8.
a/n; przepraszam, zapomniałam dodać w środę, za to macie dwa rozdziały na raz
***
Westchnął głośno, opierając się o ścianę. Był piątek, więc niedługo powinni zacząć chodzić uczniowie rozdający nowe wydanie gazetki. Szczerze powiedziawszy, stresował się trochę. Miał nadzieję, że wszystko wyszło tak, jak Zoe planowała. Widział, jak podczas tych czterech spotkań, które spędzili na rozmowach o kpopie, skrupulatnie wszystko notowała, jakby bała się pomylić choćby jedno słowo. Przykładała się do każdego z kolejnych tematów poruszanych w artykule i naprawdę byłoby mu przykro, gdyby coś nie wyszło.
Tak właściwie, to Zoe dostała więcej, niż półtorej tygodnia na napisanie tego artykułu. Jeśli dobrze pamiętał, mówiła, że to było coś koło trzech tygodni, ale przez pierwsze dni próbowała sama się czegoś dowiedzieć, jednak w końcu stwierdziła, że rozmowa z kimś, kto jest dużo bardziej ogarnięty w temacie, to najlepszy pomysł.
— Wiesz, zbierałam się chyba z tydzień, żeby do ciebie zagadać i zapytać, czy nie pomógłbyś mi z artykułem — wyznała na ich trzecim spotkaniu, kiedy szli ramię w ramię w stronę kawiarni niedaleko szkoły. — Cóż, zbytnia nieśmiałość nie jest pomocna w takich sytuacjach.
Spojrzał na nią wtedy ze zdziwieniem. Była raczej typem osoby towarzyskiej, ale po dłuższym zastanowieniu się zrozumiał, że może była taka gadatliwa tylko przy osobach, przy których czuła się komfortowo. On też na ogół nie rozmawiał dużo, ale gdy już się rozgadał, czasami nie umiał skończyć. Inną sprawą było, że on miał tak bardzo rzadko. Zoe z pewnością miała dużo znajomych. Kto nie chciałby kolegować się z tak sympatyczną osobą?
Miał też świadomość, że był jedną z wielu osób, które ona znała i zapewne już nie będą ze sobą rozmawiać. W końcu artykuł już został wydany, czego więc mogła od niego chcieć? Tyle osób powtarzało mu, że dla nich nie ma nic do zaoferowania. Może mieli rację? Zoe miała pewnie milion lepszych rzeczy do roboty, niż rozmawianie z nim.
Czekał, aż przerwa się skończy. Przed nim jeszcze dwie lekcje do końca zajęć, potem mógł wrócić wreszcie do domu i odpocząć. Ten tydzień był ciężki. Nauczyciele nie szczędzili im prac domowych i kolejnych sprawdzianów, a pogodzenie tego ze spotkaniami z Zoe nie należało do najłatwiejszych zadań. Mimo to, gdy wczoraj pożegnali się i wyszli z kawiarni, gdzie spotkali się po raz czwarty, poczuł... pustkę. Te kilka godzin spędzonych w jej towarzystwie spokojnie mógł określić jako dobrze i miło spędzone. Mógł się wtedy uczyć do szkoły, ale nie czuł, że zmarnował czas. Wręcz przeciwnie, gdyby mógł, spędziłby z nią chociażby chwilę dłużej.
Pokręcił głową. Nie powinien o tym myśleć. Przez ostatnie dwa lata jakoś udało mu się przeżyć bez nikogo. Marzenie o posiadaniu kogoś, z kim mógłby porozmawiać, mogłoby być dla niego złe. W ten sposób stałby się jedynie bardziej smutny. Widziałby, jak Blake rozmawia z innymi na korytarzu i miałby świadomość, że on nie może być jedną z tych osób, bo jest inny, gorszy. Takie myślenie przyniosłoby tylko negatywne skutki.
Nagle usłyszał, że ktoś krzyczy jego imię. Poznał głos Zoe i skłamałby, gdyby powiedział, że to go nie zdziwiło. Czemu go wołała?
Chwilę później dziewczyna stanęła przed nim z szerokim uśmiechem na twarzy i nowym numerem gazetki w wyciągniętej w jego stronę dłoni.
— Proszę, miłej lektury naszego artykułu — powiedziała, dalej się uśmiechając i Jeonginowi robiło się ciepło na sercu, widząc jej szczęście.
— Naszego? — zapytał, kiedy dotarł do niego sens jej słów. — Jak to: „nasz artykuł"?
— Cóż... — westchnęła, a on bez problemu mógł zobaczyć, że peszy się lekko. — Stwierdziłam, że skoro tyle mi pomogłeś, to jak najbardziej należy ci się chociaż to — powiedziała, otwierając gazetkę na odpowiedniej stronie i pokazując mu jego nazwisko zapisane zaraz obok tego jej w miejscu, gdzie pojawiały się godności autorów artykułów.
Nie mógł powstrzymać uśmiechu.
— Dziękuję — szepnął tylko, odbierając od niej gazetę.
Nie pamiętał, kiedy ktoś zrobił dla niego coś tak miłego i mogło to brzmieć głupio, ale tak właśnie było.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro