Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

× 36 ×

Ruszyli dalej biegiem mijając pomieszczenia jednak nigdzie nie było ich przyjaciela, który przecież musiał gdzieś tu być. Nawet krzyczenie jego imienia nic nie dawało. Pracownicy którzy tylko ich zauważyli - uciekali.
Musi gdzieś tu być przecież, nie mogli go aż tak szybko zabrać z laboratoriów.
Nagle zza za krętu wyskoczyło dwoje mężczyzn w kombinezonach. Thomas chciał strzelić jednak ponownie skończyły się pociski.
Serio?  - zapytała siebie samą i spojrzała zirytowana na sufit - Jeśli Bóg istnieje, to chyba strasznie nas nie lubi.
Wtem w ciągu kilku sekund padli na ziemię pokonani.

  - Minho! - krzyknął z ulgą brunet i podbiegł do azjaty.
  - Jak dobrze was widzieć - powiedział z ulgą i uśmiechem wypisanym na twarzy.
  - Tam są!
  - Później pogadamy jak dożyjemy - odparł blondyn i zaczął biec przed siebie.
  - Możesz przestać? - zapytała zirytowana dziewczyna która biegła za  nim.
  - O co teraz tobie chodzi?!
  - Możesz przestać gadać jakbyśmy mięli wszyscy umrzeć lub któreś z nas!
  - Tutaj! - przerwał im Thomas i weszli do jakiegoś pomieszczenia, zatrzaskując za sobą drzwi - Minho pomóż mi
  - Mówię to co może się stać w każdej chwili. To normalne! Tym bardziej w obecnej sytuacji!

Dziewczyna podeszła do niego i uderzyła go trzy razy w klatkę piersiową. Nie byka w stanie słuchać tego jak on cały czas powtarza o śmierci.

  - Nie jest! Przestań! - w jej oczach widać było zbierające się łzy i złość.
  - To ty podjęłaś decyzję i zniknęłaś nagle i skłamałaś!
  - Zrobiłam to bo cię kocham ty cholerny idioto!
 
Nagle usłyszeli dźwięk tłuczącego się szkła. Dziewczyna spojrzała na pozostałą dwójkę i podeszła do nich.
Blondyn nadal był wpatrzony w miejsce, w którym była dziewczyna jeszcze chwilę temu.
Po chwili przedmiot zderzył się z taflą wody.

  - Ty sobie jaja robisz? - zapytała i spojrzała na Thomasa.
  - Nie mamy innego wyjścia

Przez drzwi zaczęły lecieć iskry co oznaczało, że lada chwila a Janson i jego podlegli wpadną do środka, żeby ich przyskrzynić.

  - Jeśli zginiemy to cię zabiję - krzyknął azjata i skoczył za Thomasem.
  - Newt! - krzyknęła dziewczyna i wyrwała chłopaka z zamyśleń.

Chwyciła go za rękę i pociągnęła. W chwili kiedy drzwi się otworzyły - oni zaczęli spadać bezwładnie do wody.
Spotkanie z nią nie było zbyt przyjemne, ale chyba i tak było lepsze niż pocisk paralizujący czy też nawet zwykły pocisk z broni Jansona.
Clarie wynurzyła się z wody i wzięła głęboki wdech. Mieli szczęście, że to oczko wodne czy cokolwiek to było jest głębsze. Gdyby było płytsze pewnie połamaliby sobie kości.

  - Newt? - szybko pomogła mu wyjść spod wody - Wszystko w porządku?
  - Poza faktem, że skoczyłem z wieżowca? Tak, świetnie
  - Thomas, Minho?
  - Tak, żyjemy
  - Nienawidzę twojego cholernego farta Thomas, nienawidzę
  - Nie tylko ty - szepnął brunet i pokazał środkowy palec w kierunku mężczyzny który obserwował ich z góry.
  - Wynośmy się stąd

Wyszli z wody. Dosłownie po chwili znowu do nich mierzono. Dziewczyna zrezygnowana przewróciła oczami i podniosła powoli ręce do góry.
Po prostu nie wierzę.
Niespodziewanie jeden z nich ostrzelił resztę z nich. Brunetka zmarszczyła brwi i otworzyła lekko usta zdziwiona.
Chłopak zdjął maskę i spojrzał do góry i na nich.
 
  - Was całkiem pogięło
  - Gally? - zapytał zdezorientowany azjata i stał w miejscu jak kołek.
  - Dobrze cię widzieć Minho
  - Ty...
  - Tak, długa historia
  - Ja...
  - Naprawdę o tym później porozmawiacie - powiedziała Clarie przerywając im, ponieważ mogło to tak wyglądać kolejne parę minut.
  - Ty nie jesteś zdziwiona widząc go?
  - Nie powiedziałeś im?
  - No tak jakby...
  - Wpuściłeś ją tutaj?! - zapytał wkurzony Newt po czym dostał napad kaszlu.
  - Lorenz ją wpuścił
  - Pomogłeś jej
  - Bo ja tego chciałam - przerwała i stanęła na przeciwko niego.

Na szyi miał co raz widoczniejsze czarne żyły i mocniej kaszlał. Przyłożyła dłoń do jego czoła. Było gorące co oznaczało, że mógł mieć też gorączkę. Na pewno ją miał.

  - Musimy wrócić do budynku. Mają tam wstępna wersje szczepionki
  - Wzięliśmy ją, Brenda ją ma
  - A gdzie jest Brenda?

Nagle usłyszeli wybuch i wiatr. Newt zasłonił sobą dziewczynę a po chwili spojrzeli w stronę źródła hałasu. Jedno z wejść zostało zniszczone i w chwili obecnej stało całe w płomieniach.

  - Mieli tylko zrobić bunt a nie niszczyć całe miasto... - szepnął Gally kiedy zauważyli kolejny wybuch kawałek dalej.
  - Oni i tak nie mają nic do stracenia. Jedyne o czym myślą to zemsta na DRESZCZu, za wszystko - odparła i poklepała go po ramieniu.
- Ruszmy się. Zaraz pewnie tu się zbiegnie kolejne tuziny armii DRESZCZu

Newt zrobił dwa kroki i poczuł znany, dawny ból w kostce. Zatrzymał się na chwilę i wziął wdech na tyle ile mu pozwalały płuca. Czuł się z każdą minutą co raz gorzej.

  - Newt? - dziewczyna podeszła do niego i spojrzała na jego kostkę - Thomas pomóż mi
  - Dam radę - powiedział blondyn i ledwo co zrobił jeden krok.
  - Daj sobie w końcu pomóc - powiedziała zirytowana i chwyciła go w pasie.
  - Może ja nie chcę pomocy
  - Minho weźmiesz go?

Puściła jego rękę i odeszła kawałek dalej. Nie miała już siły na takie rozmowy. Nie chciała słuchać o tym jak osoba, którą kocha nie chce żyć, ani nie chce pomocy czy wsparcia przyjaciół. Ona potrzebowała jego w swoim życiu, potrzebowała żeby żył. Po prostu go kochała.

Zabrała od Minha broń i zaczęła iść koło Gally'ego. Czuła, że cała trójka ich obserwowała jednak nie było teraz na to czasu. Muszą dostać się do Brendy, która miała tymczasowe lekarstwo.
Droga nie szła im ani trochę łatwo, co chwila musieli chować się. A to przez furgonetki policyjne, czy te z armią DRESZCZu, buntowników i z każdym krokiem Newt marniał w oczach. W końcu chłopak upadł na ziemię. Zaciągnęli go za pomnik, za którym się również schowali. Poczekali chwilę jednak grupa buntowników nie zatrzymała się ani nie ustąpiła przed DRESZCZem. Wokół wariował jeszcze ogień a co jakiś czas oprócz krzyków czy syren alarmowych było słychać wybuch.
Brunetka spojrzała na chłopaka, który zaczął powoli już odlatywać.

  - Potrzebujemy tego lekarstwa teraz  - uklęknęła przed Newtem i odłożyła broń na bok - Pobiegnę przodem
  - Zostań z nim, ja pobiegnę - powiedział i położył dłoń na jej ramieniu Minho.
  - Sam jesteś wyczerpany po tym co oni ci zrobili
  - Już nie. Zdążyłem się obudzić przez to co się wokół dzieje
  - Pobiegnę z tobą, będę cię osłaniał - dodał Gally i przeładował karabin.
  - Pospieszcie się - proszę.

Chłopcy ruszyli w bieg próbując uniknąć trafienia niechcący przez kogoś z ruchu oporu. Dziewczyna obserwowała ich przez chwilę po czym wróciła wzrokiem na przyjaciela.

  - Newt - powiedziała spokojniejszym głosem, jednak chłopak nie zareagował - Newt, Newt spójrz na mnie! Nie odlatuj! Słyszysz?

Chłopak złapał z nią kontakt wzrokowy i nieco się otrząsnął. Czuł się słaby, nigdy tak jak pamięta, tak się nie czuł.

  - Musimy iść. Musimy się z nimi spotkać w połowie lub na wyjściu - powiedziała i chwyciła z powrotem strzelbę.
  - Clarie - mruknął słabym głosem blondyn.
  - Potrzebujemy tego już, chociaż i tak nie wiem czy...
  - Clarie! - tym razem krzyknął i chwycił ją za rękę.
  - Newt?
  - Kocham cię Clarie, cholernie... Od kiedy zobaczyłem cię w pudle, i nadal cię kocham...

Dziewczynę zatkało. Otworzyła lekko usta zaskoczona, czując lżej na sercu a w oczach łzy - tym razem szczęścia. Położyła wolną dłoń na jego policzek i pocałowała go. Chłopak ją odsunął po chwili jedną ręką.

  - Wirus
  - To już nie m znaczenia... Musimy iść. Musisz nam pomóc. Ogej? Wytrzymaj jeszcze parę minut, dla mnie. Proszę
- Ogej




zbliżamy się do końca xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro