Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

*Ona *

Zimno, zimno, zimniej. Z każdą chwilą robiło mi się coraz bardziej zimno. Jakże szlachetny pan i władca zostawił mi wprawdzie jakiś koc, jednak nie dawał on za dużo.Praktycznie nic nie dawał więc z niego zrezygnowałam. No chyba, że to ja nie umiem używać koca.  Nie, na pewno nie. Jak można by nie umieć używać koca. Nim się przykrywa a on powinien sprawiać, że robi nam się cieplej. W teorii oczywiście, w praktyce, niestety, ten nie dawał nic w tym stylu. Było nadal zimno. Spojrzałam na swoją nogę, która nadal była w bandażu. Tak naprawdę to było jedyne co miałam na bosych stopach. Bosych, nic nowego

Introspekcja

-Natalie, chodź szybciutko do mamusi -powiedziała chuda blondynka wołając swoją córeczkę.Mała dziewczynka pomału zeszła po stromych i rozwalających się schodach pociągając przy tym nosem.

-Zobacz skarbie, mam dla Ciebie-uśmiechnęła się do niej jak najbardziej maskując grymas bólu gdy pochylała się i wyciągała z kieszeni nie zbyt grubego swetra zawinięte coś. Był już środek jesieni, lecz jej mąż jeszcze nie wrócił z pracy poza miastem.

-Co to jest?

-Skarpetki -wskazała na jej bose stopy -Będzie Ci cieplej i złe przeziębienie szybciej przejdzie

-Dziękuję mamo -dziewczynka powiedziała kasłając -Znowu bardzo dostałaś?

-Nie kochanie -okłamała ją, bo wiedziała, że wtedy znowu wybuchnęłaby płaczem i rozpaczliwymi prośbami o wyjazd stąd. 

Niemożliwy wyjazd, gdyż stąd nie było ratunku. Jedynym ratunkiem był wyjazd z nowym właścicielem, od czego kobieta za wszelką cenę chciała uratować pierworodnej. Nie chciała by żadna z jej córek została sprzedana i trafiła w ręce jakiegoś psychola, choćby sama miała się wydać na taki los, nie chciała by spotkał jej córeczki -Nie musisz się martwić, jest dobrze

-Nie dopóki tu mieszkamy

-Kiedyś stąd wyjedziemy

-Obiecujesz?

-Na mały paluszek słonko, a teraz ubieraj skarpetki i wracaj do łóżeczka

Koniec introspekcji

Pociągnęłam nosem na wspomnienie tamtych wydarzeń, doskonale wiedziałam, że mama kłamała, ale nie chciałam dokładać jej zmartwień. Jak teraz mi jej brakuje, jej uśmiechu i ciągłego, pozytywnego myślenia. Tata nie wrócił tamtego roku, ani następnego, ani kolejnego. Nie wrócił nigdy. Mamą później zainteresował się jakiś bogatszy mężczyzna, Joe, którego polubiłam. Był spoko,jednak Olivia, moja młodsza siostra chyba nie zbyt go lubiła. Był bogaty, przez co w teorii nas status wrósł ale nawet to nie uchroniłoby mnie ani Olivii, dopiero Rose czyli najmłodsza z nas była chroniona. Tak chciałabym je teraz zobaczyć, przytulić. Chce do domu, do mojego domu. I zrobię wszystko by tam wrócić.

Nawet nie zorientowałam się kiedy po moich lodowatych policzkach zaczęły spływać łzy które po kilku minutach zamieniły się dosłownie w morze łez. Nie hamowałam ich, czułam po prostu potrzebę wypłakania się i oczyszczenia umysłu. Objęłam ramionami swoje kolana i po prostu pozwoliłam łzom na wędrówkę po moich policzkach aż do końca szczęki a potem by spadły na podłogę.Schowałam głowę w nogi, skuliłam się i delikatnie przymknęłam oczy. Gdyby istniała możliwość ucieczki z tego piekła, na pewno istnieje tylko ja jej jeszcze nie odkryłam. Chwilę później usłyszałam dziwny dźwięk i instynktownie podniosłam wzrok na drzwi jednak to nie one wydały ten odgłos. Dźwięk się ponowił aja zaczęłam szukać w ciemnym pomieszczeniu tego co mogło je wydawać. Po kilku kolejnych odgłos zamilkł a ja zobaczyłam parę hipnotyzująco zielonych oczu, zdających się we mnie wpatrywać.

-Halo?-powiedziałam niepewnie -Kim jesteś?

Jedyne światło jakie tu było padało z okna, nie dosięgło ono jednak tamtego miejsca. Wytężałam swój wzrok jak najbardziej umiałam, nic to jednak nie dało. Chwilę potem tajemnicze coś zrobiło kilka kroków a ja ujrzałam małego kotka.

-Kici kici malutki


Małe stworzonko zdawało się tak jak ja mieć łzy z swoich zielonych oczkach i niepewnie do mnie podeszło. A raczej ukryło się w kocu, który leżał u moich stóp. Widziałam tylko fragment jego puszystego ogonka, który chwilkę później również znikł w kocu. Widocznie jemu było tam ciepło. Zaczęłam się wtedy zastanawiać skąd on się tam wziął, czy N. H jest aż taki bezlitosny, żeby zamknąć małe zwierzątko a zimnej piwnicy? Ile on tu był? I jakim cudem jeszcze nie zamarznął! Przecież tu jest tak zimno. Wzięłam koc na kolana i spojrzałam na zwiniętego w kulkę zwierzaczka. Za pewnie ten idiota mnie ukarze za to, że go 'mam' ale cóż, nie pozwolę mu zamarznąć ani tym bardziej go zabić. Postanowiłam pójść za śladem futrzastego i również zasnąć. 

Pierwsza noc przede mną....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro