Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✴9✴

- Naprawdę to robił, i to publicznie! - zapewniam. - Na chemii Keunsuk podziwiał twoje pośladki!

Byulyi mnie zbywa.

- Nawet jeśli, choć szczerze w to wątpię, znawd moje zasany. Zero facetów...

- Do matury, tak, wiem. Po prostu myślałem, że skoro to Keunsuk... I skoro naprawdę podążał za tobą wzrokiem...

- Nie. - I żeby zaznaczyć, że to koniec rozmowy, wbiła zęby w kanapkę z masłem migdałowym i dżemem. Pojednawczo rozkładam ręce. Wiem, kiedy przestać, choć wiem też, że Byulyi potajemnie kocha się w Keunsuku, odkąd w zeszłym roku zgarnął dwa razy więcej punktów od niej w quizie naukowym.

Pierwszy tydzień w trzeciej klasie szkoły średniej minął zgodnie z przewidywaniami. Te same nudne lekcje, te same wredne koleżanki, ci sami napaleni durnie. Dobrze chociaż, że jem z Byulyi lunch. To pomaga.

- Hej, Kleopatro, pokazać ci mój Nil?

Skoro o dupkach mowa. Namjoon przybija żółwika z umięśnionym kumplem. Mam dzisiaj na głowie czarną prostą perukę, białą koszulę, złotą biżuterię i oczywiście egipską kreskę na oczach.

- Dzięki - spławiam go.

Namjoon zaciska dłonie na wysokości klatki piersiowej.

- Fajne te piramidy - rzuca. Odchodzą ze śmiechem.

- A już myślałem, że niżej upaść nie może - zauważam. Odkładam mojego wegetariańskiego burgera. Jakoś straciłem apetyt.

- Na wypadek gdybym jednak wolała nie czekać - mruczy Byulyi. - chłopcy z liceum to debile.

- Dzięki... I właśnie dlatego ja nie umawiam się z licealistami. Tylko z prawdziwymi facetami.

Byulyi przewraca oczami. Sama nie chce się z nikim umawiać przede wszystkim dlatego, że obawia się, iż romans pokrzyżuje jej harmonogram. Harmonogram to jej słowo, nie moje. Według niej chłopcy odciągają uwagę od ważniejszych, naukowych celów, więc nie chce się z nikim umawiać, póki na dobre nie okrzepnie w nowym, policealnym życiu. Szanuję jej decyzję, choć wolałbym przyjść d szkoły w dresach, niż zrezygnować z mojego chłopaka.

Czy z okazji, żeby po raz pierwszy w życiu pójść na zimowy bal szkolny. Mogą w nim uczestniczyć tylko uczniowie starszych klas i zostało do niego jeszcze mnóstwo czasu, ale wymyśliłem sobie ten strój i już kupiłem materiał. Jeszcze nigdy nie przymierzałem się do czegoś tak skomplikowanego i praca nad kreacją zajmie mi kilka miesięcy.

Postanawiam, że zacznę zaraz po powrocie do domu. Jest piątek, wyjątkowo dzisiaj nie pracuję, a zespół Jaebuma występuje w klubie, do którego wpuszczają ludzi przed dwudziestym pierwszym rokiem życia, i mój chłopak nie zdoła mnie przymycić.

Z tego, co wyczytałem w internecie, muszę zacznę od bielizny.

Ale zanim to wszystko pozpocznę, najpier muszę zająć się pewną suknią, którą obiecałem uszyć dla jednej mojej koleżanki z klasy, która o dziwo jest normalna w przeciwieństwie do innych.

Kupiłem już olbrzymią ilość materiału na suknię, ale stój muszę budować od podstaw i planując samą kreację, muszę brać pod uwagę gorset i gigantyczną rogówkę, czyli stelaże.

Godzinami szukam instrukcji, jak zbudować rogówkę poprawną pod względem historycznym i nic. Chyba, że oszukam i wykorzystam kółka hula-hoop, a tego nie chcę. Czyli muszę udać się do biblioteki na dalsze poszukiwania. Gorset okazuje się mniej skąplikowany. Instrukcja i wykresy przytłaczają mnie, ale drukuję kilkanaście wzorów, spisuję wymiary i zaczynam tworzyć.

Szyję od trzech lat i całkiem nieźle mi to wychodzi. Zaczynałem jak wszyscy, od drobiazgów - poszewki na poduszki, spódnice o linii litery A, skracanie. Szybko jednak sięgnąłem po trudniejsze rzeczy, a każdy kolejny projekt był bardziej wymagający. Łatwe sprawy mnie nie interesują.

Interesuje mnie wszystko, co jest piękne.

Zatracam się w pracy: szkicuje projekt na bibułce, składam, ścieram, poprawiam. Nikt, kto sam nie szyje, nie zdaje sobie sprawy, ile problemów czyha na każdym kroku szycia, i wielu początkujących poddaje się szybko. Ja jednak lubię te zagadki. Gdybym potraktował tę sukienkę jako jedną, wielką rzecz, zadanie przerosłowy mnie. To nie do zrobienia. Ale sytuacja zmienia się, jeśli podzielę ją na małe, nieskomplikowane kroki. Teraz dam radę.

✂✂✂

Kiedy mój pokój w końcu spowija mrok, muszę wstać z podłogi i włączyć łańsuch lampek. Przeciągam się, żeby rozprostować zdrętwiałe mięśnie i zerkam w okno.

Czy w ten weekend przyjedzie do domu?

Sama myśl budzi niepokój. Nie pojmuję, czemu wypytuje o mnie Heechula i Zelo. Przychodzą mi do głowy tylko trzy rozwiązania, każde bardziej bezsensowne niż poprzednie. Może na studiach nie zawiera nowych znajomości i z niepojętych przyczyn doszedł do wniosku, że ja będę fajnym kumplem. No bo przecież już dwa weekendy z rzędu wracał do domu. Czyli nic go nie trzyma w Berkeley. A może ma wyrzuty sumienia na wspomnienie tego, jak się rozstaliśmy, i chce mi to wynagrodzić. Uzyskać rozgrzeszenie.

A może... może mu się podobam. Po prostu.

Póki nie wrócił, byłem szczęśliwy, niepotrzebna mi ta komplikacja. Wolałbym chyba, żeby mnie ignorował. Sohee nie odezwała się do mnie do tej pory; Daehyun mógłby pójść w jej ślady. Podchodzę do okna i ze zdziwieniem widzę pasiaste zasłony w jego oknie.

A potem zapala się światło.

Zaciągam zasłony w oknie. Serce wali mi jak młotem. Opieram się o ścianę. Przez szparę w zasłonie widzę, jak ktoś - bez wątpienia Jung Daehyun - ciska dwie torby na podłogę, jadną z brudnymi ubraniami, drugą - z książkami. Podchodzi do okna, a mnie ogarnia przerażenie. A jeśli mnie zawoła?

Nagła jasność, gdy rozsuwa zasłonę w swoim oknie. Jego ciało już nie jest ciemnym cieniem, wygląda normalnie, jak człowiek. Przyklejam się do ściany. Daehyun nieruchomieje i wtedy do pokoju wchodzi ktoś jeszcze. Z trudem wychwytuje kobiecy głos. Sohee.

Nie mogę się wiecznie ukrywać. Moje zasłony są grube, muszę na nich polegać. Oddycham głęboko, odrywam się od ściany - i potykam o stertę kartek i depcze wydruk. Klnę głośno. Zza okna dobiega śmiech. Przez jedną przerażającą chwilę myślę, że widzieli moją niezdarność, ale to tylko paranoja. Nie wiem, z czego się śmieją, ale na pewno nie ze mnie. Wkurza mnie, że nadal tak na mnie działają.

Wiem, czego mi trzeba. Dzwonię do niego. Odbiera w ostatniej chwili, tuż przed tym, jak włącza się poczta głosowa. 

-Hej! - zaczyna Jaebum.

- Hej! Jak dzisiaj? O której gracie? - W klubie jest tak głośno, że nie słyszę jego odpowiedzi. - Co?

- [Szum szum szum] Po jedenastej [szum].

- Och. W porządku. - Nie mam nic do dodania. - Tęsknię.

- [Szum szum szum szum].

- Co? Słuchaj, w ogóle cię nie słyszę.

- [Szum szum] Nieodpowiedni moment [szum]

Domyślam się, że musi kończyć.

- Dobra! Do zobaczenia jutro! Pa! - Kliknięcie w telefonie i już go nie ma. Powinienem był napisać esemes. Ale teraz już tego nie zrobię, nie chcę zawracać mu głowy. Nie lubi, gdy się go rozprasza przed koncertem.

Po rozmowie jestem zdenerwowany, a nie - uspokojony. Z sąsiedniego okna nadal dobiega śmiech i z trudem opanowuję odruch, żeby cisnąć w szybę nożycami krawieckimi, żeby wreszcie ucichli. Dzwoni mój telefon. Odbieram ochoczo.

- Jaebum!

- Powiedz Gunhee, że musi po mnie przyjechać.

To nie Jaebum.

- Gdzie jesteś? - pytam i od razu biegnę na dół. Gunhee drzemie przed telewizorem i w towarzystwie Betsy ogląda talent show. - Ty mu to powiedz.

- Nie, będzie wściekły, a w tej chwili nie mam siły na jego wściekłość. - W głosie słychać irytację i znużenie.

Zatrzymuję się w pół kroku.

- O nie, nie znowu.

- Właściciel mieszkania zmienił zamki, musiałam się włamać do własnego mieszkania. Robią z tego problem.

- Problem? - powtarzam i mój ojciec unosi powieki.

Podaję mu telefon, nie czekając na dalsze wyjaśnienia. Jestem pełny niesmaku. - Mihee chce, żebyś wyciągnął ją z tarapatów.

Gunhee przeklina i chwyta za komórkę.

- Gdzie jesteś? Co się stało? - domaga się odpowiedzi. Jednocześnie sięga po kluczyki i wkłada buty. - Borę twój telefon, dobrze? - rzuca do mnie. - Powiedz Heechulowi, gdzie jestem. - I wychodzi.

Nie po raz pierwszy moja biologiczna matka dzwoni do nas z posterunku policji. Mihee ma grubą kartotekę, zawsze wpada na głupstwach, jak kradzież mrożonych ekonomicznych enchiladas czy  odmowa opłaty na autostradzie. Kiedy byłem młodszy, zarzucano jej picie w miejscu publicznym i nieprzyzwoite zachowanie. A uwierzcie mi, w tym mieście trzeba się nieźle natrudzić, żeby z tego powodu trafić za kratki.

Heechul słuch wiadomości w milczeniu. Mihee na wszystkich działa destrukcyjnie, ale najgorzej chyba na niego. Nie jest ani jego siostrą, ani matką. Wiem, że jakaś jego cząstka chciałaby, żeby w końca dała nam święty spokój. Pewnie cząstka mnie też tego chce.

Kiedy byłem mały, rodzeństwo Jung pytało mnie, czemu nie mam mamy. Powiedziałem im wtedy, że moja mama jest księżną Pakistanu; słyszałem tę nazwę w telewizji i bardzo mi się spodobała. Oddał mnie moimi rodzicom, bo byłem dzieckiem jej i ogrodnika, i bała się, że jej mąż, zły król, zabije nas, jeśli się dowie o moim istnieniu.

- Więc jesteś księżniczką? - upewniała się Sohee.

- Nie ja. Moja mama.

- Czyli ty też - stwierdził Daehyun. Był pod wrażeniem.

Sohee zmrużyła oczy.

- On nie jest żadną księżniczką. Na świecie nie ma żadnego złego króla. Ani Pakistanu.

- A właśnie że są! I jestem! - Ale do dzisiaj pamiętam, jak wrócili do nas tego samego dnia, i zorientowałem się, że złapali mnie na gorącym uczynku.

Sohee skrzyżowała ręce na piersi.

- Znamy prawdę. Rodzice nam powiedzieli.

- Twoja mama naprawdę nie ma domu? - drążyła Sohee. - Dlatego nie możesz mieszkać razem z nią?

To była jedna z bardziej krępujących chwil mojego dzieciństwa. Więc kiedy inne dzieci pytały o matkę, odpowiadałem zwięźle:

- Nie wiem, kto to. Nigdy jej nie poznałem. - Stałem się kolejnym, nudnym adoptowanym dzieckiem. Fakt, że mam dwóch ojców, nie budzi tu niczyjego zdumienia. Ale kilka lat tamu, gdy oglądaliśmy razem telewizję, Daehyun nagle spojrzał na mnie i zapytał:

- Dlaczego udajesz, że nie masz mamy?

Poruszyłem się niespokojnie.

- Słucham?

Daehyun bawił się spinaczem, wyginał go w najdziwniejsze kształty.

- Teraz już jest zdrowa, prawda? - Miał na myśli: trzeźwa. Fakt, była wtedy trzeźwa od roku. Ale to nadal była Mihee.

Spojrzałem na niego znacząco.

Widziałem, jak wspomina dawne czasy. Jungowie od lat słyszeli wrzaski mojej matki, ilekroć zjawiała się bez zapowiedzi, pijana albo naćpana.

Opuścił wzrok i zmienił temat.

Cieszę się, że Jaebum nie przejmuje się moimi genami. Jego ojciec to stary alkoholik, mieszka w niebezpiecznej dzielnicy, a matka? Jaebum nie ma pojęcia, gdzie jest. Mihee chyba tylko cementuje nasz związek. Rozumiemy się.

Zostawiam
Heechula i wracam na górę. Przez okno widzę, że Sohee wyszła z sypialni Daehyuna, a on przechadza się nerwowo. Porozkładane szablony zdają się ze mnie drwić. Cudowny bladoniebieski materiał na łóżku jakoś stracił swój urok. Dotykam go delikatnie. Nadal jest miękki, nadal niesie obietnicę czegoś innego, czegoś lepszego.

✂✂✂

Chciałbym, żeby dzisiejszy dzień wynagrodził nam wczorajszy.

- Dzisiaj chodzi o błysk. - Mam na sobie dżinsową kurtkę ze znaczkami, pełno brokatu we włosach i nie tylko. Drapię Betsy za uszami. Wybiega za mną z pokoju. Na schodach wpadamy na Heechula. Niesie kosz z czystą bielizną.

- Au! Moje oczy! - krzyczy. - Cóż za oślepiający blask!

- Bardzo zabawne.

 - Wyglądasz jak kula dyskotekowa.

Uśmiecham się i mijam go.

- Rozumiem, że to ma być komplement.

- O której Jaebum cię odwiezie?

- Później.

Gunhee czeka przy drzwiach.

- O której, Youngjae? Konkretna godzina byłaby na miejscu.

- Znowu te twoje włosy. - Odkładam plecak i poprawiam mu fryzurę. Mamy te same włosy - gęste, ciemne, z niesfornym wicherkiem z przodu. Na pierwszy rzut oka widać, że jesteśmy spokrewnieni. Mamy też te same oczy i dziecięcy uśmiech. O ile się uśmiechamy. Heechul jest od niego szczuplejszy, wcześnie osiwiał, więc strzyże się na krótko. A jednak, mimo siwizny i dodatkowych dziewięciu lat na ziemi, wygląda na młodszego, bo zawsze się uśmiecha. I nosi śmieszne koszulki.

- Kiedy? - powtarza Gunhee.

- Eee... za cztery godziny?

- Czyli o siedemnastej trzydzieści. I ani chwili później.

Wzdycham głośno.

- Tak jest, tato.

- I trzykrotnie zameldujesz się telefonicznie.

- Tak jest, tato. Nie wiem, czym sobie zasłużyłem na najbardziej surowych rodziców na świecie. Wygląda na to, że w poprzednim życiu nieźle balowałem. Nie jestem jak Mihee.

Gunhee wrócił dopiero po północy. Okazało się, że właściciel kazał zmienić zamki, bo nie płaciła czynszu. Urządziła scenę, wybiła okno od frontu leżakiem sąsiadów, żeby dostać się do środka. Rano Gunhee spotyka się z właścicielem mieszkania, żeby ustalić termin spłat. I tę sprawę z oknem.

- W porządku. - Kiwa głową. - Baw się dobrze i nie rób niczego, czego ja bym nie zrobił.

Kiedy przekraczam próg, słyszę głos Heechula:

- Skarbie, to nie działa, kiedy jest się gejem.

Śmieję się, idąc do furtki. Tupię energicznie, aż z moich glanów osypuje się różowy brokat, pasujący do bandami, którą mam na ręce.

- Jesteś jak spadająca gwiazda - mówi ktoś z sąsiedniej werandy.- Błyszczysz.

Od razu brakuje mi tchu.

Daehyun zbiega ze schodów i podchodzi do mnie.

- Wybierasz się gdzieś? - pyta. - Ładnie wyglądasz. Błyszczysz. Już to mówiłem, prawda?

- Dziękuję, tak. Wychodzę na trochę. - Nie zasługuje na szczegółowe wyjaśnienia, naprawdę. Oczywiście od razu robi mi się głupio, że tak myślę, więc dodaję ze wzruszeniem ramion: - Może później wpadnę do sklepu z płytami, tam nie daleko centrum.

Właściwie dlaczego robi mi się głupio? Nie zrobiłem nic złego. Nie jestem mu nic winien. Kręcę głową, raczej do siebie niż do niego, i idę w stronę przystanku autobusowego.

- Na razie! - wołam. Umówiłem się z Jaebumem. Nie może po mnie przyjechać, bo najpierw musi odebrać niespodziankę. Niespodziankę. Nie mam pojęcia, co to jest, ale jeśli o mnie chodzi, może to nawet być guma do żucia. Wystarczy mi świadomość, że mam chłopaka, który robi mi niespodzianki.

Czuję na sobie spojrzenie Daehyuna. Nacisk u nasady karku. Całkiem poważnie zastanawiam się, czemu za mną nie idzie. Odwracam się.

- A ty? Co dzisiaj robisz?

Dogania mnie trzema krokami.

- Nic.

Znowu mi głupio.

- Och.

Drapie się po policzku. Widzę napis na jego dłoni: „Carpe Diem”. Chwytaj dzień.

- To znaczy, mam pracę domową, ale nie zajmie mi to dużo czasu, jakąś godzinę, maksimum dwie.

- No tak. Praca domowa. - Szukam w głowie czegoś równie banalnego, gdy słyszę, że nadjeżdża autobus. - To mój! - wołam i odbiegam. Daehyun krzyczy coś, ale nie słyszę jago słów przez warkot silnika, gdy autobus zatrzymuje się na przystanku. Siadam koło chudej kobiety we wzorzystej sukience. Czyta jakąś książkę.

Zerkam w okno, Daehyun nadal mnie obserwuje. Patrzymy sobie w oczy. Tym razem uśmiecha się nieśmiało. Z jakiegoś powodu odpowiadam tym samym.

- Ho, ho - mruczy moja sąsiadka. - Ależ się błyszczysz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro