× 35 ×
Po zjedzonym posiłku miała chwilę czasu na odpoczynek. Nie wie ile dokładnie minęło, ale przyszedł po nią w końcu Janson tak jak zapowiedział wcześniej.
- Radzę ci nic nie kombinować - powiedział i pokazał dziewczynie broń, którą schował w wewnętrznej kieszeni płaszcza.
- Po co miałabym coś kombinować skoro jestem tu sama, nie uzbrojona a wszędzie wokół są faceci w czarnym gotowi do mnie strzelić?
- Bo to ty
Pomimo, że wizja kopnięcia mężczyzny tam gdzie światło nie dociera, czy uderzenie go pięścią w jego krzywy nos wydawała się kusząca - Caitlin wiedziała, że musi się hamować. Janson był równie niezrównoważony jak chory psychicznie człowiek z bronią w ręku latający po mieście.
- Wsiadaj
Została wepchnięta przez Jansona do windy, w której znajdowała się Teresa i swoje mężczyzn w kombinezonach. Zdążyła przez te dwa dni się przyzwyczaić, że jest ich tu pełno. Przerażało ją to nieco, jednak pokazywało to też w pewnym sensie, że DRESZCZ się boi i potrzebuje ich. Potrzebuje obrony i ochrony.
- Oh Tereso, co ty tu robisz? Przecież już skończyłaś pracę trzy godziny temu - powiedział szczurowaty ze swoim uśmiechem na twarzy, którego dziewczyna wręcz nienawidziła.
- Praca po godzinach - odpowiedziała prosto brunetka i odwróciła wzrok.
- Rozumiem, nie ma to jak włączyć się w wir pracy, w tak ważnym celu
Clarie powstrzymała komentarz, jednak i tak prychnęła pod nosem. Mężczyźnie nie uszło to uwadze.
- Co cię tak rozbawiło Clarisso?
- No ty na pewno wiesz co to wir pracy i również wiesz jak bardzo ważny jest ten cel - nie zmieniła swojego wyrazu twarzy i udawała nawet swojego rodzaju fałszywy podziw, za którym kryła się pogarda i chęć uderzenia mężczyzny w twarz.
- Lepiej niż ty
Dziewczyna spojrzała na niego a w jej głowie kłębiła się myśl : *ty tak na serio? a może chcesz wylądować w labiryncie na trzy lata i walczyć o życie? *
Jeden z ochroniarzy niespokojnie się za nią poruszył.
- Gdzie ją wieziesz? - zapytała brunetka spoglądając na Clarie.
- Robię jej eskortę do laboratorium. Chcieli powtórzyć jakieś badania
W windzie nastała niezręczna chwila ciszy, którą znowu przerwał Janson.
- W ogóle Tereso, jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, więc powinienem ci coś powiedzieć... - zrobił chwilę przerwy w swojej wypowiedzi - Thomas był widziany w mieście. Nie wykluczone, że będzie próbował się z Tobą skontaktować. Powinnaś uważać
Clarie zmarszczyła brwi i otworzyła usta lekko zaniepokojona. Serce jej szybciej zabiło.
*Nie powinien tu być. *
- Dziękuję za ostrzeżenie... To moje piętro, więc. Miłego wieczoru Janson
Wysiadła a tuż za nią mężczyźni w mundurach DRESZCZu. Jeden z nich odwrócił się na chwilę w jej stronę. Przymrużyła na chwilę oczy a po chwili je szerzej otworzyła.
- Nie - szepnęła bezgłośnie sama do siebie.
- No proszę, Twoi przyjaciele przyszli Cię uratować szybciej niż zakładałem - zakpił Janson i wyjął z kieszeni pistolet.
- Przydasz się w końcu do czegoś
Ścisnął jedną rękę wokół jej ramion a drugą przyłożył broń do jej skroni. Dziewczyna była w zbyt wielkim szoku czy też przerażeniu, żeby zareagować szybciej. Zaczął ją ciągnąć za nimi.
- Uciekajcie! - krzyknęła i próbowała się szarpać jednak usłyszała jak mężczyzna przeładowuje pistolet.
- No Thomas, nie przemyślałeś tego. Jak zwykle z resztą
W tej kwestii nie dało się zaprzeczyć. Thomas nie przemyślał wielu rzeczy w swoim życiu, a zwłaszcza większości decyzji które podjął.
Jej przyjaciele zdjęli maski i spojrzeli na nich. W Newta oczach widziała ból i nutę strachu.
- Nie powinno was tu być - szepnęła i obserwowała ich.
- To ciebie nie powinno tu być - odpowiedział blondyn zdenerwowany.
Dziewczyna poczuła mocniejszy nacisk broni na jej skórze.
- Jak słodkie, przyszliście ratować swoich przyjaciół. Poddajcie się to nic jej się nie stanie - na te słowa Thomas chwycił Teresę tak samo jak Janson Clarie.
- Zrób coś jej, to ja zrobię coś jej
- Zabawne. No ale w porządku. Proszę. Strzel do niej, śmiało - mężczyzna odsunął trochę pistolet od skroni.
Dziewczyna policzyła do trzech i zrobiła zdecydowany ruch ręką i wyrzuciła broń od siebie i kopnęła mężczyznę w krocze. Jak najszybciej podbiegła do przyjaciół. Janson zwinął się z bólu a za nim pojawili się ludzie w kombinezonach. Mięli zdecydowaną przewagę w tym momencie.
Nagle Teresa ich wepchnęła do jakiegoś korytarza i zamknęła za nimi jakimiś szklanymi drzwiami włączając tym samym alarm.
- Czy to jest część waszego planu? - zapytała i przyglądała się dziewczynie za szybą.
- A czy to tak wygląda? - zapytał sarkazmem Thomas patrząc również na Teresę.
- Gdzie chcecie się dostać?
- Laboratorium
- Za mną
Zaczęli biec wzdłuż korytarza jak najszybciej mogli. Wokół roznosił się stukot ich stóp i alarmu.
Newt w ostatniej chwili chwycił dziewczynę i pociągnął ją do tyłu kiedy przed jej twarzą przeleciał ładunek oszałamiający.
Schowali się za ścianą.
- Możesz mi powiedzieć co tobie siedziało w głowie robiąc to?! - zapytał Newt nadal trzymając rękę na jej ciele.
- Czy naprawdę chcesz o tym rozmawiać w tym momencie?! - odpowiedziała pytaniem na pytanie a Thomas w tym czasie ustrzelił trójkę mężczyzn.
- Chcę o tym porozmawiać póki oboje jesteśmy jeszcze żywi
- Ruszcie się! - brunet ponaglił ich i ruszył przodem.
Biegli a Thomas przed nimi starał się ustrzelić każdego w czarnym kombinezonie DRESZCZu.
- Skończyła mi się amunicja
- Ponowie pytanie, czy wy mieliście jakikolwiek przemyślany do końca plan?! - zapytała podniesionym głosem i rozejrzała się wokół.
Podbiegła do nieprzytomnego mężczyzny i zabrała z jego pasa bombę ogłuszającą i pistolet.
- Kryć się - powiedziała zdecydowanym głosem i rzuciła kulę pod nogi zbliżającego się tuzinu mężczyzn w kombinezonach.
Schowała się wraz z chłopakami za ścianą i usłyszeli jak ładunek wybucha a następnie opadające kilka ciał.
- Minho musi gdzieś tu być
- Powinien być na dole wraz z innymi
- Tam go nie było
- Nie znajdziemy go jeśli nas złapią, minęliśmy kilka sal. Tam go nie było. Musi być gdzieś dalej
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro