Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział piąty

Po głupiej sprzeczce z Kisame, chłopaki poszli spać, a ja jak powiedziałam - zajęłam wartę. Wyciszyłam czakrę i w gmnieniu oka zastawiłam pułapki, gdyby zaatakował nas ktoś znienacka.

Usiadłam obok Itachie'go, po czym jego głowa opadła na moje ramie. Wiem o co chodziło, ale mimo to nie wkurzyłam się na niego tylko zamknęłam oczy.

Po chwili usłyszałam aktywującą się pułapkę, którą zastawiłam nie daleko naszego położenia. Gwałtownie otworzyłam oczy i zwinnym ruchem odeszłam od Uchihy nawet go nie budząc. Podążyłam w stronę dźwięku i rozejrzałam się - nikogo nie było...

Aktywowałam "Oczy Nocnego Kota" i rozejrzałam się dokładnie, ale nikogo nie zobaczyłam.

Machnęłam ręką i gdy się odwróciłam, wpadłam na czyjąc kladkę. Odbiłam się od niej i zrobiłam dwa kroki, by zobaczyć twarz osoby. Na początku myślałam, że to wkurzony Kisame, ale kolor jego skóry o tym nie świadczył. Wiedziałam też, że to nie może być Itachi...

Spojrzałam w jego oczy i ujrzałam byakugan'a. Serce zatrzymało mi się na chwilę, a nieznajomy wpatrywał się we mnie. Jego oczy bardzo mnie przerażały, a jego głos wydał się znajomy. Wiedziałam, że muszę się ruszyć i ostrzec chłopaków, ale byakugan zbyt bardzo mnie przerażał...

- Masz ładną bieliznę. - powiedział z łobuzerskim uśmiechem. To przybiło mnie do ziemi.

- Z-Zboczeniec...! - krzyknęłam zakrywając piersi i po chwili udało mi się ruszyć. Uciekłam i obudziłam "królewiczy".

Chłopaki wstali i przygotowali się do ataku, a ja stałam wpatrzona w stronę, gdzie spotkałam tamtego chłopaka.

Itachi kątem oka spojrzał na mnie, a jego czujność spadła o połowę, co było bardzo niekorzystne... Ktoś zaatakował. Kisame i Itachi odskoczyli, ale ja znowu poczułam, że mam nogi jak z waty. Nie mogłam się ruszyć, a kunai trafił mnie w rękę.

Pisnęłam, ale ból nie pomógł mi w reakcji, gdy nieznajomy podchodził do mnie.

Byłam na wiciągnięcie jego ręki i gdy miał mnie złapać, chłopaki z mojej drużyny stanęli przede mną. Poczułam ulgę, ale dopiero po chwili zoriętowałam się, że kunai w mojej ręce jest zatruty.

- Uchijini! Jesteś ranna? - usłyszałam Uchihę.

- Czyli to wy z "Brzasku" macie tą piękną, kocią panienkę? - bardziej stwierdził niż spytał.- Oddajcie ją. Ona nie należy do was!

- Jaką masz pewność, dziwaku?! Kotek jest z nami po dobroci.

- Nię sadzę. - zaczął, a za nim pojawili się jego towarzysze. Nie wyglądało to najlepiej.

- Jest ich za dużo! - krzyknęłam, a pot zpływał mi po twarzy.- Nie damy im rady... Uciekajmy!

- Akatsuki nie uciekają! - powiedział Kisame i zaatakował jednego z nim.

 Upadłam na kolana i zakryłam kunai płaszczem. Nikt nie mógł dowiedzieć się o mojej ranie, a tym bardziej o zatruciu.

 Przyglądałam się walce między Itachim, a tamtym kolesiem. Wyglądało to dobrze, a raczej najlepiej na naszą korzyść. Itachi pokonał już wieli tak samo jak Kisame, ale gdy ostatni przeciwnik miał stracić życie, po prostu zniknął?!

- Klon?! - zdziwiłam się.

- Gdzie podział się ten gówniarz? - zapytał zły Kisame.

 Nikt inny nie dawał oznak życia, a spokojnie siedziałam przy drzwie, ledno żywa. Byłam szczęśliwa, że Uchiha żyje, ale głos za moimi plecami zbił mnie z transu.

- Już cię mam, Kiciu... - szepnął mi do ucha. Znowu nic nie mogłam zrobić.

- Kisame!

- Hai*! - przytaknął rekin na krzyk Uchihy.

 Mężczyzna odskoczył, ponieważ niebiesko skóry rzucił się na niego ze swoim mieczem. Dalej nie mogłam się ruszać, a Itachi wziął mnie na ręce i zobrał do jakiegoś dziwnego miejsca.

 Posadził mnie w sirodku jakiś ruin, starego domu. Wyglądał stabilnie jak na domy jakie widziałam przedtem.

Dalej nie mogłam ruszyć swoim ciałem, a dobrze wiedziałam, że jestem już wystarczająco daleko od chłopaka z Byakuganem.

 Itachi chciał wiedzieć co się ze mną dzieje, ale nie byłam w stanie nic wydusić, a nawet gdybym mogła nie przyznałabym się do tego, że moję się takich oczu jakie miał tamten nieznajomy.

- Zostań tutaj. Jak będzie po wszystkim... przyjdę po Ciebie. - oznajmił i odszedł.

- I-Itachi...-kun? - ledwo wyszeptałam i zemdlałam.

 Trucizna zaczęła niszczyć krwinki i z każdą chwilą paraliżowała moje ciało. Wiedziałam, że jeżeli zaraz ktoś nie zacznie mnie leczyć... mogę zginąć tu w samotność.

 Miałam świadomość, że nie ma już dla mnie ratunku, a moje ciało i organy umierają. Zamknęłam oczy i odpłynęłam... jednak przed całkowitym zaćmieniem zauważyłam czująś sylwetkę. Nie mam pojęcia kto to, ale nie najprawdopodobnie nie miał dobrych zamiarów...!

--------------------------
Hai -tak

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro