Rozdział 14
– Clint, możesz wyjaśnić, co się stało Peterowi? – zapytał Rogers. Wbrew pozorom martwił się o chłopaka. Mógł być Spider-Manem, ale wciąż miał tylko piętnaście lat, wciąż był dzieckiem.
– Nie wiem, widziałem tylko, jak jeden z tych-... – urwał, widząc wzrok Kapitana, kiedy chciał użyć wulgaryzmu. Od razu jednak kontynuował – Widziałem, jak jeden z członków Hydry po prostu zakradł się do młodego od tyłu i wstrzyknął mu coś prosto w szyję. Pete padł na kolana, chyba nie mógł się za bardzo ruszyć, a Hydra chciała go prawdopodobnie przechwycić, bo próbowali go porwać – wyjaśnił, co widział Barton.
– Czego Hydra może chcieć od Petera? – zadała pytanie Natasha.
– Też chciałbym to wiedzieć... – mruknął Steve i zamyślił się na chwilę – Później postaram się wypytać Bucky'ego, czy nie wie przypadkiem czegoś na ten temat, teraz zbierajmy się, może Tony zdążył się już czegoś dowiedzieć – powiedział blondyn i ruszył w stroję Jeta, którym tutaj przylecieli.
***
– Panie Stark, ale ja naprawdę dobrze się czuję! – krzyczał Peter, ciągnięty przez Tony'ego w stronę laboratorium.
– Cicho bądź i chodź. Nie wiemy, co ci podali. Równie dobrze efekt może pojawić się po kilku dniach – oznajmił miliarder, nie zwalniając tempa.
Przez resztę drogi młody Parker nie odezwał się ani słowem. Rozglądał się dookoła i podziwiał nowoczesność budynku, w którym się znajdował. Spostrzegł, że w budynku na piętrze, przez które szli, umieszczonych było wiele laboratoriów i każde miało swoją numerację. Żeby wejść do każdego, trzeba było podać odcisk dłoni i zeskanować siatkówkę oka. Przynajmniej tyle zaobserwował Peter.
Po kolejnych dwóch minutach szybkiego marszu, dotarli do laboratorium podpisanego nazwiskiem „Banner". Szatyn od razu zorientował się, do kogo należy to konkretne laboratorium.
Wparowali do środka, wcześniej podawszy skan siatkówki oka Starka. Miliarder od razu poprowadził nastolatka na fotel, stojący przy jednym z wielu stolików. Posadził go w nim i odwrócił się do blatu, by poszukać czystej strzykawki. Przeszukiwał wszystkie półki, robiąc przy tym spory bałagan, lecz nie przejmował się tym. Ważniejsze było w tamtej chwili dla niego zdrowie Petera.
Kiedy znalazł w końcu czystą, nieużywaną strzykawkę, podszedł do młodzieńca i zaczął przygotowywać go do pobrania krwi. Nacisnął symbol pająka, widoczny na klatce piersiowej nastolatka i zsunął górną część kostiumu, tak, by mieć dostęp do jego rąk. Widząc, że chłopak nie bardzo wie, co się dzieje, pozwolił sobie wziąć jego prawą rękę i obwiązać specjalny pasek uciskowy powyżej łokcia, zaciskając go na tyle mocno, by nie odciąć dopływu krwi. Wziął z blatu obok czysty wacik i płyn do dezynfekcji i oczyścił miejsce, w które miał zamiar wbić igłę.
– Rozluźnij się – wydał polecenie Stark. Parker po upływie dwóch sekund, zgodnie z poleceniem oparł się wygodnie o oparcie fotela, a ręce położył luźno na podłokietnikach. Wziął głęboki oddech, następnie kolejny i zamknął oczy. Jego mięśnie rozluźniły się, więc Stark przysunął igłę strzykawki do żyły widocznej pod skórą na wewnętrznej części łokcia i wbił się w nią. Pociągnął za tłoczek, nabierając krwi. Kiedy strzykawka była wypełniona czerwoną cieczą, wyjął igłę i przyłożył do dziurki po niej kawałek białego waciku. Sięgał właśnie po drugą strzykawkę, kiedy do laboratorium wparował, przebrany w biały kitel, Bruce.
– Co zdążyłeś zrobić Tony? – zadał pytanie w stronę miliardera, podchodząc do nastolatka.
– Nic specjalnego, pobrałem od niego jedną strzykawkę krwi – oznajmił brunet, skupiając wzrok na trzymanym przez niego przedmiocie.
W tym samym czasie, Banner stanął przed Peterem i ujął jego twarz w dłonie, spoglądając w jego ciemne oczy.
– Jak się czujesz Pete? Coś cię boli? Zawroty głowy? Cokolwiek? – mężczyzna chwycił za latarkę lekarską, schowaną w kieszeni kitla i poświecił nią najpierw w jedno oko Parkera, a następnie w drugie. Po stwierdzeniu, że źrenice pracują prawidłowo, pozwolił dojść Starkowi do chłopaka, by ten pobrał drugą strzykawkę krwi.
– Czuję się dobrze. Bolą mnie jedynie plecy, trochę żebra i ramię od tego postrzału, a tak to jest całkiem okay. No i trochę zmęczony jestem, ale to raczej normalne po tak długiej walce – odpowiedział szatyn.
Banner zastanowił się przez chwilę.
– Wyleczenie ran powinno zająć twojemu organizmowi max tydzień. Przez kilka najbliższych dni będziesz odczuwał ból, a pod koniec tygodnia powinieneś już normalnie funkcjonować – oznajmił Bruce, odwracając się w stronę próbek krwi chłopaka, które Tony zdążył już pobrać.
Stark, po pobraniu już czwartej strzykawki krwi Petera, zdjął z jego ramienia opaskę i pozwolił mu wstać. Szatyn podniósł się z fotela. Stanął równo na nogach, wyprostował się i zrobił krok do przodu.
– A ty gdzie się wybierasz? – zapytał Tony, widząc, że młody bohater chce się oddalić.
– Myślałem... żeby wrócić do... cioci – odparł z przerwami na zastanowienie się, czy aby na pewno o to chodziło.
Parker czuł się dziwnie zamroczony, jakby miał za chwilę zemdleć. Wiedział, że po pobieraniu krwi, człowiek może czuć się zamroczony i osłabiony, ale nie spodziewał się, że akurat on też tak będzie miał. Nigdy nie miał problemu podczas pobierania krwi.
To przez to, że pobrali mi cztery strzykawki?
Pomyślał i odwrócił się do miliardera. Poczuł, jakby mózg w jego głowie zawirował. Podparł się ręką o blat i złapał za głowę.
– Dobrze się czujesz młody? – zmartwił się Iron Man. Podszedł do nastolatka i złapawszy go pod ramię, zaprowadził z powrotem na fotel.
– Tak, to tylko zmęczenie – stwierdził Peter. Nie chciał bardziej martwić ani Tony'ego, ani Bruce'a, ani żadnego z Avengers. Czuł, że sprawił im już zbyt dużo problemów.
– Poczekaj tu chwilę, zaraz obmyjemy ci tę ranę – po tych słowach Stark wziął od Bannera płyn do dezynfekcji ran, który opracował sam Banner w przeszłości, oraz szczypce z gazą i watą.
Chwycił w skrzypce watę i polał przezroczystą cieczą, by następnie powoli i dokładnie obmyć ranę na ramieniu Petera z krwi i brudu. Chłopak poczuł pieczenie, kiedy płyn dostał się do środka rozcięcia, jednak siedział cicho. Nie okazał, że coś poczuł, by nie utrudniać mężczyźnie zadania.
Po dokładnym obmyciu rany z brudu, krwi i bakterii, które w tym czasie mogły się naprodukować w zranionym miejscu, filantrop przyłożył gazę do rozciętego miejsca i owinął ją bandażem, by ta nie spadła podczas ruchu. Kiedy skończył, zabrał brudny materiał i wyrzucił go do kosza, a sam odszedł parę kroków dalej, gdzie w stojaku stały już probówki napełnione krwią chłopaka.
– To... Mogę już wracać? – zapytał Spider-man, nie wiedząc, co ma dalej robić. Dalej był zamroczony, a obraz przed oczami zdawał się wirować, ale przecież jest Spider-manem. Poradzi sobie w dojściu do własnego mieszkania.
– Jeszcze tylko jedno. Możesz normalnie oddychać, prawda? – dopytał doktor, podchodząc do niego. Dłońmi odzianymi w lateksowe, jednorazowe rękawiczki, naciskał na klatkę piersiową chłopaka w miejscu, gdzie formował się duży siniak.
– Tak, bez problemu – odparł, nie czując żadnych problemów przy oddychaniu. Co prawda bolały go żebra, ale to nie było według niego nic poważnego.
– Żebra zdają się być tylko obite... – mruknął pod nosem Bruce, odchodząc na dwa kroki od nastolatka. – W porządku, możesz iść. Tylko nie wychodź z wieży, poczekaj w salonie na Tony'ego.
Peter nie wiedział, co ma o tym myśleć. Skinął głową i powolnym, lekko chwiejnym krokiem wyszedł z laboratorium. Szedł korytarzem w stronę wind, odbijając się od ściany do ściany. Czuł się coraz gorzej, jakby coś dosłownie wysysało z niego energię. W pewnym momencie poczuł gorąc. Piekielny gorąc opanowujący całe jego ciało. Wziął głęboki wdech. Odczekał cztery sekundy i wypuścił powietrze. Powtórzył czynność dziesięć razy, w dalszym ciągu kierując się do wind. Obraz przed oczami coraz bardziej mu się rozmazywał. W końcu mógł dostrzec windy. Prawie podbiegł na miękkich nogach do jednej z nich i nacisnął przycisk, przyzywający windę. Szczęśliwie dla niego okazało się, że winda znajdowała się akurat jedno dwa piętra niżej, więc nie musiał długo czekać. Kiedy tylko drzwi się otworzyły, wpadł do środka.
Na którym piętrze był salon?
Pomyślał zdezorientowany. Chwycił się jedną dłonią za głowę, plecami opierając się o ścianę windy. Im dłużej starał się sobie przypomnieć, tym bardziej bolała go głowa.
– Panie Parker, wszystko w porządku? – zapytał głos wewnątrz windy. Petera olśniło. Przecież Jarvis może również obsługiwać windy!
– Tak, wszystko w porządku Jarvis... Mógłbyś zabrać mnie do salonu? Miałem tam zaczekać na Pana Starka – poprosił, spuszczając głowę w dół. Zawroty głowy powoli mijały, jednak dalej odczuwał gorąc i bał się wykonywać gwałtowne ruchy, żeby przypadkiem nie dostał mdłości od wirowania, jakie miał przed oczyma.
– Oczywiście, panie Parker – odpowiedziała sztuczna inteligencja i winda ruszyła.
Szatyn poczuł, jakby wszystkie jego wnętrzności stały w miejscu, podczas kiedy ciało spadało z windą. Jakby jego organy wewnętrzne zostały na wysokości piętra laboratoryjnego. Oparł powoli głowę o ścianę za sobą i czekał, aż tylko będzie mógł usiąść na wygodnej sofie w dużym pomieszczeniu wypoczynkowym.
Po kilku dłużących się minutach, usłyszał charakterystyczny dźwięk, oznajmiający, że dojechał na miejsce. Drzwi windy otworzyły się, a on już z lepszym samopoczuciem ruszył w stronę kanap. Nikogo w pomieszczeniu nie było, co niezmiernie ucieszyło chłopaka, gdyż nikt nie będzie się o niego niepotrzebnie martwił.
Opadł na najbliższą kanapę i zamknął oczy. Czuł, jak gorąc powoli ulatuje z jego ciała. Czuł kropelki potu spływające po jego ciele. Nie kłopotał się założeniem góry kostiumu. Dopiero w tamtej chwili, kiedy leżał spokojnie na kanapie, dotarło do niego jak bardzo tak naprawdę był zmęczony. Powieki same mu opadały, gdyż nie miał siły trzymać ich w górze. Chciał się ułożyć wygodniej, jednak nie potrafił się podnieść, by zmienić swoją pozycję.
Zamknął oczy, po czym ogarnęła go ciemność. Nawet światło lamp umiejscowionych na suficie w salonie, nie przebijała się przez jego powieki. Głęboka czerń otoczyła go z każdej strony.
Nie wiedział, ile tak leżał, jednak w pewnym momencie, zdołał dostrzec trzy białe plamy. Poczuł mrowienie w okolicach żołądka, a następnie serca. Trzy białe plamy uformowały się w coś na styl upiornego uśmiechu z szerokimi oczami. Nie miał pojęcia dlaczego, poczuł nagły niepokój, ale pajęczy zmysł nie dał o sobie znać.
***
– Peter? – ciemnowłosy mężczyzna wszedł do salonu i pierwsze, co zrobił, rozejrzał się za nastolatkiem, który miał na niego tam zaczekać.
Kiedy go nie zauważył jego pierwszą myśl brzmiała ''Uciekł?'', jednak postanowił sprawdzić sofy, przecież nikt mu nie powiedział, w którym konkretnie miejscu miał czekać. Miał być po prostu w salonie. Stanął na środku między kanapami i od razu w jego oczy rzucił się śpiący szatyn.
Miliarder odetchnął głęboko i przyjrzał się chłopcu.
Peter miał lekko zaróżowione policzki, które z jego dziecięcym wyglądem dodawały mu tylko uroku, tak samo jak delikatnie uchylone usta. Malutkie kropelki potu utworzyły się na jego czole. Grzywka opadała mu na oczy, a pojedyncze włosy nawet zaczepiały o jego nos, najwidoczniej go tym łaskocząc, gdyż co jakiś czas marszczył nosek, kręcąc głową. Odkryty tors wywierał wrażenie na Iron Manie. Nie spodziewał się, że chłopak w wieku Petera może być tak umięśniony, nawet jeśli posiadał specjalną moc. Dół stroju luźno leżał na jego nogach, brudząc powierzchnie, na której spał Parker. Na klatce piersiowej szatyna można było ujrzeć siny placek, powstały po uderzeniu dużym i ciężkim narzędziem, prawdopodobnie młotem lub też gruzem powstałym w wyniku zniszczenia budynków.
– Jarvis, otwórz drzwi od pokoju Parkera – rozkazał sztucznej inteligencji, a sam podszedł do chłopaka i uważając, by go nie obudzić, podniósł go. Jedną rękę umiejscowił pod zgięciem kolan, a drugą pod łopatkami chłopaka i opierając głowę szatyna o jego własny tors, ruszył w stronę korytarza z pokojami dla wszystkich domowników wieży.
Mimo tego, że Peter tak naprawdę nie był domownikiem Avengers Tower, miał tam swój pokój. Jego częste odwiedziny, czasami zamieniały się w nocowania za pośrednictwem Mii, która widziała w nastolatku kogoś więcej niż najlepszego przyjaciela, tylko jeszcze nie potrafiła określić kogo. Najprawdopodobniej nawet nie zdawała sobie z tego sprawy, aczkolwiek Tony, jako jej ojciec potrafił to zauważyć. Zwłaszcza, że jest ''ekspertem'' w sprawach miłości.
Doszedł do pokoju chłopaka i wszedł przez otwarte szeroko drzwi. Śpiącego, ułożył na miękkim łóżku, przykrywając go kocem, który szybko wyjął z szafy, stojącej naprzeciw posłania. Stanął nad chłopakiem i spojrzał na niego jeszcze raz. Zmarszczył brwi w lekkim zirytowaniu, a następnie nachylił się nad Peterem. Odgarnął mu włosy z czoła i wstał. Westchnął głęboko i wyszedł z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.
Nie zauważył, co jakiś czas przepływających w żyłach chłopaka, czarnych plam, których kolor, dzięki swojej intensywnej barwie, przenikał przez skórę i można było zobaczyć ją gołym okiem. Nie zauważył również czarnej mazi wypływającej spod paznokci Parkera, a następnie cofającej się w popłochu.
***
– No chodź! Musimy to zrobić! – przekonywała przyjaciółkę Mia.
– Nie jestem do końca przekonana... A co jeśli wpadniemy przez to w kłopoty? Nie mam nic przeciwko zemście, ale nie chcę mieć kłopotów w nowej szkole, do której dopiero zaczęłam chodzić! – opierała się blondynka.
Córka Starka próbowała nakłonić młodą Puth, by te obmyśliły razem z Natashą i Laufeysonem. Mia była pewna, że Natasha im pomoże, a Loki jest przecież bogiem psot. Na pewno razem wymyślą genialny plan zemsty!
– Oj, nie pękaj! Będzie dobrze! Pomogą nam profesjonaliści! – mówiła dalej brunetka.
Mia trzymała Ellie za nadgarstek i ciągnęła w stronę pokoju Natashy, którą młoda Stark chciała najpierw przekonać. Miała wrażenie, że Lokiego szybciej przekonają, niż Czarną Wdowę.
– No nie wiem... – mruknęła zielonooka, dając się prowadzić przyjaciółce.
Ellie z jednej strony bardzo chciała zemścić się na Flashu za to, co zrobił Peterowi, tym bardziej, że podobno nie był to pierwszy raz, ale przecież nie wypadało wpadać w kłopoty w swoich pierwszych dniach w nowej szkole. Co by pomyśleli jej rodzice, gdyby żyli i się dowiedzieli? Na pewno nie byliby dumni...
Dumna mogłaby być jej świętej pamięci ciocia od strony ojca. Ach dalej pamiętała wszystkie dowcipy, jakie jej wyrządziła kobieta. Po jednym dalej ma traumę i boi się węży
– Nah, niech ci będzie! – poddała się blondynka, stojąc już pod pokojem rudowłosej agentki. Wiedziała, że z młodą Stark nie wygra. Wystarczy tylko urządzić wszystko tak, aby nie wpaść w kłopoty i nie wplątać w to wszystko niewinnego Petera.
– No widzisz? Nie było tak trudno, prawda? – uśmiechnęła się Mia i zapukała do pokoju Romanoff.
Słowa: 2311
🎉Świętujmy, gdyż mamy dwa powody! 🎊
Właśnie wleciał rozdział i dzisiaj jest piętnasta rocznica moich narodzin! Dzisiaj kończę już piętnaście lat! (18.11)
Jakby ktoś nie wiedział, caluśki rok temu, 18.11.2019 wrzuciłam rozdział 8 tej oto książki. Przydałoby się wrzucać częściej te rozdziały, ale wena mnie opuściła ;-;
W każdym razie, rozdział wleciał, a ja mam nadzieję, że wam się podoba i że dalej czytacie, jak i będziecie czytać tę książkę, gdyż nie mam w planach jej zbyt szybko kończyć ;)
A teraz cóż... Do następnego! Oby nadeszło to szybciej niż tym razem...
🌯 <-- A tutaj urodzinowy kebab dla was, częstujcie się :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro