Rozdział 31
*Dwa dni później*
*Niall *
Natalie od trzech dni wcale się nie odzywała co było dość denerwujące, jednak starałem się ją zignorować, chociaż tak naprawdę to ja byłem ignorowany. Dziewczyna głównie siedziała w jednym miejscu wpatrzona w sufit albo podłogę. To było dość przerażające, lecz nic nie mogłem na to poradzić. Nie tykała również jedzenia, które jej przynosiłem. Tak jakby była kukiełką, przeszło mi przez myśl. Wiele razy miałem już ochotę się poddać ale przecież nie mogłem. Nie teraz, nie nigdy. Tu już nie chodzi o sam lęk bycia samemu, chodzi tu o pewnego rodzaju wygraną. Nie lubie przegrywać,chyba nikt nie lubi, więc co w tym dziwnego. Ona, dokładnie tak samo jak ja, chciała wygrać. Nasza dwójka nie może wygrać. Co prawda opuściłem trochę pracy w swojej firmie przez nią a teraz jak głupi nocami ślęczę przy dokumentach, raportach,sprawozdaniach i tylko w międzyczasie wpatruje się w ekran pokazujący co się dzieje u niej. Trochę papierów, spojrzenie,kolejne papiery, spojrzenie, papiery, spojrzenie, jeszcze więcej papierów i kilka spojrzeń aby dać odpocząć wzrokowi. Bo przecież ile można się wpatrywać w słowa, zdania, a właściwie tony zdań i tony słów. A przecież wszystko mogłoby być kilkanaście razy prostsze gdyby Nat chciała współpracować i chociaż trochę by się ze mną zgadzała. I wtedy moje rozmyślania przerwał denerwujący dźwięk telefonu
-Tak słucham? - zacząłem chcą jak najbardziej ukrócić tą rozmowę
-Dzień dobry Panie Horan. Ja dzwonie aby przypomnieć Panu o konferencji, która ma odbyć się za dwa dni w Waszyngtonie
-I co ja mam z tym wspólnego?-spytałem nieco podirytowany szczerze nie wiedząc o co chodzi. I nagle mnie olśniło. Waszyngton, negocjacje, projekt, sprawa nad którą mój sztab pracował od kilkunastu miesięcy aby podpisać najważniejszą umowę w ciągu ostatnich 3 lat. Umowę, która zapewni mi oraz właścicielowi firmy w USA bardzo wysokie zarobki.Co najmniej kilka milionów i to dopiero na początku -Kurwa mać
-Ymmmm..... bo ja chciałam Panu przypomnieć, że jutro o 9 ma Pan samolot. Wszystkie dokumenty są już przygotowane i gotowe. Pan Dotson czeka na potwierdzenie
-Oczywiście, zaraz napiszę stosownego Maila.. Albo, proszę wysłać w moim imieniu maila z potwierdzeniem naszego przylotu. Będę Panią potrzebował, a więc liczę, że stawi się Pani na lotnisku ... hmmm... powiedzmy, że o godzinie 8
Rozłączyłem się nie czekając na odpowiedź kobiety. Becky, bo tak miała na imię moja sekretarka,była bardzo sumienną i zaufaną osobą dlatego zawsze zabierałem ją ze sobą na różnego rodzaju spotkania biznesowe. Spojrzałem na swoje biurko na którym było jeszcze pełno dokumentów do wypełnienia jak i również powinienem spakować walizkę. Jak musiałem zrobić osobiście to właściwie czemu to drugie nie mogła zrobić Natalie. W końcu nic nie robi. Wstałem z biurka i spokojnym krokiem poszedłem do pokoju. Wszedłem właściwie bez pukania, od razu zauważając siedzącą w kącie dziewczynę
-Wstań -powiedziałem patrząc na nią z góry -Powiedziałem coś przecież
-Czego chcesz -warknęła patrząc na mnie zdenerwowana
-Spakujesz moją walizkę, zaraz dam Ci liste rzeczy. Raczej sobie poradzisz
*Natalie *
Postanowiłam, że nie będę się do niego odzywała, jednak on był bardzo wkurzający. Jego ton jakby był jakimś królem czy Bóg wie czym. Otóż nie, nie był. Nie różnił się niczym od zwykłych ludzi, jednak jego ego było większe niż cokolwiek innego.
-Nie mam zamiaru tego robić
-Nie obchodzi mnie to, powiedziałem, że masz to zrobić a więc to zrobisz -szarpnął mnie za ramię na co go odepchnęłam
-Jeśli szukasz służącej to pomyliłeś numery. Ja nią nie jestem!
-Czemu jesteś taka skomplikowana?!Czemu po prostu nie możesz zrobić tego o co Cię proszę?! Jest to takie trudne? Jedno pieprzone polecenie, którego nie umiesz wykonać?Cały czas tylko strzelasz fochy, jak naburmuszona 9 cio latka! Którą kurwa nie jesteś -krzyknął szarpiąc mną. Nie zastanawiając się za dużo po prostu uderzyłam go w twarz. Chyba mocno ponieważ jego głowa odleciała w drugą stroną a gdy znowu na mnie spojrzał na policzku miał czerwony ślad dłoni
-Teraz kurwa przegięłaś- wydarł się popychając mnie do tyłu. Uderzyłam plecami w ścianę i osunęłam się na podłogę jednak on nie skończył -Jesteś pieprzoną idiotką, nawet nie potrafisz docenić tego co masz
-Co niby mam? Pierdolonego bipolarnego kretyna? Sam jesteś idiotą -poczułam na swojej szczęce jego dłoń która dosłownie próbowała ją zmiażdżyć. Zaraz po tym dostałam uderzenie w żebra na tyle bolesne abym zgięła się wpół i zaczęłam pluć krwią. Kolejne uderzenie dostałam chwilę później tym razem nieco niżej, upadłam. Zamknęłam oczy oczekując jeszcze kilku uderzeń i trzaśnięcia drzwiami jednak przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Dopiero po dłuższej chwili na moje skulone ciało padło kilkanaście kopnięć a może uderzeń, tego nie byłam pewna. Bolało, bolało jak cholera, nawet moje krzyki nie zrobiły na nim żadnego wrażenia, uderzenia były coraz silniejsze. I znowu nastąpiła chwila gdy nie czułam żadnego nowego bólu tylko krztusiłam się krwią. Po kilku minutach poczułam jak po mojej skórze przejeżdża ostre ostrze a ja bezsilnie odpłynęłam z paraliżującym bólem
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro