✴6✴
- Dzień dobry, panie Yoo. Co słychać?
Byulyi szepcze bezgłośnie:
- Czego on się najarał?
Jestem równie zbity z tropu jak ona. To jakby Daehyun do dziesiątej potęgi.
- W porządku. - Heechul zerka na mnie, nie wie, czy ma go przepędzić z naszego domu. Ledwie zauważalnie kiwam głową. Heechul ponownie koncentruje się na Daehyunie, w czym właściwie nie ma nic dziwnego, biorąc pod uwagę bijącą od niego energię. - A u ciebie? Nadal konstruujesz tajemnicze, dziwne machiny?
- Och. - Daehyun się waha. - W dzisiejszych czasach nie ma na nie specjalnego zapotrzebowania. Ale słyszałem, że pan rozwinął działalność cukierniczą?
Ojcu chyba pochlebia, że dotarła do niego ta wiadomość.
- Właśnie chciałem poczęstować Byulyi i Youngjae nowym ciastem. Może też spróbujesz?
- Bardzo chętnie. - Wyprzedza Heechula, który w ślad za nim wchodzi do środka.
Na ganku zapada cisza. Patrzę na Byulyi.
- Co to się przed chwilą wydarzyło?
- Twój ojciec zaprosił twoją dawną wielką miłość na kawałek ciasta.
- No właśnie, tak mi się zdawało.
- Przez chwilę milczymy.
- Jeszcze możemy się wykręcić - zauważa Byulyi . - Nie musimy tam iść.
Wzdycham ciężko.
- Niestety, musimy.
- I dobrze, bo na tego kolesia trzeba mieć oko. - Wkracza do środka.
Zerkam ponownie na żółtą plamę - okazało się, że zdążyła wyschnąć. Cholera. Pryskam sprejem na bok buta, odstawiam oba tam, gdzie nikt się o nie nie potknie, i wchodzę do domu, gotowy na nowe tortury. Cała trójka stoi przy wyspie pośrodku naszej kuchni. Jak na dom w mieście, mamy bardzo dużą kuchnię, bo rodzice rozbudowali ją kosztem jadalni ze względu na pracę Heechula. Przed każdym z nich stoi talerz z ciastem i szklanka mleka.
- Nie do wiary. - Daehyun wyciera palcami okruszki z ust. - W życiu nie przyszłoby mi do głowy, by dodać kiwi do ciasta.
Heechul dostrzega mnie w progu.
- Lepiej się pospiesz, bo inaczej ten tutaj wszystko pożre. - Wskazuje naszego gościa. Na pierwszy rzut oka ojciec wydaje się spokojny, ale widzę, że w głębi duszy puchnie z dumy. Nie do wiary, jak szybko człowiek zmienia zdanie pod wpływem komplementów. Uśmiecham się, jakby to wszystko nie miało znaczenia, choć tak naprawdę jestem o krok od wybuchu. Jung Daehyun. W mojej kuchni. Nad talerzem z ciastem kiwi. A potem siadam koło niego.
Heechul wskazuje widelcem połowę zielonego ciasta.
- Zjedz wszystko, Daehyun.
- Och nie, nie mogę. - Ale jego spojrzenie mówi coś innego.
- Nalegam. - Ojciec podsuwa mu talerz pod nos. Gunhee wiecznie narzeka, że chcę go utuczyć, więc lepiej, żeby wszystko zniknęło, zanim wróci.
Daehyun odwraca się do mnie całym ciałem - głową, barkami, klatką piersiową, rękami i nogami. Jung Daehyun niczego nie robi połowicznie.
- Jeszcze kawałek?
Wskazuję swój talerz, na którym leży nietknięty kawałek.
- Byulyi? - upewnia się.
Przecząco kręci głową.
- Często tu bywam i ciast mam po uszy.
Właściwie dlaczego tu jest? Nie powinien teraz brylować na jakiejś imprezie w kampusie? Im dłużej o tym myślę, tym bardziej się irytuję. Jak on śmie przychodzić tutaj i jeszcze oczekiwać, że będę do niego miły? Takich rzeczy się po prostu nie robi.
- Co u was słychać? - pyta Heechul.
Daehyun przełyka ślinę.
- W porządku. U rodziców wszystko po staremu. Ojciec za dużo pracuje, mama za bardzo się cieszy, ale poza tym wszystko dobrze. A Sohee oczywiście ciągle trenuje. To ważny rok, olimpijski. A Himchan się ożenił.
- Nadal komponuje? - dopytuje Heechul. Himchan to starszy brat bliźniąt. Kiedy Sohee zaczęła trenować łyżwiarstwo, był już w liceum, więc rodzinne melodramaty właściwie go ominęły. Cała trójka młodych Jungów nie mogła narzekać na brak talentu.
- I uczy. - Daehyun kiwa głową. - W zeszłym roku urodziło mu się dziecko.
- Chłopiec czy dziewczynka? - pyta Byulyi.
- Dziewczynka. Hyunhae.
- Wujek... Daehyun - mówię.
Byulyi i Heechul jednocześnie parskają niekontrolowanym śmiechem, Heechul zaraz jednak peszy się i poważnie.
Łypie na mnie groźnie.
- Youngjae!
- Nic nie szkodzi - zapewnia Daehyun. - Brzmi idiotycznie, to fakt.
- Przepraszam - mruczę.
- Nie masz za co, naprawdę. - W jego głosie jest jakaś dziwna nuta. Mówi to tak szybko, że patrzę na niego ze zdziwieniem. Przez ułamek sekundy patrzymy sobie w oczy. Widzę w jego spojrzeniu ból. Uciekam wzrokiem.
Nie zapomniał.
Jung Daehyun pamięta wszystko. Policzki mi płoną. Bez chwili namysłu odsuwam od siebie talerz.
- Muszę... przygotować się do pracy.
- No właśnie! - Byulyi łapie mnie za rękę. - Bo się spóźnisz!
Heechul zerka na kalendarz ścienny, w którym wpisuję swoje dyżury. Marszczy brwi.
- Nie wpisałeś tego?
Byulyi już ciągnie mnie na górę.
- Zastępuje koleżankę! - wołam.
- Mam po ciebie przyjechać? - dopytuje Heechul.
Opieram się o balustradę i zaglądam do kuchni. Daehyun patrzy na mnie z rozchylonymi ustami i marsem na czole. Ma minę jak przy trudnym równaniu. Jakbym to ja był problemem, nie on. Odrywam od niego wzrok.
- Tak, o tej, co zawsze. Dzięki, tato.
Resztę drogi do mojego pokoju pokonujemy z nim z Byulyi biegiem. Zamykam drzwi na klucz.
- Co zrobisz? - pyta cicho, spokojnie.
- Z Daehyunem?
Sięga pod mojej łóżko i wyjmuje poliestrową kamizelkę.
- Nie. Z pracą.
Szukam pozostałych części służbowego stroju i staram się nie rozpłakać.
- Pójdę do Jaebuma. Odwiezie mnie pod kino, zanim Heechul po mnie przyjedzie.
- Dobrze. - Kiwa głową. - To dobry plan.
✂✂✂
Jutro zaczyna się szkoła, ale tego wieczoru naprawdę pracuję. Yongguk, ja i jego chłopak,ma się rozumieć, siedzimy w okienku kasowym. Foyer naszego kina jest gigantyczne. Osiem kas pod wysokim sufitem, na którym widnieją krzyże i gwiazdy. Potężne białe kolumny i wykończenia z ciemnego drewna wpisują się w klimat historycznego przepychu i zdradzają, ze początkowo nie był to sieciowe kino. Pierwotnie w tym budynku mieścił się elegancki hotel, potem - ekskluzywny salon samochodowy.
Kolejny nudny wieczór. Bang pisze coś w notesie, a Zelo i ja kłócimy się co do dokładnych wymiarów naszego kina. Yongguk znalazł kolejną pracę, właściwie praktykę - pisze recenzje książek. A ponieważ jest nowy i dopiero zaczął studia, dają mu same kiepskie książki do recenzowania. On jednak nie ma nic przeciwko temu.
- Fajnie się pisze o książce, którą ci się podoba - tłumaczył mi wcześniej. - Bardzo łatwo jest wyjaśnić, czemu coś ci się podoba; czasami trudniej uzasadnić, dlaczego uważasz, że coś jest super.
- Ja na przykład wiem, że on ci się podoba - zwraca się do mnie Zelo. Rozpiera się na krześle. - Ale i tak jest dla ciebie za stary.
Znowu się zaczyna.
- Jaebum nie jest stary - zaczynam. - Jest tylko o kilka lat starszy od Yongguka.
- No, właśnie mówię. Stary.
- Wiek nie gra roli.
Zelo prycha.
- Jasne, może i nie, kiedy jesteś w śradnim wieku i...
- Kochasz golfa - podsuwa ochoczo Yongguk, nie podnosząc głowy znad zeszytu.
- Spłacasz hipotekę - ciągnie Zelo.
- Kupujesz SUV-a.
- Z poduszkami powietrznymi w bocznych drzwiach.
- I stojakiem na kawę!
Puszczam mimo uszu ich śmiech.
- Nawet go nie znacie.
- Bo nigdy tu nie wchodzi. Wysadza cię przed kinem - zauważa Zelo.
Rozkładam ręce, w których nerwowo ściskam długopis bic.
- Macie pojęcie, jak cholernie trudno w tym mieście o miejsce do zaparkowania?
- Chciałem tylko powiedzieć, ze gdyby chodziło o Yongguka, chciałbym poznać jego współpracowników. Wiedzieć, gdzie spędza tyle czasu.
Przyglądam mu się twardo.
- No jasne.
- No jasne. - Uśmiecha się szeroko.
Krzywię się w odpowiedzi.
- Pracy poszukaj.
- Może poszukam.
Bang podnosi głowę znad zeszytu.
- Jak zobaczę, to uwierzę. - Ale uśmiecha się do niego. Bawi się szklanym wisiorkiem na szyi. - O, dzwoniła twoja mama. Pytała, czy nadal wybieramy się jutro na kolację...
I już znikają w swoim świecie. Jakby i bez tego nie widywali się bez przerwy. W ciągu tygodnia Zelo nocuje w jego akademiku, w weekendy - on u niego. Choć muszę przyznać, że to jest urocze. Mam nadzieję, że pewnego dnia tak samo będzie ze mną i z Jaebumem. Właściwie to mam nadzieję, że pewnego dnia po prostu razem zamieszkamy...
- Ej! - Zelo znowu mówi do mnie. - Zgadnij, kogo dzisiaj widziałem!
- Byulyi? - Nadstawiam ucho.
- Nie, twojego dawnego sąsiada, Daehyuna.
Zdobiony sufit wybrzusz się i faluje.
- A skąd wiesz, że Jung Daehyun to mój dawny sąsiad? - wykrztuszam z trudem.
Zelo wzrusza ramionami.
- Sam mi powiedział.
Przyglądam mu się.
- No i?
- Mieszka w akademiku na tym samym piętrze co ja. Rozmawialiśmy na korytarzu, powiedziałem, że właśnie idę do Yongguka, wspomniałem, gdzie pracuje...
Jego chłopak rozpromienia się, a ja odczuwam dziwne ukłucie zazdrości. Czy Jaebum opowiada o mnie wszystkim wokoło?
- I powiedział, że też zna kogoś, kto tu pracuje. Ciebie.
Minął zaledwie tydzień, a już nie mogę się od niego uwolnić. Trzeba oczywiście mieć mojego oecha, żeby Daehyun mieszkał obok jedynej poza nim osoby, którą zanm w Berkeley. Zresztą, skąd właściwie wie, gdzie pracuję? Mówiłem coś o kinie? Nie, na pewno nie. Czyli zapytał Heechula po tym, jak opuściłem dom.
- Pytał o ciebie - mówi Zelo. - Fajny koleś.
- Hm - mruczę w końcu.
- Za tym "Hm" kryje się dłuższa historia - orzeka Yongguk.
- Żadna historia - zaprzeczam. - Skądże.
Bang zastanawia się przez chwilę i patrzy się na Zelo:
- Przejdziesz się po salach?
Unosi brew. Dopiero po chwili rozumie, o co mu chodzi.
- Och tak, oczywiście. - Całuje go na pozegnanie. Yongguk odprowadza go wzrokiem, aż w końcu odwraca się do mnie z lekkim uśmieszkiem.
Nadymam się.
- I tak powiesz mu później, kiedy zostaniecie sami.
Uśmiecha się szerzej.
- No.
- Nie ma mowy.
- Chłopie. - Yongguk siada koło mnie. - Przecież tak bardzo chcesz o tym opowiedzieć, że mało nie pękniesz.
Fakt. Więc opowiadam.
✂✂✂
Za osiem dni koncert bap, czujecie to? Bo ja nie. Pewnie obudzę sie dopiero, kiedy będę wchodzić na hale XD. Noo, więc pisać, jeśli ktoś się wybiera. Może się spotkamy ;D
Kto wie? Haha
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro