✴28✴
Gunhee chwyta Daehyuna za ramię i ściąga go z łóżka. Jung kuli się w kącie, a ja po omacku szukam okularów.
Skóra mi płonie.
- Co tu się dzieje, do cholery? Czy on zakradł się, gdy... - Gunhee urywa, dostrzega kładkę między oknami. Podchodzi do Daehyuna i mówi - Od jak dawna zakradasz się do pokoju mojego syna? Od wielu dni? Tygodni? Miesięcy?
Daehyun jest tak przerażony, że z trudem wydusza z siebie odpowiedź.
- Nie, proszę pana, skądże. Bardzo przepraszam, proszę pana.
Heechul wbiega do pokoju, zaspany i rozczochrany.
- Co się dzieje? - Widzi skulonego Daehyuna i minę Gunhee.
- Zrób coś - błagam go. - Bo go zabije!
Heechul posępnieje, a ja przypominam sobie coś, co dawno temu powiedział Jaebum - o ile jest gorzej znosić dwóch nadopiekuńczych ojcach. Zaraz jednak łagodnieje i z wahaniem podchodzi do Gunhee.
- Skarbie, posłuchaj, ja też mam ochotę rozerwać go gołymi rękami, ale najpierw porozmawiajmy z Youngjae.
Gunhee jest przerażająco nieruchomy. Jest tak wściekły, że z trudem formułuje słowa:
- Wynocha. I to już!
Daehyun rzuca się do okna. Heechulowi oczy wychodzą z orbit na widok kładki, ale mówi tylko:
- Przez drzwi, Daehyun. Przez drzwi. Wejściowe.
- Chciałem tylko powiedzieć, że niczego nie robiliśmy, my tylko... rozmawialiśmy i spaliśmy. W sensie: spaliśmy - dodaję szybko. - Z zamkniętymi oczami i rękami na kołdrze. Jak dzieci. Nie robiliśmy niczego bez państwa zgodny. Niczego nie... to znaczy...
- Daehyun - szepczę.
Patrzy na mnie smutno.
- Przepraszam. - A potem wybiega, schodzi na parter i wychodzi. Gunhee też wychodzi i trzaska drzwiami do pokoju rodziców.
Heechul milczy przez dłuższy czas. W końcu wzdycha.
- Możesz mi z łaski swojej wyjaśnić, czemu dziś rano w twoim łóżku spał chłopak?
- Niczego nie robiliśmy. Musisz mi uwierzyć! Przyszedł, bo wiedział, że mi smutno. Chciał się upewnić, że nic mi nie jest.
- Youngjae, właśnie w ten sposób chłopcy wykorzystują dziewczyny. Albo innych chłopców - dodaje. - Atakują, kiedy się tego nie spodziewasz, kiedy jesteś w dołku.
Denerwuje mnie to, co sugeruje.
- Daehyun nie mógłby mnie wykorzystać.
- Wszedł z tobą do łóżka, wiedząc, że cierpisz przez niego.
- I tylko rozmawialiśmy!
Heechul splata ręce na piersi.
- Ile to już razy?
Mówię prawdę. Chcę, żeby mi uwierzył, żeby uwierzył, że Daehyun nie zrobił niczego złego.
- To był dopiero drugi, ale za pierwszym nie został na noc.
Zamkna oczy.
- To było przed tym, jak zerwałeś z Jaebumem, czy już po?
Serce podchodzi mi do gardła.
- Przed.
- Powiedziałeś mu o tym?
Robi mi się słabo.
- Nie.
- I nie zastanawiałeś się, czy to w porządku?
Zaczynam płakać.
- Tato, my się przyjaźnimy.
Heechul krzywi się boleśnie i siada na moim łóżku.
- Youngjae, wszyscy wokół widzą, że ten chłopiec jest w tobie zakochany. Ba, nawet ty o tym wiesz. I choć okropne jest, że tu był, jeszcze gorsze jest to, że go zwodzisz. Miałeś chłopaka. Co ty sobie myślałeś? Nie wolno tak traktować ludzi. Żadnego z nich.
Nie przypuszczałem, że można się poczuć jeszcze gorzej, a jednak.
- Posłuchaj... - Sądząc po minie Heechula, wolałby zjeść tłuczone szkło, niż powiedzieć to, co zaraz padnie z jego ust. - Wiem, że dorastasz. I choć to trudne, godzę się z pewnymi... rzeczami, które robisz. Ale jesteś inteligentnym młodym chłopcem, rozmawialiśmy o tym nieraz i m nadzieję, że od tej pory będziesz podejmował właściwe decyzje.
Nie mogę na niego patrzeć.
- I musisz zrozumieć, że to dla nas bardzo trudne, zwłaszcza dla Gunhee. Ale zawsze ze mną możesz pogadać. Chciałbym, żebyś to robił.
- Dobrze. - To słowo z trudem przechodzi mi przez gardło.
- I nie chcę znowu zastać chłopaka w twoim pokoju, jasne? - Czeka, aż skinę głową, i dopiero wtedy wstaje. - No dobrze. Pogadam z Gunhee i zobaczę, co da się zrobić. Ale nie łudź się choć przez chwilę, że to ci ujdzie płazem.
- Wiem.
Podchodzi do drzwi.
- Nigdy więcej, rozumiemy się?
- A kiedy wyjdę za mąż? - staram się rozluźnić sytuację.
- Kupimy mu połówkę. Będzie na niej spał podczas wizyt.
Nic na to nie poradzę, parskam śmiechem. Heechul wraca. Obejmuje mnie.
- Nie żartuję - zapewnia.
✂✂✂
Po południu już znam karę. Szlaban na całe nadchodzące ferie zimowe. Kolejny miesiąc w domu. Szczerze mówiąc, wcale się tym nie przejąłem. Przeraża mnie inny element kary, ten, o którym nie rozmawiamy.
Rodzice stracili do mnie zaufanie. Muszę zdobyć je na nowo.
Przez cały dzień liczę, że zobaczę Daehyuna w oknie, ale w ogóle nie wchodzi do swojego pokoju. Koło trzeciej widzę, jak przemyka się przy oknie w kuchni, więc wiem, że nadal jest w domu. Dlaczego mnie unika? Jest mu wstyd? Jest zły? Czy rodzice zadzwonili do państwa Jung? Wolę o to nie pytać, żeby im nie podsuwać tego pomysłu, na wypadek gdyby jednak jeszcze na to nie wpadli.
Zanim Daehyun w końcu zapali światło u siebie, jestem w rozsypce. Jest kilka minut po ósmej. Odkładam pracę domową z angielskiego i podbiegam do okna. Już jest. Otwieramy je jednocześnie i nocną ciszę przerywa... ryk.
Daehyun znowu ma na rękach córeczkę Himchana.
- Sorry! - woła. - Nie mogę jej odłożyć!
- W porządku! - odkrzykuję.
I wtedy coś do mnie dociera. Gwałtowne zamykam okno. Daehyun wydaje się zaskoczony, ale podnoszę palec do ust i bezgłośnie mówię: sekundę. Wyrywam kartkę z zeszytu i piszę fioletowym markerem. Przyciskam kartkę do szyby.
„Rodzice! Pogadamy później! Bez małej!"
Chyba kamień spadł mu z serca. Zaraz z przerażeniem zamyka okno. Przez kolejną minutę oboje, z duszami na ramionach, czekamy, aż moi rodzice wpadną do mego pokoju. Ale nie. Jednak nawet przez zamknięte okna słyszę szloch Hyunhae. Daehyun nosi ją na rękach, kołysze, ale mała ciągle płacze.
Gdzie Himchan? Jego żona? Czy to nie oni powinni się tym zająć?
Do pokoju Daehyuna wpada Sohee. Bierze od niego Hyunhae, która ryczy coraz głośniej. Bliźnięta krzywią się boleśnie i Daehyun przejmuje bratanicę. Mała uspokaja się trochę, ale nadal płacze. Sohee zerka w moją stronę. Nieruchomieje. Macham jej nieśmiało. Odpowiada gniewnym spojrzeniem.
Daehyun widzi jej minę, mówi coś i Sohee wychodzi, a po chwili zapala się światło w jej pokoju. Daehyun odwraca się do mnie plecami, cały czas kołysząc Hyunhae, gdy do pokoju wchodzi pani Jung. Zaciągam zasłonę. Nie wiem, co się u nich dzieje, ale nie chcę, żeby jego mama pomyślała, że ich podglądam.
Ponownie siadam nad wypracowaniem z angielskiego, ale nie mogę się skupić. Znajome, obezwładniające poczucie winy. Kiedy w zeszłym tygodniu widziałem Jungów na podjeździe, byli czymś wyraźnie przejęci. A ja nawet nie zapytałem Daehyuna, o co chodziło. Był tu przez całą noc, a mnie to nawet nie przyszło do głowy. A przecież on zawsze pyta o wszystko, co dzieje się w moim życiu. Ależ że mnie egoista.
Dociera do mnie nowe objawienie: nie zasługuję na niego.
Daehyun gasi światło i ten nagły mrok tylko utwierdza mnie w moich obawach. Jest dla mnie za dobry. Jest taki kochany i uczuciowy. Jest człowiekiem honoru. Nie zasługuję na niego, ale... i tak go pragnę.
Czy można sobie na kogoś zasłużyć?
Nie wraca przez prawie dwie godziny. Kiedy w końcu przychodzi, znowu odsłaniam okno, a Daehyun - swoje. Widzę, że jest zmęczony, smętnie zwiesza ramiona, ba, jeden kosmyk włosów opadł mu na czoło. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby włosy mu opadły.
- Przepraszam - mówi znużony. Cicho, bo wie, że zagrożenie ze strony rodziców jeszcze nie minęło. - Za tę noc. Za ranek. Za dzisiaj. Twoi rodzice nie odpuścili, prawda? Taki ze mnie...
- Przestań już, proszę. Nie musisz przepraszać.
- Wiem. Żadnych przeprosin. - Jest pochmurny.
- Nie. Nie przepraszaj za wczoraj. Za dzisiaj. Chciałem, żebyś u mnie był.
Podnosi głowę. I znowu intensywność jego spojrzenia sprawia, że serce tłucze mi się w piersi.
- To ja powinienem cię przeprosić - mówię. - Widziałem, że coś się u was dzieje, nawet nie zapytałem. Nawet mi to przez myśl nie przeszło.
- Youngjae... - mars na jego czole się pogłębia. - Przechodzisz teraz trudny okres. Nawet nie przyszło mi do głowy, że miałbyś teraz czas martwić się o moją rodzinę. Co to w ogóle za pomysł.
Usprawiedliwia mnie, choć postępuje źle. Nie zasługuję na niego.
Waham się.
Więc... może mogę na niego zasłużyć.
- No, ale... co się dzieje? Chyba że nie chcesz mi powiedzieć, zrozumiem to.
Daehyun opiera się o parapet i patrzy w nocne niebo. Zwleka z odpowiedzą tak długo, że zaczynam się już zastanawiać, czy w ogóle mnie słyszał. Gdzieś w oddali rozlega się syrena przeciwmgielna. Do pokoju wkrada się mgła i wilgoć pachnąca eukaliptusem.
- W zeszłym tygodniu mój brat odszedł od żony. Zabrał Hyunhae i póki nie wymyśli, co dalej, zostanie u nas. Nie jest w najlepszej formie, więc musimy się nimi zająć. Obojgiem.
- A gdzie jego żona? Czemu to on zabrał małą?
- Nadal w ich mieszkaniu. Ona... przechodzi kryzys życiowy.
Splatam ręce na piersi.
- Co to znaczy? Jest lesbijką?
- Nie. - Daehyun odrywa wzrok od nieba i patrzy na mnie. Widzę, że czuje się nieswojo. - Jest od niego o wiele młodsza. Pobrali się, zaszła w ciążę, a teraz jej się to nie podoba, to nowe życie. Chce wychodzić i balować. W zeszły weekend... Himchan dowiedział się, że go zdradzała.
- Tak mi przykro. - Myślę o Jaebumie. O Daehyunie w moim pokoju. - To okropne.
Wzrusza ramionami i odwraca głowę.
- I dlatego w końcu przyjechałem. No wiesz, żeby im pomóc.
- To znaczy, że nadal gniewasz się na Sohee?
- Może, sam już nie wiem. - Przesuwa palcami przez ciemne włosy, aż sterczą jeszcze bardziej. - Czasami strasznie wszystko komplikuje, i to bez potrzeby. Ale chyba teraz robię dokładnie to samo.
Nie kończę tej myśli, wracam do Jaebuma. Przypominają mi się moje naiwne marzenia o wspólnej przyszłości.
- Myślisz... myślisz, że żona Himchana robi to wszystko, bo pobrali się za młodo?
- Nie. W ogóle nie powinni się pobierać. Jedynym, którzy wierzył, że im się uda, był Himchan, ale było jasne, że to nie jest kobieta dla niego.
Kobieta dla niego. Nie ona.
- Skąd wiedzieliście? Że to nie ona?
Teraz to on wbija wzrok w swoje dłonie. Zaciera je powoli.
- Między nimi nie było... chemii. Rozumiesz? To nigdy nie było łatwe.
Mówię coraz ciszej.
- Zawsze musi być łatwo? Żeby się udało?
Gwałtowne podnosi głowę, przejęty, gdy dociera do niego, co chcę powiedzieć.
- Nie. To znaczy tak, ale... czasami są pewne... okoliczności łagodzące. Przez które łatwo nie jest. Przez pewien czas. Ale kiedy uda się pokonać te przeciwności, to...
- Więc wierzysz w drugą szansę? - Zagryzam usta.
- W drugą, trzecią, czwartą. Ile będzie trzeba. Pod warunkiem że walczysz o właściwą osobę - dodaje.
- A jeśli tą osobą jest... Youngjae?
- Tylko jeśli tą drugą osobą jest Daehyun.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro