Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział szósty

Dziwne syknięcie obudziło mnie ze snu... Otworzyłam oczy i gwałtownie podniosłam. Obok mnie wił się jakiś wąż?!

- Co jest, do cholery?! - krzyknęłam, a gad zniknął.

 Rozejrzałam się po pomieszczeniu, a po chwili zorientowałam, że jest coś nie tak jak trzeba... Ciemne powieszczenie, szafa, łóżko? No tak! Moja ręka. Nie bolała mnie już od jakiegoś czasu, a w ciele nie czułam żadnej broni, a już na pewno trucizny.

 Spojrzałam na ramię, a na nim był tylko czerwony bandaż. Wywnioskowałam, że z mojej krwi... Jednak jeszcze raz rozejrzałam się po pomieszczeniu i od razu skierowałam swój wzrok na drzwi. Nic nadzwyczjnego, jakby nie dźwięk czyiś kroków.

- Itachi-kun? - krzyknęłam i podbiegłam do drzwi. Otworzyłam je, a przed nimi stał jakiś chłopak w okularach.

- Jak dobrze, że się obudziłaś. - zaczął nieznajomy.- Jak się czujesz? Nie masz zawrotów głowy? - zapytał z troską.

- Hę? - zdziwiłam się.

- Może jednak cię~...

- Nie, nie trzeba! - wrzasnęłam nagle.- Czuję się o wiele lepiej niż wcześniej... Miło, że pytasz.

- Martwiliśmy się o ciebie. Trucizna była bardzo silna, ale twój organizm dobrze sobie z nią radził. - oznajmił odchodząc.- Jak źle się poczujesz to mnie zawołaj.

- Zaczekaj!

 Chłopak zatrzymał się i spojrzał na mnie. Jego oczy były jakieś dziwne...

- Gdzie ja jestem?

- Jednej z kryjówek Orochimaru. - powiedział i zniknął w ciemnościach.

- O-Orochimaru!? - krzyknęłam wystraszona.

 Nie mogłam uwierzyć, że taki wąż jak on był w stanie to zrobić. Najbardziej bałam się o Itachie'go i Kisame, a już na pewno o siebie! Przecież nie wiadomo co mi zrobił jak byłam nieprzytomna.

***

 Po długim, a raczej 5 sekundowym namyśle postanowiłam uciec. Nie miałam zamiaru patrzeć na tego kolesia. Jego głos mnie przerażał, a wygląd onieśmielał... Dziwny typek.

Do tej pory nie wierzę, że był moim sensei'em!

***

 Wyszłam po cichu z pokoju i zaczęłam przemierzać korytarze, które nie miały końca. Jednak, gdy szłam tak przed siebie, to miałam wrażenie, że robi się coraz ciemniej. Chciałam aktywować kocie oczy, ale trucizna w małym stopniu trzymała się jeszcze mojego ciała.

Mruknęłam, a ktoś przybił mnie do ściany. Wystraszyłam się dopiero wtedy, gdy poczułam jakieś ostrze przy szyi.

- Nie myśl o tym, że uciekniesz. - słowa te przeszyły mnie na wylot.

- Sasuke...-kun? - powiedziałam cicho. Zamurowało mnie.

 Chłopak prychnął i jednym ruchem, wciał powalić mnie na ziemię, ale zamiast mnie na ziemi, leżał Sasuke.

Chłopak się szarpał, a gdy podniosłam rękę, spojrzał na mnie.

- Kim ty w ogóle jesteś?!

- Może poznałbyś mnie gdybyś zaatakował mnie w jaśniejszym miejscu. - zaczęłam i puściłam chłopaka.- Wybacz mi Sasuke-kun, ale muszę iść.

 Oznajmiłam szybko i ruszyłam przed siebie. Wydawało mi się, że te korytarze są jakoś połączone...

[Time skip...]

 Biegłam i biegłam tak od godziny, a wciąż nie było końca. Nogi zaczynały nie boleć... Nie wspominając o plecach, które wcześniej zderzyły się ze ścianą.

- Orochimaru!! - krzyknęłam i wpadłam do jakiegoś powieszczenia.

 W środku siedział sam Orochimaru. Biegłam w jego stronę na celu mając go zabicie, ale w ostatniej chwili ktoś używając czakry walną mnie w prawy bok. Poleciałam na ścianę i zrobiłam przy tym wielką dziurę.

- I tak chcesz podziękować mi za uratowanie życia? - usłyszałam zachrypnięty głos.

 Na te słowa zamarłam, a ból narastał. Spojrzałam na prawy bok, który krwawił. Tego mogłam się spodziewać, gdy atakowałam dawnego sensei'a.

Popatrzyłam w jego stronę i zemdlałam...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro