× 3 ×
Teraźniejszość.
Otworzyłam oczy. Nie jestem w labiryncie? Niestety nadal tu jestem i nadal to nie sen.
Wstałam z hamaka. Poszłam od razu na spacer do lasu.
Można powiedzieć że pogodziłam się ze śmiercią Georga.
Jednak był moim przyjacielem.
Nie dam rady zapomnieć o nim z dnia na dzień. Potrzebuje czasu.
Tak samo jak na wyjście z tego labiryntu. Pewnego dnia już mnie tu nie będzie i pogodzę się w stu procentach z jego śmiercią.
- Dobra.. kolejna próba...
Tym razem mam na sobie ochraniacze. Może mniej zaboli. Ostatnio jak spadłam skręciłam sobie kostkę. Nie chce znowu siedzieć przez ponad dwa tygodnie w hamaku.
Mocno trzymałam się liny.
Może teraz się uda...
Wypuściłam powietrze z płuc i zaczęłam powoli się wspinać.
Pov. Newt
- Nigdy nie wychodź poza mur ani nie próbuj jasne? - skończyłem mój monolog w stronę nowego który pobiegł w stronę wejścia do labiryntu bo myślał że stąd ucieknie.
Ale przyznam... biega bardzo szybko. Przez chwilę myślałem że bedzie biegaczem... do chwili w której nie zarył o ziemię. To musiało boleć...
Trochę mi się przypomniała sytuacja z tym jak Clarie próbowała na samym początku wbiec do labiryntu a ja musiałem ją złapać bo kamienie jej nie zatrzymały.
Właśnie... nie widziałem jej dzisiaj.
Ciekawe gdzie jest.
- Ogej... ale ty wiesz że ktoś próbuje to zrobić za mnie ? - zapytał i wskazał ręką na mur za mną. Obróciłem się zdziwiony. Wytężyłem wzrok.
- Clarie...
Czy ją pogięło?
- Newt poszukasz Chucka... ? - zapytał Alby.
- Tak...
Powiedziałem ale w rzeczywistości pobiegłem do dziewczyny.
Pov. Clarie
Dobra teraz bluszcz. Jedna ręka druga...
- Czy ciebie pogięło? - usłyszałam z dołu głos Newta.
- Ciebie też miło widzieć - odparłam.
- Clarie złaź za nim znów ci się coś stanie!
- Nic mi się nie stanie
- Oboje wiemy że tak
Spojrzałam na niego z góry.
- Wyglądasz stąd jak mrówka - zaśmiałam się.
- Clarie złaź !
- Już - powiedziałam a po chwili zaczęłam schodzić na dół.
- Masz zakaz włażenia tam - powiedział i założył ręce na klatce piersiowej.
- I tak zrobię po swojemu
- Jak tak dalej pójdzie to trzeba będzie włożyć cię do dziury...
- No potrafisz przekonać człowieka...
I tak tam znowu wejdę. Zawsze robię po swojemu.
Ostatnio to moje zajęcie. Boję się wejść do labiryntu po sytuacji z Georgem. Jak przetrawię tę sytuację to może wrócę do biegania w labiryncie. Na razie... sobie odpuszczam.
- Kto dzisiaj pobiegł? - zapytałam.
- Minho i Ben, może ty pobiegniesz jutro?
- Może... - westchnęłam - gdzie ten nowy?
- Skąd wiesz że jest już nowy?
- Bo dzisiaj jest dzień przywozu
- No tak - zaśmiał się - pewnie gada teraz z Albim... właśnie!miałem iść po Chucka! Zapomniałem! Do później!
I znikł. Spojrzałam na wierzę obserwacyjną. Stał na niej Alby wraz z jakimś chłopakiem. To jest zapewne ten nowy. Poszłam do mojego hamaka. Zdjęłam rękawiczki i położyłam je pod nim.
Miałam trochę poprzecierane ręce.
Poszłam do Plastra.
- Hejka Jeff masz jakieś jeszcze bandaże? - zapytałam wchodząc.
- Tak mam jeszcze twój poprzedni - uśmiechnął się lekko - siadaj
Wskazał na łóżko koło niego.
Usiadłam posłusznie a on zaczął mi zakładać bandaż.
- Ostatnio zbyt często u mnie bywasz - stwierdził.
- Wydaje ci się
- Musisz na siebie uważać - i skończył.
- Postaram się, nie obiecuję, i dziękuję
Uśmiechnęłam się i wybiegłam od Plastra przy okazji na kogoś wpadając. O. Nowy.
- Hejka, jestem Clarie. Niestety jedyna dziewczyna w strefie - podałam mu rękę.
- A ja...
- Nie pamiętasz?
- Nie...
- Spokojnie, nie długo sobie przypomnisz - uśmiechnęłam się pocieszająco - już sobie zdążyłeś coś zrobić że idziesz do Plastra?
- Trochę mnie kostka boli bo się potknąłem o kamienie gdy biegłem
- Uciekałeś przed chłopakami? - zapytałam.
- Em... tak...
- Też tak zareagowałam. Dobra to ja muszę już iść, do wieczora Greenie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro