15.
No więc wracam. Myślę, że to co mam w głowie może być całkiem spoko. Mam nadzieję, że spodoba wam się.
•••
– Jak myślisz? Lepiej wyglądam w tym czy w tym? – pytam chłopaka przykładając co siebie stylizacje na wieszakach.
– W obu. – mówi.
– Nawet nie spojrzałeś. A nawet jeśli to nie pójdę w dwóch sukienkach na raz. – opadam na łóżko z bezsilności. Ja już naprawdę nie wiem co mam włożyć.
– Słuchaj. Jesteś jej druchną. Niech Ali pomoże ci w doborze sukienki. – rzuca telefon na szafkę i kładzie się na mnie. To zdecydowanie nie jest lekki człowiek.
– Boże, zejdź. Ważysz z tonę. – mówię na co on wybucha śmiechem. – Bardzo śmieszne. – przedrzeźniam go.
– Jestem zdziwiony, że zniknęli na prawie miesiąc nic nam nie mówiąc, po czym wrócili i oświadczyli, że zapraszają nas na ślub. – opiera się o ramę łóżka.
– To jest miłość słońce. – mówię przeglądając rzeczy z mojej szafy. Jak nigdy nie narzekam, że nie mam się w co ubrać to w tej sytuacji chyba zacznę.
– Dobra. Nie mogę patrzeć na to. Ubieraj się. – rzuca nagle.
– No i co mi to pomoże? – pytam.
– Ubrana wsiądziesz do samochodu, a samochód zawiezie cię do galerii, w której coś sobie kupisz. – mówi ubierając kurtkę.
– Racja. A pojedziesz ze mną?
– Samej cię jeszcze nie puszczę. Tym bardziej moim samochodem. – mówi stając nade mną. Dlaczego on jest taki wielki?
– Kocham cię. – mówię. On nie odpowiada tylko składa na moich ustach soczysty pocałunek.
•••
– Czerwoną, różowa czy ta seledynowa? – pytam Shawna, który siedzi zrezygnowany na kanapie w jednej z przymierzalni.
– W czerwonej wyglądasz seksownie, w różowej słodko, a w seledynowej wyzywająco i zdzirowato.
Wow. Tego usłyszeć raczej nie chciałam.
– Szczery do bólu. Czyli różowa?
– Czerwoną kupię ci ją. Wyglądasz w niej za seksownie, żebym puścił cię w tłum napalonych facetów. Będziesz ją ubierała tylko dla mnie. – wchodzi do mojej przymierzalni i zasuwa kotarę. – A teraz ściągaj ją z siebie, bo niestety, ale jest kolejka. – mówi, po czym odpina szybkim ruchem zamek sukienki i podnosi mnie w górę. Zawieszam nogi na jego biodrach. Zaczyna mnie całować.
•••
– Jestem gruba. – mówię z nadzieją, że usłyszę same komplementy
– I tak cię kocham. – aha. Fajnie.
– Czyli jestem? – zaczynam wątpić w moją boską figurę, która ostatnimi czasy naprawdę się zmieniła.
– Nie jesteś skarbie. – mówi. On cały czas na ryj w tej cegle.
– Shawnie Mendesie do cholery kurwa jasnej odłóż ten pieprzony telefon i powiedz mi to w oczy. – krzyczę. Wręcz drę się na niego. No cholera, inaczej nie dociera.
– Jezu. Wyżywasz się na mnie jak jakaś psychopatka. – podnosi ręce do góry w geście obrony.
– Nie dość, że gruba to jeszcze psychiczna. Świetnie. Po prostu genialnie. – nadal podnoszę głos. Tylko tym razem nie słyszy mnie połowa Ameryki.
– Cały czas coś ci nie pasuje. Wiecznie jesteś niezadowolona. Jak będziesz się tak użalać nad sobą to zmarszczki ci wyskoczą i będziesz brzydka. – wstaje. Oczywiście góruje nade mną.
– Gruba, chora psychicznie, brzydka? Coś jeszcze? – czuję jak do moich oczu napływają łzy.
– Już ryczysz? Weź się ogarnij. Co ja znowu takiego powiedziałem? Zawsze to wszystko moja wina. Ty nigdy nie ponosisz konsekwencji. – zaraz go zabiję.
– Wyjdź. – mówię cicho, ale na tyle, żeby ten idiota usłyszał.
– Co? Mad, to nie było na serio. Ej nie chciałem cię urazić. Przepraszam. – podchodzi do mnie i łapię za ramiona.
– Nie dotykaj mnie tylko wyjdź. – krzyczę. Puszcza mnie, po czym zabiera swoje rzeczy i wychodzi trzaskając drzwiami. Opadam na łóżko i zalewam się łzami. Kobiety raczej nie lubią słyszeć takich słów od facetów, których kochają. Na pewno nie ja. Wkurwił mnie na maxa. Nie mam już siły do tego człowieka. Zmienił się. Cały czas jak o coś się pytam to gapi się w ten ekran. Cholera no. Też potrzebuję uwagi. Nie wiem co się dzieje. Naprawdę pierwszy raz od pewnego czasu nie wiem co mam zrobić.
***
– Czego chcesz? – pytam Shawna, który stoi przed moimi drzwiami. Jestem cała rozmazana i zapłakana.
– Zostawiłem kurtkę. – mówi pokazując na wieszak, na którym wisi.
– Dobrze. Weź ją. – mówię przepuszczając go. On bierze ją w rękę i szykuje się do wyjścia. – Shawn? – łapie go za rękę. – Jeśli chcesz, żebym była twoja kobietą musisz dotykać i patrzyć na mnie częściej niż na telefon. – mówię, a on tylko prycha pod nosem i wyrywa rękę. Po chwili znika za drzwiami swojego mieszkania, a ja? Zostałam sama. To nie znaczyło raczej niczego co mogłoby nas pogodzić. Ja tak naprawdę nie wiem już co było powodem tej kłótni. Chcę go z powrotem. Chcę mojego starego Shawna, który był opiekuńczy i kochał mnie najbardziej na świecie. Naprawdę nie wiem co się z nim stało.
***
Może ten rozdział nie jest ciekawy, ale od czegoś musiałam zacząć. Nie chciałam wyjeżdżać od razu od wielkich wydarzeń. Jest drama. Wystarczy jak na razie. Mam nadzieję, że spodoba wam się mój nowy pomysł.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro