Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24


Stał tyłem do mnie a ja doskonale widziałam jak wszystkie jego mięśnie się napinają. Był spięty ale i także wkurzony a mnie nadal nurtowało pytanie. Kim jest a raczej kim była Elisabeth

-Niall, kim była Elisabeth -podeszłam krok bliżej

-Nie wymawiaj jej imienia! Na tym koniec tej głupiej zabawy! Do swojego pokoju ale to już!

-A więc była dziwką tak? Taką jak ja? Elisabeth była dziwką? -i w tej chwili poczułam jak jego ręką z ogromną siłą spotyka się z moim policzkiem. Straciłam równowagę i upadłam na ziemię. Nie spodziewałam się takiej reakcji po nim, no może nie w tej chwili

-Nigdy nie waż się tak o niej mówić!! Ty jesteś zwykłą dziwką, ona nią nie była! -spojrzał na mnie a w jego oczach nie było nic innego oprócz złości. Jego zwykle niebieskie oczy aktualnie były całkowicie czarne i patrzyły na mnie z żądzą mordu


Look into my eyes
It's where my demons hide
It's where my demons hide
Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide
It's where my demons hide


Patrzyłam jak do mnie podchodzi, nie liczyłam na przeprosiny ani nic w tym rodzaju. Trzymałam się za czerwony i strasznie piekący policzek. Stał nade mną i patrzył się jakby ciesząc ze swojej wygranej. Ale on nie wygrał i nigdy nie wygra

-Kupiłeś mnie, bo żadna Cię nie chciała prawda? -odważyłam się, raz kozie śmierć

Chwilę później dostałam drugi razy mocniej, moja głowa odruchowo wraz z siłą jego dłoni przechyliła się w lewą stronę. Poczułam jak moja skóra pali się żywym ogniem a w jego oczach kryje się istny diabeł


When the curtain's call
Is the last of all
When the lights fade out
All the sinners crawl

So they dug your grave
And them masquerade
Will come calling out
At the mess you made


-Czyli zgadłam

-Czyli kurwa NIE!

-Tak tak, zmawiaj to sobie

-Ty sobie wmawiasz. Wydaje Ci się, że wszystko wiesz. A tak naprawdę nic nie wiesz. Nic!

-Jesteś sam, jesteś chory, pewnie żadna Cię nie chciała i postanowiłeś kupić sobie dziewczynę. Proste rozumowanie nie sądzisz -podniosłam się i spojrzałam na niego. Nie zamierzam się bać

-Nic w tym nie jest prostego. Rozumiesz?! Nic! Nic do cholery! I nic Ci się w tym nie zgadza!

-Jak nie? Jesteś sam, pojebany na łeb .. -przerwało mi kolejne mocne uderzenie ale tym razem dostałam z pięści. Oh, jeszcze trochę a połamiesz mi szczękę panie Wszystko Wiedzący. Jestem pewna, że już mam tak dość sporego siniaka

-Zamknij się i idź do swojego pokoju bo nie wytrzymam i Ci zrobię krzywdę

-A teraz tego nie robisz? Cały czas mnie bijesz! Cały czas się nade mną znęcasz! Jesteś okropny, jesteś chory! Nie mam pojęcia kim była Elisabeth ale to chyba dobrze dla niej, że jej już nie ma bo kto wie co mogłoby ją spotkać z tobą!

W jednej chwili poczułam jak wykręca moje ręce do tyłu i popycha na kolana. Wylądowałam twarzą na czerwonym policzku, jednocześnie mając przyciśniętą głowę do podłogi. Mimo to nadal na niego patrzyłam w głębi siebie piekielnie się bojąc. Wkurwiłam go, ostro go wkurwiłam i teraz ponosiłam za to konsekwencje. No tak,przecież kto inny mógłby się wplątać w takie tarapaty jak nie ja. Tylko ja.

-Skoro tak źle Ci ze mną to wypierdalaj – poczułam jak mnie puszcza i chyba nie wierzyłam w jego słowa. Wypuszcza mnie? Tak nagle? On jest serio chory psychicznie lub gorzej.

-Słyszałaś?Proszę bardzo! Won -krzyknął i wskazał na drzwi. Na jego szyi pojawiła się żyła

Niewiele myśląc wzięłam swoją kotkę, która jakimś cudem znalazła się niedaleko kuchni i wybiegłam z domu. Nawet nie patrzyłam za siebie, nie mam pojęcia czy jest w domu czy może wyszedł za mną. Biegłam przed siebie tuląc zwierzątko. Las był taki znajomy, no tak, byłam już tu kiedyś, we śnie. Biegłam między drzewami w stałym tempie jednak nie był to trucht. Biegłam po swoją wolność,wolność którą odzyskałam ot tak nie musząc robić praktycznie nic. A może jednak? Może wystarczyło go wkurzyć? Cóż, ciekawie. Nie słyszałam za sobą nic, nie widziałam wokoło nic. Czułam tylko co jakiś czas nie spokojnie ruchy kotki

-Spokojnie Hope, niedługo będziemy w domku, w prawdziwym domu -powiedziałam ciężko oddychając i biegnąc nieprzerwanie

Nie mam zamiaru się poddać, nie teraz gdy wszystko jest tak blisko a sen, kiedyś tak prawdopodobny teraz był realny. Moje płuca dawały znać, że nie mają siły, to samo mięśnie jednak ja nie stanęłam.Nie zamierzałam, przecież on mógł biec za mną. Kto go tam szczerze wie. Jest chory psychicznie więc tak naprawdę mogę się wszystkiego po nim spodziewać i nadal nie będę wiedziała. Ale to już za mną, tak to już za mną. Przede mną droga, droga do domu.Mojego domu, nie żadnego popapranego miejsca. Widząc, że las pomału zaczyna się przerzedzać zaczęłam biec jeszcze szybciej. Kotka zdawała się już przyzwyczaić do tego, że biegnę i lekko leżała na moich rękach wbijając mi tylko trochę pazurki. Wybiegłam na drogę i rozejrzałam się. Żadnych aut, nikogo,jestem sama. I wolna. Wzięłam głęboki oddech. Czy tak pachnie wolność? Zdecydowanie tak. Lekko, delikatnie i tak wyjątkowo. Pachnie dobrze, pachnie nadzieją i obietnicą. Zwolniłam nieco dając mięśniom odpocząć nieco jednak nadal biegłam. Biegłam do domu nie zważając na nic. Po kilkudziesięciu minutach pierwsze auto mnie minęło tylko raz trąbiąc i jechało dalej. Byłam sama,sama pośrodku drogi do domu. Aż wreszcie doszłam, gdy było już ciemno i na ulicy nie było praktycznie nikogo doszłam do swojego domu. Wyjęłam klucz zza donicy i przekręciłam zamek w drzwiach. Weszłam do środka, było ciemno, wszyscy pewnie spali. Zakluczyłam je znowu i w tej chwili usłyszałam jak jedne z drzwi z sypialni na górze się otwierają


-Mamo?..........

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro