11
- Wychodzisz gdzieś? - zapytała Lily, wchodząc, w sumie wskakując do mojego pokoju.
- Idę na imprezę do koleżanki - odparłam, poprawiając makijaż.
- Mogę iść z Tobą? - och te jej słodkie oczka małego szczeniaczka.
- Wybacz kochanie - wstałam i uklękłam przed nią, aby nasze spojrzenia były na tym samym poziomie - ale nie mogę.
- Czemu? - nienawidzę, gdy jest smutna.
- Hej - pogłaskałam ją po policzku. - Nie smutaj - i wzięłam ją w objęcia. - Nie mogę Cię dzisiaj zabrać, ale obiecuję, że jutro pójdziemy do parku, a potem na lody. Co Ty na to?
- Tak! Tak! Tak! - uściskała mnie. - Jesteś najlepszą siostrą na świecie! Kocham Cię!
- Ja Ciebie też - próbowałam ściągnąć jej ręce z mojej szyi, ale nie dałam rady. Normalnie przyczepiła się jak rzep do psiego ogona. - Hej, hej. Udusisz mnie.
- Ups - powiedziała swoim słodkim głosikiem i w końcu mnie puściła. - Pomóc Ci?
- Pewnie - podałam jej pudełka z biżuterią. - Wybierzesz coś dla mnie? - uśmiechnęła się promiennie i energicznie pokiwała głową.
Zostawiłam ją na chwilę i poszłam się przebrać do łazienki.
- Wyglądasz wystrzałowo! - rzekła, gdy wróciłam do pokoju.
- Sam! - nagle usłyszałyśmy głos mamy. - Ktoś do Ciebie!
- Już idę! - zawołałam. Wzięłam od siostry bransoletkę, którą dla mnie wybrała, przytuliłam ją na pożegnanie i po chwili schodziłam już po schodach. - Hej Mike.
- Hej - odparł z szerokim uśmiechem. - Wyglądasz super.
- Dzięki - podeszłam do niego i pocałowałam w policzek. - Idziemy?
- Jasne - wyszliśmy na zewnątrz, uprzednio żegnając się z moją mamą. Kiedy doszliśmy do samochodu, Mike zachował się jak dżentelmen i otworzył przede mną drzwi, a potem je zamknął.
- To Twoje auto? - zapytałam, gdy usiadł na miejscu kierowcy.
- Chciałbym - odpowiedział, zapinając pas. Zrobiłam to samo i po chwili ruszyliśmy.
Nie jechaliśmy wcale długo, bo Monic nie mieszkała daleko ode mnie. W sumie moglibyśmy się przejść, ale nie chciałam nic mówić. Nie chciałam, aby poczuł się dotknięty. Zauważyłam, jak bardzo się postarał i na prawdę to doceniam, lecz nie tylko to mnie zastanawia. Jestem ciekawa, dlaczego to robi. Czyżbym mu się podobała? Nie, to niemożliwe. Jesteśmy tylko przyjaciółmi i nic więcej.
- Jesteśmy - powiedział Mike, zatrzymując samochód. Wysiadł pierwszy, a potem pomógł mi, choć tak serio dałabym sobie radę sama. - Chodź - wziął mnie za rękę, a ja poczułam się trochę niezręcznie. - W porządku?
- Tak - uśmiechnął się i zaprowadził mnie pod same drzwi. Zapukał i po chwili ujrzeliśmy organizatorkę.
- Sam! - ucieszyła się na mój widok. - Fajnie, że przyszłaś - przytuliła mnie. - To Twój chłopak? - spytała, odsuwając się.
- Nie - powiedziałam natychmiast. - Tylko się przyjaźnimy - sprostowałam.
- Okey - chyba mi uwierzyła i otworzyła szerzej drzwi. - Zapraszam.
Mike puścił mnie przodem i po chwili byliśmy już w środku.
- Pójdę po coś do picia - rzekł, a ja skinęłam głową na znak zrozumienia.
Kiedy go nie było, trochę się rozejrzałam. Myślałam, że zobaczę gdzieś Biancę i Jess, ale nigdzie ich nie zauważyłam. Nie chciałam bezczynnie stać w jednym miejscu, więc postanowiłam je poszukać.
Dom Monic przypominał pałac. Chodziłam po nim i czułam się jak w jakimś labiryncie. Musiałam przepychać się między ludźmi i o mało, co się nie wywróciłam, i to nie raz niestety. Przechadzając się, kilka osób powiedziało do mnie 'cześć' albo coś w tym stylu. Nie znałam ich, ale dla świętego spokoju uśmiechałam się do nich.
Chodziłam i chodziłam, a moich przyjaciółek nigdzie nie znalazłam.
- Gdzie one są?
- Kto taki? - odwróciłam się i ujrzałam Thomasa.
- Hej - uśmiechnęłam się na jego widok. - Jak dobrze zobaczyć znajomą twarz.
- Mam rozumieć, że cieszysz się na mój widok? - podszedł bliżej i spojrzał mi głęboko w oczy, a moje serce zaczęło szybciej bić.
- Może - czekałam, aż no nie wiem pocałuje mnie, ale on tylko się uśmiechnął i odsunął. Normalnie go nie rozumiem.
- Kogo szukałaś? - zapytał, zmieniając temat.
- Jess i Biancę - rzekłam. - Widziałeś ją?
- Tu jesteś! - nagle podeszła do nas Monic i pocałowała Thomasa w policzek. - Widzę, że poznałaś już mojego chłopaka - moment. CHŁOPAKA?!
- Tak - udało mi się wykrztusić.
- Nie pogniewasz się jak Ci go ukradnę? - zapytała blondynka, a ja niechętnie pokręciłam głową. - Dzięki - przytuliła mnie. - Do później - świetnie. I znowu zostałam sama.
Nie chciałam bezczynnie śmiać jak słup soli, więc postanowiłam się ruszyć, a co za tym się kryło? Oczywiście myślenie.
On ma dziewczynę i nawet nie raczył mi o tym powiedzieć. Jaka ja byłam głupia. Myślałam, że może coś między nami zaiskrzyło, lecz najwidoczniej w świecie się pomyliłam. Wkurzyło mnie to, ale najbardziej byłam zła na siebie, bo czułam się przy nim cudownie i do tego jeszcze mu zaufałam, a on tak po prostu mnie okłamał. No dobra. W sumie nie powiedział mi, że nie ma dziewczyny, ale i tak poczułam się dotknięta. A nawet gorzej. Bardzo mnie to zraniło.
- Wszystko okey? - ktoś wyrwał mnie z zamyślenia.
- Co?
- Wszystko okey? - powtórzył brunet, którego nie znałam tak jak prawie każdego na tej imprezie.
- Tak.
- Na pewno? - dopytywał się.
- Tak - chyba go nie przekonałam, ale nie dał tego po sobie poznać.
- Jestem Diego - przedstawił się. Na szczęście zmienił temat, za co byłam mu ogromnie wdzięczna.
- Sam.
__________
Na zdjęciu Diego
__________
Hej kochani!
Co tam u Was słychać?
U mnie same nudy, więc postanowiłam coś dzisiaj dodać.
Miłego czytania!
Buziaki! 💋💋
Ps. Miło będzie jak zostawicie coś po sobie 😇
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro