Rozdział 11
Szarpałam się jak tylko mogłam jednak uścisk jego ręki na moim udzie tylko się zwiększał. Mogłabym nawet rzec, że zgniatał ją swoją ręką
-Pogarszasz tylko sprawę -powiedział rozwścieczony
Starałam się wszystkiego, próbowałam go kopnąć, uderzyć, podrapać ale on nic w ogóle na to nie reagował. Po prostu szedł przed siebie, a raczej do domu, niosąc mnie jak worek. Czy on serio nie zauważa jaka jestem gruba? Przecież nie ważę tyle co piórko a on niesie mnie z taką łatwością, jakbym co najmniej ważyła tyle co powietrze.
Nawet się nie obejrzałam a zostałam postawiona w jakże znienawidzonym pokoju. Oh, czy on tak szybko chodzi czy może nie udało mi się uciec za daleko? No tak, mam chorą nogę co nie ułatwiało mi zbytnio sprawy
-Mam nadzieje, że decydując się na próbę ucieczki pomyślałaś o konsekwencjach -jego oczy wskazywały tylko na jedno, furię. Z jednej strony mnie to przerażało a z drugiej dodało odwagi. Albo teraz albo nigdy
-Jestem wolnym człowiekiem, nie masz prawa mnie tu trzymać!
-Jesteś moja i nie zapominaj o tym. Mam już pomału dość tych twoich wybryków
-A ja mam dość Ciebie. Nienawidzę Cię! Jesteś potworem! Czy ty nie widzisz jakim jesteś dupkiem?Więzisz mnie tutaj jak zwykłą dziwkę, bo co? Bo jesteś nie wyżyty? Jesteś chory, powinieneś -nie dał mi dokończyć. Poczułam jego rękę na swoim gardle, która bardzo szybko się zacieśniła odcinając mój dostęp do tlenu. Patrzyłam na niego z uśmieszkiem na twarzy, nie mając najmniejszej ochoty dawać mu powodu do radości. Wpatrywałam się w jego ciemne tęczówki,czyżby pod wpływem złości jego oczy pociemniały? Jego ręka coraz bardziej zacieśniała się na mojej szyi, w moich płucach brakowało tlenu. Próbowałam w jakikolwiek sposób zaczerpnąć powietrza, wziąć chociaż mały łyk tlenu był teraz na wagę złota, jednak uścisk blokował mi wszystko. Mój wzrok stawał się coraz bardziej rozmyty, z oczu wypływały łzy. On natomiast przyglądał się temu jakby nie robiło to na nim żadnego wrażenia. Czułam, że tracę siły, moje powieki stawały się coraz cięższe ale mimo to dalej starałam się zaczerpnąć tego co najbardziej potrzebowałam. Czułam, że przegrywam walkę o tlen i wtedy poczułam jak unosi mnie za gardło a po chwili z całej siły rzuca na ścianę. Moje ciało uderzyło w nią. Nie wiedziałam już co bardziej mnie boli, zaczęłam szybko oddychać, łapać tlen w płuca aż zaczęłam się krztusić. Widziałam jak podchodzi do mnie, to już nie był ten sam człowiek,był jak jakiś demon, najgorszy koszmar. A nie, on był koszmarem. Koszmarem z którego chciałam się obudzić.
Podszedł do mnie i spojrzał na mnie z góry a ja dalej się krztusiłam. Chwilę potem poczułam ból w żebrach i zaczęłam pluć krwią
-Taka odważna jesteś? -spytał kpiąco a ja zbierałam się z podłogi. Nie dam mu wygrać. Podpierając się ściany i trzymając za żebra spojrzałam na niego by po sekundzie dać mu z liścia. Dobrze wiedziałam, tym tylko pogorszyłam sytuację ale i tak to zrobiłam. Nie pozwolę siebie tak traktować. Jak mogłam się spodziewać odwdzięczył mi się tym samym a ja znowu upadłam. Byłam taka słaba w tamtej chwili
-Spytałem o coś! Taka odważna jesteś? -nie musiałam na niego patrzeć by wiedzieć, że się kpiąco uśmiecha -Umiesz mówić czy nagle języka Ci zabrakło-znowu poczułam jego dłoń na swojej obolałej szyi a potem jak podnosi mnie w górę
-Zadałem Ci cholerne pytanie! Tak trudno na nie odpowiedzieć!?
Pchnął mnie w kierunku łóżka.Błagam tylko nie to. Z przerażeniem patrzyłam jak odpina od swoich spodni pasek po czym go zdejmuje. To nie tak chciałam stracić swoje dziewictwo, chciałam je oddać komuś kto będzie mnie kochał a ja jego. Nie chce być zgwałcona.Nie, błagam, nie
Poczułam jak materac ugina się pod jego ciężarem a on kładzie swoje obie dłonie po bokach mojej głowy unieruchamiając tym mnie. Znowu zaczynam się trząść,czuje jego oddech na swojej szyi a na plecach wizję tego co zaraz się zdarzy. Czy się zdarzy?
-Czyżby taka buntownicza Natalie nagle zaczęła się bać? Oh? Coś się stało?
Czuje jego rękę na swojej talii, nic nie mówię, boję się wziąć oddech. Chce stąd uciec, w tej chwili. Uciec od tej całej sytuacji, uciec od tego życia.
-Nie jesteś już taka chętna by mnie uderzyć? -chwyta mnie za podbródek zmuszając do spojrzenia na niego, jednak i tak za wszelką cenę staram się uciec od niego wzrokiem -Spójrz na mnie
Kiwam tylko przecząco głową
-Powiedziałem. Spójrz. Na. Mnie -jeszcze mocniej chwyta mnie, mam wrażenie, że zaraz złamie mi szczękę. -Dziękuję. Wydaje mi się, że lanie paskiem będzie nieco za słabe, czyż nie? A może jednak nie? Hm ..... co powiesz na 50 klapsów? -śmieje się i odsuwa a ja wiem o co mu chodzi.Chce, żebym przełożyła się przez jego kolana a on da mi karę. Uh, nienawidzę ich. Nie, poprawka, ja nienawidzę jego
-No proszę, czekam
Zacisnęłam zęby i to zrobiłam, czyli czeka mnie liczenie do 50
-Tym razem jednak chcę -przerywa na chwilę i chwyta pasek -żebyś była cicho. Jakikolwiek płacz, krzyk, pisk za skutkuje tym, że będę doliczał kolejne, zrozumiałaś?
-Ttak -a więc bawimy się inaczej, myślę i zaciskam powieki gdy skórzany pasek pierwszy raz mocnym uderzeniem dotyka mojej skóry. Walczę sama ze sobą w myślach licząc uderzenia. 15...16...17...18...19...20...11...nie stop 22....23...24...25... gdzieś koło 30 ból staje się nie do wytrzymania i wewnętrznie toczę sama ze sobą walkę, by nie wydać żadnego z dźwięku. Zaciskam dłonie w pięści, usta w cienką linię. Spod moich powiek zaczynają wypływać pojedyncze łzy a ja przegrywam z samą sobą krzycząc na cały głos z bólu
-Czyli jedno więcej -mówi i nim zdążę jakkolwiek zareagować dostaje podwójnie. Liczę dalej, w myślach,po moich policzkach spływają już świadome łzy.
-Może to Cię w końcu czegokolwiek nauczy – podnosi mnie wyżej.
Nie mam pojęcia co chce zrobić,jednak gdy czuje sznury na swoich nadgarstkach już wiem. Wychodzi chwilę później i kiedy tylko to robi staram się jak najbardziej zwinąć w kłębek. Wszystko mnie boli. Czy już umarłam?
Kolejny rozdzialik, to chyba jeden z moich ulubionych. Ktoś się spodziewał takiego przebiegu akcji?
Do następnego!
Nxxx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro