◇ 7 ◇
- Aki, nie drzyj jadaczki, bo cię wykastruję! - warknęłam ostro, przykładając telefon do ucha.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - poprawił się, ale ciągle słyszałam, że jest bliski kolejnego darcia mordy.
- Bo nie miałam okazji...
- Kłamiesz! Przyznaj się, nie chciałaś mi życia psuć!
- Chciałbyś - zarechotałam - Po prostu zapomniałam o tobie, okay?
- Kaito miał wypadek, ty zemdlałaś wczoraj... Czy ty myślisz, że ja mam was w dupie?! - podniósł głos.
- Później pogadamy - i się rozłączyłam.
Nie miałam ochoty mu się tłumaczyć, nie teraz, w dodatku w szpitalu. Westchnęłam ciężko i zaczęłam się zbierać do mieszkania, gdzie pewnie i tak nikogo nie było.
*Aki*
- Później pogadamy.
Potem już tylko usłyszałem pikanie świadczące o tym, że Sky się rozłączyła. Sapnąłem ciężko, kładąc telefon na kuchenny blat i opierając się o niego tyłkiem.
Ta dziewczyna zawsze miała duże problemy, którymi nigdy się z nikim nie dzieliła. Wszystkich zawsze to martwiło, w tym mnie, gdyż wiadome było, że dopóki się przed kimś nie otworzy, nigdy nikogo nie pokocha. Kaito kiedyś przybliżył mi wizję jej życia do osiemnastki, przez co zrozumiałem, że problemem nie jest jej orientacja, ale przeszłość. Cieszyła się nawet z faktu, iż nie może kochać, jednak zdaję sobie sprawę z prawdy - jest z nią coraz gorzej. Amoki zdarzają się u niej coraz częściej, a wraz z nimi mdlenia spowodowane wykończoniem nerwowym. Po prostu ona się sypie...
Wypadek wiśniowowłosego nie był przypadkowy, jestem tego pewien. Tyle razy rozmawialiśmy o jego sprawach, ale niczego nie poprawił, twierdząc, że to dla dobra szarookiej. Zapewne jego stłuczka była skutkiem tego, co robił.
Spuściłem głowę, oglądając dokładnie niedawno zamontowane kafelki. Podniosłem jednak wzrok, gdy poczułem jak ktoś nade mną staje.
- Co się stało?
- Ech... - westchnąłem ciężko - Za dużo wiem, za mało mogę.
- O kim mówisz konkretnie?
Jumin oparł się o blat kuchenny, znajdując się obok mnie w podobnej pozycji. Zastanawiałem się przez dłuższą chwilę, czy powiedzieć temu facetowi.
- O Kaito i Sky, a tak bardziej to o Sky... Wykończy się w końcu.
- Co sugerujesz?
- Przydałby się jej ktoś - uśmiechnąłem się na myśl, o tym, jak traktowałaby swojego kochanka.
Na pewno wszyscy mieliby ubaw z ich kłótni, a sama dziewczyna nie potrafiłaby się długo fochać. Ona gniewa się albo bardzo krótko, albo tak długo, że niemal już nie wytrzymujesz z jej wredną naturą i zaczynasz ją błagać o wybaczenie.
- Przecież sam mówiłeś, że pluje na miłość - czarnowłosy zmarszczył brwi.
- To bardzo skomplikowane - mruknąłem, odpychając się od blatu.
Pomaszerowałem do swojego pokoju, gdzie walnąłem się na łóżko i wziąłem książki do ręki, nie mając nic innego do roboty. Ułożyłem się wygodnie na brzuchu, otwierając "książkę do zakuwania po cholerę", od której czytania nie znudziłby się tylko kujon czystej krwi. Ale co mogłem innego zrobić, jak nie uczyć się do egzaminu za tydzień?
Mężczyzna ułożył się obok mnie, wlepiając wzrok w mojego wroga numer jeden (tak, to ta przeklęta książka dedykowana kujonom). Minuty nawet nie wytrzymałem, bo rzuciłem książkę w kąt pokoju, zatapiając głowę w poduszce.
- Kurwa! - warknąłem, niemalże krzycząc w miękki materiał.
Poczułem czyjąś rękę na swoim ramieniu, po czym przekręciłem głowę w stronę Jumina patrzącego się na mnie intensywnie. Mimo wszystko poczułem jak na moją twarz wkrada się rumieniec, więc obróciłem się plecami do mężczyzny. Zagryzłem dolną wargę, nerwowo powtarzając sobie w myślach: "Aki, co ty wyrabiasz, debilu?!". Gdy poczułem nagle gorący oddech czarnowłosego na swojej szyi, dostałem takiego buraka na mordzie, że aż musiałem ukryć ją w dłoniach, a zimny dreszcz przeszedł po moich plecach. "Przestań!", krzyczałem w myślach, "Bo zaraz na zawał zejdę!".
Zamiast tego byłem pewien, że ten facet śmieje się z moich reakcji w duchu, bo dalej postanowił się nade mną znęcać. Proszę mi wierzyć nigdy się tak nie czułem: było mi gorąco, ale przy każdym zetknięciu skóry Jumina z moją, przechodził mi po plecach lodowaty dreszcz. Policzki po prostu płonęły żywym ogniem, bo inaczej tego nie potrafię nazwać. Żaden facet nie doprowadził mnie jeszcze do takiego stanu, zwłaszcza, iż on mnie tylko przytulił od tyłu!
Z szeroko otwartymi oczami leżałem z wtulonym we mnie mężczyzną, nie rozumiejąc, co się ze mną dzieje i nie mogąc nad tym zapanować. Teraz to już w ogóle było mi zimno i gorąco jednocześnie, nie wspominając o tym, że ledwo byłem w stanie oddychać.
- Wszystko dobrze? - szepnął, a ja zacząłem myśleć, co mam mu odpowiedzieć.
- Chy - yba t - tak - wybełkotałem po chwili, na co przycisnął mnie do swojego torsu.
Zadrżałem, jakbym dostał jakiś drgawek, prosząc o więcej, ale także błagając o to, żeby przestał.
- Zaśnij - poprosił.
Postarałem się spełnić jego prośbę, zamykając oczy. Nigdy bym nie pomyślał, że zasnę w dzień, z mężczyzną, którego znałem zaledwie dwa dni.
~~~
- Wstawaj - usłyszałem niewyraźny szept przy swoim uchu.
- Jeszcze godzinka - mruknąłem niezadowolony.
- Masz ciepły obiad na stole...
- Zaczeka - bąknąłem, mocniej wtulając się w pościel.
Nie miałem zielonego pojęcia, kto do mnie mówi, ani co ma wspólnego wstawanie z obiadem, skoro mogę sobie jeszcze pospać. Mógłbym pomyśleć, że to Sky, ale ona już by mnie dręczyła, skacząc po łóżku. Tak więc: kto to do cholery jest?!
Dopiero, gdy ten "ktoś" położył rękę na moim policzku, a lodowaty dreszcz przeszedł wzdłuż mojego kręgosłupa, zrozumiałem kto to i wszystko połączyłem w jedno. To i tak nie przyniosło żadnego skutku, ponieważ za nic w świecie bym teraz nie wstał. Było mi za dobrze.
- Później już nie będzie taki dobry - czarnowłosy mruknął mi przy uchu.
Jeknąłem z niezadowolenia, ale oprócz tego nic więcej nie zrobiłem. Należę do tych opornych, którzy wstają jedynie w chwilach ostatecznego kryzysu lub do zakładu karnego z jedną czwartą kujonów, czyli mówiąc konkretnie, akurat w moim przypadku to studia. Nawet nie wiem, po co tam poszedłem. Może dlatego, że Kaito mnie namówił... Miał naprawdę dobre argumenty!
- Dobranoc...
- Jest osiemnasta...
- Co?! - krzyknąłem, podnosząc się do siadu.
Popatrzyłem zszokowany na mężczyznę, który uśmiechnął się z triumfem. Jednak mina mu zrzedła, kiedy zacząłem dalej mówić.
- Miałem pogadać ze Sky, ona może kolejny raz zemdleć! Co wtedy?! Ja tego nie przeżyję, ona musi żyć! A jak Kaito się obudził?! Jezu Chryste, gdzie moje dziecko?! - zeskoczyłem szybkim ruchem z materaca, rozglądając się w panice za telefonem.
W końcu dorwałem urządzenie w kuchni i drżącymi rękami wybrałem numer do szarookiej.
- Halo? - w słuchawce zabrzmiał głos dziewczyny z jak zwykle obojętnym tonem.
- Cześć, Sky! Mieliśmy pogadać - uśmiechnąłem się złowieszczo, żałując, że ta laska po drugiej stronie tego nie widzi.
- O czym?
Ta wredna istota udaje, że nic nie wie! Chamstwo w państwie! A zresztą, zawsze tak jest...
- Dlaczego. Mi. Nie. Powiedziałaś?! - wywarczałem przez zęby.
- Wyluzuj, nic mu nie będzie. A to, że zemdlałam... Błagam cię! To jeszcze nic! - powiedziała z kpiną.
- Nie mów tak! Martwię się o ciebie, nie rozumiesz? - mój ton wyraźnie się zmienił na bardziej zmartwiony.
- Tak szczerze? Może... Nie wiem
- Sky, czy ty piłaś?!
- Możliwe, a co?
Wszystko się we mnie zagotowało, jednak mimo wszystko poczułem, jak bladnę. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem, gdy przyswoiłem jej słowa, było ubieranie butów.
- Gdzie jesteś?
- W czarnej dupie! - zaśmiała się.
- Sky! Powiedz mi, proszę!
- Gówno cię to powinno obchodzić!
Rozłączyła się. Po jej zachowaniu mogłem stwierdzić, że coś ją dręczy. Była nie tyle co pijana, ale podpita, jednak mogę się założyć, iż za jakieś dwadzieścia minut, może pół godziny, będzie w stanie nietrzeźwości. Bałem się o nią, ona jest nieobliczalna na trzeźwo, a co dopiero po pijaku! Nie wątpię w niezwykłe umiejętności nabyte podczas jej pierwszych osiemnastu lat życia, którymi mogła zabić najgorszego ciamajdę, jak i potężnego bydlaka, no ale...
- Co się stało? - zapytał zdziwiony Jumin, stając w hallu.
- Sky jest bliska upicia się. Nie chcesz wiedzieć, co potrafi... - pokręciłem powoli głową, rozszerzając oczy.
- Jadę z tobą.
Nie prostestowałem, nie miałem na to czasu. Dalej się ubierałem, błagając Boga o litość. Nie chciałbym, żeby moja przyjaciółka wplątała się w jakieś bagno, skoro zaledwie dwa lata temu z jednego się już wydostała.
- Yami, Sky była w domu? - zapytałem, gdy usłyszałem jak szatynka odbiera połączenie.
- Nie wiem, właściwie to jestem jeszcze w pracy.
- Dzwoń do tych, co siedzą u ciebie w mieszkaniu. Sky się prawie upiła!
- Skąd wiesz?! - zawołała przerażona.
- Dzwoniłem do niej przed chwilą!
- Dobrze, już dzwonię, pa!
W biegu nacisnąłem tylko czerwoną słuchawkę i wziąłem z szafki klucze. Zamknąłem z prędkością światła drzwi, po czym zbiegłem wraz z czarnowłosym na dół. Odszukałem wzrokiem moje czarne auto, a następnie oboje do niego wsiedliśmy.
- Wiem, gdzie może być - bąknąłem, ruszając w stronę wyjazdu z parkingu.
Mężczyzna nic nie odpowiedział, najwyraźniej nad czymś myślał. Nie przyglądałem mu się zbytnio, ale przy rozglądaniu się, czy mogę skręcić, zauważyłem, jak lustruje mnie wzrokiem. Dopiero, gdy byliśmy już prawie na miejscu, odezwał się.
- Zostanę u ciebie na dłużej.
~~~
*Sky*
- Moja głowa - jęknęłam, otwierając oczy.
Nie wiem, ile wczoraj wypiłam, ale głowa bolała mnie niemiłosiernie, ból wręcz rozsadzał mi czaszkę. Wstałam z łóżka, przeklinając pod nosem, na samą siebie. Wiedziałam, że tak będzie, a mimo tego zatopiłam swoje smutki w alkoholu. Nie miałam już do kogo iść, wszyscy kłamali. Od zawsze gdzieś pod łóżkiem miałam żyletkę, ale bałam się jej użyć, więc po prostu został mi alkohol. Zapamiętajcie sobie jedno: życie jest do dupy.
Podreptałam do kuchni i otworzyłam szafkę z lekarstwami. Kolejny raz jęknęłam, widząc w niej taki bajzel, że tabletki na ból głowy znalazłabym dopiero po pół godzinie. Przewróciłam oczami, trzaskając drzwiczkami. Gdy się obróciłam, zobaczyłam na swojej drodze Sevena trzymającego tacę ze szklanką wody i dwoma tabletkami.
- Weź.
Posłusznie połknęłam lekarstwo, popijając je wodą. Odstawiłam szklankę na tacę, po czym udałam się z powrotem do łóżka. Zdecydowałam, że ja nigdzie dzisiaj nie wstaję, mam wszystkich i wszystkiego dosyć. Szczególnie Kaito. Okłamał mnie, ale tak bardzo, iż nie chcę mu wybaczać. Z Akim jeszcze pogadam, ale wiśniowowłosy niech lepiej nie wstaje z tej śpiączki. Mam go w dupie, tak jak on miał w dupie naszą obietnicę. Obiecał mi, kurwa, że tego nie zrobi, że tam nie wróci!
Wtuliłam głowę w poduszkę, obejmując ją rękami. Z moich oczu popłynęły łzy, a z ust wydobył się szloch, tłumiony przez miękki materiał.
Trzęsłam się jak galareta, ale nie z zimna, z nadmiaru emocji, których ostatnio miałam zdecydowanie za dużo. Nie obchodziło mnie nic w tej chwili, tak naprawdę mogłabym skakać teraz z mostu. Byłam zbyt słaba na zwykłą żyletkę, a narkotyki? Może to śmieszne, ale boję się igieł od strzykawek. Źle mi się kojarzą, nawet bardzo.
W pewnym momencie poczułam jak materac się ugina w niejscu obok mnie. Nie przykułam do tego żadnej uwagi, jednak może powinnam? Ten ktoś położył się obok mnie i przytulił, tak po prostu. Czy on mnie rozumiał?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro