Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

× 30 ×

- Jakim cudem ty w ogóle żyjesz? - zapytała zdumiona obserwując chłopaka idącego koło niej.
- Oni mnie znaleźli, uratowali i przenieśli tutaj. Zawdzięczam im życie, więc pomagam im z buntem przeciwko DRESZCZowi
- Pomagasz im z czystej przyjemności i satysfakcji, że jakkolwiek uprzykrzarz życie DRESZCZowi, czy po prostu się odwdzięczasz?
- Oba - powiedział i parsknął śmiechem, co nie było w jego stylu.

Chłopak się zmienił. Był dojrzalszy i stał się mniej impulsywniejszy. Widać to było po nim. Wyjście z labiryntu go zmieniło, z resztą, chyba tak jak każdego.

- Ty jesteś ostatnią osobą jakiej tu się spodziewałem. Więc, co ty tu robisz? - zapytał i zmarszczył swoje brwi.
- Chcę pomóc znaleźć lekarstwo - powiedziała po chwili ciszy a chłopak gwałownie się zatrzymał i spojrzał na nią.
- Co?
- Gally...
- Chcesz im pomóc po tym wszystkim co nam zrobili, po tym jak umieścili nas w labiryncie? - zapytał z wyrzutem zdenerwowany.
- Chcę znaleźć lek póki mam jeszcze czas - powiedziała pół szeptem tak żeby mężczyzna który szedł kilkanaście metrów przed nimi nie usłyszał tego.
- Czas? Jesteś chora?
- Nie ja

Chłopak wstrzymał oddech i odwrócił wzrok od niej na chwilę i obserwował pusto ścianę. Może i niektórzy streferzy go irytowali, ale nadal byli jego rodziną. Jedynym co tam miał poza zamknięciem w ścianach.
Nie życzyłby im śmierci w taki sposób.
Dziewczyna ruszyła jednak ponownie się zatrzymała kiedy chłopak zadał pytanie.

- Przyznasz w końcu, że go kochasz?
- Jest moim przyjacielem, będę go chronić jak wszystkich. Dla każdego bym zrobiła takie coś - odpowiedziała i ruszyła dalej za mężczyzną - Z wyjątkiem Teresy, ale ona nawet nie była moją przyjaciółką więc...
- Nadal jesteś o nią zazdrosna? - zapytał rozbawiony.
- Uno. Nie byłam zazdrosna. Dos, ona nas zdradziła i nasłała DRESZCZ. Kiedy wydostali się z labiryntu i trafili do pozornie bezpiecznego miejsca okazało się, że to też był DRESZCZ. Przywrócili jej pamięć. Kiedy uciekli stamtąd i trafili do miejsca gdzie ja bylam, Teresa wezwała za pomocą krótkofalówki ich. Zginęło kilkanaście osób, a druga połowa została porwana i zrobili z nich szczury laborarotyjne, w tym też Minha. Odbiliśmy go i teraz jest bezpieczny razem z resztą i będą się przenosić do pewnego, bezpiecznego miejsca. Daleko stąd... Jeśli uda się znaleźć lek, dostanę się tam i dam im lekarstwo
- Skąd masz pewność, że oni nie przyjdą po ciebie?
- Skłamałam, że to ja jestem chora
- Chore, to czasami masz pomysły
- Zazdrościsz mi pomysłowości?
- Oni Ci tak po prostu uwierzyli?
- Tak. Powiedziałam, że odejdę bo nie chce nikogo zarazić
- A tak naprawdę przyszłaś szukać lekarstwa
- Nie ważne w tym momencie co DRESZCZ nam zrobił. Ważne, żeby znaleźć lek zanim będzie za późno

Następne kilka minut szliśmy w ciszy. W końcu znaleźliśmy się na końcu tunelu, gdzie były metalowe schody przymocowane do ściany.
Najstarszy z trójki zaczął wspinać się do góry. Kiedy dziewczyna chwyciła się jednego ze schodków chłopak ją chwycił za ramię.

- Zanim tam wejdziesz, muszę cię uprzedzić. Po pierwsze nie gap się, po drugie on nie lubi obcych, po trzecie nie gap się
- Na co miałabym się gapić? - zapytała i zmarszczyła brwi.
- Sama zobaczysz, po prostu tego nie rób
- Ogej?

Kiedy znalazła się na górze uderzyło w nią jaśniejsze światło. Był już ranek najwidoczniej. A przynajmniej tak zakładała. W pomieszczeniu, w którym się znajdowali było również parenaście osób, których w ogóle nie znała, co też ją lekko nie pokoiło. Wszyscy bacznie ją obserwowali.
Poczuła czyjeś dłonie na barkach co ją nieco zaniepokoiło, jednak po chwili zrozumiała, że to tylko Gally.
Chłopak zaczął ją pchać przez korytarze i pomieszczenia.

- Pamiętaj, nie gap się - przypomniał i otworzył powoli drzwi.
- Pamiętam

Dziewczyna weszła do środka, gdzie w powietrzu unosił się piękny zapach róż. W środku był przyjemny cień, a całe pomieszczenie było wypełnione różami. Na fotelu po przeciwnej stronie pomieszczenia siedział mężczyzna. Jedną rękę miał opartą na fotelu a drugą na kroplówce.

- Gally? Kogo nam tu sprowadziłeś? Nową rekrutkę? - zapytał chropowatym głosem.
- Moją przyjaciółkę, potrzebuje wejść do miasta

Mężczyzna wypuścił ciężko powietrze z ust i wstał z wygodnego krzesła. Dopiero teraz można było ujrzeć jego twarz. Na głowie nie miał już prawie włosów, nie miał także połowy nosa, prawe oko nie miało tęczówki, skóra z prawej strony twarzy wyglądała jakby ktoś wyrwał ją na siłę. I wszędzie wystające czarne żyły. Był chory.
Brunetka spojrzała na kolegę. Teraz rozumiała jego wcześniejsze słowa.

- Czemu mielibyśmy Ciebie wpuścić naszym bezpiecznym przejściem? - zapytał i podszedł do niej.

Do nosa dotarł dziewczynie nieco nieprzyjemny zapach rozkładającego się ciała jednak nie dała po sobie tego poznać i nie spuściła wzroku czy głowy na bok.

- Muszę wejść do środka bo chce się dostać do głównego budynku DRESZCZu. Chcę znaleźć lek
- Jesteś naiwna jeśli myślisz, że oni mają lekarstwo czy, chociażby pozwolą Ci sobie pomóc. Wykorzystają Cię na szczura laboratoryjnego
- Nie ważne czy mnie wykorzystają na szczura, czy się nie zgodzą i mnie zabiją. Muszę spróbować. Jeśli nie spróbuję, będę się czuła winna bo nawet nie próbowałam uratować osoby, którą kocham ani innych których mogłabym... Jeśli wy mi nie pomożecie ja i tak tam wejdę. Siłą czy nie... A oni i tak później zapłacą za swoje winy, w swoim czasie
- Jak masz na imię?
- Clarie, a przynajmniej tak mnie nazwał DRESZCZ
- Bardzo mi kogoś przypominasz Clarie - powiedział zamyślony a po chwili odwrócił się do chłopaka - Weźmiesz ze sobą bomby, jeśli nie będą chcieli twojej pomocy - ty je zdetonujesz. I masz czas dopóki nie nadarzy się nam pierwsza lepsza okazja na wdarcie i najazdu na DRESZCZ
- Jeśli pójdzie to w miarę dobrze to nie zajmie to dużo czasu
- Zobaczymy moja droga, zobaczymy - mruknął a po chwili pod nosem zaczął mruczeć jakiś wierszyk, który wydawał się być znajomy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro