Rozdział czwarty
- Myślałam, że jeszcze śpisz... - powiedziałam, gdy zobaczyłam stojącego obok łóżka rudowłosego chłopaka bez koszulki.
Nic mi nie powiedział. Nawet na mnie nie spojrzał, zdziwiło mnie to. Złożyłam pieczęcie i podeszłam do chłopaka, powalając go na łóżko. Teraz mogłam zobaczyć jego emocję - zdziwienie, niepewność.
- Pozwól, że dokończę moje leczenie. - powiedziałam, a z moich rąk zaczęła wydobywać się zielona czakra.
Chłopak nie reagował, czekał aż skończę. Leczenie go nie zajęło mi sporo czasu, bo wcale nie był chory tylko zapracowany, ale i to mogło doprowadzić do czegoś poważniejszego.
- Mam nadzieję, że dasz sobie spokój... - zaczęłam mówić, gdy miałam już wyjść z pokoju.- To nie jest na Twoje zdrowie. - oznajmiłam z szacunkiem.
- Pain. - mruknął nagle. Od razu spojrzałam na niego.
- Uchijini Neko, ale mów na mnie jak chcesz. Wszystko zniosę. - powiedziałam z uśmiechem i wyszłam zamykając drzwi.
***
Szłam ciemnymi korytarzami. Nucąc tekst swojej ulubionej piosenki. Wiedziałam, że tak naprawdę nie zna jej nikt inny oprócz mnie.
Zamknęłam oczy i zaczęłam wspominać dzień, kiedy to babcia nauczyła mnie ją śpiewać. Było to piękne wspomnienie - tamtego dnia zaczęłam śpiewać codziennie...
- Myślałem, że zapomniałaś w ogóle o istnieniu tej piosenki... - odezwał się głos.
- Odczepisz się, Itachi? - zapytałam patrząc na chłopaka.- Chyba tęsknię za dniami, kiedy nie było ciebie w moim życiu. - oznajmiłam.
Chłopak podchodził do mnie w milczeniu. Nic sobie z tego nie robiłam - co takiego może mi zrobić?
Stałam patrząc w jego oczy, gdy w nich pojawił się sharingan. Wiedziałam, że nastraszanie mnie leży w jego naturze...
- Myślisz, że się boję takich oczu? - zapytałam, gdy chłopak był bardzo blisko mnie.- To ten Tobi ma straszniejsze oko.
- Nawet go nie widziałaś. - powiedział i przybił mnie do ściany.
Kruczowłosy dotykał moją szyję swoim nosem, po czym lekko i powoli robił mokre linie językiem. Nie czułam tego, co czułam do chłopaka pare lat temu i zawsze zastanawiałam się, jakby wyglądało nasze życie, gdyby klan Uchiha nie chciał "zemsty" na Wiosce Liścia i gdyby Itachi nie zamordował klanu... To było to na co nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi.
- Itachi! Pain-sama właśnie chce wysłać nas na misję z~... - zaczął rekin, ale widok naszej dwójki nie pozwolił mu dokończyć.- Jak chcecie robić takie rzeczy, to proponuje zamknięty pokój. A nie sam środek korytarza. - powiedział z typowym dla niego uśmiechem.
- Daj spokój... Do niczego nie doszło, Same*! - oznajmiłam i odepchnęłam Uchihę na bok.
- Może i wyglądam jak rekin, ale mam imię. - powiedział stając mi na drodze.
- Tak to jest, jak się nie przedstawia, Same~. - wydłużyłam ostatnie słowo i obeszłam niebieskiego chłopaka na około.
Obaj przyglądali mi się, a ja sama nie zwracałam na to dużej uwagi, ale przyznam, że ich spojrzenia aż przeszywały mnie na wylot.
Wkurzyłam się i rzucając dziesięcioma shurikenami w ich stronę, burknęłam:
- O co znowu chodzi?! Jeśli muszę, to z chęcią posłucham co masz mi do powiedzienia, Same!
- Dzięki. - zaśmiał się.- Nazywam się Kisame. A Pain-sama, wysyła nas na misję.
- Nas? - zapytałam rekina.
- W ten sposób sprawdzę twoje umiejętności... - odezwał się cichy, ale znajomy dla mnie głos.
- Nie wydaję mi się, że pozwoliłam ci wyjść z łóżka. - oznajmiłam stanowczo.- Marsz do pokoju i masz z niego nie wychodzić, dopóki nie pozwolę! - krzyknęłam jak matka dla chłopaka.
- Jes~...
- Nie obchodzi mnie za kogo się uważasz! Więc zamknij się i zapierdalaj mi do tego cholernego pokoju!! - wrzasnęłam, przerywając mu jego wypowiedź.
Chłopak nie ukrywał zdziwienia, ale dla świętego spokoju, posłuchał mnie i wrócił do pokoju.
Kisame i Itachi wyglądali na naprawdę wystraszonych moim zachowaniem i tonem jakim się odezwałam do Lidera.
- Widzimy się za 5 minut przed bazą i nie chcę spóźnialskich. Rozumiemy się? - zapytał oschło.
Obaj się wyprostowali i ukłonili się. Popatrzyłam na nich jak na idiotów, po czym odwróciłam się tyłem i poszłam do pokoju.
Gdy do niego doszłam, wzięłam plecak i torbę, którą zawsze przypinam do bioder. Do torby spakowałam: zwój, zapasowy kunai, notki wybuchowe i prowiant. Natomiast do plecaka włożyłam koc i nic poza tym.
Spojrzałam na okno i biorąc swoje rzeczy, podeszłam do niego. Itachi i Kisame stali przed bazą pewni, że się spóźnię, bo jestem kobietą. Zamknęłam drzwi na klucz i zeskoczyłam z okna, rzucając shurikenami w chłopaków. Rekin zamienił się w kałużę, a Uchiha w stado wron.
- Idioci... - facepalm.
Usiadłam przy drzewie pilnując czasu, bo nie rzucam słów na wiatr.
Przyznam, że nie czekałam długo, ale mimo wszystko dostali w dziób i szli za mną sfochani.
Szliśmy już prawie cały dzień bez ani jedej przerwy, tylko dlatego, bo nikt nie zwrócił mi na to uwagi. Zapieprzałam do przodu, nawet nie zwracając uwagi, czy chłopaki za mną idą. Uśmiechnęłam się lekko, gdy w mojej głowie narodziła się myśl, że ich nie ma i że jestem wolna. Chciałam spierdzielić, ale najpierw spojrzałam za siebie. Byli tam...
- Dobra, mięczaki! - krzyknęłam zatrzymując się.- Tu robimy postój.
- Kogo nazywasz mięczakami? - zapytał Kisame zatrzymując się.
- Idę po jakieś patyki na ognisko, a jak przyjdę... będę trzymać wartę. - oznajmiłam i skoczyłam przed siebie.
- E-Ej~!
***
- Itachi-kun?
- Tak? - spojrzał na mnie.
- Gdzie jesteśmy?
- Jak chcesz się dowiedzieć, to otwórz oczy. - zaśmiał się chłopak.
- Chociaż daj mi podpowiedź!
- Dobra... - zaczął.- Jest tu wodospad i ognisko.
- Wodospad? Ognisko? - zdziwiłam się.- Chyba nie jesteśmy~... - zaczęłam i otworzyłam oczy.- T-To... las!! - krzyknęłam wkurzona.- J-Jak mogłeś mnie tu przywlec?! Nie wstyd Ci, Itachi-kun!? - wciąż krzyczałam.
Biłam kruczowłosego po klatce, a ten tylko się uśmiechał i śmiał z mojej reakcji. Z każdą chwilą robiłam się czerwona, a Itachi nic sobie z tego nie robił. To było wredne, ale dla mnie on już taki jest...
Spojrzałam mu w oczy. Były zamknięte, ale mimo to pięknie wyglądały... Uśmiechnęłam się lekko, po czym pocałowałam chłopaka. Uchiha od razu otworzył oczy, a po chwili odwzajemnił pocałumek pogłębiając go. Zachichotałam i jeszcze raz spojrzałam mu w oczy. Widniał w nim Sharingan. Kochałam jego spojrzenie...
- Już nigdy mnie nie zabieraj do lasu, rozumiesz? - zapytałam.
- Rozumiem. - oznajmił i ponowił pocałunek.
***
- Tsh... - przyknęłam.- Głupie wspomnienia. - usłyszałam hałas za krzakami.
Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam wronę? Podeszłam do niej, a ona wskoczyła mi na ramię. Spojrzałam w jej oko i zobaczyłam Sharingan'a. Uśmiechnęłam się i zebranymi patykami, powędrowałam do chłopaków.
Gdy tam doszłam rzuciłam patyki na ziemię i usiadłam na starym pniu obok Itachie'go. Kątem oka zauważyłam, że Uchiha na mnie patrzy, a gdy zoriętowałam się dlaczego, to wrona obleciała.
- Może rozpalisz ognisko? - powiedziałam spoglądając na kruczowłosego.
- Myślałem, że to Twoja robota.
- Nie bądź śmieszny! - krzyknęłam.- Twoje Uwolnienie to Ogień, więc weź się do roboty! - wrzasnęłam i wstałam z pnia.
Napuszyłam się i ogon pomachał w złości. Itachi złapał mnie za nadgarstek i po chwili złożył pieczęcie, po czym użył techniki Katon. Uniosłam brew, a chłopaki uśmiechnęli się lekko. Nie mogłam patrzeć na ich mordy, więc szybko i zwinne walnęłam ich z liścia. Ale dosłownie z liścia, bo leżał taki niewinny na ziemi to go wzięłam... Przyznam, że dla mnie było zabawnie.
- Tak jak powiedziałam! - zaczęłam.- Ja trzymam wartę.
- Ale~...
- Nie chcę słyszeć głosu sprzeciwu! - krzyknęłam na Kisame.- Jestem kunoichi i jako, że jestem teraz "członkiem" Akatsuki, chcę się przydać!
- Jeszcze jesteś "członkinią, ale teraz możesz być pełnoprawnym członkiem "Brzasku". - oznajmił Itachi, wyciągając coś z torby.- Trzymaj.
- Czy to... - zabrałam ubranie z rąk Uchihy.- To jest płaszcz Akatsuki! Dlaczego? - zdziwiłam się.
- Wyleczyłaś Lidera i jesteś całkiem niezła jak na dziewczynę z uszkami. - oznajmił Kisame z uśmiechem.
- Bardzo śmieszne. Ciesz się, że nie pokazałam pazurków! - uśmiech rekin zniknął momentalnie.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, kiedy Itachi postanowił skoczyć po drewno. Siedziałam przy ognisku i poruszyłam temat z wartą.
- Czekaj, na pewno nie pozwolę, by kot trzymał nocną wartę.
- Co ma znaczyć "Kot"?! - wkurzyłam się i mieczem wskazałam na rekina.- Masz coś do mojego klanu, rekinku!?
- Rekinku?!
- Dosyć! - wrzasnął Itachi.- Nie było mnie przez kilka minut, a wy prawie się nie pozabijaliście.
- To jego wina!/To jej wina! - krzyknęliśmy razem.- Kretyn!!/Idiotka! - powtórzyliśmy szynchronizację.
- Morda!! - wkurzył się Itachi i lekko pieprznął.
Kisame usiadł fochnięty, a ja stałam zaskoczona. Nie przypominałam sobie, żeby kiedyś tak zrobił...
- Jeśli chce, to może stać na warcie. Nic złego się nie stanie... Zaufaj jej. - powiedział Itachi. Uśmiechnęłam się do rekina słodką minką kotka.
- Dobra, ale cała odpowiedzialność spada na ciebie, kiedy coś się stanie!
- Nie martw się, Same. Jesteś w dobrych rękach! - pokazałam mu język, by go wkurzyć.
----------------------------
Same - rekin
Wesołych Walentynek ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro