Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

× 17 ×

Transport przyjechał już po jakiś trzydziestu minutach. Ja zabrałam się razem z moimi przyjaciółmi, Sony'ą i Harriet która prowadziła. Siedziałam pomiędzy Newtem a Thomasem.

- Naprawdę, zaczynałam tracić nadzieję, że jeszcze was kiedyś zobaczę... - powiedziałam kiedy przejechaliśmy już cztery minuty w naprawdę niezręcznej ciszy.
- Tak łatwo się nas najwidoczniej nie pozbędziesz - zażartował Newt i uśmiechnął się lekko.
- Schudłaś przez ten czas co się nie widzieliśmy. Znowu muszę nawciskać w Ciebie jedzenie - tym razem odezwał się Patelniak. Każdy zaśmiał się na jego słowa.
- Zrób coś jadliwego to pogadamy
- Czy ty sugerujesz, że ja nie umiem gotować? - zapytał nadal z poważną miną próbując nie zacząć się śmiać.
- Ja? Nie śmiałabym - odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy.

Tak się cieszę, że znowu ich widzę żywych. Nigdy bym się nie pogodziła z myślą, że ich straciłam na zawsze. Że nigdy ich nie zobaczę, że nigdy nie będziemy mogli znowu wspólnie usiąść przy ognisku i pośpiewać jakieś zmyślane - bądź po prostu zapomniane - piosenki. Czy chociażby nawet głupie zapasy z nimi. Będę tęsknić nawet za Gally'm pomimo, że ostatnimi czasy był naprawdę idiotą.
Ale przede wszystkim najbardziej tęskniłabym za Newt'em.
Spojrzałam na chłopaka siedzącego koło mnie. Był moim przyjacielem w strefie. Gdyby nie on moje życie w strefie by wyglądało za pewne o wiele gorzej. Był ze mną od samego początku i jest nadal. Znaleźliśmy się pomimo tego, że mógł być gdziekolwiek, nawet na drugim końcu świata. Ale on naprawdę tu był. Siedział koło mnie. Jakby wyczuwając, że myślę o nim chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się.

- Wszystko w porządku?
- Teraz tak

Oparłam się o jego ramię, znużona już jazdą. W końcu po kilkunastu minutach znaleźliśmy się w kryjówce.
Wysiedliśmy z pojazdu a Harriet rozłożyła ręce i odwróciła się do nas przodem.

- Witamy w kryjówce gdzie DRESZCZ już nikogo z nas tu nie dopadnie
- Możecie się tu poczuć w końcu, jak w domu. No przynajmniej chociaż trochę - powiedziała Sonya i uśmiechnęła się w ich stronę.
- Zawsze lepsze to niż labirynt
- O właśnie. Witamy w bezpiecznej strefie, jestem Vince - powiedział rudowłosy mężczyzna z uśmiechem.
- Zastępca szefowej tego miejsca - wyjaśniłam.
- W skrócie
- Kto w takim razie tu rządzi?
- Vince ma za pewne na myśli mnie. Witajcie, mam na imię Mary. Thomas, cieszę się, że w końcu Cię widzę
- Ty... znasz mnie? - zapytał zaskoczony i zrobił krok do tyłu.
- Spokojnie. Nie musisz się bać, wszystko Ci wytłumaczę. Za pewne jesteście głodni i spragnieni, Vince czy możesz... - nim kobieta dokończyła zdanie wszyscy usłyszeli jak na ziemię coś upada.

Odwróciłam się szybko w tamtym kierunku. Było to dziewczyna o krótkich brązowych włosach, latynowskiej urodzie. Podbiegłam do niej. Trzęsła się. Jej twarz wydawała się taka podobna, może ją znałam zanim DRESZCZ wyczyścił mi pamięć?

- Clarie nie dotykaj jej! Może być zarażona - ostrzegła mnie kobieta i podeszła do nas. Podwinęła trochę jej spodnie gdzie znajdywała się rana, z której nadal trochę sączyła się krew.
- Kiedy to się stało?
- Z jeden dzień temu? - odparł niepewny Thomas.
- Vince pomóż mi ją przenieś do namiotu szpitalnego, Thomas chodź za mną a ty Clarie jeśli możesz zajmij się swoimi przyjaciółmi i oprowadź ich po strefie
- Ja pomogę - powiedział starszy latynos, może jej ojciec?
- No dobra, to zapraszam za mną. Clarie robi dzisiaj za kierownika wycieczki - klapnęłam w ręce i trochę sztywnym ruchem ruszyłam przed siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro