodała zdecydowanie ciszej.
– A ty debilu zwolnij, nie chcę doświadczyć wypadku samochodowego, tylko dlatego, że zachciało ci się popisywać – warknęła brunetka, leżąc praktycznie na drzwiach samochodu.
W takiej atmosferze spędzili całą drogę do wieży. Mia praktycznie zasypiała samochodzie, co skutkowało tym, że po dotarciu na miejsce, w połączeniu z jej wcześniejszym samopoczuciem, ledwo kontaktowała i Bellamy był zmuszony zanieść ją do środka. Rebecca razem z Alishią zabrały zakupy Mii i podążyły za chłopakiem. Weszli do ogromnej wieży i przeszli obok recepcji, przy której siedziała nieznana im kobieta, podpisująca dokumenty. Weszli po cichu do jednej z wind, którą zdążyli poznać w ciągu trochę ponad roku, od kiedy młoda Stark wprowadziła się do Avengers Tower razem ze swoim ojcem. Alishia wcisnęła guzik odpowiadający numerowi piętra mieszkalnego i ruszyli ku górze.
Winda jechała w odpowiednim tempie, jednak przez wielkość budynku, musieli wykazać się cierpliwością, której zaczynało im brakować, zauważywszy, że ich przyjaciółka powoli odpływa i zasypia. Jej twarz pokrywał duży rumieniec, razem z kropelkami potu, które spływały po jej skórze i wsiąkały w materiał ubrania Bellamy'ego.
W końcu, kiedy mieli już dosyć czekania, usłyszeli charakterystyczne piknięcie i metalowe drzwi rozsunęły się przed nimi. Szybkim krokiem przeszli przez salon, zgarniając dwa zaciekawione spojrzenia od Wandy i Clinta i ruszyli korytarzem pełnym drzwi w stronę pokoju dziewczyny.
Szli szybkim krokiem, jeszcze odrobinę by przyśpieszyli i zaczęliby biec. Mijali drzwi pokoi innych mieszkańców wieży, jednak nigdzie nie widzieli pokoju ich przyjaciółki. Byli już kilka razy w odwiedzinach u Mii, więc wiedzieli, gdzie znajduje się jej pokój, jednak w tamtej chwili wydawało im się, że jest w zupełnie innym miejscu, a oni się zgubili.
W pewnym momencie, jakby znikąd wyrósł przed nimi Bruce, który zdziwiony ich pośpiechem, dopiero po chwili dostrzegł nieprzytomną Mię w ramionach bruneta. Uznawszy to za dość niespotykane zjawisko, widzieć córkę Tony'ego noszoną przez kogoś w ten sposób na rękach, zainteresował się tym i podszedł bliżej do nastolatków. Ci zatrzymali się i w pośpiechu powiedzieli mężczyźnie, co wiedzieli. Banner natychmiast kazał Bellamy'emu zanieść brunetkę do skrzydła szpitalnego, a Rebecce i Alishi powiadomić o wszystkim Tony'ego. Nie śmieli się nawet sprzeciwić i od razu ruszyli wykonać rozkaz doktora. Bruce poprowadził Bellamy'ego do windy i wcisnął guzik z numerem odpowiadającym piętru ze skrzydłem szpitalnym.
Dwie nastolatki chciały pobiec po ojca przyjaciółki, jednak zdały sobie sprawę, że nie wiedzą gdzie go szukać. Patrzyły przez chwilę w swoje oczy, niepewne tego, co mają zrobić.
– Jarvis? – odezwała się niepewnym głosem Alishia, patrząc w sufit. To ona była tą od myślenia. – Gdzie znajdziemy pana Starka?
– Pan Stark przebywa teraz w swoim gabinecie – opowiedziała sztuczna inteligencja.
– Dziękuję. Wskażesz nam drogę? – oczy nastolatki patrzyły po kolei na każdą rzecz w korytarzu.
– Wejdźcie do windy – rozkazał cyfrowy głos. Nastolatki posłusznie wykonały polecenie. Gdy tylko znalazły się w środku, drzwi zamknęły się, a winda nagle ruszyła w górę. Rebecca oparła się całym ciałem o metalową ścianę i zamknęła oczy. Dziewczyna bała się wind z niewiadomego dla niej powodu. Nikt tak naprawdę nie wiedział, dlaczego się ich bała.
– Ty rozmawiasz ze Starkiem, ja go nie lubię – oznajmiła Alishia. Chciała, aby jej przyjaciółka poczuła się lepiej, ale nie umiała jej pocieszyć. Nie potrafiła pocieszać ludzi, nie wychodziło jej to, tak jak okazywanie uczuć w innych tego typu sprawach.
– Dlaczego? On jest dla nas miły – rudowłosa otworzyła oczy. Pod naciskiem twardego spojrzenia zielonookiej, zrozumiała o co jej chodzi. – Dobrze, ja będę mówić.
Winda zatrzymała się, co dostrzegły dopiero, kiedy metalowe drzwi się otworzyły. Rebbeca wybiegła z niej niemal z prędkością światła, a za nią wyszła brunetka. Obie dziewczyny zauważyły na podłodze strzałki wskazujące gabinet sławnego Iron Mana, którego znały od dzieciństwa. Po kilku sekundach biegu były przy drzwiach. Zatrzymały się przed drewnianą płytą. Alishia zapukała do drzwi trzy razy, otworzyła je i weszła do środka.
Tony spojrzał na nie znad tony papierków, jakie były na jego biurku.
– Panie Stark, bo Mia... – zatrzymała się na dwie sekundy, by złapać oddech. – Mii coś się stało i jest w skrzydle szpitalnym i pan Hulk, znaczy Bruce, pan Bruce ją tam zabrał. Myślimy, że powinien pan tam pójść.
Gdy tylko Iron Man usłyszał, że coś stało się jego córce, zaniepokojony szybko wstał i do nich podszedł.
– Co się jej stało? – zapytał, kiedy szli szybkim krokiem w stronę windy.
– Nie wiemy dokładnie. Spotkaliśmy Mię na mieście i zaproponowaliśmy podwiezienie. Na początku mówiła, że dobrze się czuje, ale potem słabła z każdą chwilą – relacjonowała Becca.
Weszli do windy, miliarder nacisnął odpowiedni przycisk z numerem piętra. Spojrzał na brunetkę, która odwróciła wzrok, gdy tylko ich oczy się spotkały. Gdy po chwili wysiedli na odpowiednim piętrze, zobaczyli wysokiego bruneta. Bellamy wyglądał komicznie, kiedy chodził w kółko i mówił do siebie po łacinie. Brzmiało to, jakby miał rzucać klątwy, albo odprawiać mszę w kościele dla starszych pań, będących miłośniczkami Jezusa. W szkole krążyły plotki, że po wypowiedzeniu na jednej lekcji modlitwy po łacinie, jezusowe laski zrobiły specjalnie dla niego ołtarz i postawiły jego zdjęcie obok ich pana.
– Wiem, że jesteś zdenerwowany, ale ogarnij się – powiedziała do niego Alishia. Nastolatek niestety nie zareagował, na co dziewczyna wyciągnęła telefon i zaczęła go nagrywać. – Jezusowe laski na drugiej!
Brunet zastygł w szoku z miną wyrażającą przerażenie, czym wywołał śmiech pozostałej trójki. Chłopak za nic nie rozumiał, ani czego te dziewczyny od niego chcą, ani przyjaźni jego małej Stark i Petera. Alishia wyłączyła nagrywanie, po czym schowała telefon do małej torebki.
– Dzień dobry, panie Stark – przywitał się nastolatek. – Bruce kazał nam zaczekać – oznajmił. Nim ktoś zdążył się odezwać, przypomniał sobie coś. – Aaa! Właśnie! Becca, matka dzwoniła, że mamy jechać do szkoły do dyra, mieliśmy mieć tę rozmowę.
– To dzisiaj? – zapytała Rebecca.
– Jak chcecie to jedźcie, ja nigdzie nie jadę – oznajmiła Alishia.
– Wiesz co ten typo ci zrobi? On obniży ci średnią!
– Trudno, nic się nie stanie, jak raz w życiu będę mieć trochę niższą niż zawsze.
– Okay – odpowiedział chłopak. – Chodź Becca, musimy to w końcu wynegocjować, a nasz urok osobisty musi wystarczyć.
– Do widzenia – rudowłosa pożegnała się i pobiegła żeby zrównać z starszym przyjacielem.
Nastolatka wywróciła oczami, kiedy zobaczyła, kto zmierza w ich stronę. Oparła się o ścianę, czekając na rozwój wydarzeń. Kiedy dziewczyna ojca jej przyjaciółki była blisko, miała ochotę wydłubać jej oczy, powyrywać włosy i zadrapać jej twarz swoimi przedłużanymi paznokciami. Rudowłosa podeszła do Starka i zaczęła z nim rozmawiać o spotkaniu biznesowym, które mężczyzna miał zaplanowane na właśnie ten czas, kiedy on czekał na wieści o stanie jego córki.
– Tony, nie możesz ich wystawić. Musisz tam iść - nalegała.
– Nie, nigdzie nie idę. Nie będę z nimi rozmawiał o jakiś bzdurach, kiedy nie wiem, co dzieje się z moją córką – stwierdził oburzony miliarder.
– Co stało się Mii? – zmartwienie pojawi się na twarzy Potts.
– Nie wiem, podobno zrobiło jej się słabo, ale Bruce nie zakazłby nikomu wchodzić gdyby chodziło o zwykłe zasłabnięcie.
– Masz rację, odwołam to spotkanie, Mia w tej chwili jest najważniejsza – oznajmiła, chwytając za telefon.
Z każdym, wypowiadanym przez parę, słowem w nastolatce coś gotowało się coraz bardziej. Kiedy słyszała te ociekające, według niej, fałszem słowa troski, coraz bardziej robiło jej się duszno, mimo tego, że była ubrana w czarną sukienkę i sweter z dziurkami, przez które przepływało powietrze.
– Kiedy Felicia umierała, miałeś je gdzieś, a teraz się o nią martwisz? Nie myślisz, że to już za późno? – zapytała zimnym głosem, mrożącym krew w żyłach. Spojrzała morderczym wzrokiem w stronę dorosłych. Między chęcią mordu, przeplatał się ból, który zakorzenił się w jej sercu, przez wydarzenia z przeszłości związane z jej przyjaciółką.
Słowa natolatki wywołały szok zarówno u Pepper, jak i u Tony'ego. Dziewczyna nie żałowała swoich słów. Czuła, że będzie żałować każdej następnej chwili spędzonej w ich obecności. Dlatego też obróciła się napięcie i dumnym krokiem skierowała się w stronę windy.
***
Słowa: 2350
Hallo Leute!
!Rozdział powstał tylko i wyłącznie dzięki pomocy przewspaniałej, przecudownej, najlepszej -Little_Ivi-
Gdyby nie ona, rozdział by się jeszcze nie pojawił i prawdopodobnie czekalibyście na niego jeszcze minimum miesiąc, a max kto wie. Dlatego, proszę mi już tu dziękować jej ślicznie!
!Pytania o "Jezusowe laski" proszę kierować do niej, bo ja kurde wiem tyle, że to miało być nawiązanie do Wielkanocy.!
Mam do was pytanie, przy okazji zobaczymy, ile osób czyta notatki na końcu, jeśli są. So, czy chcielibyście w przyszłości, wyjdźmy daleko, tak jeszcze dalej w przyszłość i czy chcielibyście w pewnym momencie tej książki opisaną scenę 18+, gra wstępna i cięcie, czy w ogóle nie opisywać ani tego ani tego, ale wiadome będzie, co się dzieje?
Mogłabym mieć wyjebane i napisać po swojemu, ale mi to jest obojętne, a chciałabym znać wasze zdanie na ten temat, gdyż to właśnie wy czytacie i chciałabym, żeby wam się podobało i nie byli ani zawiedzeni, ani zniesmaczeni lub jeszcze inni.
So, seks. Yes or no?
Rozdział niesprawdzony!
Słowa: 2516
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro