11.
a/n; jutro jest 27 lutego, a ja idę do szkoły na jedną lekcję i to będzie moja pierwsza lekcja w tym miesiącu
***
Od przerwy, na której przeczytał w gazetce o konkursie, nie mógł przestać o tym myśleć. Minęły już trzy dni, a jego głowa była wypełniona pytaniami. Czy powinien wziąć udział w tym konkursie? Z początku był jak najbardziej na nie, w końcu kto chciałby usłyszeć jego śpiew? Spodziewał się surowych spojrzeń jury, które pewnie nie dawałoby mu żadnych szans. I sądził, że właśnie tak będzie — że mimo wszystko i tak nie będzie miał najmniejszych szans na wygraną. Ale czy on w ogóle chciał wygrać? Sam nie był pewien; chyba każdy chciałby wygrać, prawda? Z jednej strony wiedział, że biorąc udział, zapewne by nie wygrał, ale z drugiej z pewnością miałby choć cień nadziei, że mu się uda.
Westchnął z irytacją. Nie chciał o tym myśleć. Po co miałby? Przecież wiedział, że i tak nie weźmie udziału...
A mimo to jego umysł wypełniało coraz więcej wyobrażeń, jak stoi na scenie, trzyma w dłoni mikrofon i śpiewa z przymkniętymi oczami. Kiedyś, kiedy jeszcze nie wiedział o przeprowadzce, lubił chodzić z Hyunjinem na karaoke. Gdy przestawali się wygłupiać, już na sam koniec, Jeongin włączał ballady i śpiewał je. Jego przyjaciel często powtarzał, że ma świetny głos i Yang po jakimś czasie zaczął marzyć o tym, żeby zaśpiewać większej publiczności. Nagrał kilka coverów, które pokazał tylko Hwangowi, ale czasami wyobrażał sobie, że śpiewa to komuś jeszcze.
Kiedyś Hyunjin zapytał, czy nie chciałby pójść na casting do którejś z koreańskich wytwórni, ale młodszy szybko zaprzeczył. Nie chciał być idolem; nie chciał musieć długo trenować, stresować się comiesięcznymi ocenami, a później, jeśli w ogóle byłoby mu dane zadebiutować, występami przed publicznością i spotkaniami z fanami. Nie chciał tego wszystkiego — nie chciał tej sławy. Chciał po prostu zaśpiewać dla kogoś, chciał, by ktoś oprócz najlepszego przyjaciela wysłuchał jego śpiewu.
Biorąc udział w konkursie, mógłby — choć częściowo — spełnić swoje marzenie. Nie sądził jednak, że był na to gotowy; w końcu w Ameryce nie czuł się wystarczająco komfortowo, by występować przed kimkolwiek, skoro nawet w Korei nie potrafił tego zrobić.
Jednak Zoe, odkąd zobaczyła go, kiedy czytał informacje o konkursie, nie odpuszczała. We wtorek napisała do niego z pytaniem, czy już podjął decyzję. Gdy odpisał, że jeszcze nie, ale najpewniej nie weźmie udziału, zaczęła wymieniać mu powody, dla których powinien spróbować.
Wśród nich było między innymi: „Masz śliczny głos i byłabym zdziwiona, gdyby komuś się nie spodobało" i „Dzięki tobie dowiedziałam się, jak dużo ludzi w Korei jest utalentowanych i skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie należysz do tego grona". Uśmiechał się, czytając te wiadomości i robiło mu się bardzo miło, jednak dalej nie był zbytnio przekonany.
Wczoraj podeszła do niego w szkole i pytała, czy zmienił zdanie. Nie rozumiał, dlaczego tak bardzo chciała, żeby spróbował swoich sił w tym konkursie. Przecież nawet nie wiedziała o jego marzeniu; skąd więc taki zapał, by go przekonać?
Był czwartek. Zaraz miała skończyć się przerwa i wprost nie mógł się doczekać kolejnej lekcji, która była ostatnią tego dnia. Stał pod klasą, przeglądając media społecznościowe, których używał głównie do obserwowania swoich ulubionych artystów i celebrytów.
A Zoe Blake miała idealne wyczucie czasu, żeby znajdować go chwilę przed końcem przerwy.
— Jeongin — zaczęła, gdy już się przywitała. Spojrzał na nią z pytającym wzrokiem, więc kontynuowała: — zdecydowałeś już? Wydaje mi się, że to już najwyższy czas, przecież nie napiszesz piosenki w pięć minut... No i trzeba zgłosić się wcześniej, więc...
Jej wypowiedź przerwał dzwonek. Przestała mówić, wywracając oczami z irytacją. Siedemnastolatek powstrzymywał śmiech.
Gdy dźwięk ustał, miał zamiar powiedzieć, że się spieszy, ale, widząc spojrzenie dziewczyny, zrozumiał, iż chce znać odpowiedź na swoje pytanie. Miał również wrażenie, że nie odejdzie, póki nie usłyszy, co on ma do powiedzenia.
Odchrząknął.
— Ja... um — niezbyt wiedział, jak ułożyć zdanie. Czuł się, jakby właśnie teraz miał zdecydować o czymś, co poważnie odbiłoby się na jego życiu. — Wiesz, ja... nie wiem, chyba mógłbym spróbować.
Na twarzy Zoe pojawił się szeroki uśmiech, jakby miała gdzieś, że właśnie spóźnia się na lekcję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro