Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

uwagi: kiepski humor, daddy jokes, trochę rak, ogólnie jak coś to ostrzegałam pa

Mógł mówić o sobie "prawdziwy Jimin interesów". Jak na rodowity, prawilny ryż przystało, od dawna marzył mu się wyjazd nad morze i od dawna na niego oszczędzał. Tylko że był nad tymi wszystkimi Jiminami o głowę wyżej- oni oszczędzali rok, aby wyjechać na tydzień i podczas tych "wakacji" zaciskać pasa, on zbierał trzy lata, aby wyjechać na dwa tygodnie i te dwa tygodnie spędzić jak król. Niby samotnie, ale za to godnie, jak to mówią. Przecież wyrwie kogoś na miejscu, jak nie sam, to na kasę, więc nie widział sensu brać ze sobą żadnego zbędnego balastu w formie przyjaciół. 

Zrobił trzy listy: rzeczy, które powinien wziąć, rzeczy, które już spakował i rzeczy, o których zazwyczaj zapominał. Ostatecznie zapomniał dwóch pozycji z pierwszej listy i jedną z trzeciej, jednak podstawowy sprzęt, jak komórka, ładowarka i słuchawki był na swoim miejscu, w jego kieszeni i zewnętrznej kieszonce walizki, więc nie musiał się o nic martwić. Szczoteczkę do zębów gdzieś kupi, a ręczniki powinni mieć w hotelu, w końcu pięć gwiazdek o czymś świadczyło, prawda? Najgorszy był brak majtek, przecież nie będzie codziennie prał tych, co ma teraz na sobie. Miał tylko nadzieję, że będą tam jakieś sklepy, gdzie kupi bieliznę, ewentualnie nauczy się żyć jakoś bez nich- najważniejsze, że wziął kąpielówki. 

Droga taksówką na lotnisko, z wielkimi słuchawkami na uszach, wprawiła go w cudowny nastrój. Mimo iż w Busan było teraz zaledwie dziesięć stopni na plusie, a on nadal nie opuścił swojego rodzinnego miasta, już gotował się od środka z emocji, a jego skóra parzyła od samych myśli o wakacjach. Miał prawo być podekscytowany, prawda? Prawda. 

Zapłacił taksówkarzowi i prawie zapominając o swojej walizce, wyszedł z pojazdu, przyglądając się wielkiemu, oszklonemu budynkowi lotniska Busan-Gimhae. Wizja przesiadki we Władysławostoku, gdziekolwiek to było, trochę go przerażała, ale podobno razem z niewielką grupą, która leciała do tego samego celu co on, mieli dostać jakąś pomoc. Miał nadzieję, że nie będzie się ona ograniczać do wręczenia mapki w obcym języku przez jedną ze stewardess, ale wszystko miało się okazać dopiero w swoim czasie. Nie ma co panikować i martwić się na zapas.

Na szczęście, nie było tak źle. Wysoki chłopak z tlenionymi włosami i dwójką przyjaciół, którzy wydawali się niezbyt zainteresowani sytuacją dookoła,  wydawał się nieco kumać język rosyjski i tłumaczył mu przez chwilę, gdzie powinien się udać, w ostateczności jednak pozwolono mu podłączyć się do ich grupki. W samolocie znów zostali rozdzieleni, a on był zbyt zmęczony, aby chodzić i ich szukać. Postanowił złapać nieznajomego podczas wychodzenia z samolotu, bo kiedy tylko usiadł i zapiął pasy, zasnął, zanim jeszcze zdążył wysłuchać do końca biadolenia kobiety o przepisach bezpieczeństwa, życzeń przyjemnej podróży i innym tego typu bredni. On chciał po prostu spać. Nic więcej. Obudzono go, kiedy samolot podchodził do lądowania. Sprawdził godzinę, jednak był jeszcze zbyt zmęczony na ogarnianie różnicy czasu, więc odłożył go z powrotem do kieszeni i zaczął się zbierać, choć w sumie za bardzo nie miał czego- nikły bagaż podręczny, z którego przez całą podróż i tak nie skorzystał ani razu, leżał nietknięty gdzieś pod jego nogami. Poszedł jeszcze szybko do toalety, po czym wrócił na swojej miejsce. Zanim jednak przypomniał sobie, że miał rozejrzeć się za grupą, która mu pomogła, samolot wylądował i na pokładzie zrobił się okropny bałagan. Widział ich, siedzieli jakieś dziesięć rzędów przed nim, po drugiej stronie, ale nawet nie wiedział, jak miałby ich zawołać, zresztą było tak głośno, że nic nie byłoby słychać. Może złapie ich przy odbiorze bagaży? 

Niestety, nawet chodząc w tę i z powrotem przy taśmie z bagażami i szukając jednym okiem swojej walizki, a drugim łypiąc po ludziach i szukając trzech, dość rzucających się w tym tłumie Koreańczyków, nie udało mu się ich znaleźć. Westchnął i ściągnął z taśmy swoją walizkę, która akurat do niego podjechała. Cóż, trudno. W końcu to byli tylko nieznajomi. 

Jakoś udało mu się znaleźć niewielki autobus z nazwą swojego hotelu. W środku było duszno i tłoczno, ale na szczęście było jeszcze kilka miejsc siedzących. Był tak zmęczony, że ciężko było mu być szczególnie podekscytowanym, mimo długiego snu. Dojechali do hotelu, a pierwszym, co zrobił Jimin, po tym jak z pomocą jakiegoś chłopca, na oko w jego wieku, odebrał klucz do pokoju i znalazł przydzielony mu numer, walnął się na łóżko i zasnął. Jak się jednak okazało, dzisiejszy dzień miał dla niego więcej rozrywek, niż ten mógłby się spodziewać. Wieczorem (Jimin naprawdę nie chciał myśleć o różnicy czasu) wstał, wziął szybki prysznic i z mokrą głową, ubrany w hawajskie spodenki i jasną koszulę z nadrukiem w palmy, w swoich nowych sandałach udał się na spacer, aby trochę rozeznać się w terenie. Wziął ze sobą trochę gotówki, telefon, słuchawki i kołczan prawilności w formie niepasującej do niczego nerki, którą gustownie zawiesił na biodrach, aby móc wszystko schować. Bał się trochę, że ludzie będą się na niego dziwnie gapić - pierwszy raz był poza swoim krajem, a na dodatek tak w chuj daleko i całkiem sam. Czuł się trochę nieswojo, jednak jego wewnętrzna aura zajebistości wzrastała wraz z poziomem słońca, dobrego humoru i alkoholu, więc szybko dało się zmienić ten stan rzeczy. 

Posesja hotelu była naprawdę ogromna, kilka pięter, a na każdym z nich, w tym na dachu, był taras widokowy z leżakami, jakuzzi i barem. Zwiedzenie wszystkich było niemożliwe, więc ograniczył się jedynie do tarasu na swoim piętrze, dwóch wyżej i tego na samej górze, największego, z basenem, parkietem, salą rekreacyjną, ogromnym barem (nie widział jeszcze takiego w żadnym odwiedzonym przez siebie klubie, gdzie chodził wyrywać laski, a bywał w nich naprawdę często) i przepięknymi widokami z każdej strony, w którą się spojrzało. Samo to zwiedzanie budynku zajęło mu ponad dwie godziny, a jego ekscytacja wcale nie malała, kiedy udał się na dół, w stronę hotelowego kompleksu na parterze- kilka wielkich basenów, mnóstwo leżaków, szwedzkie stoły z przystawkami i owocami, budki z żarłem przygotowywanym bez ustanku na świeżo, place zabaw dla dzieci, palmy, stylowe szałasiki z klimatyzacją odgradzające od słońca i gorąca, które nie ustępowało nawet wieczorem. Tutaj dzień wydawał się trwać cały czas, a doba nigdy się nie kończyła. Kiedy udał się na plażę poza hotelowy kompleks, było już naprawdę późno, jednak miliony świateł, światełek, lamp, reflektorów i sznurów małych, kolorowych lampek dawały wrażenie, jakby noc wcale tu nie wschodziła. 

Kobiety ubrane w kuse stroje zapraszały na tatuaże henną, masaże, drinki, kulinarne specjały, słodkości i lody, wszędzie było głośno, z głośników dochodziła taneczna muzyka, a z jego twarzy nie schodził uśmiech. Było pięknie. Zbyt pięknie. Tak pięknie, że od tego piękna głowa pulsowała mu dziwnym bólem, ale był to tak przyjemny ból, że nie chciał, aby mijał. 

Sam nie wiedział, jak zamiast na plaży, wylądował w samym epicentrum zabawy. Coś na wzór rozległej pijalni, ciągnącej się, mogłoby się zdawać, kilometrami, aż do końca świata. W jego ręku znalazł się kolejny drink, bo pierwszego wypił jeszcze na hotelowym dachu, tak dla rozluźnienia. A potem kolejny, następny i tak do upadłego,  aż nie obudził się w swoim pokoju, skacowany, śmierdzący żulem, ale z nieziemsko dobrym humorem.

Wczorajszą noc pamiętał wyrywkowo- drinki, dziewczyny, szaleństwo, tańce, zabawa, jakiś zakład, siłowanie się na ręce... Nie miał pojęcia, jak znalazł się w pokoju, ale cieszył się, że mógł się wyrzygać na spokojnie w kiblu, a nie na plaży, wycierając spoconą twarz ręką, z której sypał się piasek. Pościel była w miarę czysta, jeżeli przymknąć oko na to, że położył się spać w butach i ubraniach z wczoraj, ale najważniejsze, że zachował kulturę oraz godność i wspomnienie dzisiejszej nocy spuścił w ubikacji, a nie zostawił na podłodze obok łóżka. 

Umył się i doprowadził do względnego porządku, po czym zaczął się rozpakowywać. Miał tu zostać dwa tygodnie, więc nie chciał ciągle szukać rzeczy po walizce, szczególnie, że miał kilka szafek, komodę i szafę tylko dla siebie.

Ubrania z wczoraj wrzucił do kosza na pranie stojącego w kącie łazienki, jednak przed tym wybrał z kieszeni spodni jakieś papierki. Dwa paragony, przedarty prawie na pół banknot jednodolarowy i jakaś pogięta tekturka, którą szybko rozwinął, zaciekawiony. Ledwo rozszyfrował angielskie, nieco starte już napisy. 

Miał w ręku bilet na trzydniowy rejs wokół wyspy, z datą na dzisiaj. Za trzy godziny. Kompletnie nie wiedział, o co chodzi i skąd wzięło to się w jego kieszeni. Nie potrafił połączyć w dokładną, chronologiczną całość wczorajszych wspomnie. Przez chwilę jeszcze siedział, wgapiając się w występlowany pieczątkami kawałek sztywnego papieru, już mocno przetartego na rogach i zgięciach, będąc w lekkim szoku. Chwilę później jednak chwycił niewielki plecak podróżny, który wziął ze sobą w razie gdyby chciał się gdzieś wybrać i zaczął wypychać go najpotrzebniejszymi rzeczami. Ubrania, kosmetyki, krem z filtrem, pożyczył też jeden z hotelowych ręczników, ładowarka, słuchawki, telefon, książka. Ledwo, bo ledwo, ale wepchał też do środka cieplejszą bluzę, w razie gdyby na morzu wiało, po czym zamknął pokój i pobiegł do recepcji, aby z pomocą translatora tłumaczyć sytuację i zdać klucze, bo nie chciał w razie czego ich zgubić. Na całe szczęście poszło szybko, a on już po kilkunastu minutach biegł w stronę plaży. Pamiętał z wczorajszego spaceru znak na skrzyżowaniu, który kierował na zatokę w lewo. Zwiększył nieco tempo, kiedy spojrzał na zegarek, który wskazywał, że do rozpoczęcia rejsu zostało tylko pół godziny, a on miał do przebiegnięcia jeszcze prawie dwa kilometry w pełnym słońcu, manewrując z plecakiem wśród rozkrzyczanych ludzi. Ostatecznie zdążył i wbiegł z rozpędu na pokład, pokazując na szybko bilet dla stojącego przy podeście mężczyzny, który na szczęście wpuścił go bez większego problemu. 

Wyglądał jak zmokła kura, ociekał potem, który zalewał mu oczy, włosy kleiły mu się do czoła, ledwo brał oddech z wysiłku, jednak mimo wszystko nie potrafił pohamować uśmiechu. Wyszczerzył się jeszcze bardziej, kiedy rozległ się głośny gwizd, a drewniany pomost prowadzący na statek został wciągnięty na pokład, po czym wszystko ruszyło. Ludzie machali im z lądu, a zabrany przy barierce tłum, łącznie z nim, odmachiwał. Czuł się trochę, jakby to wszystko było wyjęte z Titanica. Nie zgadzała się tylko jego hawajska koszula, krótkie spodenki, egzotyczna otoczka i błękitna woda pod nimi. No i temperatura, która uniemożliwiała utrzymanie się jakiejkolwiek góry lodowej

Tłum w końcu się rozrzedził, przestając przygniatać go do barierki, więc mógł trochę odetchnąć i się uspokoić. Spojrzał na swój bilecik, aby zobaczyć, gdzie powinien się kierować, aby znaleźć piętro, na którym znajdował się jego pokój. Jak się okazało, dzielił go z trzema innymi osobami, jednym ciemnoskórym facetem po czterdziestce i kimś jeszcze, kogo aktualnie nie było- a o jego obecności tutaj świadczył tylko bagaż pozostawiony na dolnej pryczy dwupiętrowego łóżka. Wolne miejsce było tylko na górze dwupiętrowego łóżka, bo to pojedyncze zostało zajęte przez mężczyznę, który po przedstawieniu się też wybył z pokoju. Z westchnięciem, ale nadal radosny, wgramolił się po  drabince na górę, aby rozgościć się na swoim materacu, który okazał się nawet wygodny. 

- No i wtedy idę do pokoju, chwytam za klamkę, a ona wypada. Przez pół godziny czekałem pod drzwiami na jakiegoś kogoś, kto się tym zajmie, a potem kolejne pół godziny, aż to naprawi. Nie spakowałem przez to kilku rzeczy, ale da się przeżyć.

Jimin zaśmiał się, słysząc tę wyjętą jakby z jego własnego życia, tak mu bliską historię, dopiero po chwili rozumiejąc, że rozumie. Znaczy, minęła spora chwila, zanim ogarnął, że to, co słyszy, nie jest angielskim bełkotem, a czystym koreańskim i bez problemu dotarło do niego każde z wymienionych słów. Aż podniósł się na materacu, patrząc na dwójkę chłopaków wchodzących do pokoju. 

- To wy! - prawie że krzyknął, wskazując na przybyszy palcem. Wiedział, że to niekulturalnie, sratatata i tak dalej, ale w tej chwili nic takiego się nie liczyło. - Z lotniska we Własydo... Własłody... Wosładys... Tak, właśnie. Nieważne. Szukałem was -

- O, wiedziałem, że się jeszcze kiedyś spotkamy - powiedział ten wyższy, tleniony blondyn, przerywając mu. - Mieszkasz tutaj? Znaczy w tym pokoju?

- No- odpowiedział Jimin, zeskakując z dwóch ostatnich szczebli drabiny, robiąc przy tym spory hałas i prawie skręcając nogę. - W ogóle to Jimin jestem.

- Namjoon, fajnie cię w końcu poznać - odpowiedział chłopak, ściskając jego wyciągniętą dłoń. 

- A was nie była trójka? - zapytał rudowłosy, odwracając się tym razem do niższego chłopaka, do niego też wyciągając rękę, aby i z nim się przywitać. I tak dowiedział się, że Namjoon, razem z Hoseokiem i Yoongim, który aktualnie leżał kilka pokojów obok i spał, przyjechali tu na wakacje, tak jak on. Porozmawiali jeszcze chwilę, po czym wyszła propozycja, aby poszli po Yoongiego i ogarnęli nieco statek, na co wszyscy przystali. Jak się okazało, prawie wszyscy. 

- Pocałujcie mnie w dupę. Chcę odpocząć - odparł czarnowłosy chłopak, leżący jednym z łóżek. Nie wydawał się być szczególnie przyjaźnie nastawiony, jednak wystarczyło, aby Hoseok szepnął mu do ucha kilka słów, by ten z ociąganiem podniósł swoje cztery litery z materaca i z udawanym optymizmem ruszył razem z czwórką chłopaków rozejrzeć się po łajbie. 

- Skąd jesteś w ogóle? - zapytał Namjoon, kierując na chłopaka zaciekawione spojrzenie. Aby to zrobić musiał schylić głowę, bo fakt, że dzieliła ich różnica wzrostu, był niezaprzeczalny. 

- Z zadupia w sumie, wątpię, abyś wiedział. A wy?

- Ja jestem z Ilsan, ale mieszam razem z nimi w Seulu od jakiegoś półtora roku. Znaczy, nie razem w mieszkaniu, ale blisko - wytłumaczył wyższy, idąc przed siebie z uniesioną głową, ale co chwilę spoglądając w dół na rudowłosego. Jimin czuł się przy nim nieco skrępowany, ale starał się tę niepewność przetransformować w ciekawość. Nie mógł wyrzucić z pamięci historii, którą usłyszał nie tak dawno- czuł się, jakby odnalazł bratnią duszę, której brakowało mu przez całe życie. Miał wrażenie, że odnalazł właśnie swojego bro z dzieciństwa, który wrócił z dalekiej podróży i mają sobie do opowiedzenia kilkanaście lat swojego życia. 

Nie wyczaił nawet momentu, w którym zostali sami, ale nie przeszkadzało mu to całkowicie, bo pochłonięty rozmową z Namjoonem całkowicie zapomniał, że mieli za sobą jeszcze dwójkę chłopaków. Zresztą, coś mu w nich nie pasowało, postanowił się więc prostu z mostu o to zapytać, bo w końcu po to prowadzi się rozmowę, prawda? Aby czegoś się o sobie dowiedzieć. 

- W ogóle, to Yoongi i Hoseok są rodzeństwem? Sprawiają wrażenie bardzo do siebie przywiązanych - rzucił, kiedy zatrzymali się przy jednej z barierek na dolnym pokładzie. Stąd do wody były niecałe dwa metry, więc wydawało się, że gdyby wychylić się nieco poza, zaraz można by dotknąć tafli ręką. Chociaż znając swój zasięg ramion, Jimin był prawie pewny, że nawet gdyby dzieliło go od wody zaledwie pół metra, nadal miałby z tym problemy. Taka przypadłość ludzi małych- jednakże nie miał w związku z tym żadnych kompleksów. Nadrabiał charakterem, poczuciem humoru i był całkiem niczego sobie, więc nie miał nad czym płakać, zresztą przecież nie był AŻ TAK niski. 

- Nie, nie są. Poznali się w sumie przypadkiem, kilka lat temu, na jakimś koncercie, nie znam szczegółów. Wiem tylko, że Hoseok wyjebał się w błocie i to był najlepszy wieczór w jego życiu, więcej nie chcieli nigdy powiedzieć - wzruszył ramionami, po czym splunął przez barierkę i wyjął z kieszeni paczkę papierosów. - No i od tamtej pory zawsze widać ich razem. Bardzo się przyjaźnią. 

- Są razem tak? - zapytał rudowłosy, wyczytując między wierszami to, czego Namjoon nie chciał powiedzieć wprost. Nie dziwił się, dzielenie się takimi newsami z nowo poznanymi znajomymi z Korei nie leżało na porządku dziennym, jednak był osobą, która nie lubiła niedomówień. Nawet jeżeli coś było niewygodne, wolał mieć wszystko czarno na białym. Wtedy atmosfera była czystsza. Im mniej niedopowiedzeń, tym mniej nieporozumień i krępującej ciszy. 

- Tak, ale - 

- Spoko, nie mam nic do tego - powiedział Jimin, szczerząc się do chłopaka. Widział, że ta rozmowa nie była mu na rękę, jednak jakimś cudem domyślał się, że zaplusuje u niego, jeżeli pokaże swoją tolerancyjną stronę. Nie, żeby mu jakoś szczególnie na tym zależało, jednak prawdopodobnie przez następne dwa tygodnie, a już na pewno przez następne trzy dni ta trójka będzie jedynymi osobami, do których będzie mógł otworzyć gębę i pogadać w języku, który rozumie bez używania Google Translate. No i lubił nowe, przypadkowe znajomości. Kontakty zawsze były mile widziane, a on lubił otaczać się sznureczkiem znajomych, to dawało mu poczucie stabilności. Najgorsze, co mógł sobie wyobrazić, to samotność, której nienawidził. 

- Wiesz, oni są dla mnie ważni. Nie lubię sentymentalnych pierdów, ale ci dwaj są naprawdę super ziomkami. Zresztą sam się przekonasz, jak tylko będziesz miał okazję ich lepiej poznać - powiedział, uświadamiając go tym samym w fakcie, że jeżeli usłyszałby z jego ust jakieś złe słowo na ich temat, oznaczałoby to koniec ich znajomości. Jego ton był na tyle wymowny, że nie musiał mówić tego na głos, aby przekaz był dla rudzielca wystarczająco zrozumiały. 

- Wiesz, że kiedyś się przelizałem z facetem? - zaśmiał się Chim, robiąc przy tym nieco skonfundowaną minę. Nie był pewny czy powinien o tym mówić, choć na początku wydawało mu się to całkiem spoko pomysłem. - Znajomi obiecali mi tydzień darmowego żarcia w zamian za kilka gorących buziaczków z jednym z naszych wspólnych kumpli. A tam, gdzie zaczyna się darmowe żarcie, kończy się moja godność. Już nie pamiętam czym go przekupiłem, ale najważniejsze, że poskutkowało, nie? - zaśmiał się, przytrzymując się metalowej barierki i nieco wychylając się poza nią, aby ukryć swoje zażenowanie. Nie, takie funfacty na pewno nie były dobre na początku znajomości. - Ale nie jestem homosiem jak coś, więc spoko. Nie musisz się bać o swój tyłek w nocy - wyszczerzył się. 

I chyba wtedy Namjoon po raz pierwszy pomyślał, że Jimin wygląda naprawdę uroczo, kiedy pod wielkim, choć nieco skrępowanym uśmiechem znikają mu oczy. I że w sumie to trochę szkoda, że jednak nie jest homosiem.



luv bro

PS. jimin jest na górze

.

.

.

.

.

.

.

ale tylko na łóżku piętrowym lol XD

dobra, to ten, wszystkiego najlepszego, nie

I wgl

( ͡° ͜ʖ ͡° )

w związku z tym a nie innym, to do końca stycznia skończę bby

(mam nadzieję)

  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro