/.12.\
Gdy człowiek siedzi sam w ciemnym, zimnym pomieszczeniu pozbawionym okien, mając do dyspozycji jedynie materac, przesiąknięty wilgocią, zaczyna lekko szaleć przez myśli, że zostanie tam już na zawsze i wkrótce będzie musiał zjadać sam siebie, aby tylko przeżyć.
Ze mną na szczęście nie było jeszcze tak źle, jak pokazywali na filmach o uprowadzeniach, których fabuła nie była tak bardzo wyssana z palca, jak do tej pory myślałem.
W telewizji, ludzie zamknięci w takich pomieszczeniach jak to, w którym teraz znajdowałem się ja, również liczyli każdą minutę, choć oni po jakimś czasie stracili nadzieję, że ktokolwiek jeszcze o nich pamięta.
Co prawda chyba zaczynał się dopiero drugi tydzień, odkąd przebywałem w betonowej klatce, ale moja nadzieja wciąż pozostawała nieugięta, dzięki czemu wierzyłem, że Jimin, kimkolwiek była, przyjdzie i zabierze mnie stąd.
Moje wewnętrzne rozterki przerwał zgrzyt żelaznych drzwi, które umieszczone były na ścianie przeciwległej do tej, pod którą siedziałem.
Otwartym przejściem, przez które wpadało blade światło jakiejś taniej, słabej żarówki, wszedł, co mnie zaskoczyło, nieznajomy mężczyzna. Oczekiwałem raczej, że przyjdzie facet, który od początku mojego pobytu tutaj przynosił mi jedzenie, którego ten nowy najwyraźniej nie miał.
Mężczyzna różnił się od niego budową, jak i kolorem włosów, które w tym szaro-białym świetle wydawały się być jasnym blondem. Obcy był również młodszy z wyglądu, od tego, którego widywałem codziennie. Rysy jego twarzy wskazywały na to, że miał około dwadzieścia parę lat, znaczy był w wieku Jimina.
Jimin miała dwadzieścia parę lat?
Gdy nieznajomy spojrzał na mnie swoimi czarnymi jak sadza oczami, krew w moich żyłach mimowolnie zwolniła, a serce prawie zaprzestało swojego i tak już rozregulowanego rytmu, w którym wcześniej chociaż starało się bić. Mężczyzna widząc mój strach przechodzący w silne przerażenie, uśmiechnął się, ukazując przy tym swoje ostre jak sztylety zęby.
- Chodź kiciu, czas na spacerek - odezwał się do mnie drwiącym głosem i zaczął się mnie powoli zbliżać, a w jego rękach coś błysnęło.
Obroża?
W panice zacząłem odsuwać się coraz bardziej do tylu, szorując tyłkiem, ukrytym pod bokserkami, o betonową podłogę. Mężczyzna znów się zaśmiał, przyspieszając kroku, aby mu nie uciekł, co było w sumie już niemożliwe, ponieważ moje plecy spotkały się z lodowatą ścianą, choć nie zwróciłem uwagi na jej temperaturę.
- Kotek nie ma gdzie uciec - jego śmiech, zimniejszy od ścian, rozległ się echem po całym pomieszczeniu, przysparzając mi jeszcze większego stracha.
Mężczyzna zbliżył się do mnie i kucnął, patrząc prosto w moje brązowe oczy. W głębi jego źrenic widziałem, że jego uśmiech nie był szczęśliwy. Był... Zraniony. Nie wiem czy uśmiech może być sam w sobie zraniony, ale ten facet, którego imienia jeszcze nie znalem, był złamany w środku.
Gdy przypatrywałem się czerni jego tęczówek i źrenic, on z wielką łatwością zapiął na mojej chudej szyi obrożę ze sztucznej, czerwonej skory, która nieprzyjemnie mnie drapała. Do metalowego kółeczka, które przypięte było po mojej lewej stronie, zaczepił krótką, czarną smycz, za która od razu szarpnął.
- Ruszaj się! Nie mam całego dnia na Ciebie! - warknął, a ja natychmiast wybudziłem się z transu, w jaki on mnie wprawił.
Popatrzyłem na niego, przerażony dwa razy bardziej niż, gdy przed chwilą tu wszedł. Czułem się jak mały szczeniak, który nagle zgubił swoją mamę i został całkowicie sam.
Przełknąłem gule w gardle, po tym, jak starszy znów szarpnął za pasek, przyczepiony do sztucznej skóry zapiętej na mojej bladej szyi. Chciałem wstać, aby móc pójść za nieznajomym, tak jak mi kazał, ale gdy tylko zacząłem się podnosić, starszy powalił mnie szturchnięciem nogi na ziemię , krzycząc, że zwierzęta takie jak ja, mają łazić na czterech łapach.
Czułem jak łzy upokorzenia, zmieszanego z bólem i strachem zbierają się w moich oczach, choć nie pozwalałem im wydostać się dalej. Chciałem być silny, ale wiedziałem, że na samym udawaniu za długo nie pociągnę i będę musiał wymyślić cos innego.
Gdy tylko znalazłem się na kolanach, opierając się również na rękach, mężczyzna ruszył w stronę drzwi, ciągając mnie co chwila za smycz, tym samym drapiąc moją szyję szorstkim materiałem. Nie oglądał się ani razu, aby sprawdzić, czy chociaż trochę nadążam za jego dość szybkim krokiem.
Pokój, z którego wchodziło się do mojej betonowej klatki wyglądał jak zupełnie inny świat. Pomieszczenie dawało wrażenie bardzo sterylnego laboratorium - białe ściany, podłoga i meble również w anemicznym kolorze, na których stały różne aparaty pomiarowe i probówki.
W mojej głowie, pokrytej czekoladowymi włosami pojawiło się jedno pytanie, przez które bicie mojego serca natychmiastowo przyspieszyło, tracąc już jakikolwiek rytm bić.
Czy oni na mnie eksperymentowali?
Zawracając swoje myśli w tym jednym, bardzo ważnym dla mnie pytaniu, nawet nie zauważyłem jak stojący nade mną blondyn ciągnie, a wręcz szarpie za przypiętą do mnie smycz.
- Powiedziałem ruszaj się! - ryknął na mnie swoim niskim głosem, wytracając z transu i przyprawiając mnie o gęsią skórkę, która natychmiast pokryła cale moje, prawie nagie ciało.
Uniosłem głowę i spojrzałem na niego ze łzami w oczach. Okres, w którym starałem się udawać odważniejszego niż jestem, minął szybciej niż sam bym się spodziewał i już nie dałem rady kontrolować moich łez, które zaczynały płynąć mi z oczu.
- Tylko mi tu nie rycz smarkaczu! - krzyknął, co wcale nie pomagało mi się uspokoić, a wręcz przeciwnie - było gorzej niż by można było założyć. - To jeszcze nie czas abyś płakał - zaśmiał się pod nosem i poklepał mnie po głowie, czochrając moje włosy, które już ewidentnie potrzebowały porządnego umycia, przynajmniej dwa razy.
Zacząłem się zastanawiać nad znaczeniem jego wypowiedziach przed chwilą słów, gdy znów pociągnął mnie za pasek. Tym razem zareagowałem i ruszyłem grzecznie za nim, nie chcąc, aby moja delikatna skóra szyi znów ucierpiała przez moje gapiostwo i zamyślenie.
***
Następnym pomieszczeniem, w którym się zatrzymaliśmy, po przejściu chyba czterech, w których nie zdążyłem się nawet rozejrzeć, był Pokój, przypominający małych rozmiarów studio filmowe.
Na środku zielonej części sali, która rozmiarem była trochę większą od mojej betonowej klatki, znajdował się stół, do złudzeń przypominający taki, na którym robiło się wszelkich rodzajów zabiegi.
Na mebel zrobiony z jakiegoś jasnego, nieznanego mi rodzaju drewna, były skierowane dwie kamery, które wyglądały zbyt profesjonalnie jak na warunki, w których się znajdowały.
Po dokładniejszym rozejrzeniu się po sporych rozmiarów pokoju, mogłem już stwierdzić, że było to coś co na pozór miało przypominać scenę z tandetnego horroru, jeszcze przed dodaniem efektów specjalnych i bez aktorów.
Pamiętnik Jeon Jungkooka
Wpis z 12 czerwca 2016
-------------------------------------------------------
Korekta Hypest_Hype
Dziękuję bby❤
Mam nadzieję, że rozdział sie spodoba ^^
Jakby kogoś to interesowalo to moj plecak aktualnie wygląda tak:
Tak, wszystko robilam sama.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro