× 21 ×
Po kilku chwilach przed nami zaczął lądować, jak to oni nazwali, kolejny górolot. Przypominało dron. Wydaje mi się, że to było takie małe urządzenie latające.
Czyżbyśmy nie zmieścili im się w te dwa? Ups.
Wysiadła z niego, nie kto inny niż sama blondynka, którą widziałam trupem leżącą w laboratorium. Chłopaki nazwali ją Avą Paige, więc tak musiała mieć na imię.
- Pakować ich - rozkazał szczurowaty kiedy wymienił kilka słów z kobietą.
Spojrzałam na Thomasa. No teraz chłopaku, albo nigdy.
Zaczęli nas podnosić i pchać w stronę dronów. Koło Paige stanęła Teresa.
- Witaj Thomasie
- Co do cholery?
- Chwila co jest grane?
- Jest z nimi - wytłumaczył Thomas.
- Od kiedy? - zapytał skołowany Patelniak. Chyba nie tylko Thomasowi wpadła w oko.
- Od samego początku - wyjaśnił szczurowaty - Teresa od samego początku rozumiała zasadę większego dobra, a kiedy przywróciliśmy jej pamięć poszło z górki
- Przepraszam, nie miałam innego wyjścia
Parsknęłam śmiechem.
- Takie to zabawne, że jest mądrzejsza od Ciebie? - zapytał.
- Takie to zabawne, że od samego początku miałam rację co do Ciebie. Miałaś dużo opcji Tereso. Teraz dzięki tobie połowa z tycy dzieciaków umrze, jest być z czego dumnym, nie ma co.
- Cel uświęca środki
Niech ktoś mnie trzyma bo zaraz ich rozszarpie wszystkich na miejscu.
- Też to kiedy rozumiałeś Thomasie... Obiecałam znaleźć lekarstwo, potrzebuję tylko więcej czasu
- I więcej krwi - prychnęłam.
- Ona tak już ma, po trupach do celu co Avo? Pytanie czy będziesz w stanie jeszcze tak długo żyć ze świadomością, że zginęło przez Ciebie tyle niewinnych osób, nawet przez twoją zazdrość. To ty musiałaś znaleźć lek, nie nikt inny. Dlatego zabiłaś doktor Oveira
- Mam czyste sumienie, a Oveira sama stworzyła tego wirusa
- No tak, zapomniałam, że ty nie lubisz brudzić rąk
Usłyszałam kolejny raz tego dnia strzał. Nie zamknęłam tym razem jednak oczu, jak to wcześniej zrobiłam. Byłam zbyt zamyślona. Doktor Oveira? Oveira? Oveir?
To nazwisko wydaje się być takie znajome. Znam je. Kiedyś je słyszałam. Jestem tego pewna.
Z zamyśleń wyrwał mnie krzyk Thomasa.
- Cofnąć się, wszyscy cofnąć się!
Spojrzałam na chłopaka. W obu dłoniach trzymał bomby. Był gotowy je nacisnąć.
- Wypuśćcie ich! Wypuśćcie ich stamtąd!
- Nie mogę! - krzyknęła Paige.
- Proszę Thomas przestań, obiecali mi, że nic nam nie zrobią
- Mamy Ci niby uwierzyć? - zapytałam i stanęłam koło Thomasa.
- To prawda, to był jej jedyny warunek
- Zamknij się! - krzyknął chłopak, a w jego oczach widziałam łzy.
- Thomas, pragniesz ich śmierci? - zapytała i wskazała ręką na ludzi.
Chłopcy podeszli do nas.
- Jesteśmy z Tobą Thomas
- Możesz to zrobić
- Proszę Thomas
- Nie wrócimy tam, nie mam wyjścia
Poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę. Spuściłam wzrok i zauważyłam dłoń Newta. Uśmiechnęłam się lekko i przymknęłam oczy.
Nagle oprócz krzyku kobiety usłyszeliśmy trąbienie. Otworzyłam oczy i spojrzałam w tamtym kierunku. Ktoś jechał bardzo szybko jakąś starą terenówką wojskową i przy okazji rozwalał wszystko wokół. Nawet ich jeden górolot którego śmigła poleciały w kilka różnych stron. Ludzie wykorzystując to zaczęli chwytać za co się dało, i zaczęli atakować "szturmowców". Paige i Teresa jako pierwsze wbiegł na pokład jednego z nich. W nasza stronę zaczęli biec z bronią żołnierze DRESZCZu. Thomas bez zawahania rzucił w ich stronę i krzyknął ze by paść. Odbiegliśmy kawałek i zrobiliśmy to co kazał. Zauważyłam że w nasza stronę biegnie szczurowaty. Wstałam i nim zdążył kopnąć Thomasa tak jak zamierzał w głowę, ja go kopnęłam w bok brzucha przez co upadł na ziemię. Podniósł na mnie wzrok i wycelował.
Niespodziewanie znikąd pojawiła się Brenda - dziewczyna, która była zarażona, ale teraz wygląda jak okaz zdrowia - i przywaliła mu czymś w głowę.
- Dobry cel - mruknęłam.
- Ruszcie się, trzeba stąd uciekać
Pomogłem wstać Newtowi i zaczęliśmy biec za Thomasem i Brendą. Znaleźliśmy po paru sekundach Patelniaka i Minho. Biegli za nami.
- Biegnijcie ja was dogonię za chwilę - krzyknął Minho i zaczął strzelać w ich stronę.
Schowaliśmy się za najbliższym pojazdem. Nie mogliśmy zostawić przecież Minho za bardzo w tyle.
- Minho chodź!
- Już, chwila!
Niestety w następnej chwili chłopakowi skączyły się amunicję a on sam został czymś trafiony. Ponownie czymś w roli paralizatora. Mężczyźni w czarnym zaczęli go ciągnąć na górolot. Thomas bez zastanowienia, pomimo, że do nas nadal strzelali rzucił się mu na pomoc. Pobiegliśmy za nim.
Sama nie wiedziałam co w tym momencie robić. Minho był moim przyjacielem i oczywiście, że chciałam mu pomóc, jednak nie pomogę mu martwa.
Z pomocą Jorge - chyba tak miał na imię, ten mężczyzna - odciągneliśmy Thomasa do tyłu. W ciągu par chwil góroloty zaczęły wznosić się w górę i odlatywać. Nie strzelali już do nas.
Strzały w końcu ucichły, w powietrzu czuć było zapach ognia, palonych rzeczy i krwi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro