Rozdział 17
Obudziłam się rano czując, że mój przełyk płonie. Nie myśląc zbyt dużo zerwałam się na równe nogi i podbiegłam do drzwi. Szarpnęłam za klamkę, były zamknięte. Uderzyłam kilka razy w nie i po chwili zaspany otworzył mi drzwi patrząc na mnie jak na wariatkę. Przebiegłam obok niego i wbiegłam do łazienki. Usłyszałam jak biegnie za mną, jednak przestał gdy zobaczył, że wbiegam do łazienki. Pochyliłam się nad toaletą i zwróciłam cały wczorajszy posiłek mając na myśli zupę, którą mi wmusił. Wymiotowałam tak chwilę, aż wreszcie nie miałam czym i wytarłam usta dłonią. Spuściłam wodę i przepłukałam usta wodą z kranu po czym się wyprostowałam. W odbiciu lustra zobaczyłam jego wzrok, wzrok zmieszany złością i rozczarowany. Ciekawa mieszanka. Opierał się o futrynę drzwi jakby czekając na jakieś wytłumaczenie czego oczywiście nie dostał. Zamiast tego od razu wróciłam do swojego pokoju i położyłam się tuląc Hope. Znowu zamknęłam oczy i poszłam spać.
**
Obudziłam się drugi raz kilka godzin później czując się zdecydowanie lepiej. Mój przełyk już nie palił, jedyne co czułam to potrzebę pragnienia. Usiadłam na łóżku, Hope musiała już wstać i ruszyć swój fustrzasty tyłek bo nigdzie jej nie widziałam. Pomału zeszłam na dół i weszłam do kuchni, zastałam w niej NH i o dziwo Hope. Jadła w spokoju coś z miseczki nie zważając na nic i nikogo. Chyba zacznę brać z niej przykład, znika gdzie chce i kiedy chce i nikt nigdy jej nie kara za to.
-Co chcesz? W sensie na co masz ochotę-od razu poprawił się
-Tylko wody -powiedziałam i zanim chwyciłam szklankę podał mi ją pełną wody. Od razu ją wypiłam zaspokajając przy tym pragnienie. O tak tego było mi potrzeba.Odłożyłam ją do zmywarki i poszłam na górę, Hope da sobie radę. Weszłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Właśnie w takich chwilach orientuje się, że nie mam nic do robienia i nuda mnie zabija. Wstałam z łóżka i usiadłam na parapecie. Wyjrzałam przez okno, kraty wiele uniemożliwiały ale i tak widziałam co jest na zewnątrz. Las i jednocześnie moja droga do wolności.Westchnęłam i dalej patrzyłam w krajobraz za oknem. Pogoda zaczynała się zmieniać, zaczynało być coraz chłodniej a ja siedzę tu jak w złotej klatce. Oparłam głowę o szybę i dmuchnęłam w nią. Zaczęłam rysować po oknie różne rysunki by po chwili zacząć nucić
Był sobie król, był sobie paź,
i była też królewna.
Żyli wśród róż, nie znali burz,
rzecz najzupełniej pewna.
Żyli wśród róż, nie znali burz,
Rzecz najzupełniej pewna.
Zamknęłam oczy przypominając sobie jak moja mama to śpiewała tym samym przypominając sobie dalsze zwrotki tej piosenki
Kochał ją król, kochał ją paź,
kochali ją oboje
I ona też kochała ich,
kochali się we troje.
I ona też kochała ich,
kochali się we troje.
Narysowałam trzy postacie na oknie, mama, ja i Olivia.
Lecz srogi los, okrutna śmierć
w udziale im przypadła.
Króla zjadł pies, pazia zjadł kot,
królewnę myszka zjadła.
Króla zjadł pies, pazia zjadł kot,
królewnę myszka zjadła.
Spojrzałam na rysunek, zmazałam dwie postacie. Zostałam ja, sama. Dorysowałam więc kraty wokoło, żeby rysunek pasował. I teraz pasował,królewna w złotej klatce, tak jak ja teraz. Tylko, że ja nie jestem królewną i nigdy nie będę
Lecz żeby Ci nie było żal,
dziecino ukochana,
z cukru był król, z piernika paź,
królewna z marcepana.
Z cukru był król, z piernika paź,
królewna z marcepana.
Zmazałam cały obrazek
Skończyłam śpiewać i usłyszałam ciche brawa. Odwróciłam głowę w tamtym kierunku i zobaczyłam uśmiechniętego blondyna. Spuściłam głowę, nigdy nie lubiłam przy kimś śpiewać. A raczej nigdy nie lubiłam jak ktoś słuchał jak śpiewam. Często fałszuje ale i tak śpiewam, bo zapominam. Jedni piją, inni palą, ja śpiewam. Znowu skupiłam się na widokach za oknem, było już prawie ciemno. Ciekawa jestem czy ktoś tam gdzieś jest, może niedaleko i również patrzy teraz w okno? Może jest tam też jakaś dziewczyna, która aktualnie siedzi i płacze? Nie wiem tego, jedyne co stąd widzę to las. Miałam nadzieję, że on już sobie stąd poszedł jednak nadal tu stał i patrzył się na mnie. Chwilę później podszedł bliżej i bez problemu, stojąc na podłodze wyglądał przez okno. No tak, jest ode mnie grubo wyższy jak i pewnie starszy. Widziałam, że patrzy w kierunku przeciwnym do mojego. Czy tam jest ulica? Może droga do ucieczki? Inne domy? Cokolwiek?
Siedzieliśmy tak w ciszy, a raczej ja siedziałam po czym zdecydowałam się zejść z parapetu. Skoczyłam na ziemię a z moim ust mimowolnie wydobył się jęk bólu. Skok z tą stopą nie był dobrym pomysłem mimo iż byłam prawie pewna, że już jest zagojona. Najwyraźniej jednak nie. Podeszłam do łóżka i na nim usiadłam przesuwając się później do ściany. Przysiadła się do mnie moja kotka która najwyraźniej wreszcie zdecydowała się wrócić do pokoju. Bynajmniej ona może sobie spacerować dowolnie po tym domu bez żadnego nadzoru.
Poczułam jak ktoś dotyka mojej stopy więc odruchowo skuliłam się obejmując swoje nogi ramionami
-Pokaż ją -NH siedział na skraju łóżka
-Nie chce
-Daj mi do tą cholerną stopę i tyle! -wzdrygnęłam się ale wyprostowałam chorą nogę. Po wczorajszej akcji z wpychaniem mi jedzenia wolę sama mu dać ją niż czekać aż siłą będzie mnie za nią ciągnął
-Nie rób mi krzywdy proszę -powiedziałam cicho
-Obiecuję -ściągnął z niej skarpetkę a później bandaż. Przyglądał się jej chwile-Możesz poruszać palcami? -skinęłam głową i poruszyłam nimi-Okey, nie wygląda to źle. Nadal Cię boli?
-Czasem, nie jest źle -chciałam ją podkurczyć z powrotem ale ją przytrzymał
-Poczekaj -wyszedł z pokoju i wrócił z czymś. Założył na nią świeży bandaż -Teraz możesz wziąć, idź spać
-Nie chce mi się
-Idź spać, proszę albo chociaż siedź w pokoju cały czas. Mam dzisiaj gości w nocy,a ty chyba nie chcesz spotkać go. Dostaniesz karę jeśli mnie nie posłuchać, rozumiemy się?
Przestraszona znowu pokiwałam głową
-W takim razie dobranoc -wziął do ręki strzykawkę............
Na dobry początek! Miłego tygodnia!
Nxxx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro