× 48 ×
- Nie poszło Ci źle, jednak potrzebujesz trochę więcej powtórzenia i przede wszystkim kogoś, żeby patrzył na Twoją pracę, żebyś na pewno czegoś nie pomyliła, czy nie zepsuła - powiedziała czarnoskóra kobieta i podała jej plik kartek z egzaminem i odpowiedziami dziewczyny.
Czyli potrzebujesz po prostu niańki, żebyś nam nie zepsuła naszych jakże niecnych planów, ale udawajmy, że nie jesteś aż tak mądra jak oczekujemy - powiedziała w myślach i przewróciła oczami.
Przemknęła po stronach slrawdzając jakie błędy popełniła według nich. Uznała je za niemalże nieistotne, zatówno pytania jak i odpowiedzi na niie.
- Co bym miała niby zepsuć? Pogorszyć działanie leku i wywołać jeszcze większą apokalipsę? - zapytała sarkastycznie i rzuciła luźno kartki na stolik - I tak, szansa na to, że znajdziemy lek i odczynimy to, że miliony ludzi zginęło przez Was i Waszego wirusa jest niemalże niewykonalne. Zdajesz sobie z tego sprawę?
- Jesteś bystra, ale masz zdecydowanie za długi język - kobieta oschle się uśmiechnęła po czym skierowała się w stronę wyjścia.
- Nie po raz pierwszy i za pewne nie ostatni.
- Co do tego się jeszcze przekonamy - mruknęła pod nosem czarnoskóra, chyba nawet dokładnie niestarając się, aby dziewczyna nie słyszała jej słów, i wyszła z pomieszczenia.
- Milutko, nie ma co.
Zastukała palcami o stolik i zaczęła wiercić się na krześle próbując znaleźć w miarę wygodną pozycję do siedzenia. Jej tyłek po dwóch godzinach siedzenia tutaj miał dość. Z resztą, nie tylko on. Wolałaby położyć się na miękkim materacu lub chociaż na hamaku. Cokolwiek wygodniejszego i mającego inny kolor niż biały było by lepsze niż to.
Biały kojarzył się jej tylko z DRESZCZem, z czymś o czym chciałaby zapomnieć, z czymś co dręczy ją od kiedy jest dzieckiem.
Przypomniała sobie już prawie wszystko, ale nadal czuła braki i luki w pamięci. Miała przeczucie, że może celowo czegoś nie pamiętała z ich winy. Za każdym razem jeszcze kiedy wracało jakieś wspomnienie zaczęła ją boleć głowa lub traciła po prostu przytomność, co nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy. Same wspomnienia także ją bolały. To co robiła, to co się działo kiedy to wszystko się zaczęło, pamiętała urywki z życia jeszcze w rodzinnym domu, gdzie czuła się bezpiecznie. Nie ma w tym momencie żadnego miejsca gdzie by się czuła. Przez chwilę jej miejscem - osobą przy której tak się czuje był Newt. Dopóki on jest jednak chory i nie jest świadomy tego jak się zachowuje, czy co się dzieje, nie czuje się ona w pełni bezpiecznie koło niego. Nadal go kochała jednak z każdym dniem traciła nadzieję na to, żeby go uratować. Nadzieję na to, że uda jej się uratować innych zanim będzie za późno. Zaczęła natomiast czuć, że zaczyna wariować*.
Czekała kolejne parę minut siedząc w ciszy ze swoimi głośnymi myślami aż w końcu do pomieszczenia weszła jej siostra, ale tylko genetycznie. Nie uznawała jej za siostrę - to przez nią wylądowała w labiryncie, to przez nią to wszystko teraz się dzieje.
— Podobno nie poszło Ci najgorzej
— Podobno potrzebuję kogoś kto będzie patrzył czy nie będę popełniać błędów. Czemu odnoszę wrażenie, że po prostu stwierdzisz, że dasz mi niańkę bo mi nie ufasz?
— Być może tak jest. Jednak myślę, że obie zdajemy sobie sprawę czemu tak jest
— Ta, i wiesz co, myślę, że to ty zaczęłaś spadek poziomu zaufania w naszej relacji już lata temu — uśmiechnęła się sarkastycznie.
— Z twojego punktu widzenia może i tak, z mojego odnoszę wręcz przeciwne wrażenie — uśmiechnęła się równie sarkastycznie.
— Ah nie ma to jak ta rodzinna atmosfera — powiedział chłopak stojący na wejściu po czym parsknął śmiechem — Widać tą waszą siostrzenną miłość
Nie w tym życiu.
*FUNFACT
Kiedyś w ramach tortur umieszczano ludzi w białych wytłumionych pomieszczeniach, z jasnym rozproszonym światłem, które nie rzucało żadnych cieni. Osoba torturowana po dłuższym czasie zaczęła wariować/tracić zmysły
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro