Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

× 8 ×

Od kilku minut trwała narada w domu głównym. Chłopaki znaleźli wyjście z labiryntu. W końcu po tylu latach...

- Czy Was to naprawdę nie dziwi? Świeżyna pojawia się nagle i od tak po kilku dniach pojawia się druga dziewczyna i potem znajduje wyjście?
- Gally przestań - próbował go uspokoić Newt jednak nic to nie dało.
- Przestań?! Naprawdę Newt? Mam przestać? Sam widzisz co się dzieje! Zrób coś skoro jesteś zastępcą
- A według Ciebie powinienem wypędzić stąd Thomasa i dziewczynę do labiryntu żeby zginęli i tym samym tracąc być może  jakąkolwiek możliwość na wyjście stąd
- On nie mógł od tak znaleźć wyjścia
- Gally przyznaj się że jesteś zazdrosny a nie lecisz w kulki - powiedziałam w końcu zirytowana.
- Nie jestem zazdrosny
- Oczywiście, że nie. Wcale

Przewróciłam oczami. Gally zachowuje się jak dziecko.

- Ludzie spokój. Musimy zdecydować co mamy zrobić
- To chyba jasne, że idziemy?

W pomieszczeniu znowu zapanował harmider i hałas. Jeden z największych minusów życia z samymi chłopcami to właśnie ten.
Zaraz potem jest bałagan. Oczywiście nie tyczy się to wszystkich, ale większości. Na początku próbowali zrobić ze mnie sprzątaczkę - głównie Gally - ale można powiedzieć że ustawiłam ich do pionu. A potem prawie każdy próbował do mnie zarywać. Co w sumie dla każdego z nich kończyło się klęską, lub w najgorszym wypadku bójką. 
Życie samotnej dziewczyny z dwudziestoma paroma, dojrzewającymi chłopakami nie jest łatwe i nie do końca przyjemne.
Ale przyznaję, że zdarzają się także plusy bycia z samymi chłopakami.
Na przykład dostawanie raz na jakiś czas kwiatów. Bardzo miły i uroczy gest z ich strony.

Niespodziewanie do środka wbiegł nieco przerażony Zahary. Próbował coś powiedzieć, ale oczywiście nikt go nie słuchał.

- Zamknąć twarzostany! - krzyknęłam na cały regulator.

Taki plus, że jak się wydrę to raczą posłuchać tego co mówię i są cicho.

- Co się dzieje Zahary?
- B-brama. Ona... Ona...
- No wyduś to z siebie - warknął zirytowany Gally.
- Nie zamyka się 

Otworzyłam szerzej oczy i szybko wybiegłam z szałasu narad.
Słońce już zaszło na horyzontem, ale chmury nadal miały różowe i pomarańczowe barwy.
Brama faktycznie była nadal otwarta.
Wszyscy pobiegli w stronę wrót.
Po chwili rozległ się głośny odgłos jakby ktoś drapał metalem o tablicę.
Zakryłam uszy i spojrzałam w stronę hałasu.

Nie, nie, nie. Nie możliwe. Nie.

Otwierały się kolejne wrota do labiryntu. Potem kolejny - taki sam dźwięk I stało się tak samo.
Otworzyły się razem trzy wejścia do labiryntu, więc jest ich teraz razem cztery. Jest gorzej niż niedobrze.

- Wszyscy chować się! Już! Już! Już! - zaczęłam krzyczeć jednak nie wszyscy postanowili się mnie posłuchać.

Nadal stali wpatrzeni w wejście do labiryntu. Byli sparaliżowani strachem. Wiedziałam to.
Znałam to uczucie - chociaż nie wiem skąd. Przeczucie?
Podbiegłam do Isaaca.

- Chodź. Musimy się schować zanim oni tu przyjdą. Pomożesz mi? - powiedziałam i ścisnęłam go za ręce.

Przytaknął tylko głową.
Pomógł mi przekonywać innych żeby się ruszyli. Nagle usłyszeliśmy zbyt dobrze znany nam odgłos.

- Do budynku! Już!

Zaczęliśmy biec jak najszybciej mogliśmy. Z przeciwnego wejścia widziałam już wynurzające się potwory.

- Szybko! Zaryglować drzwi!
- A inni?
- Poradzą sobie. Chcesz żyć czy nie?

Zostawiliśmy drzwi a potem zbiegliśmy do piwnicy gdzie Gally ważył swój pseudo alkohol i były tu także narzędzia, na przykład grabie.

- Co teraz? - zapytał Isaac.
- Czekamy...

Cóż
Szczęśliwego Nowego Roku kochani 💜💜💜

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro