Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

× 40 ×

Cztery miesiące dziewczynie spłynęły całkiem szybko. Przez jej nieobecność pojawiło się dużo rzeczy do załatwienia, jednak ostatecznie udało się jej wszystko załatwić. Wywiązała się także z umowy, której jednym z warunków było opublikowanie na jej kanale, recenzji zachęcającej ludzi do gry w MAZE RUNNER.
Camille była całkiem znaną, od ponad dwóch lat YouTuberką. Jej konto było jednym wielkim misz maszem wszystkiego. Jednak to dzięki czemu wybiła się były gry. Z czasem na jej koncie pojawiały się recenzje, nie tylko z gier, wszelakiego rodzaju vlogi a z czasem nawet przełamała się i zaczęła wstawiać covery piosenek. Nie lubiła się ograniczać w żadnej rzeczy. Wolała być wolną osobą, z wieloma zainteresowaniami, tak żeby jak najmniej się nudzić.
A teraz w końcu po ponad pół roku mogła odwiedzić dziadków w Londynie. To oni ją wychowywali po śmierci jej ojca. Umarł na białaczkę, gdy ta miała cztery latka. Matka zostawiła ich zaraz po jej urodzeniu. Jak mówiła babcia - była za głupia i nie dojrzała na bycie matką. Miała dziewiętnaście lat kiedy Camille przyszła na świat. Pomimo czasu dziewczyna pamięta zapewnienia ojca, że ta ich kochała.

- Tato... Mama odeszła od nas przeze mnie?
- Nie skarbie coś ty. Kochała ciebie
- To czemu odeszła?
- To skomplikowane, ale obiecuję, że kiedyś ci wytłumaczę

Ostatecznie wytłumaczył jej to dziadek kiedy miała dwanaście lat.
Była wdzięczna mu za jego wsparcie
i za to jak delikatnie starał się jej to wytłumaczyć.
Jej myśli rozproszyły się wraz z przyjazdem metra, do którego wsiadła. Nie zauważyła żadnych wolnych miejsc, więc po prostu chwyciła się rury. Wyjęła z kieszeni telefon a w plecaku zaczęła szukać za słuchawkami. Kiedy pociąg niespodziewanie zahamował, telefon wypadł z jej dłoni i zderzył się z ziemią a ona niemal na kogoś wpadła.
Westchnęła i w duszy modliła się żeby nie był stłuczony.  Schyliła się by podnieść telefon. W tym samym czasie jakiś chłopak pomyślał o tym samym. Podał go w jej stronę.

- Dziękuję - powiedziała po czym podniosła na niego wzrok - Newt? - szepnęła nie dowierzając.
- Tak - uśmiechnął się lekko - Nie pierwsza zadajesz to pytanie w ostatnim czasie. Mam na imię Thomas i robię za wizerunek Newta w grze
- Oh no tak. Przepraszam - niezręcznie odwróciła wzrok.

Momentalnie jej się zrobiło głupio. Nawet nie wiedziała jakimi jeszcze słowami mogła go przeprosić.

- Za dużo grałam w nią ostatnio i po prostu...
- Udało ci się ją zdobyć na przedsprzedaży? - zapytał domyślając się.
- Coś w ten deseń. Byłam testerem - przyznała i schowała telefon do kieszeni.
- Oh. I jak ci szło?
- Całkiem nieźle. Dotarłam do Ostatniego Miasta - zauważyła, że pociąg powoli zatrzymuje się na stacji.
- A jaką postacią grałaś?
- Clarie. Przepraszam, ale to moja stacja. Miło było cię poznać - powiedziała szybko, uśmiechnęła się i wyskoczy z metra zanim ludzie zaczęli wpychać się do środka. 

Jak mogła od razu nie poznać Thomasa Sangstera. Przecież to na nim został oparty wygląd Newta. Tak samo jak z innymi postaciami. Było jej strasznie głupio. Mentalnie uderzyła się w czoło, zdając sobie sprawę jak długo będzie ją to prześladować.
Wyszła z metra i ruszyła spacerem ulicą aż w końcu doszła do domu dziadków.

- I jak złotko, udało ci się znaleźć prezent dla twojej przyjaciółki? - zapytała jej babcia zauważając Camille wchodzącą do kuchni.
- Niekoniecznie to co bym chciała, jednak uważam, że to też się jej spodoba - przyznała i zalała kubek z herbatą, która specjalnie na nią czekała.
- Na pewno jej się spodoba - odparł dziadek dla otuchy.
- Cóż, mam taką nadzieję - uśmiechnęła się w ich stronę.
- W ogóle Cami martwimy się o ciebie. Znowu dzisiaj krzyczałaś w nocy. Co się dzieje?
- Nic takiego. Po prostu koszmary mnie ostatnio nachodzą
- Jesteś pewna, że nic? Nie miałaś takich koszmarów od śmierci ojca
- Wszystko w porządku, naprawdę. Nie potrzebnie się martwicie. Zwykłe koszmary - zapewniła i rozsiadła się wygodniej w fotelu.

Tak naprawdę tym co się jej śniło była śmierć Newta na zmianę z tym, że została sama w labiryncie i ścigali ją buldożercy. Rozważała opcję zapisania się do psychologa, który być może przepisze jej jakieś tabletki uspokajające czy też nasenne.
Koszmary męczyły ją od ukończenia gry i nie chciały jej opuścić.

***

Przytuliła po raz ostatni dziadka i jeszcze raz w ciągu dnia babcię. W końcu nadszedł dzień wylotu. Nie lubiła pożegnań z nimi.

- Obiecaj, że przylecisz do nas na święta. I napiszesz tylko jak dolecisz na miejsce - powiedziała starsza kobieta poprawiając kolejny raz płaszcz dziewczyny.
- Myślałam, że to jest oczywiste - zaśmiała się i obdarowała ich uśmiechem.
- Pisz jak najczęściej
- Będę pisać tak często, że wasza skrzynka tego nie utrzyma a listonosz w końcu się poirytuje, że tak często do was będzie musiał przychodzić
- Eloise pozwól w końcu jej wejść na to lotnisko. Ma odlot za godzinę a musi jeszcze przejść przez odprawę - odezwał się mężczyzna w stronę żony.
- No w porządku, w porządku - przewróciła oczami i posłała wnuczce uśmiech - leć już w takim razie bo jak jeszcze raz cię przytulę to nie wypuszczę
- Do zobaczenia w takim razie
- Miłego lotu Cami

Dziewczyna weszła w końcu do środka dużego budynku po czym rozejrzała się wokół. Kiedy zamierzała ruszyć dalej w stronę odpraw jej telefon niespodziewanie zadzwonił. Zmarszczyła brwi kiedy zauważyła nieznajomy numer telefonu.

- Tak słucham? - zapytała nieco zdziwiona.
- Um, Hej Camille. Tutaj Thomas
- Thomas? - zapytała jeszcze bardziej zdziwiona.
- Ten z metra, którego nazwałaś Newtem
- Skąd masz mój numer telefonu?
- Mam swoje kontakty. Pomyślałem czy nie chciałabyś może umówić się na herbatę czy kawę?
- Oh. Chcieć bym chciała,  jednak obecnie jestem na lotnisku. Wracam do domu - odparła zakłopotana zastanawiając się o jakie kontakty mu chodziło.
- Czyli nie za szybko zawitasz z powrotem w Londynie - domyślił się.
- Niestety dopiero na święta
- Na którym lotnisku jesteś?
- Londyn Wschód? Skąd takie pytanie? - ruszyła z walizką w stronę barierki.
- Za ile masz samolot?
- Czemu zadajesz takie pytania?
- Po prostu odpowiedz
- Za pięćdziesiąt cztery minuty. Chyba nie chcesz... - nim zdążyła dokończyć chłopak przerwał jej.
- Będę w ciągu dwudziestu. Max dwudziestu pięciu. Proszę poczekaj na mnie tam
- Ale - chłopak ponownie jej przerwał tym razem rozłączając się.

Camille totalnie zdezorientowana przyglądała się telefonowi nie wiedząc nawet o co chodzi. Skąd chłopak wziął jej numer i czemu tu tak szybko przyjedzie. Czemu mu tak bardzo zależy na spotkaniu z nią.
Próbowała wybrać do niego numer jednak on nie odebrał na co przewróciła oczami bo domyśliła się, że zrobił to specjalnie. Spojrzała na tablicę odlotów i jeszcze raz na telefon. Zagryzła wargę po czym usiadła na ławeczce i zacisnęła dłonie na rączce od walizki.
Czekała co chwila nerwowo spoglądając na tablicę odlotów obserwując zmieniające się cyferki.
Minął czas, który chłopak zapowiedział a jej się skracał czas do odlotu. Przemyślała wszystko w głowie po czym wstała z ławki i zaczęła iść w stronę barierki.

- Camille! - krzyknął chłopak na co dziewczyna odwróciła się. Podbiegł i zatrzymał się tuż przed nią nieco zdyszany.
- Więc? Czemu tak bardzo chciałeś się ze mną spotkać?
- Ja... jestem Newt
- Chciałeś się ze mną spotkać, żeby mi wypominać to, że nazwałam cię imieniem postaci z gry? - zapytała i podniosła jedną brew do góry.
- Nie. Nie rozumiesz. Ja byłem Newtem. Nie tylko mój wizerunek stał się nim. Ja się nim stałem. To ze mną grałaś wtedy przez te kilka tygodni

Dziewczyna otworzyła usta lekko zaskoczona i zaniemówiła. Nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Nie wiedziała co powiedzieć czy jak zareagować. W końcu po dłuższej chwili zamknęła usta i przełknęła gulę w gardle. Nie pewnie wyciągnęła dłoń w stronę jego policzka i go pogładziła a on delikatnie chwycił jej dłoń.

- To wszystko co było w grze... - zaczęła ale chłopak ponownie w ciągu dzisiejszego dnia jej przerwał.
- To było fikcją. Wiem. Ale... to co... To co było między nami nie było ustawiane. Pamiętasz ostatnie minuty gry? - zapytał z nadzieją przyglądając się bacznie jej twarzy - To zabrzmi totalnie idiotycznie, ale zakochałem się w tobie. W tym jaką osobą jesteś, to wszystko co nam się wtedy stało może i było tylko iluzją, grą jednak doprowadziło do tego, że mam do ciebie uczucia, których nigdy wcześniej nie miałem. Do nikogo
- Thomas
- Tak. Powiedziałem to na głos i to brzmi totalnie idiotycznie - odsunął się od niej i przeczesał włosy ręką.
- Nie brzmi. Posłuchaj... Jesteś jedyną rzeczą o jakiej jestem w stanie myśleć od skończenia gry i nie ma dnia, w którym nie myślę o Tobie i o tym wszystkim co tam się stało
- Chcesz powiedzieć, że - tym razem dziewczyna mu przerwała.
- Też się w tobie zakochałam Thomas - przyznała z lekkim uśmiechem na twarzy.

Po tych słowach na jego twarz wkradł się również uśmiech. Podszedł bliżej do dziewczyny i ją pocałował w usta, a brunetka oddała pocałunek.
Po chwili się od siebie odsunęli uśmiechnięci. Camille spojrzała na tablicę odlotów.

- Chciałabym jeszcze porozmawiać, ale...
- Wiem. Idź już za nim samolot ci przeze mnie ucieknie

Przytuliła się do niego a na jej twarz automatycznie wpłynął jeszcze większy uśmiech. Tęskniła za tym.
Nie dowierzała w ostatnie kilka minut, które się właśnie stały. Nie czuła takiej radości od dłuższego czasu.

- Daj znać jak bezpiecznie wylądujesz w Stanach w porządku?
- Nie ma sprawy
- Kocham cię - pocałował ją w czoło i odsunął się.
- Ja ciebie też - puściła jego dłoń i przeszła w końcu przez barierkę.

Odwróciła się jeszcze raz i spojrzała na chłopaka uśmiechniętego od ucha do ucha. Na taki widok na jej twarz wpłynął ponownie uśmiech.
Może ich uczucie zrodziło się w grze i przez grę, jednak przetrwało tak wiele aż do tego momentu.  Pokazało to, że prawdziwa miłość jest w stanie pokonać wszystko, a jeśli ktoś jest sobie faktycznie przeznaczony, to ich ścieżki i tak się spotkają żeby ostatecznie stworzyć jedną wspólną.





poczekajcie na jeszcze jeden rozdział
xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro