Rozdział 12
https://youtu.be/-tVWt2RDsoM
[Przed rozpoczęciem czytania polecam włączyć tą piosenkę ;)]
Rozglądam się, jest cicho, jest ciemno. Wygląda na to, że jestem sama, całkiem sama. Patrze na swoje ubrania, bose stopy, moje ręce. Widzę korytarz, drzwi, biegnę w ich stronę. Naciskam na klamkę, otwarte, wybiegam przed siebie. Las, drzewa, wolność. Oddycham, tlen. Biegnę przed siebie,uciekam, odwracam na chwilę głowę by spojrzeć na budynek, wielki dom, złota klatka z której tak strasznie chciałam się uwolnić. Teraz wydaje się taki, mały rodzinny. Słyszę szepty, dźwięki,kogoś, biegnę dalej. Wszystkie drzewa zdają się wyglądać tak podobnie, znowu jest cicho, nie słychać nic. Tylko mój przyspieszony oddech, przez bieg. Bieg ku wolności. Wydaje się, że ten cholerny las nie ma końca. Czuje na swoich plecach oddech, kątem oka patrzę. Nie ma nikogo, nie ma nic, jestem sama. Zwalniam nieco i chwilę potem czuje jak coś z ogromną siłą na mnie wpada i przygniata do runa leśnego. Skąd on tu się wziął? Z całych sił się wyrywam, szarpię. Nie wrócę tam. Kopię go w czuły punk i podnoszę się, biegnę dalej.
Słyszę jak przeklina, słyszę go, przyspieszam. Wybiegam z lasu, widzę drogę, moja szansa na ucieczkę. A raczej moja wolność, jestem wolna chociaż kompletnie nie wiem gdzie jestem. Nie biegnę, idę w kierunku miasta, aby najmniej tak mi się wydaje. Spoglądam w stronę lasu, widzę dróżkę. Oh, serio? Ona tam cały czas była kiedy ja biegłam omal nie zabijając się o korzenie?
Idę powoli, czuję zmęczenie,potykam się jednak idę dalej. Mijają mnie samochody, żaden się nie zatrzymuje. Cóż, przecież to normalne, wycieńczona dziewczyna idąca boso drogą to norma.... chociaż nie, w naszym mieście to jest norma. Idę dalej. Czuje krople na moich nagich ramionach. Pada. Rewelacyjnie.
-Chyba gorzej być nie mogło
Z nieba spada coraz więcej kropel,deszcz się rozkręca. Pocieram swoje zmarznięte ramiona, nic mnie nie boli o dziwo. Czy umarłam? Nie, na pewno nie umarłam. Żyję i jestem wolna. Odzyskałam to co mi zabrali, bezprawnie
Idę tak nie wiem jak długo, robi się coraz ciemniej, robię się senna jednak miasta nie widać nadal. Czy to aby na pewno dobra droga? Może poszłam w złym kierunku? Przecież w końcu gdzieś muszę dojść! Może trafię do innej miejscowości? Bez takich durnych zasad? Jednak w tamtym została moja mama, dwie młodsze siostry. Nie pozwolę im tam zostać, nigdy. W pewnej chwili się potykam, czuję jak zdzieram kolana na twardym asfalcie.
Zmuszam się do dalszej drogi, choć mój organizm odmawia mi posłuszeństwa. Idę, trzęsę się z zimna. Pocieranie ramion już nic nie daje, letnia sukienka z pewnością nie jest odpowiednim ubiorem, szczególnie gdy jest cała przemoczona. Moje oczy się zamykają, lecz nie mogę iść spać.
Widzę zarysy miasta, budynków. Jakby ktoś je rysował, jednak są prawdziwe. Rozpoznaje szyld miasta 'Miłego pobytu w naszym wspaniałym mieście!'
Wspaniałym? Miasto w którym w biały dzień są porywane dziewczyny, handel ludźmi kwitnie za pozwoleniem burmistrza? To jest wspaniałe miasto? To jest piekło na ziemi. Im bliżej tym deszcz przestaje padać, wychodzi słońce. Kolejny raz się potykam, wstaje silniejsza. Wchodzę do miasta,jestem chociaż troszkę bezpieczna. Rozpoznaje ulicę, tu niedaleko chodziłam do szkoły. Niezbyt lubiłam to miejsce, jednak z pewnością było bezpieczne. Jest jasno, to dziwne skoro chwilę temu było jeszcze ciemno. Idę ulicami, spotykam ludzi. Ludzi,którzy jeszcze nie tak dawno patrzyli życzliwie na mnie, teraz patrzą przestraszeni, odwracają wzrok. Co jest nie tak?
No tak, sprzedana, pewnie wszyscy wmieście o tym wiedzą. Idę dalej, w kierunku domu. Mojego domu, nie tego więzienia. Słyszę za sobą szepty
'To ta' 'Skąd ona tu' 'Podobno kupił ją psychopata' 'Pewnie zgwałcił, tylko po to je kupują''Albo sama mu się oddała, dziwka' Odwracam głowę, wszystko milknie. Przechodzę koło wystawy sklepowej z lustrem i wtedy dostrzegam to czego wszyscy się przestraszyli. Błękitna sukienka jest cała postrzępiona i mokra tak jak cała ja. Mam całe popękane usta, cienie pod oczami, jestem chudsza niż byłam ale nadal niechuda. Nigdy nie byłam. Moje bose stopy są całe w krwi jak i ramiona i dłonie. Przemoknięte włosy opadają mi na czoło i na plecy, są po prostu rozrzucone i brudne. Gdzieś między nimi jest liść, gdzie indziej jakiś patyk. Wyglądam jak potwór, jakbym dopiero uciekła skądś ale właśnie tak jest, uciekłam z piekła,z złotej klatki. Idę dalej, wchodzę na swoją ulicę. Kilka małych domków z niewielkim kawałkiem trawy. Czuję spojrzenie ludzi na sobie, niech sobie myślą. Ja jestem wolna i to jest najważniejsze.Wreszcie widzę swój dom, wiele się nie zmieniło. Kilka kwiatów rośnie przed domem, drzwi nadal mają kilka plan z farby. Przechodzę przez płot i pukam do drzwi. Odpowiada mi cisza. Przekręcam klamkę.Otwarte. Wchodzę do środka, wydaje się być pusto. No tak, mama z ojcem w pracy, siostry w szkole. Dla pewności obchodzę cały dom,nie ma nikogo, żadnej żywej duszy. Spoglądam na zegarek, dopiero 12:08.
Postanawiam iść na górę, wziąć prysznic. Tu też się nic nie zmieniło. Biorę, po drodze,ze swojego pokoju jeszcze jakieś dresy, odkręcam wodę i rozkoszuje się zapachem jabłek. Zawsze kochałam ten zapach szamponu. Nie śpieszę się, nie muszę. Wychodzę dopiero gdy kończy mi się woda, no tak, wiadro nie mieści zbyt wiele. Ubieram na siebie czyste ubrania, swoje ubrania i wychodzę z łazienki. Schodzę na dół,biorę połówkę jabłka i zamierzam wyrzucić tamte ubranie do kosza jednak wtedy moją uwagę przykuwa telefon. Telefon, którego tu wcześniej nie było z prostego powodu, nie stać nas na taki. Ten był nowoczesny, bardzo, rozglądam się i dla bezpieczeństwa biorę kuchenny nóż. Nie ma nikogo, jestem sama. Wtedy zauważam kontrolkę, naciskam którykolwiek z przycisków i wtedy wyświetla się wiadomość: 'I will follow you'...............
Witam, dodaje kolejny rozdzialik :)) Kolejny z moich ulubionych hihi i taki dość tajemniczy. Mam nadzieję, że nie pomieszałam wam całkowicie w głowach a może ktoś się domyślił hihi
Do następnego, ciumki
Nxxx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro