Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

- To chyba Twoje – usłyszałam jakiś głos. Byłam bardzo ciekawa do kogo należał, więc podniosłam wzrok. Ku mojemu zdziwieniu ujrzałam znajomą twarz i te piękne szmaragdowozielone oczy.

- Tak – odparłam. – Dzięki – i od razu się zarumieniłam.

- Lepiej uważaj – powiedział swoim aksamitnym głosem. – Nie zawsze będę w pobliżu – dodał z uśmiechem, a ja tylko się na niego gapiłam i normalnie nie mogłam wykrztusić ani słowa. – Muszę lecieć – oddał mi telefon i musnął palcami moją skórę, na co się lekko wzdrygnęłam. – Miło było Cię znowu zobaczyć – rzekł i po chwili już go nie było.

- Kto to był? Znasz go? – dopytywała się Maja. Spojrzałam w jej stronę i kiwnęłam głową. – Podoba Ci się – stwierdziła.

- Nie – moja przyjaciółka się we mnie wpatrywała i już wiedziałam, co to oznacza. Nie wierzyła mi za grosz.

- Trochę – powiedziałam w końcu, bo nie mogłam wytrzymać jej spojrzenia. Ona czasami mnie przeraża.

- Ha! Wiedziałam – ucieszyła się. – Skąd go znasz?

- Chodzi ze mną na zajęcia do pana Nowackiego.

- Och – westchnęła. – I to wszystko? – pokręciłam głową. – No dalej Vic – zachęcała. Znowu to spojrzenie. Nienawidzę go.

- Zasnęłam za zajęciach. Byłam mega zmęczona i...

- I co było dalej?

- Jak będziesz mi przerywać, to nic Ci już nie powiem – fuknęłam.

- Okey, okey – uniosła ręce w geście kapitulacji.

- No więc tak – zaczęłam ponownie. – Byłam mega zmęczona, a nauczyciel w ogóle mi tego nie ułatwiał. Gadał i gadał o jakiś nudnych sprawach, więc postanowiłam się zdrzemnąć. Niestety, dzięki mojemu szczęściu spadłam z krzesła, a TEN chłopak pomógł mi wstać i jeszcze do tego wziął całą winę na siebie.

- Co za dżentelmen – rozmarzyła się. Już chciała jej coś odpowiedzieć, ale nagle odezwała się moja komórka, przypominając o swoim istnieniu.

- Halo? – powiedziałam do słuchawki.

- Hej Vic – Malwina. – Gdzie was wywiało?

- Jesteśmy w tej kafejce przy szkole.

- Okey, zaraz tam będę – i rozłączyła się.

- Kto to był? – zapytała Majka.

- Malwina – odparłam. – Maja?

- Hm?

- Przy Malwinie nie zaczynaj tego tematu.

- Jakiego? – serio się pyta?

- No TEGO – warknęłam. – O tym co Ci przed chwilą powiedziałam – rzekłam trochę spokojniej.

- Okey, okey – przytaknęła. – A mogę zapytać dlaczego?

- Nie ufam jej tak bardzo jak Tobie – uśmiechnęła się promiennie.

- Okey – kiwnęła głową. – Nic jej nie powiem. Obiecuję – zasalutowała.

- Dziękuję – odwzajemniłam uśmiech.

- Zawsze do usług – i posłała mi buziaka, którego od razu złapałam i schowałam do kieszeni.

Po chwili pojawiła się brunetka.

- Hej dziewczyny – przywitała się, siadając.

- Cześć – odparłyśmy jednocześnie, normalnie jak bliźniaczki.

Malwina zamówiła kakao i zaczęła opowiadać, co się dzisiaj wydarzyło. Czasami mam dosyć jej bełkotania i nie wiem czy buzia jej się kiedykolwiek zamyka.

- A jak tam było u was? – no w końcu zamknęła tą swoją jadaczkę.

- W porządku – odpowiedziała, podpierając głowę ręką. – Marta znowu mnie wkurzyła, ale to nie nowość.

- Co tym razem?

- To co zawsze – westchnęłam. – Znowu się ze mną kłóciła o głupotę jak to ona.

Po chwili do naszego stolika podszedł mój chłopak.

- Hej – pocałował mnie w policzek.

- Hej – odparłam.

- Idziemy z kumplami do kina – rzekł. – Dołączycie do nas?

- Nie – wszystkie pokręciłyśmy głowami. – Jesteśmy zmęczone – wyjaśniłam.

- Okey – tak szybko się zgodził? Przecież zawsze nas namawiał. – No to do zobaczenia – znowu mnie pocałował i wyszedł.

Po odejściu Adriana zdecydowałyśmy, że też powoli będziemy się zbierać do domów. Wychodząc z kafejki, pożegnałyśmy się i każda z nas poszła w swoją stronę.

Oczywiście po drodze musiałam się poślizgnąć. No cóż, oto ja i moje dwie lewe nogi. Jak to jest możliwe, że zawsze mnie się takie rzeczy przytrafiają? Aa.. no tak. Bo jestem straszną niezdarą i chyba każdy, kto zna moją osobę może to potwierdzić.

A wracając do rzeczywistości, już myślałam, że upadnę, gdy nagle ktoś mnie złapał. Poczułam na plecach silne ramiona. Trochę się przestraszyła, że to ten zielonooki brunet, ale nie tym razem. Był to tylko mój walnięty brat Kamil.

- Żyjesz młoda? – jak zawsze miły.

- Jeszcze tak stary – zaśmiałam mu się w twarz.

- Gdzie tak lecisz? – tak samo powiedział do mnie ten przystojniak. Nie, chwila. To nie był on tylko Adrian.

- Cały czas przed siebie – w końcu stanęłam na własnych nogach. – A ty skąd się tu wziąłeś?

- Wracam z próby z moim zespołem – co?

- Ty masz zespół? – mega się zdziwiłam na jego słowa.

- No tak – wzruszył ramionami. – I gramy w ten piątek po raz pierwszy na żywo.

- Moment – przystanęłam. – Wasz zespół nazywa się „Gold Team"?

- No raczej – skwitował, jakby był najważniejszy na świecie.

- A kto jest w tej kapeli? – normalnie zżerała mnie ciekawość.

- Ja i więcej na razie nie musisz wiedzieć.

- Czemu?

- Bądź cierpliwa Vic – serio to powiedział? Przecież doskonale wie, że cierpliwość nie jest moją najlepszą przyjaciółką i nigdy nie będzie. – Dowiesz się na pikniku.

- Nie możesz mi powiedzieć? – zrobiła słodkie oczka jak kot ze Shreka.

- Wiesz, że to na mnie nie działa?

- Sądziłam, że tym razem się uda.

- Nic z tego.

- No Kamil – szturchnęłam go, ale oczywiście nic to nie dało. Uodpornił się na to czy jak?

- A Ty?

- Co ja? – o co mu znowu chodzi. Normalnie za nim nie zadążam.

- Wystąpisz? – a to szczwany typ, musiał zmienić temat.

- Nie.

- Musisz.

- Nic nie muszę – założyłam ręce na piersi i ruszyła w stronę domu.

- Och Vic, przestań – zagrodził mi drogę, a ja prawie na niego wpadłam.

- O co Ci chodzi?

- Wiesz o co.

- Nie – jak ten człowiek czasami mnie wkurza. – Oświeć mnie.

- Przestań marnować swój talent.

- Nie marnuję go.

- Czyżby? – uniósł jedną brew.

- Tak.

- Marnujesz go i dobrze o tym wiesz.

- Wcale nie – normalnie zaraz mu przywalę.

- Każdy kto Cię zna, się ze mną zgodzi.

- Mam lęk przed sceną, pamiętasz? – niech on już przestanie, bo kończą mi się argumenty.

- Wiem o tym i dlatego musisz go w końcu pokonać.

- Nie – bez zbędnych słów weszłam do domu i od razu pognałam do swojego pokoju. Otworzyłam laptopa i weszłam na facebooka. Nie było żadnych ciekawostek, więc wylogowałam się i kliknęłam w ikonkę youtuba, która znajdowała się na pasku narzędzi. Szybko znalazłam odpowiedni utwór w wersji karaoke i podłączyłam głośniki. Po chwili usłyszałam znajome nuty dzieła jednej z moich ulubionych wokalistek, czyli Lucy Hale pt. „Bless myself". Podgośniłam muzykę, wzięłam szczotkę (przyjmijmy, że to mikrofon) i zaczęłam śpiewać. Zamknęłam oczy i poczułam jakbym była w swoim żywiole.

Nagle piosenka się skończyła i usłyszałam oklaski?Sądziłam, że są w mojej głowie, ale dochodziły zza moich drzwi. Dziwne.

__________

Hej kochani!

Dzisiaj przychodzę do was z kolejnym rozdziałem, trochę dłuższym niż poprzednie - wow, aż 1101 słów :)

Mam nadzieję, że wam się spodoba :P

Do zobaczenia!

Ps. Jak dobrze pójdzie jutro może pojawi się kolejny, ale nic nie obiecuję :* 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro