× 27 ×
Minęło kilka godzin i nastała późna noc. Dziewczyna nie mogła spać. Udawała tylko, że śpi żeby Newt był spokojny i sam zasnął. Tymczasem obserwowała go od kiedy ten zamknął oczy. Leżał tak spokojnie i niewinnie jakby mu nic się nie stało. Jakby wcale nie był chory. Nie mogła się z tym pogodzić. Nie mogła się pogodzić z tym, że osoba którą kocha jest chora.
Nie dochodziło to do niej.
Wypuściła powietrze z ust i odwróciła się na drugi bok. Nie chciała już o tym myśleć, jednak jej myśli krążyły tylko wokół tego jakby nic poza tym się nie liczyło. Może i tak było.
Newt był jej przyjacielem. Najważniejszą osobą na jakiej jej zależało. Jeśli mu by się coś stało...
Zacisnęła mocniej powieki modląc się o jakikolwiek sen, żeby źle myśli odeszły w zapomnienie. Nie mogła zawalić jutrzejszego dnia. Niespodziewanie poczuła jak materac koło niej ugina się. Otworzyła zaskoczona oczy.
- Nie powinnaś się o tym dowiedzieć - mruknął chłopak i objął ją jedną ręką w pasie.
- I tak bym się o tym dowiedziała. Kwestia czasu
Czas. To było to co było jej potrzebne. Gdyby miała go więcej może mogłaby uratować Newta, magicznym cudem znaleźć lek na pożogę, a DRESZCZ po tym by zniknął na dobre? Każdy by żył szczęśliwie i spokojnie, nikt by już nie umarł na wirusa ani przez badania nad nim. Niestety to brzmiało równie nierealne jak marzenia małego dziecka o poleceniu w kosmos czy o zostaniu księżniczką.
- Clarie, pamiętasz tą noc?
- Newt, to jest ostatnia rzecz o jakiej chce rozmawiać dzisiejszej nocy - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Chłopak nie musiał mówić o jaką noc chodziło bo dziewczyna sobie doskonale zdawała z tego sprawę.
- Uratowałaś mnie wtedy. Zarówno jak i przed opinią streferów jak i przede mną samym
- Ty mnie ratowałeś wiele razy. Od samego początku do samego końca. Od kiedy trafiłam do labiryntu i o mało do niego nie wbiegłam, aż do teraz. Nie pozwoliłeś mi się poddać nawet wtedy kiedy sam już nie miałeś siły by walczyć, żeby znaleźć wyjście... - powiedziała z ciężkim głosem i czuła jak w przypływie wspomnień zbierają jej się łzy.
- Dziękuję Ci
- Nie mów tak jakbyśmy się żegnali, nie żegnamy się Newt
Nie pozwolę Ci umrzeć ty cholerny sztamaku. Za bardzo mi na tobie zależy żebym na to pozwoliła.
- Idź spać. Musimy być wyspani na jutro. Minho na nas liczy - blondyn zmienił temat i sam zamknął oczy próbując zasnąć.
Dziewczyna już nie odpowiedziała tylko ponownie zaczęła rozmyślać. Nie pozwoli chłopakowi umrzeć w taki sposób. Nie pozwoli żeby osoba którą kocha odeszła w taki sposób. Sama myśl o tym przyprawiała ją o łzy i czuła, że chociażby myśląc o jego śmierci - sama umiera wewnątrz.
Zaczęła nawet gdzieś w głębi, w jednej trzeciej procenta rozumieć Teresę, czemu tak postąpiła. Może gdyby wtedy dali się złapać Newt byłby zdrowy? Może znaleźliby to pikolony lekarstwo? Może by już mogli żyć spokojnie, bez obaw, że którekolwiek z nich zachoruje. Może wcale nie jest za późno na znalezienie lekarstwa?
Może Newta da się uleczyć? Wcale nie musi skończyć jak poparzeniec?
Zamknęła oczy i spojrzała za okno, które pokazywało spokojny ocean a w nim odbijające się gwiazdy i księżyc.
Chciałaby mieć pewność, że lekarstwo na wirusa istnieje a chłopak wcale nie umrze. Że będzie żył. Zamieszkają gdzieś na wyspie, razem z innymi streferami i będą wiedli spokojne życie. Może w końcu nawet sama się przełamie i powie mu co czuję?
Brzmiało to tak odlegle i zarazem tak naprawdę wspaniale. Chciała by takiego życia. Jednak było ono zbyt nierealne uwzględniając okoliczności.
no przyznawać się, kto ma ochotę mnie zabić? xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro