Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✴6✴

- Dzień dobry, panie Yoo. Co słychać?

Byulyi szepcze bezgłośnie:

- Czego on się najarał?

Jestem równie zbity z tropu jak ona. To jakby Daehyun do dziesiątej potęgi.

- W porządku. - Heechul zerka na mnie, nie wie, czy ma go przepędzić z naszego domu. Ledwie zauważalnie kiwam głową. Heechul ponownie koncentruje się na Daehyunie, w czym właściwie nie ma nic dziwnego, biorąc pod uwagę bijącą od niego energię. - A u ciebie? Nadal konstruujesz tajemnicze, dziwne machiny?

- Och. - Daehyun się waha. - W dzisiejszych czasach nie ma na nie specjalnego zapotrzebowania. Ale słyszałem, że pan rozwinął działalność cukierniczą?

Ojcu chyba pochlebia, że dotarła do niego ta wiadomość.

- Właśnie chciałem poczęstować Byulyi i Youngjae nowym ciastem. Może też spróbujesz?

- Bardzo chętnie. - Wyprzedza Heechula, który w ślad za nim wchodzi do środka.

Na ganku zapada cisza. Patrzę na Byulyi.

- Co to się przed chwilą wydarzyło?

- Twój ojciec zaprosił twoją dawną wielką miłość na kawałek ciasta.

- No właśnie, tak mi się zdawało.

- Przez chwilę milczymy.

- Jeszcze możemy się wykręcić - zauważa Byulyi . - Nie musimy tam iść.

Wzdycham ciężko.

- Niestety, musimy.

- I dobrze, bo na tego kolesia trzeba mieć oko. - Wkracza do środka.

Zerkam ponownie na żółtą plamę - okazało się, że zdążyła wyschnąć. Cholera. Pryskam sprejem na bok buta, odstawiam oba tam, gdzie nikt się o nie nie potknie, i wchodzę do domu, gotowy na nowe tortury. Cała trójka stoi przy wyspie pośrodku naszej kuchni. Jak na dom w mieście, mamy bardzo dużą kuchnię, bo rodzice rozbudowali ją kosztem jadalni ze względu na pracę Heechula. Przed każdym z nich stoi talerz z ciastem i szklanka mleka.

- Nie do wiary. - Daehyun wyciera palcami okruszki z ust. - W życiu nie przyszłoby mi do głowy, by dodać kiwi do ciasta.

Heechul dostrzega mnie w progu.

- Lepiej się pospiesz, bo inaczej ten tutaj wszystko pożre. - Wskazuje naszego gościa. Na pierwszy rzut oka ojciec wydaje się spokojny, ale widzę, że w głębi duszy puchnie z dumy. Nie do wiary, jak szybko człowiek zmienia zdanie pod wpływem komplementów. Uśmiecham się, jakby to wszystko nie miało znaczenia, choć tak naprawdę jestem o krok od wybuchu. Jung Daehyun. W mojej kuchni. Nad talerzem z ciastem kiwi. A potem siadam koło niego.

Heechul wskazuje widelcem połowę zielonego ciasta.

- Zjedz wszystko, Daehyun.

- Och nie, nie mogę. - Ale jego spojrzenie mówi coś innego.

- Nalegam. - Ojciec podsuwa mu talerz pod nos. Gunhee wiecznie narzeka, że chcę go utuczyć, więc lepiej, żeby wszystko zniknęło, zanim wróci.

Daehyun odwraca się do mnie całym ciałem - głową, barkami, klatką piersiową, rękami i nogami. Jung Daehyun niczego nie robi połowicznie.

- Jeszcze kawałek?

Wskazuję swój talerz, na którym leży nietknięty kawałek.

- Byulyi? - upewnia się.

Przecząco kręci głową.

- Często tu bywam i ciast mam po uszy.

Właściwie dlaczego tu jest? Nie powinien teraz brylować na jakiejś imprezie w kampusie? Im dłużej o tym myślę, tym bardziej się irytuję. Jak on śmie przychodzić tutaj i jeszcze oczekiwać, że będę do niego miły? Takich rzeczy się po prostu nie robi.

- Co u was słychać? - pyta Heechul.

Daehyun przełyka ślinę.

- W porządku. U rodziców wszystko po staremu. Ojciec za dużo pracuje, mama za bardzo się cieszy, ale poza tym wszystko dobrze. A Sohee oczywiście ciągle trenuje. To ważny rok, olimpijski. A Himchan się ożenił.

- Nadal komponuje? - dopytuje Heechul. Himchan to starszy brat bliźniąt. Kiedy Sohee zaczęła trenować łyżwiarstwo, był już w liceum, więc rodzinne melodramaty właściwie go ominęły. Cała trójka młodych Jungów nie mogła narzekać na brak talentu.

- I uczy. - Daehyun kiwa głową. - W zeszłym roku urodziło mu się dziecko.

- Chłopiec czy dziewczynka? - pyta Byulyi.

- Dziewczynka. Hyunhae.

- Wujek... Daehyun - mówię.

Byulyi i Heechul jednocześnie parskają niekontrolowanym śmiechem, Heechul zaraz jednak peszy się i poważnie.

Łypie na mnie groźnie.

- Youngjae!

- Nic nie szkodzi - zapewnia Daehyun. - Brzmi idiotycznie, to fakt.

- Przepraszam - mruczę.

- Nie masz za co, naprawdę. - W jego głosie jest jakaś dziwna nuta. Mówi to tak szybko, że patrzę na niego ze zdziwieniem. Przez ułamek sekundy patrzymy sobie w oczy. Widzę w jego spojrzeniu ból. Uciekam wzrokiem.

Nie zapomniał.

Jung Daehyun pamięta wszystko. Policzki mi płoną. Bez chwili namysłu odsuwam od siebie talerz.

- Muszę... przygotować się do pracy.

- No właśnie! - Byulyi łapie mnie za rękę. - Bo się spóźnisz!

Heechul zerka na kalendarz ścienny, w którym wpisuję swoje dyżury. Marszczy brwi.

- Nie wpisałeś tego?

Byulyi już ciągnie mnie na górę.

- Zastępuje koleżankę! - wołam.

- Mam po ciebie przyjechać? - dopytuje Heechul.

Opieram się o balustradę i zaglądam do kuchni. Daehyun patrzy na mnie z rozchylonymi ustami i marsem na czole. Ma minę jak przy trudnym równaniu. Jakbym to ja był problemem, nie on. Odrywam od niego wzrok.

- Tak, o tej, co zawsze. Dzięki, tato.

Resztę drogi do mojego pokoju pokonujemy z nim z Byulyi biegiem. Zamykam drzwi na klucz.

- Co zrobisz? - pyta cicho, spokojnie.

- Z Daehyunem?

Sięga pod mojej łóżko i wyjmuje poliestrową kamizelkę.

- Nie. Z pracą.

Szukam pozostałych części służbowego stroju i staram się nie rozpłakać.

- Pójdę do Jaebuma. Odwiezie mnie pod kino, zanim Heechul po mnie przyjedzie.

- Dobrze. - Kiwa głową. - To dobry plan.

✂✂✂

Jutro zaczyna się szkoła, ale tego wieczoru naprawdę pracuję. Yongguk, ja i jego chłopak,ma się rozumieć, siedzimy w okienku kasowym. Foyer naszego kina jest gigantyczne. Osiem kas pod wysokim sufitem, na którym widnieją krzyże i gwiazdy. Potężne białe kolumny i wykończenia z ciemnego drewna wpisują się w klimat historycznego przepychu i zdradzają, ze początkowo nie był to sieciowe kino. Pierwotnie w tym budynku mieścił się elegancki hotel, potem - ekskluzywny salon samochodowy.

Kolejny nudny wieczór. Bang pisze coś w notesie, a Zelo i ja kłócimy się co do dokładnych wymiarów naszego kina. Yongguk znalazł kolejną pracę, właściwie praktykę - pisze recenzje książek. A ponieważ jest nowy i dopiero zaczął studia, dają mu same kiepskie książki do recenzowania. On jednak nie ma nic przeciwko temu.

- Fajnie się pisze o książce, którą ci się podoba - tłumaczył mi wcześniej. - Bardzo łatwo jest wyjaśnić, czemu coś ci się podoba; czasami trudniej uzasadnić, dlaczego uważasz, że coś jest super.

- Ja na przykład wiem, że on ci się podoba - zwraca się do mnie Zelo. Rozpiera się na krześle. - Ale i tak jest dla ciebie za stary.

Znowu się zaczyna.

- Jaebum nie jest stary - zaczynam. - Jest tylko o kilka lat starszy od Yongguka.

- No, właśnie mówię. Stary.

- Wiek nie gra roli.

Zelo prycha.

- Jasne, może i nie, kiedy jesteś w śradnim wieku i...

- Kochasz golfa - podsuwa ochoczo Yongguk, nie podnosząc głowy znad zeszytu.

- Spłacasz hipotekę - ciągnie Zelo.

- Kupujesz SUV-a.

- Z poduszkami powietrznymi w bocznych drzwiach.

- I stojakiem na kawę!

Puszczam mimo uszu ich śmiech.

- Nawet go nie znacie.

- Bo nigdy tu nie wchodzi. Wysadza cię przed kinem - zauważa Zelo.

Rozkładam ręce, w których nerwowo ściskam długopis bic.

- Macie pojęcie, jak cholernie trudno w tym mieście o miejsce do zaparkowania?

- Chciałem tylko powiedzieć, ze gdyby chodziło o Yongguka, chciałbym poznać jego współpracowników. Wiedzieć, gdzie spędza tyle czasu.

Przyglądam mu się twardo.

- No jasne.

- No jasne. - Uśmiecha się szeroko.

Krzywię się w odpowiedzi.

- Pracy poszukaj.

- Może poszukam.

Bang podnosi głowę znad zeszytu.

- Jak zobaczę, to uwierzę. - Ale uśmiecha się do niego. Bawi się szklanym wisiorkiem na szyi. - O, dzwoniła twoja mama. Pytała, czy nadal wybieramy się jutro na kolację...

I już znikają w swoim świecie. Jakby i bez tego nie widywali się bez przerwy. W ciągu tygodnia Zelo nocuje w jego akademiku, w weekendy - on u niego. Choć muszę przyznać, że to jest urocze. Mam nadzieję, że pewnego dnia tak samo będzie ze mną i z Jaebumem. Właściwie to mam nadzieję, że pewnego dnia po prostu razem zamieszkamy...

- Ej! - Zelo znowu mówi do mnie. - Zgadnij, kogo dzisiaj widziałem!

- Byulyi? - Nadstawiam ucho.

- Nie, twojego dawnego sąsiada, Daehyuna.

Zdobiony sufit wybrzusz się i faluje.

- A skąd wiesz, że Jung Daehyun to mój dawny sąsiad? - wykrztuszam z trudem.

Zelo wzrusza ramionami.

- Sam mi powiedział.

Przyglądam mu się.

- No i?

- Mieszka w akademiku na tym samym piętrze co ja. Rozmawialiśmy na korytarzu, powiedziałem, że właśnie idę do Yongguka, wspomniałem, gdzie pracuje...

Jego chłopak rozpromienia się, a ja odczuwam dziwne ukłucie zazdrości. Czy Jaebum opowiada o mnie wszystkim wokoło?

- I powiedział, że też zna kogoś, kto tu pracuje. Ciebie.

Minął zaledwie tydzień, a już nie mogę się od niego uwolnić. Trzeba oczywiście mieć mojego oecha, żeby Daehyun mieszkał obok jedynej poza nim osoby, którą zanm w Berkeley. Zresztą, skąd właściwie wie, gdzie pracuję? Mówiłem coś o kinie? Nie, na pewno nie. Czyli zapytał Heechula po tym, jak opuściłem dom.

- Pytał o ciebie - mówi Zelo. - Fajny koleś.

- Hm - mruczę w końcu.

- Za tym "Hm" kryje się dłuższa historia - orzeka Yongguk.

- Żadna historia - zaprzeczam. - Skądże.

Bang zastanawia się przez chwilę i patrzy się na Zelo:
- Przejdziesz się po salach?

Unosi brew. Dopiero po chwili rozumie, o co mu chodzi.

- Och tak, oczywiście. - Całuje go na pozegnanie. Yongguk odprowadza go wzrokiem, aż w końcu odwraca się do mnie z lekkim uśmieszkiem.

Nadymam się.

- I tak powiesz mu później, kiedy zostaniecie sami.

Uśmiecha się szerzej.

- No.

- Nie ma mowy.

- Chłopie. - Yongguk siada koło mnie. - Przecież tak bardzo chcesz o tym opowiedzieć, że mało nie pękniesz.

Fakt. Więc opowiadam.

✂✂✂

Za osiem dni koncert bap, czujecie to? Bo ja nie. Pewnie obudzę sie dopiero, kiedy będę wchodzić na hale XD. Noo, więc pisać, jeśli ktoś się wybiera. Może się spotkamy ;D
Kto wie? Haha

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro