Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✴33✴

Przez cały dzień pracuję nad kostiumem Sohee - pruję, zszywam, dodaję drozbiazgi z moich zapasów i przerywam tylko na krótką przerwę przy oknie, koło północy. Daehyun do mnie dołącza. Wychyla się, opiera łokcie na parapecie. W tej pozycji wygląda jak jakiś owad z tymi swoimi długimi kończynami. Słodko. Bardzo słodko.

- Dzięki, że pomagasz mojej siostrze - mówi.

Pochylam się, przyjmuję tę samą pozycję, co on.

- Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiadam.

Sohee wygląda ze swego pokoju.

- Nie flirtuj, tylko bierze się do roboty!

Tyle, jeśli chodzi o chwilę odpoczynku.

- Ej, Sohee! - woła Daehyun, a kiedy jego siostra się wychyla, zdejmuje zieloną gumkę z nadgarstka i strzela w nią. Trafia ją w nos i gumka spada na ziemię.

- Bardzo dojrzałe - prycha i zatrzaskuje okno.

Daehyun uśmiecha się do mnie.

- Nigdy mi się to nie znudzi.

- Wiedziałem, że po coś je nosisz.

- Która ci się podoba?

Uśmiecham sie.

- Niebieska, ale nie celuj w twarz, bardzo proszę.

- Nie śmiałbym. - I strzela w ciemność za moimi plecami.

Gumka upada na dywanik. Zakładam ją na swoim nadgarstku.

- Masz zwinne palce - stwierdzam i patrzę znacząco. Nie gumki mam na myśli.

Łokieć zsuwa mi się z parapetu.

- Dobranoc, Daehyun. - Z uśmiechem zamykam okno.

- Dobranoc, Youngjae - odpowiada.

Gumka jest wciąż ciepła od jego skóry. Pracuję do rana, kończę, gdy księżyc zachodzi. Osuwam się na łóżko, zasypiam, zaciskając w dłoni niebieską gumkę. Śnią mi się niebieskie oczy, niebieskie paznokcie i pierwszy pocałunek w usta przysypany niebieskim lukrem.

✂️✂️✂️

- Gdzie jest?

- Hm? - Budzę się i wita mnie przerażający widok Sohee i jej mamy przy moim łóżku. Muszą przestać mi to robić.

- Skończyłeś? Gdzie jest? - dopytuje Sohee.

Zerkam na zegarek. Spałem dwie godziny. Zwlekam się z łóżka.

- W szafie - sapię, człapiąc w tamtą stronę. - Musiałem powiesić.

Pani Jung ubiega mnie w drodze do szafy. Otwiera drzwi i sapie głośno.

- Co? Co jest? - denerwuje się Sohee.

Pani Jung wyjmuje kostium i pokazuje córce.

- Youngjae, jest wspaniały.

Sohee ściąga go z wieszaka i rozbiera się tak, jak potrafią to tylko zgrabne, wysportowane dziewczyny - przy świadkach, bez cienia skrępowania. Speszony, odwracam wzrok.

- Och - mówi.

Patrzę na nią. Stoi przed wielkim lustrem. Czarny kostium ma długie, wąskie, cieniutkie rękawy, delikatne, połyskliwe, uwodzicielskie, które zarazem przypominają długie rękawiczki bez palców, bo kończą się u szczytu ramion, odsłaniając skrawek gołej skóry. Spódniczka jest taka sama, góra kończy się wiązaniem na szyi. Dodałem dodatkową warstwę poniżej. Cały kostium jest wielowarstwowy, błyszczący i seksowny.

Efekt końcowy jest... romantyczny i śmiały zarazem.

Sohee nie może wyjść z podziwu.

- Bałam się, że uszyjesz mi coś szalonego, coś w twoim stylu. A to... To jestem ja. Moja muzyka, mój układ.

Puszczam obelgę mimo uszu i promienieję.

- Lepszy niż oryginalny - orzeka pani Jung.

- Naprawdę? - podpytuję.

- Tak - odpowiadają i matka, i córka.

Wstaję z podłogi, oglądam moje dzieło.

- Przyda się jeszcze kilka poprawek, tu i tu - wskazuję za luźne miejsca - ale... Tak, powinno być dobrze.

Pani Jung uśmiecha się ciepło. Kamień spadł jej z serca.

- Youngjae, masz talent. Dziękujemy.

Lubi mnie! A przynajmniej to, że umiem szyć. To mi wystarczy. Na razie.

Rozlega się pukanie do drzwi i wchodzą moi rodzice. Wydają okrzyki zachwytu, a Sohee i ja puchniemy z dumy. Zaznaczam miejsca, które muszę zwęzić. Zajmie mi to godzinę. I tylko tyle mam, bo właśnie za godzinę jadą na lotnisko. Wyrzucam wszystkich z pokoju. Szyjąc, co chwila zerkam w okno Daehyuna. Nie ma go. Modlę się do niewidocznego księżyca, żebym mógł go jeszcze zobaczyć przed wyjazdem.

✂️✂️✂️

Sześćdziesiąt pięć minut później wpadam na podjazd Jungów. Sohee i jej rodzice pakują ostatnie walizki. Himchan stoi na ganku z córką na rękach. Jest chyba równie niewyspany jak ja, ale proponuje żartobliwie, żeby Hyunhae potrzymała nowy stój.

Sohee nie uważa, żeby to było śmieszne.

Himchan i Hyunhae zostają, pozostali jadą. Mają nadzieję, że z konieczności weźmie się w garść, ale planujemy z Heechulem dyskretnie mieć na niego oko. Tak na wszelki wypadek. Już mam zapytać o Daehyuna, gdy wybiega z domu.

- Jestem, jestem! - Zatrzymuje się kilka centymetrów ode mnie, gdy w końcu zauważa, że tam jestem.

Podnoszę głowę, aż patrzę mu w oczy.

- Wsiadaj! - woła Sohee. - Jedziemy!

- Nadal masz tę gumkę - mówi Daehyun.

- Nadal mam na sobie te same ciuchy, w których mnie ostatnio widziałeś. - I zaraz najchętniej ugryzłbym się z język, bo przecież nie chcę, żeby pomyślał, że zapomniałem, że ją mam. Doskonale wiem, że noszę ją na ręce.

- Daehyun! - Tym razem to pan Jung.

Mam mu tysiąc rzeczy do powiedzenia, ale zdaję sobie sprawę, że obserwuje nas cała jego rodzina. On też.

- Więc... do zobaczenia za tydzień? - pyta.

- Powodzenia. Dla Sohee. I ciebie. W... we wszystkim.

- Daehyun! - Wszyscy w samochodzie.

- Cześć - mówimy jednocześnie. Wsiada już, wtedy Himchan pochyla się i szepcze mu coś na ucho. Daehyun patrzy na mnie i rumieni się po uszy. Himchan śmieje się głośno. Daehyun zatrzaskuje drzwi i pan Jung wciska gaz. Macham. Daehyun macha mi na pożegnanie, póki nie znikną za zakrętem.

- No proszę. - Himchan odsuwa się od zaborczych łapek córki. - Ty i mój braciszek, co?

Czuję, że policzki mi płoną.

- Co mu powiedziałeś?

- Że cały jesteś w ogniu i że powinien wziąć się w garść i zrobić pierwszy krok.

- Nie!

- Ależ tak. A jeśli nie on, to ty. Jakbyś się jeszcze nie zorientował, mój brat jest palantem, jeśli chodzi o te sprawy.

Chwilę potem dostaję wiadomość od Daehyuna.

Czytam: "Youngjae, idź na bal".

Idę na bal.

✂️✂️✂️

Słyszałem o Sohee - zaczyna Gunhee w piątkowy wieczór. - Szóste miejsce?

- Tak. - Wzdycham głośno. - W wywiadzie po występie była spokojna i skupiona, bardzo profesjonalna. - Oczywiście, że to zawód, powiedziała, ale cieszę się, że mam jeszcze jedną szansę.

- Co za pech. - Znowu Gunhee.

- Jeszcze nie wszystko stracone - rzucam ostro. - Nadal ma szansę.

Gunhee spogląda na mnie z ukosa.

- Myślisz, że tego nie wiem? Nigdy nie jest za późno. Moja rodzina, Byulyi i ja siedzimy w salonie przy telewizorze. Czekamy na program dowolny Sohee.

Program krótki pojechała dwa dni temu. Koniec był już na początku, gdy kamerzysta uchwycił wyraz jej twarzy. Wyczytaliśmy to z jej oczu, z uśmiechu. Strach. Od pierwszych taktów było wiadomo, że coś jest nie tak.

Wszystko stało się bardzo szybko.

Najtrudniejsze kombinacje są na początku jej układu - zazwyczaj tak jest, żeby zawodnik miał dość sił na ich wykonanie. Komentatorzy martwili się jej potrójnym skokiem, który na treningu ciągle się nie udawał.

Tym razem go wykonała, za to upadła przy kombinacji.

Wyraz jej twarzy - tylko przez moment, bo zaraz wzięła się w garść - był przerażający. Komentatorzy cmokali ze współczuciem, gdy dzielnie jechała na drugi koniec lodowiska, ale w naszym salonie panowała cisza. Cały sezon treningów na nic.

I wtedy upadła po raz drugi.

- Nie chodzi tylko o talent, ale też o nerwy - tłumaczył komentator. - Sohee nie jest w stanie sprostać oczekiwaniom, i to ją wykańcza.

A Sohee jakby ich słyszała, jakby chciała powiedzieć: dość tego. Jej determinacja rosła z każdym ruchem, z każdym skrętem. Dodatkowy skok i dodatkowe punkty. Kolejne dwa, bezbłędnie. Nadal ma szansę na olimpiadę, ale dzisiaj nie może popełnić żadnego błędu.

- Nie mogę na to patrzeć. - wzdycha ciężko Heechul. - A jeśli nie załapie się na podium? W kostiumie naszego Youngjae?

Ta sama myśl i mnie nie daje spokoju, ale nie chcę jeszcze bardziej denerwować Heechula, więc obejmuję go serdecznie.

- To nie będzie moja wina. Ja tylko uszyłem kostium, to ona w nim występuje.

Nagle na ekranie pojawia się jej trener, starszy pan o pomarszczonej twarzy i siwej czuprynie. Rozmawia z Sohee na skraju tafli. Sohee raz po raz kiwa głową. Nie widać jej twarzy, za to jej kostium... wygląda super.

Jestem w telewizji! No, powiedzmy.

- Uszyłeś go w jeden dzień? - upewnia się Mihee.

Gunhee ściska mnie za ramię.

- Rewelacja. Jestem z ciebie bardzo dumny.

Byulyi uśmiecha się szeroko.

- Może jednak powinieneś był uszyć mi suknię.

Kilka dni temu wybraliśmy się po jej kreację na bal. Oczywiście to ja ją wybrałem. Jest prosta, pięknie podkreśla jej drobną figurę - i czerwona. W tym samym odcieniu co jej trampki.

Komentatorzy przypominają sportową karierę Sohee. Narzekają, że zawodniczka z tak wielkim talentem wiecznie ulega nerwom. Krytykują ją za ciągłe zmiany trenerów, kwestionują jej wieczne dążenie do perfekcji. Buczymy gniewnie. Znowu robi mi się jej żal. współczuję jej życia pod ciągłym ostrzałem krytyki. Ale i podziwiam ją za wytrwałość, za upór. Nic dziwnego, że jest taka twarda.

Czekam, aż kamery pokażą jej bliskich. A przecież brat bliźniak to taka... ciekawostka! Dzwoniłem wczoraj, bo on chyba jeszcze nie zdobył się na odwagę. Oczywiście był bardzo przejęty, ale udało mi się go rozweselić. A potem to on mówił, żebym na dzisiaj zaprosił Mihee.

- Jest częścią rodziny - tłumaczył. - Musisz ją wspierać. Człowiek stara się bardzie, kiedy wie, że komuś na nim zależy.

- Od kiedy ty jesteś taki mądry, Jung Daehyun? - Uśmiecham się do słuchawki.

Znowu się śmieje.

- To skutek wielu godzin rodzinnych obserwacji.

Kamerzysta jakby mnie słyszał... Jest. To on! Daehyun w szarej wełnianej marynarce i szaliku w paski luźno owiniętym wokół szyi. Ma włosy przysypane śniegiem i zaróżowione policzki; pewnie przed chwilą przyszedł. Wygląda jak uosobienie zimy. W życiu nie widziałem kogoś tak pięknęgo.

Kamera wraca do Sohee i muszę ugryźć się w język, żeby nie krzyknąć, że powinni wrócić do niego. Trener bierze ją za zaciśnięte dłonie, potrząsa nimi lekko i po chwili Sohee wjeżdża na taflę przy akompaniamencie  krzyków tysięcy kibiców. Na widowni kołyszą się transparenty. W naszym salonie wszyscy wytrzymują oddech, gdy czekamy na zbliżenie jej twarzy.

- I proszę bardzo! - krzyczy komentator. - Jung Sohee nie podda się bez walki!

Widać to w jej oczach, w jej postawie, gdy czeka ma pierwsze dźwięki muzyki. Blada cera, czerwone usta, ciemne włosy upięte w kok. Piękna i dzika. Rozlega się muzyka i Sohee płynie z jej lekkością. Jest muzyką. Jest Julią.

- Na początek potrójny lutz i podwójny toeloop - rozlega się głos komentatora. - W zeszłym roku poległa właśnie na tej kombinacji...

Teraz ląduje czysto.

- Potrójny salchow... Proszę zwrócić uwagę, jak się wychyla, zobaczymy, czy zdoła zakończyć piruet...

Kończy bezbłędnie.

Komentatorzy milczą, zafascynowani. Sohee nie tylko wykonuje skoki; ona je odgrywa. Jej ciało kipi emocjami, intensywnością. Fantastyczny piruet, kolejna olśniewająca kombinacja... I oto Sohee podnosi rękę w triumfalnym geście. I już po wszystkim.

Bezbłędny przejazd.

Kamerzysta przesuwa się po rozentuzjazmowanym tłumie. Zbliżenie na jej bliskich. Rodzice ściskają się, śmieją, płaczą. A obok nich jej brat bliźniak o niesfornych włosach wrzeszczy na całe gardło. Serce staje mi w gardle. Kamera ponownie wraca do Sohee, triumfalnie bodącej pięścią powietrze.

Nie! Dawajcie brata!

Komentatorzy śmieją się głośno.

- Wspaniale - zachwyca się mężczyzna. - Ta postawa, ten wdzięk. Jeśli jest w formie, Jung Sohee nie ma sobie równych.

- Owszem, ale czy to starczy po fatalnym krótkim programie?

- Nie udało jej się pojechać bezbłędnie dwa razy z rzędu, ale co za powrót! Jung Sohee może być z siebie dumna. Najlepszy występ w jej karierze.

Sohee zakłada osłony na ostrza łyżew i przechodzi do miejsca, w którym zawodnicy czekają na wyniki. Ludzie rzucają jej kwiaty i pluszowe zwierzaki, ktoś przybija z nią piątkę. Trener obejmuje ją ramieniem. Śmieją się głośno, niecierpliwie czekając na wyniki.

Padają w końcu. Sohee szeroko otwiera oczy ze zdumienia.

Jung Sohee jest druga.

I cieszy ją to, a mnie jeszcze bardziej.

✂️✂️✂️

Przepraszam, jeśli dla kogoś ten rozdział był nudny, ale musiałam tutaj   napisać coś o Sohee, w końcu ona też odgrywa ważną rolę w tym ff

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro