Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

× 13 ×


- Mamo! Mamo! Mamo! - wbiegłam do kuchni wymachując kartką w dłoni. 
- Tak słonko? - zapytała kobieta w blond włosach spiętych z tyłu głowy.
-Patrz! Indyk! - powiedziałam pokazując odcisk rączki.
-Ślicznie - skwitowała kobieta - jadłaś już obiadek?
- Nie czekaliśmy z tatusiem na ciebie mamusiu
- To co powiesz na... naleśniki hm?
- Tak ! - ucieszyłam się.
- Okej, to idź do łazienki umyj rączki i mi pomożesz co?
- Tak
Szybko pobiegłam do łazienki i umyłam ręce. A potem od razu wróciłam do kuchni gdzie tylko zastałam jakiegoś mężczyznę.
- To co Ash. Przygotujemy składniki co? - skierował się do mnie.
- Tak! - krzyknęłam i podbiegłam do szafki wyjmując z niej mąke. Zaczęłam z nia wirować na lewo i prawo przez przypadek ją wysypując.
- Ojć - powiedziałam.
- Oj mama będzie zła - powiedział i wziął trochę mąki i wysypał mi na włosy śmiejąc się.
- Ejjj to nie fair - powiedziałam i wysypałam na niego resztę mąki.
- Znikam na dwie minuty a tu już taki bałagan - zaśmiała się kobieta wchodząc do kuchni.
- To tata zaczął! - powiedziałam broniąc się.
- Ja? To ty maluchu wymachiwałaś mąką na wszystkie strony
- Ale to ty mnie ubrudziłeś mąka - tupnęła stópką o podłogę.
- Dobrze, dobrze już nie wnikam kto to zaczął... idźcie się przebrać a ja w tym czasie zrobie naleśniki, tylko pożądnie bo jeszcze się was wystraszą i uciekną
- O nie! 

Obudziłam się. To tylko sen jednak... nie po raz pierwszy śnią mi się ci ludzie. Czy to możliwe że to moje wspomnienia a ci ludzie to moi rodzice?
Chwila. Gdzie ja jestem?!
Rozejrzałam się wokół. Byłam w jakimś namiocie. Koło mnie leżały  jakieś trzy puste materace, jakiś stolik a na nim porozrzucane przedmioty, bandaże, tubki z kremami, probówki czy igły. Nigdzie nie widziałam tylko plecaka z moimi rzeczami. Powoli wstałam z łóżka i ból przeszył moje ramię. Kiedy na nie spojrzałam okazało się, że miałam je zabandażowane. To było miejsce w które zadrapał mnie zombiak. Podeszłam do stolika i zabrałam z niego lancet* jako prowizoryczną broń. Odsunęłam materiał i przyjrzałam się temu co jest poza namiotem. Widziałam ludzi chodzących wokół, inne namioty, jakieś stoliki, auta a kilkadziesiąt metrów dalej niewielkie góry.  Zauważyłam kobietę w średnim wieku. Spojrzała na mnie a ja puściłam fragment materiału i zrobiłam trzy kroki do tyłu.  Wyciągnęłam rękę przed siebie gotowa zaatakować przeciwnika.  A może powinnam uciekać? 
Tak, pewnie tak.
Do środka weszła kobieta z uniesionymi do góry dłońmi.
Wydawała się być znajoma. Jej twarz i spokój, ktory zachowywała.

- Spokojnie, nic ci nie zrobię... - powiedziała spokojnym głosem robiąc  małe kroki w moją stronę.
- Kim jesteś? - zapytałam ani trochę nie opuszczając mojej pozornej broni.
- Znasz mnie. Przypomnisz sobie z czasem. DRESZCZ wymazał ci pamięć tak jak wszystkim przed wejściem do labiryntu
- Skąd wiesz o labiryncie?
- Pracowałam kiedyś dla nich... później zrobiliśmy bunt. Ty też...
- Jesteś... masz na imię Mary... Mam rację? - zapytałam niepewnie i powoli opuściłam lancet.
- Tak, a ty masz na imię Clarie - powiedziała i lekko się uśmiechnęła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro