× 15 ×
Wczoraj nic więcej poza rozmową z Mary nic więcej nie robiłam. Kobieta przyprowadziła mnie do namiotu gdzie były cztery inne dziewczyny : Harriet, Sonya, Cleo i Marie. Próbowały ze mną rozmawiać jednak nie miałam za bardzo ochoty na rozmowę z nimi. Musiałam przemyśleć to wszystko. Ostatnie były naprawdę ciężkie. Tęsknię za tymi idiotami. Co jeśli naprawdę nigdy ich już nie zobaczę?
Nad ranem wyszłam z namiotu i przeszłam się na pobliskie skałki. Było stąd widać całą kryjówkę i wszystko co nas otaczało. Na niebie było widać gwiazdy i powoli wstające słońce. był to chyba jeden z piękniejszych widoków jakie w życiu widziałam. Przynajmniej z tych jakie pamiętałam.
Siedziałam tak przez jakiś czas aż w końcu przyszła do mnie Sonya. Była mniej więcej mojego wzrostu, miała złote włosy i brązowe oczy.
- Czyżby był z ciebie poranny ptaszek? - zapytała z uśmiechem na twarzy i usiadła koło mnie.
- Wręcz przeciwnie, mam po prostu czasami problemy z zasypianiem. Nic wielkiego
- Każdy z nas chyba przez to przechodził. Nawet po wyjściu stamtąd... tamte demony nas prześladują. Duchy zmarłych, buldożercy...
- Też nazywaliście ich buldożercami? - zapytałam zdziwiona.
- Nazywałyśmy. W labiryncie gdzie byłam, były same dziewczyny no i jeden chłopak - Aris. On niestety został z DRESZCZ-em bo nie został wybrany. Nas odbili kiedy transportowali nas do głównej bazy
- Przykro mi z powodu Arisa
- Mimo to, nie tracę nadziei, że jeszcze go zobaczę. Ty też nie powinnaś tracić nadziei na to, że spotkasz swoich przyjaciół
- Dziękuję Sonya
- Nie ma sprawy, jeśli będziesz chciała porozmawiać to zawsze możesz ze mną
- Dziękuję...
- Chcesz iść z nami dzisiaj na czatowanie?
- Czatowanie?
- Codziennie kilka osób idzie na czaty koło głównej drogi żeby mieć pewność, że nie idą na nas poparzeńcy czy ludzie od DRESZCZ-u. Jeśli chcesz to możesz iść z nami. Tutaj nie ma nic do roboty w ciągu dnia za bardzo
- Skoro tak stawiasz sprawę... - wstałam i wyciągnęłam rękę w jej stronę - to z chęcią
- Ale i tak pierw śniadanie
Sonya była naprawdę miłą dziewczyną. Pomimo, że je nieco trochę zbyłam wczoraj ona i tak przyszła i ponownie próbowała ze mną rozmawiać. Pocieszyła mnie pomimo, że mnie nie znała. I zaprosiła mnie na czaty pomimo, że tego nie musiała robić. Z resztą kto wpuszcza nowego na obserwowanie okolicy. To tak jakby dać nowego na biegacza... Thomas się nie liczy! Thomas to Thomas. I Thomas ostatecznie wyciągnął ich z labiryntu. A z moim fartem do kryjówki może wślizgnąć się cała armia poparzeńców a ja tego nie zauważę.
- Okej. No więc Clarie, poznaj Troya, Elisabeth, Julie i Alberta. Ludzie to jest Clarie. Idzie z nami dzisiaj na zwiazdy - powiedziała uśmiechnięta Sonya do ludzi siedzących przy stoliku do którego nas przyprowadziła.
- Miło mi Cię poznać seniorita - powiedział Troy i wyciągnął w moją stronę rękę.
- Ciebie również, ale lepiej nie mów mi seniorita
- Jak sobie życzysz
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro